niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 30

Droga do domu Lovegooda zajęła Harry'emu, Draconowi i Pansy dwadzieścia minut. Wchodząc przez bramę, która prowadziła do domu pana Lovegooda cała trójka była pełna obaw. Obaw, że za chwilę zjawą się Śmierciożercy i wszystko dobiegnie końca, a Voldemort wygra. Choć czasem Harry i Draco zadawali sobie pytanie, czy to może skończyć się dobrze dla nich?
-Po co komu aż dwie bramy?-zapytała Pansy widząc kolejną bramę.
-Dla bezpieczeństwa-odpowiedział Harry. Do bramy przybite była trzy tabliczki. Na jednej widniał napis:
Żongler. WydawcaKs. Lovegood
na drugiej: 
Zerwij sobie jemiołę
na trzeciej: 
Uwaga na sterowalne śliwki.*
Gdy przechodzili przez bramę Draco szybko przeczytał trzy tabliczki i zaśmiał się z drugiej.
-Wam to jemioła nie potrzebna-stwierdził, a Parkinson zmierzyła go wzrokiem godnym samego Bazyliszka.  Doszli do domu, a Potter zapukał do drzwi. Nie minęło kilka sekund, a drzwi otworzyły się i stanął w nich Ksenofilius Lovegood, w poplamionej nocnej koszuli. Długie, białe włosy, przypominające kolorem włosy Dracona były w nieładzie.
-Dzień dobry, panie Lovegood-przywitał się Harry.
-Harry Potter we własnej osobie. 
-Mówił pan, że w razie jakichkolwiek pytań czy kłopotów mogę się do pana zgłosić. 
-Naturalnie. Wejdźcie-ledwo przekroczyli próg Ksenofilius zatrzasnął za nimi  drzwi. Stali w chyba najbardziej zagraconej kuchni jaką widział świat. Pan Lovegood poprowadził gości na piętro, które bez wątpienia było salonem i pracownią w jednym. W kącie stała maszyna, która ''wypluwała'' coraz to nowe egzemplarze Żonglera. Mężczyzna kazał im usiąść na fotelach przy stole i sam zajął miejsce na przeciwko nich. -Więc o co chodzi?-zapytał patrząc uważnie na Harry'ego.
-Chodzi nam o insygnia śmierci. Moja kuzynka powiedziała, że miał pan taki sam znak na weselu Billa i Fleur.
-Chodzi Ci o to?-Ksenofilius wyciągnał z pod koszuli naszyjnik, który pokazał Potterowi.
-Tak, o to.  O co chodzi z tymi insygniami? 
-Zapewne znacie Opowieść o trzech braciach jak mniemam. 
-Nie-odpowiedział  jednocześnie Harry i Draco, a Pansy spojrzała na nich jak na idiotów.
-Opowiedzieć?-zapytała, a kiedy Lovegood kiwnął głową, zaczęła:-Było raz trzech braci, którzy wędrowali opustoszałą, krętą drogą o zmierzchu.*
-Czemu o zmierzchu? O północy byłoby lepiej-stwierdził Draco, a Harry wzruszył ramionami.
-Chcesz sam to opowiedzieć?-warknęła Ślizgonka, a blondyn uniósł tylko ręce w geście obronnym.
-Kontynuuj.
-Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej, by przez nią przejść, i zbyt groźnej, by przez nią przepłynąć. Bracia znali się jednak na czarach, więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu, gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać.
I Śmierć przemówiła do nich.**
-Zaraz-przerwał Harry.-Jak Śmierć mogła do nich przemówić?
-To tylko bajka, Harry.
-No, tak. Przepraszam.
-Była zła, że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć, bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać, że podziwia czarodziejskie uzdolnienia trzech braci, i oznajmiła im, że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci.
I tak, najstarszy brat, który miał wojownicze usposobienie, poprosił o różdżkę, której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek, za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku – różdżkę godną czarodzieja, który pokonał Śmierć! I Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki, wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu, mówiąc: „To różdżka z czarnego bzu, zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku, zwyciężysz każdego”.
Drugi w kolejności starszeństwa brat, który miał złośliwe usposobienie, postanowił jeszcze bardziej upokorzyć Śmierć i poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu. I Śmierć podniosła gładki kamień z brzegu rzeki, dała mu go i powiedziała, że ów kamień ma moc ściągnięcia umarłego zza grobu.
Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata, co by chciał od niej dostać. A był on z nich trzech najskromniejszy, a także najmądrzejszy, więc nie ufał Śmierci. Poprosił o coś, co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca, nie będąc ściganym przez Śmierć. I Śmierć, bardzo niechętnie, wręczyła mu swoją Pelerynę-Niewidkę.**
-Śmierć miała Pelerynę-Niewidkę?-przerwał Harry.
-Stary, zarąbałeś Śmierci pelerynkę-zaśmiał się Draco, a Potter dołączył się do niego.
-Imbecyle-mruknęła Parkinson.-Wówczas Śmierć odstąpiła na bok i pozwoliła trzem braciom przejść przez rzekę i powędrować dalej, co też uczynili, rozprawiając o przygodzie, która im się przytrafiła, i podziwiając dary Śmierci.
I zdarzyło się, że trzej bracia się rozstali, każdy poszedł własną drogą.
Pierwszy brat wędrował przez tydzień lub dwa, aż doszedł do pewnej dalekiej wioski i odszukał czarodzieja, z którym się kiedyś pokłócił. Mając Czarną Różdżkę w ręku, nie mógł przegrać w pojedynku, który nastąpił. Zostawił ciało martwego przeciwnika na podłodze, a sam udał się do gospody, gdzie przechwalał się głośno mocą swojej różdżki, którą wydarł samej Śmierci i dzięki której stał się niezwyciężony.
Tej samej nocy do najstarszego brata, który leżał w łóżku odurzony winem, podkradł się inny czarodziej. Zabrał mu różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął gardło.
I tak Śmierć zabrała Pierwszego brata.
Tymczasem drugi brat powędrował do własnego domu, w którym mieszał samotnie. Zamknął się w izbie, wyjął Kamień, który miał moc ściągania zmarłych zza grobu i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego zdumieniu i radości natychmiast pojawiła się przed nim postać dziewczyny, z którą kiedyś miał nadleję się ożenić, zanim spotkała ją przedwczesno śmierć.
Była jednak smutna i zimna, oddzielona od niego jakby woalem. Choć wróciła zza grobu, nie należała prawdziwie do świata śmiertelników i bardzo cierpiała. W końcu ów drugi brat, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą, zabił się, by naprawdę się z nią połączyć.
I tak Śmierć zabrała drugiego brata.
Choć Śmierć szukała trzeciego brata przez wiele lat, nigdzie nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy był w bardzo podeszłym wieku, zdjął z siebie Pelerynę-Niewidkę i dał ją swojemu synowi. A wówczas pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i poszedł za nią z ochotą, i razem, jako równi sobie, odeszli z tego świata.**-Pansy zakończyła opowiadać, a Ksenofilius odwrócił wzrok od okna i powiedział:
-Insygniami Śmierci są  Czarna Różdżka-namalował na kartce dość perfekcyjną kreskę,-Kamień Wskrzeszenia-od końca do środka kreski namalował kółko-i Peleryna-Niewidka-tym razem na papierze powstał trójkąt zamykający cały rysunek.-Razem tworzą symbol Insygniów Śmierci. Ten kto posiądzie wszystkie trzy zostanie Panem Śmierci.
-Czyli jeżeli Czarny Pan posiądzie je wszystkie zyska nieśmiertelność?-zapytał Harry.
-Być może, że tak. Jednak jedynym posiadaczem Peleryny-Niewidki jesteś ty.
-A Czarna Różdżka i ten Kamień?
-Och, to tylko przesądy. Nikt nie wie, czy to prawda. Podobno pierwszymi ich posiadaczami byli bracia Peverell. Voldemort zapewne o tym wie-w pokoju zaległa cisza. Trójka przyjaciół zastanawiała się nad tym czy Riddle wie już o tym, że to Harry ma pelerynę. Ciszę przerwał jednak odgłos teleportacji. Zdziwiony Draco podszedł do okna i wyjrzał na podwórko. Przeraził się widząc twarz swojego ojca, patrzącą prosto na niego.
-Wie pan. Nie chcę być niegrzeczny, ale chyba musimy już się zbierać-stwierdził Draco, patrząc błagalnie na Pansy, która podeszła do niego i zobaczyła to co on.
-Tak, Draco ma rację-powiedziała dziewczyna.
-O co Wam chodzi?-zapytał Harry podchodząc. Pansy w tym czasie wyciągnęła różdżkę, którą skierowała prosto na Ksenofiliusa.
-Drętwota-wypowiedziała zaklęcie, a ciało Lovegooda opadło bezwładnie na fotel. Harry stanął w półkroku i popatrzył na nią zdziwiony.-Podejdziesz tu i złapiesz mnie szybko za rękę. Masz spojrzeć na podwórko przed domem-nakazała, a chłopak wykonał posłusznie jej polecenie. W między czasie Draco, który wiedział już o co chodzi dziewczynie również złapał ją za rękę. Czując, że oboje ją trzymają i kiedy Harry spojrzał przez okno pomyślała o miejscu, o którym mówiła jej kiedyś Ginny i Hermiona. Okręcili się w miejscu i po chwili wylądowali na jakiejś piaszczystej plaży.
-Co my tu robimy?-zapytał Draco, wychodząc z morza, w którym wylądował jako jedyny. Nagle nadepnął na coś co przypominało metal. Podniósł to i ku ich oczom ukazał się Miecz Gryffindora.
-Skąd ty...?-zdziwił się Harry. Choć Malfoy również nie potrafił tego pojąć, jak miecz samego Godryka Gryffindora znalazł się pod jego nogami. Jego. Wrednego Ślizgona, który nienawidził połowy Gryffindoru.
-Harry, czy ty zabiłeś Bazyliszka właśnie tym mieczem?-zapytała Pansy, przyglądając się uważnie swojemu chłopakowi.
-Ale to było jakieś pięć lat temu-stwierdził Wybraniec.
-Wchłania wszystko to, co go wzmacnia-wyrecytowała.
-Czyli?
-Jad Bazyliszka jest szkodliwy dla człowieka, ale nie dla miecza. Pozwala na to, żeby nie rdzewiał.
-Jeżeli to prawda, to mieczem można zniszczyć horkruksa.
-Dlatego Dumbledore Ci go zapisał. Spróbuj go zniszczyć.
-Draco.
-Co znowu ja?-zdziwił się chłopak.
-Na Ciebie działa najgorzej i to ty znalazłeś miecz-odpowiedział Potter.
-Chyba sobie żartujesz. Nie dotknę tego nawet kijem.
-Zrób to dla Hermiony. Zrób to, żeby szybciej móc się z nią zobaczyć.
-Niech Ci będzie. Ale robię to tylko dla niej-oznajmił Ślizgon i odebrał od Harry'ego medalion Slytherina i miecz Gryffindora. Ułożył medalion na większym kamieniu i stanął naprzeciwko.
-Stary, możesz zobaczyć jakieś scenki, ale nie ufał temu. To tylko to czego się boisz. Dziennik Riddle'a próbował mnie zabić, więc dźgnij to szybko. Ja spróbuję do tego przemówić.
-Ale mi pocieszenie. Miejmy to za sobą-Harry przemówił do medalionu mową węży i cofnął się, kiedy ten zaczął się otwierać. Srebrna poświata, która wydobyła się z wnętrza medalionu otoczyła Malfoy'a.
-Widziałem Twoje serce, Draconie Malfoy'u-przemówił głos z medalionu. Przypominał on chlopakowi Voldemorota. Ale czego miał się spodziewać po jego horkruksie?-Widziałem to czego się boisz. Strach przed stratą ukochanej. Strach przed stratą matki. Zawsze ten drugi. Mniej ważny od brata, którego rodzice kochali bardziej, w którego wierzyli-na samo wspomnienie brata serce blondyna zabiło mocniej. Nienawidził go, kochając jednocześnie. Uważał go za tchórza, ale i wzór do naśladowania. Wzór, którego mu brakowało. Gdzieś w dali słyszał głos matki mówiącej, że Daniel nie żyje. Słowa ojca, każące mu być mężczyzną. Obraz Pansy mówiącej, że Hermiona znajdzie innego. Spojrzał na swoją dłoń, w której spoczywał miecz, a potem, w ciągu jednej sekundy znalazł się on na medalionie, który natychmiast stał się zwykłym naszyjnikiem. Odwrócił się do Harry'ego i Pansy i uśmiechnął.
-To, co, odpowiesz co tu robimy?-zapytał blondyn patrząc na Parkinson.
-Ginny i Hermiona mówiły, że w razie czegoś mamy się tu teleportować. Bill i Fleur nam pomogą-odpowiedziała dziewczyna.
-Co ty tam widziałeś?-zapytał Potter, kiedy szli w stronę małego domku, stojącego na jednym z nadmorskich klifów.
-Coś do czego nigdy nie dopuszczę-oznajmił i objął Potter po bratersku.
-Wciąż mnie dziwi dlaczego to ty znalazłeś miecz, skoro nie jesteś nawet Gryfonem.
-Może ma niezłe zadatki na Gryfona, ale Tiara dla zasady umieściła go w Slytherina-zaśmiała się Pansy. Gdy doszli do domu zapukała do drzwi. Po krótkiej chwili otworzyła je Fleur. Nie wydawała się zdziwiona ich widokiem i wpuściła ich do środka. Muszelka, bo tak nazwano ten dom była dość skromna, choć stylowa. Kobieta poprowadziła ich do kuchni, w której siedział Bill. Ten już zdziwił się widząc Harry'ego, Dracona i Pansy.
-Zakon mówił, że się tu zjawicie-oznajmiła Fleur.

***

Harry, Draco i Pansy zostali w Muszelce. Przez trzy miesiące zastanawiali się wraz z Billem i Lupinem, który był dość częstym gościem nad kolejnym miejscem, w którym mógł być ukryty horkruks. Przez cały ten czas nikt nie mógł powiązać żadnego miejsca, do którego Voldemort mógłby być silnie przywiązany. Draco starał się myśleć jak najmniej nad Hermioną. Co prawda Remus przynosił mu jakieś informacje o niej, ale i tak bał się o nią. Harry nie chciał, żeby Lupin powiedział komukolwiek, że wie gdzie są, co za tym szło, miejsce, w którym przebywali było tajemnicą Malfoy'a. Nie wiedział on, że Hermiona też ma swoją tajemnicę, o której Draco miał się nie dowiedzieć. Właśnie siedział razem z innymi w salonie Muszelki. Przypominał sobie miejsca, w których bywał z ojcem czy z Bellatrix. 
-Wiem-powiedział po dziesięciu minutach.
-Co?-zapytała poirytowana Pansy. 
-Mówiłeś coś o czarce Hufflepuff. Ja chyba wiem, gdzie ona jest-zwrócił się do Harry'ego.
-Gdzie?-spytał Potter.
-W skarbcu Lestange'ów.
-Świetnie, w takim razie nigdy go nie zniszczymy.
-Chyba, że wejdziemy do skarbca.
-A jak to chcesz zrobić?
-Hermiona dała Pansy kilka fiolek z eliksirem wielosokowym. Ja mam włos Bellatrix. Pansy będzie nią. Wejdę z nią jaką jej siostrzeniec, a ty ukryjesz się pod peleryną.
-A klucz?
-A da się go zmienić?
-Skąd mam wiedzieć?
-Bill na pewno wie-odezwał się Lupin.
-Jeśli się da to rzucimy jakieś zaklęcie na gobliny, jak się nie da mam klucz do jej skrytki.
-Niby skąd go masz?-zapytała Ślizgonka.
-Jestem jej siostrzeńcem. I uwierz, że odkąd zamknęli jej męża nie miała co robić z kasą. A ja miałem potrzeby, na które rodzice nie dawali.
-Nie jest taka zła na jaką wygląda.
-Da się polubić.
Po godzinie Harry i Draco czekali na Pansy, która miała się zjawić przed Muszelką. Kiedy usłyszeli czyjeś kroki odwrócili się i ujrzeli przed sobą Bellatrix Lestrange.
-I?-zapytała, na co chłopcy odetchnęli z ulgą.
-Ja miałem ochotę zwiewać-odpowiedzieli równocześnie.
-Harry zakładasz Pelerynę, Draco dajesz mi ten klucz i teleportujemy się przed bank-oznajmiła Parkinson i już po kilku sekundach stali w ciemnej uliczce prowadzącej do Banku Gringotta. Dziewczyna i Draco ruszyli przodem, a Harry szedł kilka kroków za nimi. Zdziwiło ich, że bank nie miał żadnych dodatkowych zabezpieczeń i bardzo łatwo można było do niego wejść. Idąc korytarzem do stanowiska jednego z goblinów czuli na sobie wzrok pozostałych. Ślizgonka przybrała chłodny wyraz twarzy i odchrząknęła stając obok biurka, pokazując swoją obecność. Malfoy zmienił swój wyraz twarzy na ten, którego nauczył się w domu i stanął obok dziewczyny.-Chciałam wypłacić pieniądze ze swojego skarbca-oznajmiła chłodnym tonem godnym Lestrange. Goblin jednak nie spojrzał na nią i dalej wypisywał coś w swojej księdze.
-Mogę prosić pani różdżkę?
-Nie sądzę, aby było to potrzebne-w tym momencie goblin oderwał się od pisania i spojrzał na Pansy.
-Och, pani Lestrange. Prosiłbym jednak o pani różdżkę-Draco, choć wciąż udawał starego Malfoy'a w głębi poczuł niepokój. Harry wiedząc, że inaczej to nie zadziała rzucił zaklęcie Imperiusa, a goblin uległ. Po chwili zjeżdżali już do podziemi. Niespodziewanie pojawił się przed nimi wodospad, w który wjechali i spadli. Draco szybko użył zaklęcia spowalniającego, przez co upadek mniej bolał. Wszyscy spojrzeli na Pansy, która wyglądała normalnie, choć eliksir powinien jeszcze działać. Harry jeszcze raz użył tego samego zaklęcia na goblinie. Weszli do skarbca, uprzednio omijając smoka, który strzegł skrytki. Potter i Malfoy od razu zauważyli przedmiot, na którym tak bardzo im zależało. Kiedy Gryfon chciał złapać za niego, blondyn złapał go za nadgarstek. Wskazał głową na taką samą czarkę na wyższej półce regału.
-Pansy, odsuń się-poprosił i chwycił za ten niżej i rzucił w przestrzeń za dziewczyną. Nagle pojawiło się ich kilka i każdy odbił się od ściany.-Nie dotykajcie niczego-nakazał.-Lubisz latać?-zapytał Harry'ego i nie czekając na jego reakcję rzucił na niego zaklęcie Wingardium Leviosa.-Złap tylko za pucharek-czarnowłosy zrobił to co  mu kazał Ślizgon i po chwili wylądował na ziemi.-Wracamy zanim połapią się, że coś nie gra-wyszli ze skrytki i spojrzeli w dół. Piętro niżej stała już ochrona banku, składająca się z piętnastu goblinów.

*Tekst pochodzi z książki Harry Potter i Insygnia Śmierci autorstwa J.K.Rowling. 
**Opowieść o Trzech Braciach z książki Baśnie barda Beedle'a autorstwa J.K.Rowling. 


~~○○~~
Witam i o zdrowie się pytam. Mam nadzieję, że jakoś się czujecie, chociaż szczerze Wam powiem, że mnie to chyba znowu grypa bierze. 
Wiem, że rozdział miał się pojawić 22.12, ale jest dzisiaj. Napisałam go już wczoraj, ale chciałam dać Wam trochę czasu, żebyście wszyscy mogli przeczytać rozdział 29. 
Jeśli dobrze pójdzie rozdział 31 pojawi się jeszcze przed weekendem, ale nie obiecuję, bo tydzień mam zawalony sprawdzianami i kartkówkami, ale do 22.12 powinien już być. Liczę, że epilog ukaże się jeszcze w wigilię, a jeśli mi się to nie uda to dodam miniaturkę, a  epilog 25/26.12.2013 r.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba, bo trochę mi zajął. 

Pozdrawiam,
Alex_x.  

2 komentarze:

  1. Wieeeecej! Swietnie piszesz. :) Pisz wiecej i czesciej dodawaj :D

    Pozdrawiam , Patrycja :3

    OdpowiedzUsuń