sobota, 28 września 2013

Rozdział 17.

-Ale w Durmstrangu nie toleruje się szlam. Je się powinno tępić-Draco w jednej chwili ze spokojnego i opanowanego chłopaka stał się jedną wielką wybuchową mieszanką.
-Tylko, że ja w odróżnieniu od Ciebie, wiem co to kultura osobista-odpowiedziała Hermiona patrząc Alexowi wyzywająco w oczy.
-Bez wątpienia. W końcu mugole są od tego specjalistami-zadrwił.-Dlatego umierają najwcześniej.
-Nigdy więcej nie waż się mówić o moich rodzicach w ten sposób-warknęła wstając od stołu.-Może i byli mugolami, ale nauczyli mnie więcej niż ten Twój pieprznięty ojczulek i matka, która zostawiła Cie, kiedy miałeś dwa miesiące-krzyknęła i wybiegła z jadalni. Zaraz za nią wyszedł Draco, a wszyscy zebrani popatrzyli na Alexa z politowaniem. Malfoy szybko dogonił dziewczynę, która zamierzała wyjść z domu. Złapał ją w pasie i obrócił twarzą do siebie. Widział w jej oczach łzy, a kiedyś obiecał sobie, że nie pozwoli jej płakać. Ona widząc go wtuliła się w niego.
-Nie płacz-szepnął, a Hermiona podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
-Nie płaczę. Nie dam mu tej satysfakcji.
-Moja dzielna Gryfonka.
-Gryfoni z natury są dzielni.
-Też racja.
-Pójdziemy do Londynu?
-Ja jestem za. Ale Twoi dziadkowie się zgodzą?
-Zgodzili się. Wczoraj już pytałam.
-To idziemy?-dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła z Malfoyem do drzwi. Po kilku chwilach znaleźli się w samochodzie, który miał zawieść ich do Londynu. Przez cały czas żadne z nich się pod jednym z ulubionych centrów handlowych Hermiony. Draco popatrzył na nią jak na wariatkę, ale ona pociągnęła go do środka. Chodzili po całym centrum przed dobre dwie godziny, aż Granger zdecydowała się wejść do jednego  sklepu, z którego wyszli dopiero po kolejnej godzinie. Potem udali się do kawiarenki niedaleko centrum Londynu.
-Zastanawiałaś się kiedyś, co by było, gdybyśmy nigdy się nie spotkali?-zapytał blondyn, kiedy siedzieli przy jednym ze stolików.
-Nigdy nad tym nie myślałam. Ale mogłoby być nudno-zaśmiała się. Po chwili do kawiarenki wszedł Harry i Blaise. Widać było po nich, że coś jest nie tak. Na przywitanie Hermiony i Dracona kiwnęli tylko głowami.
-Co jest?-odezwał się Malfoy.
-Problem-odpowiedział Potter.
-Jaki?
-W Zakonie jest zdrajca. Nikt się nie przyznał. Śmierciożercy już wiedzą, gdzie jesteście. Mają też kogoś w Ministerstwie.
-Namiar.
-Dokładnie. Dumbledore powiedział, że nie zabiją Malfoy'a, bo jest dla nich zbyt ważny.
-Cóż za zaszczyt.
-Śmierciożercy byli już u Twoich dziadków, ale nic nikomu się nie stało, bo zrobili to w miarę kulturalnie. Ucierpiał tylko nos Twojego kuzyna, Hermiona. Aurorzy zabezpieczyli dom, ale i tak tam nie wrócisz-oznajmił Wybraniec, zwracając się do dziewczyny.
-Co?-zdziwiła się.
-Chodzi o to, że ja wrócę do Malfoy Manor, a ty pójdziesz z nimi. Lepiej, żebym nie wiedział dokąd. Tak będzie bezpieczniej-wyjaśnił blondyn.
-Draco ma racje-zgodził się Zabini.-Śmierciożercy zaraz tu będą. Musimy już iść, Hermiona-całą czwórką wyszli z kawiarni i weszli w ciemną uliczkę. Granger wtuliła się w Malfoy'a, który pocałował ją w czoło.
-Niezależnie od tego, co by się działo, pamiętaj, że Cie kocham, tak?-złapał jej twarz w dłonie, a kiedy skinęła lekko głową, pocałował ją.
-Dobra-przerwał Harry.-Pamiętasz co i jak?-zapytał Dracona.
-Pewnie. Byłem z Hermioną tylko, żeby wyciągnąć od niej informacje na temat Zakonu.
-Zachowuj się jak dawniej.
-Pamiętam. Zapewne i tak mi nie uwierzą i zmodyfikują pamięć.
-Potem już wiadomo.
-Idźcie już-Ślizgon ostatni raz pocałował Hermioną, która teleportowała się z Harrym i Blaisem. On stał nonszalancko oparty o ścianę. Chciał być jak najbardziej przekonywujący. Znów musiał stać się zimnym draniem, którego chciał jego ojciec.
-Długo kazaliście na siebie czekać-oznajmił, kiedy w uliczce zmaterializowały się cztery postacie.
-Nigdy bym nie pomyślała, że usłyszę to z ust zdrajcy-syknęła Bellatrix, na co Draco uśmiechnął się w iście ślizgoński sposób.
Skoro tak, to pewnie nie potrzebujecie mnie, ani niczego innego co mam Wam do przekazania-doskonale wiedział, że zależy im na tym co posiadał. Wiedział, że każdy z nich chciał podlizać się Voldemortowi. Odszedł kilka kroków, zanim jego ojciec nie złapał go za nadgarstek. Zawsze zastanawiało go, jak ten koleś wywija się od Azkabanu, ale nigdy nie odpowiedział sobie na to pytanie.
-Udowodnij, że to co masz, nie jest kłamstwem-warknął Lucjusz.
-W Ministerstwie jest człowiek, który zna przepowiednie Granger i Potter. Wcale nie chodzi mi o Wybrańca, tylko o jego siostrę. Doskonale wie co ona oznacza. On, jako jeden z kilku osób wtajemniczonych. A tymi osobami jest sam Potter, Zabini i Dumbledore. Ten koleś prędzej umrze, niż zdradzi cokolwiek ze swojej pracy. Ma taką zasadę.
-Do rzeczy-ponaglił go ojciec.
-Spokojnie, już mowie-ciągnął dalej.-Przepowiednia mówi, że jeśli obydwie, znaczy Granger i Potter staną po osobnych stronach, wojna będzie czymś czego wygrać w żaden sposób się nie da. Wyjściem jest, zostawić je po stronie Zakonu, albo zwerbować.
-Zwerbować?-zdziwiła się Lestrange. Chłopak na jej pytanie kiwnął głową.-Ale ona jest szlamą. Ją trzeba zabić, a nie werbować.
-Jeśli życie Ci nie jest miłe, proszę bardzo. Zabij ją, a ona zabij Ciebie.
-Niby jak?
-Tu jest haczyć. Jeśli spróbujesz zabić którąkolwiek z nich, one zabiją Ciebie. W pojedynkę nic im nie zrobisz, ale jeśli zabijesz je obydwie, zyskasz moc. Ale tylko jednej z nich. A moc, którą posiadają razem jest nie do pokonania. To tak samo, jak moc Merlina. Podobno była tak wielka, że nic nie potrafiło jej zniszczyć, ale Merlin sam w końcu się zabił, bo nie uważał z eliksirem. Słyszeliście coś o mocy księżycowej?
-To zdarza się tylko raz na tysiąc lat i nie wiadomo, na kogo wypadnie-zauważył Dołohow.
-Dokładnie. To jak z tą fontanną z tej bajki ''Fontanna Szczęśliwego Losu'' z Baśni barda Beedle'a-wszyscy mu przytaknęli, a on dziękował ich głupocie. Każdy kto chociaż raz przeczytał tę bajkę, wiedział o co w tym chodziło. Ale czego można było się spodziewać po Śmierciożercach-pomyślał.
-Wiesz coś jeszcze?-zapytał Travers.
-Nie jedno.

(W tym samym czasie, Kwatera Główna Zakonu Feniksa)

Hermiona, Harry i Blaise teleportowali się prosto przed stary dom. Potter wykonał kilka ruchów różdżką i przed nimi pojawiły się drzwi do domu nr 12. Weszli szybko do środka, zamykając drzwi zaklęciami. Szybko znaleźli się w kuchni, gdzie czekał już na nich Lupin, Tonks i państwo Weasley.
-I co?-zapytał Remus.
-Świetnie-odparł Wybraniec.-Wszystko poszła tak jak było ustalone. Draco powie im to co jest najmniej istotnie. Co w ogóle nie jest ważne i będzie dobrze.
-A Hermiona już wie o Waszym genialnym planie pt. ''Jak nie stracić wiarygodności Malfoy'a?''?-zapytała Pansy, która weszła właśnie do kuchni i usiadła obok Hermiony przy stole. Harry i Blaise przeklęli pod nosem.
-Nie, nie wie.
-Mogę wiedzieć o jakim planie?-odezwała się Granger.
- Nasi genialni stratedzy chcą, żebyś dała usunąć sobie pamięć, bo doskonale wiedzą, że w ktoś zdradza-wyjaśniła Parkinson.
-O nie. Ja nie biorę udziału w Waszych doświadczeniach.
-Ale, Hermiona, tak będzie najlepiej-stwierdził Zabini.
-Właśnie, Hermiona. Przynajmniej nie będziesz musiała patrzeć jak Malfoy obściskuje się ze Ślizgonkami.

○○○
Dzisiaj trochę krócej, ale to wszystko przez moją chorobę. Nic nie mogę wymyślić, a mój rozum ogranicza moje ruchy do wyciągania chusteczek z pudełka. A jeszcze chce mi się tak spać, że zasnę chyba nawet przy laptopie. 
Co do rozdziału. Mi się nawet podoba, ale mógłby być lepszy. Obiecuję, że kolejny będzie. 


Pozdrawiam,
Alex_x.

PS Jesteście genialni. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że jedna moja miniaturka będzie miała aż 2000 wyświetleń. Oby tak dalej.   :D

niedziela, 22 września 2013

Miniaturka 7.

Wszystkiego najlepszego. 

    Draco Malfoy, według większości osób w Hogwarcie był uznawany za najbardziej nadętego Ślizgona, który uważał się za wszystko mogącego. Równy rok od wojny zmarła jego matka, co zmieniło chłopaka w niewielkim stopniu. Był czerwiec. Słońce grzało od kilku dni mocniej. Dziś odbywał się ostatni mecz Quidditcha w sezonie. Slytherin kontra Gryffindor. Trybuny były zajęte. Każdy chciał zobaczyć te wydarzenie. Obydwie drużyny wleciały na boisko godzinę temu. Gol za golem. Wygrana dla Gryfonów, ale żaden szukający nie potrafił wypatrzeć znicza. Pozostali gracze wciąż zdobywali punkty dla swoich drużyn. Po kolejnej godzinie Harry i Draco zabrali się za walkę o znicza.
-Draco Malfoy złapał znicza. Slytherin tym samym wygrywa dzisiejszy mecz. Jednak Puchar Qiudditcha otrzymują Gryfoni-po boisku i trybunach rozniósł się głos Luny Lovegood.
Wszyscy zawodnicy wyszli z szatni punkt 15. Ślizgoni, mimo, że nie wygrali Pucharu świętowali swoje niewielkie zwycięstwo. Hermiona szła zaraz za Harrym i Luną, którzy od pewnego czasu byli parą i teraz trzymali się za ręce. Granger przez pewien czas zazdrościła przyjacielowi, że ma kogoś z kim chce dzielić swoje życie, ale przed paroma dniami zrozumiała, że jej serce też już dla kogoś bije.
-Wiesz, Granger jeśli chcesz, możemy zagrać Pottera i Lovegood, ale we własnych osobach, co?-usłyszała tuż obok siebie. Odwróciła głowę i ujrzała szaro-błękitne tęczówki Malfoya.
-W Twoich snach i marzeniach. A jeżeli już Ci tak zależy to mogę Ci strzelić w dziób, zamordować, a na Twoim pogrzebie załapie Cię za rękę.
-Wyrobił Ci się język.
-Dziękuję. Coś jeszcze?
-Tak, jedna sprawa.
-To gadaj.
-Mam dzisiaj urodziny...
-I pewnie liczysz, że złoże Ci życzenia. Więc, niech Ci będzie. Wszystkiego co najgorsze i spełnienia najskrytszych koszmarków.
-Na to nie liczyłem, ale dziękuję. Chodzi mi o to, czy nie poszłabyś dzisiaj ze mną do Hogsmead. Dumbledore pozwolił dzisiaj wrócić trochę później. To jak?
-Ale najpierw powiedz z kim się założyłeś.
-Z nikim. Pójdziesz ze mną?
-Dobra.
-To za dwadzieścia minut pod Salą Wyjściową?
-Okey.
Po dwudziestu minutach Hermiona szła pod Salę Wyjściową, ubrana w rurki koloru zgniłej zieleni, czarny sweterek i białe tenisówki. Draco czekał już na nią, a kiedy podeszła do niego, pocałował ją w policzek.
-Myślałem, że nie przyjdziesz-szepnął przy jej uchu i złapawszy ją za rękę, ruszył przez dziedziniec szkoły. Szli przez całą drogę nie odzywając się do siebie. Żadnemu z nich nie przeszkadzało, że trzymają się za ręce. Kiedy doszli do Trzech Mioteł, zorientowali się, że za nimi szedł Blaise, Pansy, Harry i Luna. Weszli do lokalu i zamówili po piwie kremowym. Przez cały czas Malfoy próbował rozbawić Hermioną, co mu się udawało. Przed 19 zaczęli się zbierać. Na dworze nie było już tak ciepło. Granger opatuliła się szczelnie swoim sweterkiem, ale dalej było jej zimno. Ślizgon widząc, że dziewczyna trzęsie się z zimna zdjął z siebie swoją bluzę kangurkę i założył ją Gryfonce. Uśmiechnęła się do niego, co odwzajemnił. Objął ją ramieniem. Kiedy byli w połowie drogi zaczął padać deszcz. Po chwili przerodził się w ulewę. Draco i Hermiona stanęli pod jedną z arkad. Blondyn cały czas tulił szatynkę do siebie, a ta nawet nie myślała, żeby się od niego odsunąć. Po krótkiej chwili spojrzeli sobie prosto w oczy. Granger stanęła na palcach i pocałowała Dracona w usta. Gdy chciała się od niego odsunął przytulił ją do siebie mocniej i oddał pocałunek z jak największym zaangażowaniem.
-To jest najlepszy prezent urodzinowy jaki mogłem dostać-stwierdził, kiedy wreszcie się od  siebie oderwali. Szatynka zaśmiała się.
-Wszystkiego najlepszego, Draco-w odpowiedzi chłopak znów ją pocałował.

(Rok później)

-Czy ty, Hermiono Jean Granger, bierzesz sobie obecnego tutaj Dracona Malfoya za męża i ślubujesz mu miłość, wierność, oraz uczciwość małżeńską i że go nie opuścisz aż do śmierci?-zapytał Dumbledore'a, który udzielał ślubu dwóm swoim uczniom, którzy skończyli już Hogwart.
-Tak-odpowiedziała szatynka z uśmiechem na twarzy, patrząc w oczy mężczyźnie, który cały czas nie spuszczał z niej swojego wzroku, pełnego miłości.
-Czy ty, Draconie Lucjuszu Malfoy, bierzesz sobie obecną tutaj Hermionę Granger za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność, oraz uczciwość małżeńską i że nie opuścisz jej aż do śmierci?
-Tak.
-Ogłaszam Was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą, Draco-blondynowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kiedy tylko przestali się całować goście weselni wstali ze swoich miejsc i zaczęli klaskać. Nowożeńcy zanim wyszli z kościoła założyli sobie na palce obrączki.
-Ciekawe co wymyślisz za rok?-szepnął Malfoy swojej żonie na uchu, po czym ta uśmiechnęła się do niego tajemniczo.

(Kolejny rok później)
-Babcia-ucieszył się Draco, który właśnie wrócił z pracy. W salonie siedziała jego żona razem z jego babcią i śmiały się, oglądając stare fotografie Dracona. Podszedł do starszej kobiety i przytulił ją.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie-powiedziała babcia Malfoy'a. Chłopak uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.-Masz bardzo miłą żonę.
-Wiem. Jak Ci się udało mnie znaleźć? 
-Nie ja Ciebie znalazłam-tu popatrzyła znacząco na Hermiona, która uśmiechnęła się do niej i Dracona.-Mama byłaby z Ciebie dumna. 
-I na pewno jest. 

(Pięć lat później)
-Tato!-krzyknęła trzyletnia dziewczynka, która wbiegła właśnie do ogródka, w którym siedział Draco i Hermiona.
-Tak, Jula?
-Mam dla Ciebie prezent-oznajmiła blondynka i wręczyła ojcu rysunek przedstawiający jego, Hermionę i Julię. 
-To będzie mój drugi najlepszy prezent.
-Czemu drugi?-zapytała dziewczynka, siadając na kolanach blondyna. 
-Bo pierwszym jesteś ty i mama. 
-I jeszcze dzidziuś. 
-I dzidziuś-dodał, przytulając do siebie córkę i żonę, będącą w trzecim miesiącu ciąży. 
Koniec.

***
Wiem, że nie miało być kolejnej miniaturki, ale dziś mamy szczególną okazję, jaką są 26. urodziny Toma Feltona. Wszystkiego najlepszego, również dla tych, którzy mają też dzisiaj urodziny.  Ja osobiście znam tylko dwie takie osoby. 
Zapewne widzicie, że nie ma już strony oddzielnej dla miniaturek, ale trudniej było mi się z tym połapać. Dlatego opublikowałam je z powrotem tutaj. Są opublikowane pod starymi datami. 
***Miniaturka zmieniona. Szczerze Wam powiem, że w poprzedniej nie widziałam defektów, ale skoro chcecie to proszę. Zmieniony został tylko fragment od ślubu, wcześniej nic.***

Pozdrawiam, 
Alex_x

czwartek, 19 września 2013

Rozdział 16.

-Na co ja się zgodziłem-jęknął po raz kolejny Draco. Byli już w połowie drogi do Londynu, a on zdążył obrzydzić już każdemu podróż. Siedział w przedziale z Hermioną, Blaisem, Pansy, Harrym i Ginny. Każdy starał się go ignorować, ale jego jęki były nie do zniesienia. Kiedy Malfoy znów zaczynał marudzić, wszyscy pozostali spojrzeli na Granger błagalnie. Dziewczyna widząc ich spojrzenie, złapała blondyna za kołnierzyk jego koszuli i pocałowała go. Jednak zamiast to go uciszyć, jeszcze bardziej nakręciło do gadania. Wszyscy, oprócz niego przeklęli pod nosem. Po pewnej chwili Hermiona wyjęła różdżkę i rzuciła na Draco zaklęcie uciszające. Zdumiony chłopak próbował krzyczeć, ale nie miał jak. Nikt go już nie słyszał. Przez resztę podróży blondyn siedział z obrażoną miną i nie miał ochoty nic powiedzieć. Kiedy tylko Malfoy się uciszył, Ginny i Blaise zaczęli się kłócić. Cała ta sytuacja zaczynała męczyć już Granger, Pottera i Parkinson. Nawet Malfoy miał tego dość. Uśmiechnął się do Hermiony błagalnie, a ta zdjęła z niego zaklęcie. Położył głowę na jej kolanach. Pogłaskała go po włosach i uśmiechnęła do niego. Po dwóch godzinach pociąg zatrzymał się na peronie 9 i 3/4. Całą szóstką wyszli na peron, na którym roiło się od uczniów i rodziców. Hermiona i Draco pożegnali się z resztą i przeszli na mugolską stronę Londynu. Wyszli z dworca. Malfoy stał, czekając na jakikolwiek ruch dziewczyny. Ta ruszyła do jednego z samochodów, stojących na parkingu. Chłopak był zaskoczony, widząc niewielką limuzynę z szoferem. Stanął jak wryty i popatrzył na Granger.
-No, co?-zapytała.
-Co to ma niby być?
-Samochód, Draco. I lepiej wsiadaj i nie gadaj.
-Jasne-mruknął blondyn i wsiadł zaraz za szatynką. Uśmiechnęła się promiennie do kierowcy, który wpakował ich kufry do bagażnika. Jechali z piętnaście minut, po czym szofer zaparkował Mercedesa na podjeździe sporej willi na obrzeżach miasta.
-Opadała troszkę szczęka, co?-skomentowała minę Ślizgona przechodząc obok niego.-No, chodź-ponagliła go stojąc w połowie drogi łączącej dom z podjazdem. Chłopak szybko znalazł się obok niej i ruszył za nią. Kiedy weszli do środka, Draco znów stanął jak wryty. Hermiona przewróciła oczami.
-Ten dom jest większy niż Hogwart-odezwał się po chwili.
-Nie przesadzaj.
-Ja przesadzam?
-Cześć, babciu-przywitała się wesoło ze starszą kobietą o czarnych, krótkich włosach, która weszła właśnie do holu.-Dzień dobry-powiedziała do drugiej kobiety, która weszła razem z jej dziadkiem. Owa kobieta była dobrą znajomą jej babci, a zarazem najsztywniejszą osobą, jaką znała Hermiona. Na przywitanie panny Granger kiwnęła głową i zaczęła ubierać swój czarny płaszcz. Po chwili wyszła, wcześniej przyjmując maniery starszego mężczyzny.
-Cześć, słoneczko-przywitał się pan Granger.
-To jest Draco-przedstawiła dziadkom blondyna, który ucałował jej babcie w dłoń, a z dziadkiem ją uścisnął.
-Draco Malfoy-oznajmił chłopak uśmiechając się lekko.
-Czy to nie ty przypadkiem chodziłeś do mnie na terapie?-zainteresował się mężczyzna.
-Bardzo możliwe.
-Jaką terapie?-zdziwiła się Gryfonka.
-Psycholog ze świętego Munga, zaraz po wypadku mojego dziadka, wysłał mnie na terapie. 
-Po co?
-Bo widziałem jego śmierć...
-I zamknął się w sobie-dokończył pan Granger.-Hermiona, zaprowadź Draco do jego pokoju i zejdźcie na kolacje-dziewczyna kiwnęła głową i chwyciwszy blondyna za rękę ruszyła na drugie piętro. 
-To będzie Twój pokój-wskazała na jedne z drzwi wykonanych z czarnego bzu,-a ja śpię naprzeciwko. Po kolacji pokaże Ci resztę domu, dobrze?
-Jasne. 
-To chodź-pociągnęła go na dół schodów. W korytarzu panował mrok, ale ona doskonale znała drogę i zaciągnęła go do jadalni, gdzie siedzieli już jej dziadkowie. Nastolatkowie zajęli miejsca naprzeciwko nich. Przez całą kolacje wszyscy rozmawiali dość żywo. Nawet Draco, który z początku czuł się trochę głupio, rozkręcił się. W pewnym momencie padło pytanie czym Malfoy się interesuje. Chłopak odpowiedział, że Quidditchem, ale od czasu do czasu lubi zająć się jakimś starym samochodem. Pan Granger również je lubił i zaczęła się prawdziwa dyskusja. Hermiona i pani Granger uśmiechnęły się do siebie i po pół godzinie obie udały się do swoich pokoi. Gryfonka wyjąwszy z kufra piżamę i kosmetyczkę, weszła do łazienki, dołączonej do jej pokoju. Kiedy leżała w łóżku i czytała książkę, usłyszała ciche pukanie. Po kilku sekundach ujrzała blond czuprynę Dracona, który wszedł do jej pokoju i usiadł na łóżku.-Stało się coś?-zapytała. 
-Nie, tylko chciałem Cie o coś zapytać.
-Słucham. 
-Mógłbym z Tobą spać?-spytał cicho, a widząc spojrzenie szatynki dodał:-Nie jestem przyzwyczajony do takich dużych pokoi i nie umiem zasnąć. 
-Możesz ze mną spać, strachajło-ostatnie słowo wypowiedziała pod nosem, ale Ślizgon ją usłyszał. 
-Co żeś powiedziała?-popatrzył na nią gniewnie. 
-No, że możesz ze mną spać. 
-Słyszałem to ostatnie. Ale, znaj moją dobroć. Daruje Ci. 
-Kładź się, bo mi się chce spać-oznajmiła dziewczyna, a kiedy Draco położył się obok niej, wtuliła się w niego. Po chwili oboje zasnęli.

***
(W tym samym czasie,  Nora)
-Czemu Hermiona nie chciała przyjechać na Święta do nas?-zaciekawił się Ron, kiedy razem z Harry'm leżeli w swoich łóżkach. 
-Chciała odwiedzić dziadków. 
-Nie sądzisz, że to trochę dziwne?
-Co?
-Patronus Hermiony i Malfoy'a. 
-Stary, patronus jest zależny od uczuć. A dobrze wiemy, że to nie Hermiony patronus się zmienił. Zamiast szukać w zachowaniu Draco jakiegoś podstępu, ciesz się, że nie chce wykorzystać Twojej przyjaciółki. 
-Może i masz rację. A ty i Parkinson to tak na poważnie? 
-Poważniej się już chyba nie da. Ty też byś w końcu kogoś znalazł na stałe. Luna jest całkiem fajna. 
-Może i tak. Idę spać. Dobranoc.
-Branoc-odpowiedział Potter i po chwili słyszał już chrapanie rudowłosego. Sam zasnął po kilku minutach. Tej nocy, od wielu tygodni nie męczyły go koszmary.

***
   Obudziła się, gdy na jej twarz padły pierwsze promienie słońca. Wyślizgnęła się z objęć Dracona i zasłoniła okna, przed światłem. Popatrzyła na chłopaka, który przewrócił się na bok, a jego blond grzywka, spadła na jego oczy, pogrążone we śnie. Uśmiechnęła się do siebie i zabrawszy z kufra ciuchy weszła do łazienki. 
   Kiedy wyszła Malfoy już nie spał, tylko leżał w łóżku z rękoma pod głową. Podeszła do niego, a kiedy znalazła się wystarczająco blisko, pociągnął ją do siebie. Położyła się obok niego, przytulając go.
-Czemu mi tak szybko uciekłaś?-szepnął do jej ucha.
-Spałeś tak słodko i nie chciałam Cię budzić a nie lubię długo leżeć.
-Mogę Ci to wybaczyć, ale nic za darmo-dziewczyna zaśmiała się i podparła na łokciach. Wiedziała doskonale o co chodzi Draconowi, więc pocałowała go lekko w usta. Ale kiedy chciała się od niego odsunąć przyciągnął ją bliżej siebie i zaczął namiętnie całować. Przewrócił ją na plecy i pochylając nad nią, kontynuował pocałunek. Hermiona wplątała palce w jego włosy, a on podpierał ręce po obu jej stronach. Całowali się przez kilka minut. I trwałoby to dłużej, gdyby nie ktoś, kto wszedł do pokoju dziewczyny.
-Ja... przepraszam-usłyszeli i oderwali się. Spojrzeli w stronę drzwi i ujrzeli w nich ciemnowłosą dziewczynę. Granger spojrzała nienawistnie na swoją, wredną i wścibską kuzynkę.
-Czego?-warknęła szatynka.
-Babcia kazała zawołać Ciebie i Twojego ''kolegę'' na śniadanie.
-Świetnie. Coś jeszcze?... Nie? To możesz już iść-dziewczyna wyszła, zamykając za sobą drzwi. Hermiona i Draco zeszli do jadalni po pięciu minutach i już od progu towarzyszyły im spojrzenia innych. Jak się okazało ciotka Hermiony postanowiła odwiedzić swoich rodziców i zabrała ze sobą swojego narzeczonego wraz z jego synem i swoją córką. Z jej pasierbem, Granger nigdy się nie dogadywała. Za każdym razem jak zostawali sami chłopak rzucał jej jakiś aluzje, a ona nie mogąc z tym nic zrobić, załamywała ręce. Teraz cieszyła się, że ma przy sobie Dracona. Chcąc nie chcąc, Hermiona musiała usiąść obok swojego przyrodniego kuzyna. Przez całe śniadanie chłopak niby niechcący łapał ją za rękę, co prawda ona szybką swoją cofała, ale Malfoy i tak był na skraju wytrzymałości. Starał się tego nie pokazywać, jednak Gryfonka znała go na tyle dobrze, że wiedziała, że za kilka chwil może wybuchnąć. Zawsze grał opanowanego, ale kiedy czegoś nie wytrzymywał, wybuchał.
-Jak w szkole, Alex?-zapytała pani Granger, pasierba swojej córki.
-Świetnie, dziękuję.
-A ty, Draco, w jakiej szkole się uczysz?-zagadnęła ciotka Hermiony. Ślizgon popatrzył niepewnie na szatynkę, a ta kiwnęła lekko głową.
-W Hogwarcie.
-Słyszałem, że to najgorsza szkoła na świecie-odezwał się Alex.
-Nie sądzę. Jest wiele czarodziei, którzy kończyli Durmstrang, czy Beauxbatones i twierdzą, że w Hogwarcie jest lepszy poziom.
-W Hogwarcie natomiast uczy Śmierciożerca.
-Być może, że Snape jest Śmierciożercą, ale Karkarow również nim był, a jest dyrektorem.
-Może i tak, jednak potrafi więcej niż Dumbledore.
-Tak, bo Dumbledore nie zna się za bardzo na czarnej magii. Karkorow zna się na tym doskonale. W końcu z Durmstrangu wywodzi się najwięcej Śmierciożerców.
-Ale w Durmstrangu nie toleruje się szlam. Je powinno się tępić.

○○○
Rozdział 16. Szczerze Wam powiem to bardzo mi się podoba. Pisało mi się go łatwo i szybko. Zaledwie trzy dni. Chciałam opublikować go 17.09, ale pomyślałam, że potrzymam was w niepewności. 
Publikacja dzisiaj z racji tego, że dziś są urodziny głównej bohaterki opowiadania, Hermiony. 

Pozdrawiam,
 Alex_x.

sobota, 14 września 2013

Rozdział 15.

(Perspektywa Harry'ego)
Niby latanie pomaga się rozluźnić. Wszyscy zawodnicy Quidditcha tak twierdzą. Ale czy pomaga w ucieczce od kłopotów? Nie. Widząc stan Hermiony, nie potrafiłem wmawiać sobie, że tak powinno być.  Siedziałem na trawie pod jednym z drzew Hogwartu. Wokół mnie nie było żywej duszy. Albo tak mi się tylko zdawało.
-Hej-jak na potwierdzenie moich słów, obok mnie pojawiła się Pansy.
-Hej-mruknąłem, do siadającej obok mnie dziewczyny.
-Czemu siedzisz tu sam?
-Chciałem pomyśleć i tak jakoś. A ty? Dlaczego tu jesteś sama?
-Dobra. Blaise kazał mi z tobą pogadać.
-Świetnie. A o czym, bo nie rozumiem?
-Nie udawaj. Szczerze to nie tylko Blaise chciał, żebym coś z Ciebie wyciągnęła.
-Czyli kto jeszcze? Malfoy i Hermiona, tak?
-Oni się o Ciebie martwią.
-Jasne, ale ja im nie karzę.
-Kurcze, ale ty jesteś uparty. Będzie trudniej niż myślałam. Wyciągnę z Ciebie Twoje kłopoty, choćby siłą.
-Jak na razie jedynym moim kłopotem jesteś ty-oznajmił, na co dziewczyna skamieniała.
-Mogłeś to zachować dla siebie-warknęła i wstała szybko z miejsca.  Kiedy chciała odejść, poczuła jak Harry zaciska na jej nadgarstku rękę. Pociągnął ją na dół, tak, że usiadła na jego kolanach.
-Źle mnie zrozumiałaś-szepnął.
-Wcale nie-oburzyła się Ślizgonka i znów chciała wstać.
-Właśnie, że tak. Mówiąc, że ty jesteś moim kłopotem, miałem na myśli, że nie potrafię przestać  o Tobie myśleć.
-Nie rozumiem.
-Czyli jednak to prawda, że Ślizgoni są mało łapiący.
-Potter!-krzyknęła oburzona dziewczyna.
-Tak, kotku?
-Skończ się wydurniać.
-Nie wydurniam się. Może lepiej wróćmy już do szkoły, co?
-Jasne-odpowiedziała Ślizgonka i razem z Potterem wróciła do swoich Pokoi Wspólnych. Znaczy Harry uważał, że Pansy wróciła do lochów, jednak ta udała się do Pokoju Wspólnego Prefektów, gdzie siedziała Hermiona, Draco i Blaise. Widząc ich pytające spojrzenie, pokręciła głową.

***
   Hermiona wracała właśnie z biblioteki, kiedy wpadła na Harry'ego. Był zamyślony i nie zauważył jej. Widziała, że coś go gnębi, ale nie miała pojęcia co. Zatrzymała go, ale on tylko przytulił ją do siebie i bez słowa odszedł dalej. Gryfonka od razu wiedziała, że coś jest nie tak.Chciała się dowiedzieć co, tylko, że Harry był skryty. Zawsze taki był, ale w tym roku szkolnym zamknął się ze swoimi problemami i nie otwierał nikomu. Weszła do Salonu Wspólnego Prefektów i usiadła na kanapie. Myślała nad wszystkim, tylko nie o tym, że jutro wszyscy zdają patronusy. Ostatnimi czasy nie miała ochoty myśleć nad nauką. Wciąż krążyła myślami nad innymi tematami. Po kilku minutach obok niej usiadł Draco i przytulił ją do siebie. Uśmiechnęła się do niego i wtuliła jeszcze bardziej.
-Pansy wyciągnie to z niego-odezwał się po chwili.
-Nie wątpię. Tylko boję się o niego. On się zmienia z każdą godziną.
-Hermiona...
-Słuchajcie!-wrzasnął Blaise, który wpadł do salonu, jak błyskawica i szybko usiał na fotelu na przeciwko nich.-Byłem w bibliotece...
-Slytherinie, czym dostałeś?-zaśmiał się Draco.-A może ty się z kimś założyłeś, co?
-A idźże precz. Ja tu super nowinę niosę. Nasz Złoty Chłopiec się chyba zakochał-oświadczył, ale Hermiona i Malfoy zrobili tylko miny w stylu ''Co ty nie powiesz?''.-A wiedzieliście, że się całowali?
-Co?!-zdziwiła się Granger.
-No, Harry Potter całował się z Pansy Parkinson. Gryfon ze Ślizognką. Ten rok zachowa się w historii Hogwartu na wieki.
-Ja się muszę położyć-oznajmił blondyn.
-Ja tak samo-zgodziła się z nim Gryfonka.
-Dobranoc, gołąbeczki-zaćwierkał Zabini i zostawił prefektów samych. Oni udali się do swoich dormitoriów i zasnęli szybko.

***
Obrona przed czarną magią była dla Draco najgorszym przedmiotem, szczególnie, że uczył go jego brat. Nienawidził go nawet bez tego, że był jego nauczycielem. Usiadł w ławce z Hermioną, tuż za Harry'm i Pansy. Blaise postanowił dać spokój przyjacielowi i zajął miejsce obok Seamusa, z którym zaczął się dogadywać. Finnegan interesował się pirotechniką, a Zabini zaczął coraz bardziej gustować w ''wybuchowych'' kawałach. Każdy po kolei prezentował swoje patronsy. Kiedy przyszła kolej na Dracona, ten postanowił sobie, że nie da satysfakcji bratu i zrobi to dobrze. Stanął na środku klasy, wyciągnął różdżkę, przypomniał sobie najszczęśliwsze wspomnienie z dzieciństwa i wypowiedział zaklęcia. Srebrny strumień z jego różdżki uformował się w wydrę, wywołując szok u wszystkich uczniów, jak i nauczyciela. Wszyscy przedtem myśleli, że związek Dracona i Hermiony jest dla niego tylko zakładem, ale wszyscy też wiedzieli, że wydra była patronusem Granger już od zeszłego roku. Przez cały dzień wszyscy szeptali na ich temat. Już nawet młodsi i starsi.  
Tak było też przez kolejny miesiąc. Mimo, że Harry i Pansy próbowali ukryć, że są parą nie udało im się to, bo dzięki Blaise'owi i jego nowym znajomym z Gryffindoru cały zamek zaczął o tym plotkować już po trzech dniach o zdarzenia w bibliotece. 
Święta nadeszły w tym roku zaskakująco szybko. Nim ktokolwiek zdążył o nich pomyśleć już były w planie najbliższego czasu. Prawie wszyscy uczniowie wyjeżdżali do domu, ale byli też tacy, którzy zostawali w Hogwarcie, albo Ci, którzy nie mieli pojęcia po zrobią na ten czas. Wśród nich była Hermiona i Draco. Dziewczyna zastanawiała się nad świętami u babci i dziadka lub zostaniem w zamku. Blondyn miał do wyboru zostać z szkole, albo wrócić do domu. Jednak wiedział, że jeśli wróci do domu, będzie musiał zgodzić się z decyzją ojca. Był piętek i nazajutrz wyjeżdżał pociąg do Londynu. Malfoy wciąż nie umiał się zdecydować. Hermiona proponowała mu, żeby pojechał z nią na święta do dziadków, ale ten się nie zgadzał. Granger nie dawała mu za wygraną i wciąż wierciła dziurę w brzuchu. Nawet na lekcjach podsuwała swoją propozycję. Dzisiaj na kolacji zaczęła nawijać na temat świąt u jej dziadków. Blondyn mimo wszystko musiał jej słuchać. 
-Dobra, pojadę z Tobą-poddał się, bo wiedział, że jeśli się nie zgodzi to dzisiaj w ogóle nie zaśnie. 
-Na prawdę?
-Ale masz mi już spokój z tymi świętami. Ja mam tego dość. One się nawet nie zaczęły, a ty zdążyłaś mi je obrzydzić-oświadczył, ale dziewczyna jakby go nie słuchała. Rzuciła mu się na szyję i pocałowała.-Ale mam nadzieję, że Twoim dziadkowie nie są jacyś, tacy zacofani, nie?-zapytał z nadzieją. 
-Nie są. 
-Dzięki Ci, Merlinie.  
-Spakowałeś się?
-Ta, od roku wiedziałem, że spędzę święta z Twoimi dziadkami. A tak właściwie to są rodzice Twojego taty, czy...?
-To byli rodzice mojego taty. 
-Przepraszam, zapomniałem.
-Nie szkodzi. Chodźmy się spakować. 
-Tak-mruknął sam do siebie i ruszył za Gryfonką, która musiała go dowlec do salonu, bo za każdym razem stawał i całował ją, chcąc opóźnić zaczęcie pakowania jego rzeczy. Jednak ona była nieugięta i zaciągnęła go tam bardzo szybko. 

***
No i kolejny rozdział. Wena mi dopisuje, bo napisałam już dwie miniaturki na tego bloga, jedną na potterigranger.blogspot.com, rozdział na tamtego bloga i gdybym nie musiała pomóc mamie napisałabym kolejny rozdział tego opowiadania w tej notce. 
Co do rozdziału. Podoba mi się i to nawet bardzo.  Sądziłam, że nie pogodzę nauki z dwoma blogami, ale jak na razie idzie mi dużo lepiej niż prawie rok temu, kiedy zaczynałam pisać. Może i niby to były początki, ale pisałam też na opowiadania na konkursy i czasem nie udawało mi się pogodzić nauki i pisania. 

Pozdrawiam, 
Alex_x.
PS Zapraszam na  miniaturkę : dracoihermionainaczej-miniaturki.blogspot.com

Miniaturka 6.

Nawet śmierć nas nie rozłączy. 
Na zawsze ona, jedyna jedna
Nie zatrzyma tego nawet kevlar
Każdy jej taniec w moich ramionach
O N A, ona wtulona
Tak drobne ciało skrywa tak wielkie serce
Zwykły jak ja człowiek nie chce nic więcej
Niech to trwa, nigdy się nie kończy
Nawet śmierć nas nie rozłączy!
(Pih - Nawet śmierć nas nie rozłączy)

Nawet śmierć nas nie rozłączy. 
Cokolwiek może się wydarzyć Ty obiecałaś przy mnie być. Nigdy nie wątpiłem w prawdę Twoich słów. Ale teraz, kiedy wszystko znów zaczyna się psuć, kiedy nie wiem, co przyniesie kolejny dzień, albo czy jutro w ogóle nastąpi, Ciebie nie ma. Tak, jakbyś zniknęła. Ale jesteś, bo przecież obiecałaś. Wciąż pamiętam naszą pierwszą randkę.  Miałaś na sobie czarną sukienkę do połowy uda, czarne szpilki i rozpuszczone włosy. Ja byłem ubrany w zwykły garnitur. Chciałem Cię zabrać do teatru, ale ty stwierdziłaś, żebym zabrał Cię, tam gdzie naprawdę tego chcę. Poszliśmy do mugolskiego muzeum lotnictwa. Tam już nie byłaś Panną-Wiem-To-Wszystko. Byłaś inna. Ta inność mnie w Tobie pociągała.
Na drugiej randce poszliśmy na koncert Srillexa. Udowodniłaś mi, że bez magii można się świetnie bawić. Bawiliśmy się świetnie przez kolejne dni, które razem spędziliśmy. Pamiętam jak bardzo się bałem, kiedy Ci się oświadczałem. Przed pięć minut trzymałaś mnie w niepewności, aż w końcu powiedziałaś, że każda chciałaby być na Twoim miejscu, ale tylko ty masz ten przywilej. Mieliśmy po osiemnaście lat, a ja już w tedy wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Nic nie było w stanie zniszczyć mi tej radości, którą mi dawałaś codziennie.
Pamiętam dzień, w którym nawrzeszczałaś na mnie, bo miałem wrócić wcześniej i iść z Tobą do lekarza. Przez dwa tygodnie spałem na kanapie, a ty nie chciałaś mi powiedzieć co Ci jest. Powiedziałaś mi w moje urodziny. Byłaś w drugim miesiącu ciąży. Bałem się wziąć naszego dzidziusia na ręce. Ciągle się bałem, że mogę mu coś zrobić. W końcu ten dzidziuś wyrósł na moją małą księżniczkę, podobną do mamy, ale z moimi włosami. Po czterech latach urodził się Scorpius. Julia była szczęśliwa, że będzie miała brata, a ja byłem w siódmym niebie, bo zawsze marzyłem o wielkiej rodzinie. Nigdy nie sądziłem, że moje szczęście nie będzie trwać długo. Chciałem, żebyś była ze mną. Z nami. Pomagała mi. Ja pomagałbym Tobie. Razem słuchalibyśmy o problemach naszych dzieci. Ja bym się wściekał, że przy mojej małej księżniczce kręcą się jacyś chłopcy, ty byś się śmiała. Kochalibyśmy się przez cały ten czas. Gdyby nie moja głupota, na pewno teraz byś była przy mnie. Nie musiałbym tłumaczyć Scorpiusowi, dlaczego jego mamy nie ma. Nie musiałbym słuchać oskarżeń Twoich rodziców. Sam dobrze wiem, że to moja wina. Gdyby nie ja Julia mogłaby przytulić się do Ciebie, a nie do Pansy. Czasem ja nie miałem sił na życie, w tedy ona i Harry pomagali mi jak mogli. Jestem im wdzięczny. Twoi rodzice nie chcą mnie znać, tak jak nie chcą znać naszych dzieci. Zawsze sądziłem, że to moi rodzice nie będą chcieli mnie i ich znać, ale oni pomagają. Gdybym w tedy nie zawiózł Cię do tego szpitala, a teleportował do Munga na pewno byś żyła. Wszystko przeze mnie. Chciałbym cofnąć ten czas i trochę pomyśleć. Zawsze mi powtarzałaś, że w kryzysowych sytuacjach nie pamiętam kim jestem. Masz rację. Zapewne gdybyś tu była, dałabyś mi solidnego kopa w dupe i kazała się pozbierać. Ale Cie nie ma. Przeze mnie. Ja Cie skazałem na śmierć. Wolałbym sam umrzeć, jeśli to miałoby przywrócić Ci życie.
Co roku stoję przy Twoim grobie. Co roku ścieram łzy, które same płyną po moich policzkach. Co rak tak samo. Tylko ja jestem inny. Straszy, słabszy. Minęło siedemnaście lat, a ja wciąż nie potrafię pogodzić się z życiem i żyć dalej. Tak, jakbym zatrzymał się w miejscu i nie chciał iść. Bo nie chcę. Chcę umrzeć i być z Tobą. Poczuć Cie blisko siebie i móc przytulić.
Wiesz, za dwa miesiące będziemy dziadkami. Kto by pomyślał, że powiem te słowa, ale lubię męża naszej Julki. Równy gość. Jedyny, który nie próbował mi się podlizać. Jedyny, który powiedział, że nawet porwie mi córkę, ale i tak się z nią ożeni. Za to go cenię. Za to, że chciał ją nawet bez mojej zgody. Scorpius ma dziewczynę. Zmieniał je jak rękawiczki, ale z tą jest już pół roku. Wczoraj skończył siedemnaście lat. Jest najlepszym szukającym Slytherinu, jaki mógł chodzić po tej ziemi. Nawet lepszym ode mnie. Mądry jest tak jak ty. Julia jest trochę mnie mądra, ale ma talent do pakowania się w kłopoty, jak ty.
Mam nadzieję, że kiedyś znów się spotkamy. Zaczniemy życie od nowa, ale już z lepszym startem niż ten. Może znów będziesz kraść mi koszulę, chodzić po domu i kusić. Może tym razem los pozwoli nam być ze sobą dłużej i cieszyć się życiem razem. Jeśli mnie kochasz, choć trochę, nie zaczynaj nowego życia beze mnie. Daj mi pół roku, rok. Tyle ile uważasz. Tylko weź mnie ze sobą. Zabierz mnie stąd, kiedy będziesz uważać, że pora na naszą historię. Ale weź i nie zastanawiaj się czy jestem tu jeszcze potrzebny. Bo nie jestem. Moje wnuki znam. Scorpius ma już syna, Julka za dwa miesiące urodzi, w tedy nic mnie tu nie będzie trzymać.  Zabierz mnie do siebie, bo za bardzo za Tobą tęsknię i nie umiem wytrzymać. Kocham Cię, kochanie. Pamiętaj.

Pół roku później w prasie zawrzało od informacji o śmierci Dracona Malfoy'a, który zginął w wypadku samochodowym. Dzieci państwa Malfoy wiedziały, że tak miało być, że tata tego chciał, że teraz razem mamą są szczęśliwy, tam, na górze, albo tam na dole. Ale wiedzieli, że są razem i są szczęśliwi. Wiedzieli, że ich historia będzie trać od nowa, ale tym razem dużo dłużej. I prawdą były słowa wyryte na nagrobkach Hermiony i Dracona. Nawet śmierć ich nie rozłączyła. 

Koniec
***
Szósta miniaturka. Wiem, że mówiłam, że nie ukaże się szybko, ale tak jakoś mnie wzięło do napisania czegoś takiego. Mi się podoba. Ale to tylko moje zdanie. Pisałam tę miniaturkę pod wpływem chwili i przy dwóch piosenkach [Pih - Nawet śmierć nas nie rozłączy , Mezo & Tabb & Kasia Wilk - Sacrum]

Pozdrawiam,
Alex_x. 

niedziela, 8 września 2013

Miniaturka 5.

Tata z charakterkiem.

   Państwo Malfoy, czyli Draco i Hermiona byli małżeństwem od dwudziestu dwóch lat.Kochali się przez cały ten czas tak samo. Wzięli ślub rok  po wojnie. Dwa lata po ślubie urodził im się syn, Scorpius, a przed dziesięcioma laty, córka, Julia. Scorpius Malfoy był podobny do ojca. I nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Był nowszą kopią Dracona. Julia natomiast była mieszanką swoich rodziców. Proste, blond włosy i czekoladowe oczy przypominały o miłości Ślizgona i Gryfonki. Charakter również nie był po jednym z nich, a po obojgu naraz. Była mądra, ciekawa świat, sprytna, odważna. Czasem potrafiła być na prawdę wredna i ironiczna. Ale nawet z jej charakterkiem była malutką księżniczką tatusia. Scorpius skończył Hogwart jako Ślizgon. Był uważany za najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Zupełnie jak tata i całkowicie tak jak on, przebierał w dziewczynach. Zaraz po szkole zaczął pracę w Ministerstwie Magii, jako auror. Choć nadal mieszkał z rodzicami, nie przeszkadzało mu, żeby przyprowadzać do domu dziewczyny. Draco patrzył na to z politowaniem, a Hermiona śmiała się, że był kiedyś taki sam.
    Był piątkowy wieczór. Czerwcowe słońce chowało się za widnokręgiem. Hermiona i Draco siedzieli na kanapie w salonie. Mężczyzna zajmował się jakimiś papierami, a kobieta czytała książkę. Julia bawiła się w ogródku, a Scorpius miał wrócić do domu godzinę temu.
-Hermiona?-odezwał się blondyn siadając obok żony.
-Tak, skarbie?
-Mogłabyś mi pomóc w tych statystykach?-pomimo, że Draco był dobrym adwokatem, nie radził sobie z papierami ze swojej kancelarii.
-Pokaż-Malfoy podał szatynce papiery i długopis.
-Kocham Cię, wiesz?-szepnął jej do ucha i zaczął całować szyję.
-Ja Ciebie też, ale w ogrodzie jest Julia, a Scorpius może w każdej chwili wrócić.
-Możemy zamknąć się w sypialni.
-Pomyślimy nad tym później. Teraz zajmijmy się papierami. Jutro nasz rade nadzorczą na głowie.
-A dasz mi buziaka?
-Dam-odpowiedziała Hermiona i pocałowała męża w policzek. Mężczyzna zrobił obrażoną minę, a kiedy kobieta pocałowała go w usta, wtulił się w nią. Przez cały czas jak pani Malfoy poprawiała dokumenty Dracona, ten przypatrywał się jej. Po krótkiej chwili do  salonu, przez drzwi tarasowe wbiegła Julia. Szybko znalazła się obok rodziców. Blondyn chwycił córkę na ręce i posadził ją obok siebie. Dziewczynka przytuliła się do niego, kładąc głowę na jego kolanach. Malfoy głaskał dziesięciolatkę po włosach i całował w główkę. Po dwudziestu minutach do domu wszedł Scorpius. Na twarzy malował mu się wielki szok, a w ręku trzymał nosidełko. Kiedy stanął przed rodzicami, aż ich zatkało. Hermiona spojrzała na niego z miną ''A nie mówiłam?'', a Draco  pokręcił tylko bezradnie głową.
-Ale wy chyba nie myślicie, że to moje, nie?-zapytał rozbawiony Scorpius.
-A co, może moje?-zironizował Draco.
-Na to wychodzi. Widocznie święty Draco Malfoy, wcale nie jest święty.
-Nie ja się puszczam z każdą pierwszą lepszą.
-Nie? Więc jak wytłumaczysz, że któraś z Twoich panienek zostawiła nam pod drzwiami dzieciaka?
-Scorpius-odezwała się Hermiona,-to dziecko ma jakieś dwa miesiące. A dobrze wiesz, że jedenaście miesięcy temu tata leżał w szpitalu.
-I to mu przeszkadzało?
-Lepiej zastanów się z kim spałeś w tamtym czasie, a nie oskarżasz ojca.
-Ale to nie moje dziecko.
-Powiedz sobie prawdę. Ja ojcu wierzę.
-Ale ja nie mogę być ojcem-jęknął chłopak siadając na fotelu.-Ja się nie nadaję. Kto mnie będzie teraz chciał?
-Dziecko to nie koniec świata. My Ci pomożemy.
-Czekaj, to ja jestem dziadkiem?-zapytał po chwili Draco.
-Jeśli to moje dziecko, to tak-odpowiedział Scorpius. -Spałem w tedy tylko z trzema. Dwie z nich zerwały ze mną kontakt po tamtej nocy. A z tą trzecią...
-I że niby on jest do mnie podobny? Kim one są?
-Susan Smitch, Elizabeth Jones i... Lily Potter. 
-Co?! Spałeś z Potter?!
-To nie było tak. Byliśmy na imprezie, oboje byliśmy nieźle wstawieni, zaproponowałem, że odprowadzę ją do domu, a że jej rodziców nie było, to skończyliśmy w łóżku. 
-Mogę go zabić?-zapytała Hermiona.-Jeśli Harry się dowie, że jesteś ojcem dziecka jego córki, będziesz martwy. 
-Ja nie chciałem zrobić jej dziecka. 
-Nie chodzi już o fakt, że zrobiłeś jej dziecko, ale o to, że ja zostawiłeś. 
-Pansy musi o tym wiedzieć-zauważył Draco.-Ale dla dobra Lily nic nie powie Harry'emu. 
-Ona nie powie. Ale Scorpius, tak.
-Ale nie mamy pewności, że to jednak ona jest matką-dodał młody Malfoy.-Susan na pewno nie jest matką, ale Elizabeth? 
-Chłopaku, czemu ty to robisz? Nie możesz się ustatkować?-załamała się Hermiona.
-Moglibyście się nią zająć?-zapytał chłopak.-Ja się teleportuje do Elizabeth. 
-Masz pół godziny-oznajmił Draco, a Scorpius teleportował się zostawiając rodziców i siostrę samych z dzieckiem. Mężczyzna wziął dziecko na ręce, a z nosidełka wyleciała karteczka, którą podniosła Hermiona. 
Zajmij się swoim dzieckiem, Malfoy. Ma na imię Emma. Ma dwa miesiące. 
-I co my mamy zrobić?-odezwała się szatynka łamiącym głosem. 
-Poradzimy sobie jakoś.
-Jak? On nie nadaje się na ojca. 
-Wiem, ale co zrobimy? Musimy mu pomóc. Od tego jesteśmy. 
-Niech on sobie z głowy wybije, że ja będę tolerować to, że on sobie sprowadza do domu kolejne panienki. Mogliśmy powiedzieć ''nie'', kiedy przyprowadził pierwszą. 
-On się zmieni. Zobaczysz. 
-Obyś miał rację. 

***
   Wrócił do domu po piętnastu minutach. Elizabeth nie mogła mieć dzieci, a Lily nie była w stanie z nim porozmawiać. Tak przynajmniej twierdził Harry. W salonie było już pusto. Sypialnia rodziców była zamknięta, a w pokoju Julii nikogo nie było. Wszedł do swojego pokoju. Gdy tylko przekroczył próg, doznał szoku. Pod ścianą stało łóżeczko niemowlęce, a w nim spała Emma. Podszedł do niej i uśmiechnął się do siebie, widząc śpiącą dziewczynkę. Pogłaskał ją po policzku i ucałował w czółko. Szybko wziął prysznic i położył się do łóżka. Zasnął dość szybko. 
    Obudził go płacz dziecka. Poderwał się z łóżka i szybko znalazł się przy łóżeczku Emmy. Wziął ją na ręce i przytulił ją do siebie. Kołysał się z nią i po kilku chwilach nie płakała. Położył ją na swoim łóżku, a sam ułożył się obok niej. Nie spał przez całą noc. Wpatrywał się w dziewczynkę, która spała obok niego. Pokochał ją i pogodził się z faktem, że jest ojcem. Emma obudziła się przed dziewiątą. Scorpius zszedł z nią do kuchni i przygotował kaszkę, którą jadała jego siostra. Zrobił sobie kawy i nakarmił dziewczynkę. Po godzinie do kuchni weszła Hermiona, a zaraz za nią Draco. Scorpius pił już trzecią kawę i nadal czuł takie same zmęczenie jak przed pierwszą. Widząc stan syna, Malfoy podszedł do szafki wiszącej nad zlewem i wyjął jakąś buteleczkę z eliksirem.
-Co to?-zapytał chłopak, kiedy ojciec podał mu eliksir.
-Eliksir zmęczenia.
-A to bezpieczne?
-Nie, mam ochotę Cie otruć, a Twoje szczątki wrzucić do studni-zironizował Draco, a Scorpius popatrzył na niego i pochłonął cały eliksir. Od razu poczuł się lepiej.
    Godzina czternasta. Scorpius siedział w domu tylko z Emmą. Jego rodzice wyszli na spacer z jego siostrą, a jako, że on nie miał na to ochoty został w domu. Siedział na kanapie w salonie, a obok niego spała dziewczynka. Zmęczenie znów do niego powracało i zamykało powieki. Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, przetarł twarz otwartą dłonią i ruszył do drzwi, które po chwili otworzył. Patrzył zaspanymi oczami na Lily Potter.
-Długa noc?-zapytała wchodząc do holu.
-Nawet nie mów. Gdyby to Ciebie ktoś obudził o drugiej nad ranem, a potem byś nie mogła zasnąć, wyglądałabyś tak samo.
-Kolejna panienka nie dała się wyspać?
-Nie, tym razem dziecko.
-Z tego co wiem, to Julia nie budzi Cię w nocy.
-Julia może nie, ale...
-Tak szybko wpadłeś? No kto by się spodziewał.
-Przestań, okey? Nie mam ochoty na Twoje głupie docinki. Chciałem Cie o coś zapytać.
-Więc pytaj.
-Usiądźmy gdzieś-zaproponował i zaprowadził dziewczynę do kuchni, gdy ta się zgodziła.
-Mów o co Ci chodzi.
-Byłaś w ciąży?-zapytał prosto z mostu.
-Co Ci do tego?
-Powiedzmy, że wiele.
-Dobra, tak. I co z tego?
-Ze mną?
-Nie interesuj się! Nic Ci do tego.
-Właśnie, że jednak coś. Tak czy nie?
-Tak.
-I nie było innego sposobu, żeby mi o tym powiedzieć, a podrzucani mi dziecka pod dom?
-Nie podrzuciłabym Ci własnego dziecka. Wczoraj ktoś zabrał ją mojej koleżance, jak się nią zajmowała. Jest u Ciebie?
-Jest i chyba za tobą tęskni. Lily, dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Bo się w Tobie zakochałam i za każdym razem, jakbym na Ciebie spojrzała, bolałoby to.
-Lily, gdybyś mi powiedziała, ja bym się zmienił.
-Ty się nigdy nie zmienisz. Zawsze będziesz tym samym kolesiem, dla którego liczą się panienki.
-Nie! Lily, zrozum, że po tamtej nocy, ja nie mogłem o Tobie zapomnieć. Daj mi szanse. Daj szanse nam. Ja Cie kocham.
-Scorpius,...-zaczęła, ale chłopak podszedł do niej i pocałował namiętnie.
W tym samym czasie w ogrodzie od strony kuchni stał Harry i Draco. Obaj byli uśmiechnięci.
-A nie mówiłem-odezwał się Wybraniec.

***
    Po pół roku Lily i Scorpius wzięli ślub. Chłopak bardzo się denerwował, ale starał się tego nie okazywać. Po całej ceremonii, która trwała prawie godzinę, wszyscy udali się do restauracji.  Po roku urodził się im syn, James, który na całe szczęście był podobny do ojca z wyglądu, ale nie z charaktery. Jednak skaraniem wszystkich okazał się charakter Emmy, która nie tylko charakterem  przypominała ojca. Hermiona, Pansy, Draco i Hermiona powtarzali, że historia lubi się powtarzać. I taka była prawda.

Koniec. 

***
Kolejna miniaturka. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następna, bo chcę się zając opowiadaniem głównym. 
Przypominam, że na dracoihermionainaczej.blogspot.com pojawił się rozdział 14.

Pozdrawiam,
Alex_x.

piątek, 6 września 2013

Rozdział 14.

-To dobranoc-powiedziała Hermiona tuląca się do Dracona.
-Może jednak chcesz, żebym z tobą dzisiaj spał, co?-zapytał tulą Gryfonkę mocniej.
-Nie, muszę sobie poradzić z tym sama.
-Od tego masz mnie.
-Wiem, ale chce nauczyć się z tym żyć.
-Ale gdyby coś Cię się śniło nie fajnego, to masz do mnie przyjść. Tylko nie budź mnie jak Harry'ego.
-Jak sobie życzysz. Potraktuję Cię Upiorogackiem.
-Buziak wystarczy.
-Dobra. Upiorogacka zostawię na potem. Dobranoc.
-Dobranoc-chłopak pocałował jeszcze szatynkę i oboje weszli do swoich pokoi. Granger po krótkiej kąpieli położyła się spać.
   Stałam na środku jakiegoś pokoju. Widziałam go już kiedyś, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Voldemort. Podszedł do mnie. Widziałam w jego oczach nienawiść i triumf. Byłam przerażona. Nie mogłam już racjonalnie myśleć. 
-Więc jaka jest Twoja decyzja?-zapytał chłodnym głosem.
-Taka jak wcześniej-odpowiedziałam twardo, nie poznając własnego głosu.
-Zła odpowiedź-stwierdził i kiwnął ręką. Do pokoju wszedł jeden ze Śmierciożerców, mierząc różdżką w Blaise'a, który szedł przed nim.-Avada Kedawra-zielone światło trafiło prosto w Zabiniego, który padł na podłogę. Próbowałam do niego podbiec, ale Voldemort wyczarował między nami niewidzialną barierę. Łzy same spłynęły mi po policzkach. Nie kontrolowałam tego. I nawet nie chciałam.-Zmieniłaś zdanie?
-Nie!-warknęłam. Riddle znów kiwnął ręką i do pokoje wszedł kolejny Śmierciożerca, prowadzący Harry'ego i Draco. Voldemort podniósł różdżkę na Pottera. Już miał wypowiedzieć zaklęcie, kiedy mu przerwałam.-Zostaw ich!
-Więc?
-Zgodzę się, tylko daj mi z nimi porozmawiać. 
-Masz trzy minuty-oznajmił i wyszedł razem ze swoimi ludźmi. Harry i Draco podbiegli do mnie, jednak odbili się od niewidzialnej tarczy. Zacisnęłam usta w wąską linię. Tak bardzo chciałam przytulić się do ich obojga. Chciałam móc pocałować Malfoy'a. 
-Przepraszam-zdołałam wydusić zanim znów nie zalałam się łzami. 
-Słońce-szepnął Draco,-nie przepraszaj. My nie mamy Ci tego za złe. To nasza wina. Powinniśmy Cię bardziej pilnować. 
-Dokładnie-zgodził się z nim Harry.-Kiedy to wszystko się skończy, będziemy żyć jak dawniej. 
-Tyle, że ja będę siedzieć w Azkabanie-zauważyłam. 
-Nie będziesz-oznajmił stanowczo Malfoy.-Choćbym ja miał wziąć to na siebie, ty tam nie wylądujesz.
-Draco, ja chcę być z Tobą.
-Już niedługo, maleńka.
-Trzy minuty minęły-w pokoju zjawił się Voldemort.-Odstawić ich pod Dziurawy Kocioł i zmodyfikować pamięć-nakazał dwóm Śmierciożercą, którzy zabrali Harry'ego i Draco. Zanim wyszli spojrzeli na mnie przepraszająco. Zostałam sama z Voldemortem.
-Po co Ci taka, nic nie warta szlama, jak ja?-zapytałam cicho.
-Mylisz się co do swojego pochodzenia. Twoja matka była czarownicą czystej krwi, a ja jestem Twoim ojcem.
Obudziła się z krzykiem. Kiedy chciała podnieść się do pozycji siedzącej poczuła jak ktoś trzyma ją w talii. Przekręciła głowę i ujrzała Dracona.
-To był tylko sem-wyszeptał tuż przy jej uchu. Jego ciepły oddech owiał jej policzki.-To się nigdy nie zdarzy. A nawet jeśli to ja zawsze będę przy tobie-zabrzmiało to może jak z taniego romansu, ale Hermiona uwierzyła. Chciała wierzyć.
-A byłbyś ze mną, gdyby Voldemort był moim ojcem?
-Ale na pewno nim nie jest. Czytałem gdzieś, że tacy jak on nie mogą mieć dzieci. To, że właśnie to Ci się śniło, to jego zasługa. On chce mieć Cię w swoich szeregach, bo możesz pokonać Wybrańca.
-Draco?
-Tak?
-Mógłbyś iść ze mną jutro na pogrzeb moich rodziców?
-Jeśli tylko chcesz.
-Dziękuję.
-Spij już, słońce.
(Perspektywa Draco)
Rozstanie jest trudne. Nawet to na krótki czas, na przykład na kilka godzin, potrafią sprawić ból. A co jeśli musimy żegnać kogoś na wieczność? Jeśli umiera ktoś nam bliski, szczególnie, gdy mamy niecałe siedemnaście lat? Musimy pogodzić się, że mieliśmy tylko siedemnaście lat na poznanie i zrozumienie bliskiego. Często zrozumienie przychodzi nam za późno i nie wiemy, co łączyło nas z tą osobą. W takim razie co czuje dziecko po stracie obojga rodziców, jeżeli utrata jednego z nich, cholernie boli? Chciałbym poznać odpowiedź na to pytanie. Nie potrafię sobie wyobrazić co czuje Hermiona, kiedy ja, stojąc nad grobem jej rodziców, czuje bolesny ciężar na sercu. Stara się być dzielna i nie płakać. Jednak  wiem, że z trudem jej to przychodzi. Pamiętam jak płakałem po śmierci mojego brata, który tak na prawdę nigdy nie umarł.
Na cmentarzu zostaliśmy już tylko my. Nie miałem serca kazać Hermionie odejść stąd, więc czekałem aż sama to powie i tuliłem ją do siebie. Na co dzień była silna. Nie pokazywała jak bardzo jest jej ciężko, ale w nocy, kiedy nie mogła zasnąć, płakała w poduszkę.
-Zabierz mnie stąd-wyszeptała przez łzy, patrząc na mnie błagalnie. Przytuliłem ją mocniej i teleportowałem nas do niewielkiej kawiarni na Pokątnej. Zajęliśmy jeden stoli pod oknem i zamówiłem dwie herbaty.-Dziękuję-usłyszałem głos Hermiony wyrywający mnie z myśli.
-Nie masz za co.
-Mam. Jesteś ze mną i nie próbujesz mi wmówić, że wiesz co czuje.
-Mogę się tylko domyślać, że łatwo nie jest.
-Dziękuje-jej głos był już trochę pewniejszy. Nie płakała od kilku minut. 
Wróciliśmy do Hogwartu na obiad. Oboje przebraliśmy się i zeszliśmy do Wielkiej Sali. Usiadłem obok Hermiony, bo ona nie miała zamiaru siedzieć przy stole Slytherinu. U Gryfonów siedział Blaise i Harry. Gadali o czymś, co zapewne nie miało sensu. 
-Co tam?-zapytała Hermiona, siadając na przeciwko nich.
-Znamy już przepowiednie-oświadczył Zabini, na co ja i Hermiona spojrzeliśmy na nich pytająco.
-A przypadkiem nie znaliście jej wcześniej?
-Nie. Chodzi o przepowiednie dotyczącą Draco i Ciebie. 
-No, to ja już ją znam. 
-Właśnie nie. Znacie przepowiednie o Hermionie Potter, a nie o Tobie.
-Jeśli mi powiesz, że ja mam być z siostrą Harry'ego, to ja już teraz idę skoczyć z Wieży Astronomicznej. Ona jest wredna i zapatrzona w siebie-stwierdziłem. Granger pokiwała twierdząco głową.
-Zauważyłem, ale nie o to chodzi-odezwał się Potter.-Chodzi o to, że tamta przepowiednia nijak ma się do tej i same sobie przeczą. 
-Ja nie rozumiem. Może przyjdziecie do nas przed kolacją i nam to wyjaśnicie? 
-Może być. 
Po obiedzie razem z Hermioną udaliśmy się do naszego salonu. Granger nauczyła mnie zaklęcia patronusa, ale jak na razie wychodziła mi tylko tarcza. Potem poszła zrobić jakieś zadanie i zostawiła mnie samego. Usiadłem na kanapie. 
Dawno nie gadałem z Blaisem czy z Harrym sam na sam. Ale czy miałem jakiś powód do takich rozmów? Raczej nie. Moje życie jakoś się ułożyło. Została jeszcze dwie otwarte sprawy, ale je i tak w końcu zamknę. Oni mi w tym nie pomogą, choćby nie wiem jak chcieli. Sam muszę sobie z tym poradzić. Coraz częściej zadaje sobie pytanie. Czy to w ogóle ma sens? Ta cała wojna. Nic nie przynosi dobrego dla żadnej ze stron. Ginie coraz więcej niewinnych osób. Coraz więcej mugoli. Czy to mnie powinno interesować? Może i wpajano mi, że mugole powinni ginąć, ale sam mam swój własny rozum i nie chce być taki jak ojciec. Nie chcę żyć tak, jak moi rodzice. Nie o to mi chodzi. Ani o nic podobnego.

***
Jest rozdział 14. Cieszmy się i radujmy, bo nie wiem jakim cudem udało mi się go napisać w ciągu, zaledwie czterech godzin. Podoba mi się on, chociaż nie jest taki jaki chciałam. 
Jeśli mi się uda to w niedzielę (8.09.) dodam miniaturkę na dracoihermionainaczej-miniaturki.blogspot.com 

Pozdrawiam,
Alex_x. 

niedziela, 1 września 2013

Miniaturka 4.

Skryta miłość.  

    Draco Malfoy od roku, czyli odkąd ukończył osiemnaście lat, uczył eliksirów w Hogwarcie. Rok temu rok szkolny zapowiadał się normalnie. Zważając na fakt, że do Hogwartu jako uczeń obiecał, że nie wróci nie spodziewał się listu. Ale kiedy go już dostał, myślał , że ze szczęścia wydłubie dziurę w suficie i to w dodatku głową. Zawsze chciał uczyć eliksirów. Uwielbiał Hogwart, ale jako uczeń nie miał ochoty tam wracać, bo dobrze wiedział z czym się tam spotka. Przyjął więc propozycję McGonagall i stał się kolejnym Mistrzem Eliksirów, jednak odrobinę mniej strasznym. Kiedy nadszedł dzień jego pierwszego dnia w pracy myślał, że się załamie. Nie dość, że  musiał męczyć się z Weasley'em i Potterem, to Granger była jednym z Prefektów Naczelnych. A miał taką nadzieję, że to będą najspokojniejsze lata jego życia. Mylił się i to grubo. A uświadomił to sobie na początku grudnia. Zwykły dzień jak codziennie. Lekcja z Gryfonami i Ślizgonami z siódmego roku. Granger po raz kolejny zostaje po lekcjach na polecenie Dracona. Stał przy swoim biurku podpierając się o nie rękoma. Naprzeciwko niego stała Hermiona, która, widząc zdenerwowanie swojego nauczyciela próbowała ukryć swój uśmiech, jednak z marnym skutkiem.
-I czego się tak durnie uśmiechasz, Granger?-zapytał po dłuższej chwili.
-Otóż, panie profesorze, człowiek uśmiecha się, żeby wyrazić, jak bardzo się z czegoś cieszy. A ja mam okazję pobyć z panem profesorem sam na sam. Czyż to nie cudny powód, żeby się uśmiechać?
-Kpisz, czy o drogę pytasz, Granger?
-Jeśli odpowie pan na pytanie gdzie znajduję się pana sypialnia, to pytam o drogę.
-Prowokujesz mnie?
-A chciałby pan, być prowokowany?
-Grabisz sobie.
-Że niby ja? Ale czym? Bo nie rozumiem. To źle, że podoba się pan innym dziewczyną?
-Granger, nie uderzyłaś się w głowę?
-Nie, skąd?
-Ale na pewno się dobrze czujesz, tak?
-Wyśmienicie. Dziękuję za troskę.
-Co mnie podkusiło. Głupi się nie domyśliłem-mruknął pod nosem, wywołując jeszcze większy uśmiech na twarzy Gryfonki.-Dobrze się bawisz?
-Nie narzekam. Ale moglibyśmy przełożyć naszą rozmowę na potem?
-A to przepraszam czemu?
-Ponieważ umówiłam się z Harry'm, że pomogę mu z esejem na eliksiry.
-W takim razie idź, ale o dwudziestej u mnie w gabinecie.
-No, za co?-jęknęła.
-Powymieniałbym, ale śpieszysz się. Sama powiedziałaś, że chciałabyś poznać drogę do mojej sypialni, ale dam Ci ten przywilej i poznasz drogę do mojego gabinetu.
-Dziękuję-burknęła i wyszła razem z Malfoy'em z klasy. Oboje udali się do Wielkiej Sali, gdzie trwał już obiad. Kiedy nauczyciel przechodził obok Hermiony ta zmierzyła go nienawistnym wzrokiem. Uśmiechnął się na ten widok i ruszył do stołu nauczycielskiego. Przez cały czas obserwował ją uważnie.
-Czego się tak denerwujesz?-zapytał Harry widząc jak jego przyjaciółka dźga kurczaka, a robiła to tylko w gniewie.
-Bo mi się tak podoba.
-Znowu Ci wstawił szlaban?
-A kiedy tego nie zrobił?! Ja już mam go dość. Chyba się wypiszę z eliksirów.
-Zostało tylko pół roku.
-Tylko, że to nie ty masz szlaban po każdej lekcji z tą fretką.
Potem już żadne z nich się nie odzywało. Hermiona myślała, że do dwudziestej umrze ze strachu. Nie bała się Malfoy'a tylko jego pomysłów na szlaban. O dwudziestej zapukała do drzwi gabinetu Malfoy'a i kiedy usłyszała ciche ''proszę'' weszła do środka. Draco siedział przy swoim biurku, a gdy drzwi otworzyły się, podniósł wzrok znad jakichś papierów,
-Usiądź-wskazał na miejsce przed nim. 
-Może pan mi powiedzieć, co mam zrobić? Bo nie chcę tu siedzieć do rana. 
-Ile tu będziesz siedzieć, zależy tylko od Ciebie. 
-Co mam robić?
-Jeśli będziesz chętna do rozmowy, wyjdziesz stąd, o której będziesz chciała. 
-Więc?
-Dlaczego tak bardzo chcesz mnie wkurzyć?
-Nie wiem. 
-Chcesz się zemścić, prawda?
-Nie mam za co.
-Granger, do jasne cholery! Oboje wiemy, że masz za co się mścić. Chciałem Cię przeprosić, ale nie dałaś mi do tego szansy. Próbowałem, ale ty widocznie tego nie chciałaś. 
-Nie wiesz czego chciałam! Chciałem, żebyś w końcu spojrzał na mnie jak na normalną dziewczynę, a nie jak na nic nie wartą szlamę!-krzyknęła, a po jej policzkach zleciały łzy. Blondyn podszedł do niej i przykucnął na przeciwko. 
-Dlatego tak bardzo zwracałaś na siebie uwagę?-zapytał chwytając jej twarz w dłonie i ścierając coraz to nowe łzy moczące jej policzki. 
-A jak inaczej miałam ją zwrócić? 
-Po prostu przyjść i porozmawiać. 
-Żebyś mnie wyśmiał? Nie, dziękuję. 
-Słońce,  nie wyśmiałbym Cie...
-Jasne. 
-Podobasz mi się, no. A gdybyś w tedy dała mi dojść do słowa, powiedziałbym to chciałem od dawna Ci powiedzieć. 
-Więc powiedz teraz. 
-Przepraszam za wszystko co powiedziałem. Cholernie mi się podobasz i nie chcę żyć, kiedy cię nie ma-w odpowiedzi dziewczyna wstała i pociągnęła go za sobą. Gdy oboje stali na przeciwko siebie, Hermiona wspięła się na palce i pocałowała  Dracona, który odwzajemnił jej pocałunek. 
-A pokażesz mi drogę do Twojej sypialni?-wyszeptała tuż przy jego ustach, na co Malfoy zaśmiał się,  chwycił ją na ręce i ruszył do swojej sypialni. 

***
Granger!-krzyknął nauczyciel eliksirów, po raz kolejny tego dnia. 
-Tak, panie profesorze?
-Możesz mi, z łaski swojej powiedzieć co ty wyrabiasz?!
-Teoretycznie to rozmawiam. 
-W takim razie porozmawiamy sobie razem w moim gabinecie dziś o 20 na Twoim szlabanie. 
-Ale...
-No, co? Ale ja nic nie zrobiłam? Dzisiaj o 20, a jak się nie stawisz, zamieszkasz w Zakazanym Lesie. 
-Nie fair.
-Wracając do lekcji. Kto może powiedzieć coś na temat eliksiru tojadowego?

***
Hermiona weszła do gabinetu Malfoy'a, który stał, tak jak co tydzień od pięciu miesięcy, już przy drzwiach. Kiedy tylko zamknęła je za sobą, przycisnął ją do ściany i zaczął ją całować. W pewnej chwili usłyszeli pukanie i szybko się od siebie oderwali. 
-Usiądź-poprosił Granger, która szybko znalazła się na fotelu. Draco otworzył drzwi, w których stała Astoria Greengrasss. Gryfonka odwróciła głowę i zacisnęła pięść. -O co chodzi, Greengrass?-zapytał chłodno.
-Chciałam prosić pana, żeby wytłumaczył mi eliksiry-odpowiedziała Ślizgonka.
-W takim razie przyjdź jutro po zajęciach. 
-Ale to jest bardzo pilne.
-Ale ja teraz nie mam dla Ciebie czasu. Poza tym  nie zauważyłem, żebyś miała problem z materiałem. Wracaj do swojego dormitorium. 
-Ale...
-Bez żadnego ''ale''. Wracaj, albo będziesz pomagała Filochowi-dziewczyna wyszła z jego gabinetu, zostawiając Hermionę i Draco samych. Blondyn podszedł do dziewczyny i chwycił ją w ramiona.-Czy ty jesteś zazdrosna?-zaśmiał się widząc jej oczy ciskające błyskawicami. 
-Ja? Nie żartuj. 
-Jesteś zazdrosna. 
-Chciałbyś. 
-A ja jestem o Ciebie strasznie zazdrosny. Mam ochotę cisnąć Avadą w każdego, który przynajmniej z Tobą rozmawia. 
-Skarbie, ja muszę Ci coś powiedzieć-oznajmiła poważnym tonem. 
-Stało się coś? Źle się czujesz? Może jesteś chora, co?
-Ciąża to nie choroba. 
-Będziemy mieli dziecko?
-Za jakieś siedem miesięcy. 
-Kocham Cię!-krzyknął i okręcił Gryfonkę wokół własnej osi, po czym pocałował namiętnie.-Kto wie?
-Tylko ja, ty i uzdrowiciel u Munga. 
-Wiesz co by było, gdyby jakiś Twój znajomy się dowiedział, że masz dziecko ze mną. 
-Nie rozumiem, co to ma do siebie. 
-Zapomniałaś już kim jestem? Jeśli tak, to Ci przypomnę. Jestem byłym Śmierciożercą z nieciekawą przeszłością. 
-Ale mi to nie przeszkadza. Kocham Cię, nawet z tą przeszłością.
-Kochanie, ja Ciebie też. Ale nie mówmy nikomu ze szkoły, że jesteśmy razem. Nie póki ja jestem Twoim nauczycielem, a ty moją uczennicą, dobrze?
-Ale wyjedziesz ze mną na wakacje.
-Gdzie tylko będziesz chciała. Chce Cię o coś jeszcze zapytać. 
-Tak?-Draco odsunął się odrobinę od dziewczyny i uklęknął naprzeciwko niej, wyciągając z kieszeni spodni granatowe pudełeczko. 
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał, a na jego twarzy pojawiła się niepewność, pomieszana ze strachem. 
-Tak!-krzyknęła i gdy blondyn wstał rzuciła mu się na szyję. Pocałował ją namiętnie, w między czasie wkładając pierścionek na odpowiedni palec. -Co mam powiedzieć ludziom jak zapytają o pierścionek?
-Powiesz, że zaręczyłaś się ze swoim chłopakiem. 
-Czyli?
-Oj, jak będą wypytywać, to powiesz, że jest mugolem i poznaliście się rok temu i zaręczyliście w święta. 
-W święta? Draco, mamy czerwiec. 
-Co z tego? Powiesz, że nie chciałaś zamieszania. Ja złożę wypowiedzenie od września, weźmiemy cichy ślub, a na balu, który McGonagall chce zorganizować za rok, zjawimy się razem, już jako szczęśliwe małżeństwo. 
-Widzę, że już wszytko zaplanowałeś. 
-Przyszło na poczekaniu. 
-A co z dzieckiem? 
-Zostawimy go na ten wieczór u mojej mamy. A ogólnie to zamieszkasz ze mną, a ja będę się opiekował Wami jak najlepiej. 

***
Hermiona Granger już po trzech miesiącach od zakończenia szkoły została panią Malfoy. Jednak ona i Draco nie chcieli tego rozpowiadać i zostało to doskonale utajnione. Tak samo jak narodziny ich syna, Scorpiusa. Narcyza Malfoy od czasu, kiedy jej syn ogłosił jej, że zamierza ożenić się z Hermioną, nawet bez niej, wspierała młode małżeństwo. Często pomagała im i zajmowała się wnukiem, gdy oboje pracowali. W drugą rocznicę bitwy o Hogwart został zorganizowany bal, na którym zjawili absolwenci szkoły wraz ze swoimi pociechami. Narcyza, pomimo zaproszenia i nalegań, została w domu razem ze Scorpiusem. Draco i Hermiona zjawili się prawie jako ostatni. Pani Malfoy, ubrana w kremową sukienkę i czarne szpilki, trzymała rękę swojego męża w czarnym garniturze. Dla niej nie był to niecodzienny widok, ponieważ Malfoy ubierał się tak zawsze do pracy. Jednak dla wszystkich szokiem nie było już to, że ubrał on tak elegancki garnitur, a fakt, że trzyma za rękę Hermionę. Nikt, oprócz Hary'ego, Pansy, Blaise'a i Ginny nie wiedział o ich małżeństwie. Harry i Pansy byli dopiero zaręczeni, a Blaise zazdroszcząc przyjacielowi, już po miesiącu od jego ślubu, ożenił się z Weasley. Jedyną osobą, która nie zdziwiła się wiadomością o małżeństwie Malfoy'ów były McGonagall.
Następnego dnia w Proroku Codziennym ukazał się artykuł o małżeństwie Dracona i Hermiony. Ich to nie zmartwiło. Plan Malfoy'a poszerzył się o nowego członka rodziny, którym była jego kochana córeczka, Julia. 

Koniec.