niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 7.

Nie mógł spać od kilku godzin. Przez cały czas rozmyślał nad swoim życiem. Nigdy nie czuł się tak jak teraz. Myśli rozsadzały mu czaszkę. Leżał na łóżku w swoim prywatnym dormitorium, wpatrując się w sufit, jakby miało mu to coś pomóc. Blond włosy rozrzucone były na poduszce, które co jakiś czas przeczesywał dłonią. Kołdra, którą zawsze co rano perfekcyjnie układał na łóżku, teraz leżała gdzieś w jego kącie. Stalowo-błękitne tęczówki wgapiały się tylko w jeden, martwy punkt. Nie czuł zmęczenia, ani niczego podobnego. Czuł, że nie jest już sobą, że coś się z nim dzieje, tylko nie wie co. Nie miał nikogo, komu mógłby się wygadać. Co prawda był zawsze Zabini, ale on miał za długi jęzor i każde słowo, na pewno, za jakiś czas poznałby cały Hogwart z nauczycielami i Filchem włącznie. Weź się w garść, Malfoy- krzyknął jego głos rozsądku, kiedy myśli zeszły, po raz kolejny na jeden tor. Choć próbował zapomnieć, to i tak wracało. Jak bumerang. Tamta chwila, jeden uśmiech i cały poukładany, malfoyowy świat, lega w gruzach. Tak, jeden uśmiech niewinnej Gryfonki, z pewnością zniszczył świat Dracona.

***

 7:10. Dla niektórych to pora, która w ogóle mogłaby nie istnieć. Dla innych z kolei, to normalna godzina, o której wstają. Hemiona lubiła spać trochę dłużej, ale życie w Hogwarcie nauczyło ją wczesnego wstawania, nawet jeśli kładła się spać o drugiej w nocy. O 7:30 zeszła do Wielkiej Sali. Praktycznie wszyscy uczniowie starszych klas odsypiali wczorajszą imprezę, więc na śniadanie przyszło tylko kilka osób. Przy stole Gryfonów siedział już Harry i Ron. Potter zasypiał na siedząco, a Weasley coś mu tłumaczył, ale ten go wcale nie słuchał i dłubał widelcem w talerzu z ziemniakami. Dziewczyna podeszła do nich i usiadła obok czarnowłosego.
-Aż tak wczoraj balowaliście?-zapytała, na co Wybraniec położył głowę na jej ramieniu.
-Wcale nie balowaliśmy, tylko pomagaliśmy sprzątać- bronił się rudy.
-Kto sprzątał, ten sprzątał- wygarnął Harry.
-Czego się czepiasz?
-Ty wcale nie pomagałeś, tylko gadałeś z Brown. Z resztą zastanawiam się , coś jej mówił, że nie potrafiła przestać się śmiać, co?
-Nie interesuj się. Chyba, że sam powiesz jak noc w Slytherinie.
-Co ty chrzanisz?
-Seamus  Cie widział jak idziesz z Greengrass do lochów.
-Nigdzie nie szedłem i spałem u siebie.
-Dobra- przerwała im Hermiona.-Piłeś coś?-zapytała zwracając się do Harry'ego.
-Wiem, że nie mogę i tego się trzymam. Tylko trochę nie spałem.
-Ile?
-Odkąd wyszedłem ze Skrzydła to nic.
-To połóż się po śniadaniu.
-Taa... i nie wstanę do jutrzejszej kolacji? Nie, dzięki.
-To Cie obudzę.
-A randka z Malfoy'em?-zapytał tak ciszo, żeby tylko ona go usłyszała i uśmiechnął się złośliwie.
-A skąd o tym wiesz?
-Sama mi powiedziałaś, ale chyba byłaś tak szczęśliwa, że nie pamiętasz.
-Lepiej nie angażuj się w moje sprawy, tylko zajmij swoimi.
-Muszę się interesować Twoimi.
-A to z jakiej paki?
-Bo jesteś moją siostrą i wiem, co się między wami dzieje.
-Tak? To proszę, mądralo, gadaj.
-Lubisz go.
-Iii?
-A on Cie rozbiera wzrokiem.
-Głupi jesteś.
-Wiesz, że  zawsze tak do mnie mówisz, gdy mam rację?
-Ale ty jesteś głupi i nie da się ukryć.
-No, tak, na pewno. Skoro ja jestem głupi to jaka jesteś ty?
-O wiele mądrzejsza.
-Jakim cudem, skoro jesteśmy bliźniakami?
-W życiu wszystko jest możliwe, braciszku- szepnęła wstając od stołu i klepiąc Harry'ego po plecach.
-Gdzie idziesz?
-Muszę jeszcze zanieść książki do biblioteki, a ty jak chcesz to możesz do mnie iść.
-Mamy trening za pół godziny.
-Ale ty nie możesz.
-Mogłem już wczoraj grać, ale chciałem, żebyś w siebie uwierzyła.
-Nie lubię Cie.
-Tylko żartowałem.
-Masz szczęście- dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka i opuściła Wielką Salę. Na korytarzu mijała wiele zaspanych osób. Niektórzy byli tak zajęci ziewaniem, jej nie zauważyli jej i na nią wpadali, przepraszali i szli dalej. Ona weszła do swojego dormitorium, zabrała książki do biblioteki i tak poszła, a kiedy wróciła zastała Harry'ego leżącego za łóżku z najnudniejszą lekturą jaką widział świat na jego brzuchu. Chłopak spał w najlepsze. Zawsze, kiedy sypiał bez koszmarów, wyglądał uroczo. Jednak ostatnimi czasy, sukcesem było zobaczenie go takiego. Od kiedy Voldemort został uznany za żywego, ten chłopak nie był taki jak kiedyś. Nie mówił otwarcie o uczuciach. Wszystkich dziwiło jego zachowanie i tylko Hermiona wiedziała, przez co przeszedł. Nawet jeśli przez kilka lat byli tylko przyjaciółmi, bała się o niego. On też zawsze się o nią martwił. Praktycznie nikt nie podejrzewał, że ta dwójka nastolatków może być rodzeństwem. Nigdy nie wyjawiali cech typowych dla rodzeństwa. Jednak te kilka lat przyjaźni umocniły ich więzi.
Gryfonka podeszła do łóżka, wzięła koc leżący na jego skraju i przykryła nim brata. Chłopak przewrócił się na bok, zrzucając z siebie książkę. Dziewczyna usiadła obok niego podnosząc poduszkę, o którą się oparła. Harry otworzył oczy i spojrzał zaspanym wzrokiem na Hermiona, która uśmiechnęła się do niego. Czarnowłosy położył głowę na jej kolanach. Szatynka pogłaskała go po głowie i jeszcze bardziej się do niego uśmiechnęła.
-Jesteś podobna do babci- odezwał się Gryfon.- Kiedy była w Hogwarcie, też była taka śliczna jak ty. Każdy marzył, żeby się do niego odezwała. O tobie też każdy marzy- usiał obok siostry i spojrzał po raz kolejny na nią. Na jej policzkach widniały dwa, piękne rumieńce.- Jesteś jeszcze piękniejsza jak się rumienich.
-Ty też jesteś śliczny i słodki jak śpisz.... a i miękki jak ktoś się w Ciebie przytula - stwierdziła, po czym wtuliła się jego tors.
-Obraziłaś mnie teraz, wiesz?
-Niby jak?
-A niby tak, że powiedziałaś, że jestem mięciutki. Znaczy, że jestem gruby.
-Wcale nie. Miałam na myśli, że jak ktoś zna to Twoje tajne miejsce.
-A ty je znacz, co nie?
-Pewnie, bo w końcu jestem Twoją siostrą.
-No, a jak? Fajnie się z Tobą siedzi, ale masz chyba randkę.
-Powiesz mi w czym dobrze wyglądam?
-Ty we wszystkim ładnie wyglądasz. Mamy te same geny, więc co się dziwisz. Jak mi we wszystkim do twarzy, to Tobie tym bardziej.
-Masz kompleks Malfoy'a?
-Ja tylko stwierdzam fakty i nie powiesz, że nie jestem przystojny.
-Dobrze, dobrze.
Hermiona podeszła do szafy i wyciągnęła z niej czarne rurki, białą bokserkę i miętową koszule, którą włożyła do spodni. Na szyi zawiesiła złoty wisiorek z serduszkiem, a na nogi włożyła białe tenisówki. O 9:50 wyszła, razem z Harry'm z dormitorium. Chłopak  udał się w stronę swojego pokoju, a ona zeszła pod Salę Wyjściową, gdzie czekał już Draco. Podeszła do niego czując na sobie jego wzrok.
-Długo każesz na siebie czekać -stwierdził Malfoy.
-To po co przychodzisz tak wcześnie?
-Nie mogłem się doczekać.
-Aż tak się stęskniłeś?
-Pewnie, ale chodźmy już, bo przed kolacją musimy być z powrotem.
-Przed kolacją?-zdziwiła się, co nie uszło uwadze chłopaka.
-Gdzieś Cię zabieram, ale gdzie to dowiesz na miejscu, teraz już chodź- dziewczyna ruszyła z Draconem przez dziedziniec Hogwartu, by wreszcie dotrzeć do ścieżki prowadzącej do Hogsmead. Kiedy doszli do kolejnej uliczki, blondyn złapał za rękę Gryfonkę o oboje poczuli niemiły skurcz w okolicy pępka. Wszystko zawirowało i telepotrowali się Znaleźli się obok jednego z londyńskich parków rozrywki. Dziewczyna spojrzała zdziwiona na Ślizgona, który tylko się uśmiechnął do niej i chwyciwszy za rękę, zaciągnął do kasy, gdzie kupił dwa bilety. Przez całą drogę, którą przemierzyli Draco trzymał Hermionę za rękę, a ona wcale go nie odpychała, ani nie cofała dłoni. Chłopak pociągnął szatynkę w stronę diabelskiego młyna.
-Idziemy?-zapytał widzą przerażenie malujące się na twarzy Gryfonki.
-Możemy gdzieś indziej?
-To co powiesz na te słodkie kucyki, które jeżdżą dookoła?
-Dobry wybór.
-Ja tylko żartowałem.
-Dobra, to chodź już tutaj.
-W takim razie, panie przodem- dziewczyna z chłopakiem usiedli do jednej z kabin i zapięli pasy. Hermiona niepewnym wzrokiem spojrzała na Dracona, a ten widząc strach w jej oczach, otulił ją ramieniem. Wtuliła się w niego, jakby był ulubionym misiem, przy którym czuła się pewnie i bezpiecznie. Tak też się poczuła w jego ramionach. Zostało tylko dziwne uczucie, że skądś zna ciepło bijące od niego. On też  nigdy nie czuł czegoś tekiego, jak przy niej. Każde uczucie towarzyszące z dotykiem Gryfonki było niedopisania. Kiedy tylko znaleźli się na szczycie młyna, Hermiona wtuliła się jeszcze bardziej w chłopaka. Nigdy wcześniej nie bała się tak, jak w tej chwili. Ślizgon to wyczuł, przycisnął do siebie dziewczynę i pogłaskał po głowie.
-Przepraszam- szepnął, kiedy tylko znaleźli się na ziemi.
-Okey, tylko jak komuś powiesz, co tu zaszło, nie żyjesz, tak?
-To co się stanie tutaj, zostanie między nami.
-Ty coś kombinujesz, nie?
-Dziś wyjątkowo, nic. Chcę tylko, żebyś tę randkę zapamiętała na zawsze.
-Na pewno zapamiętam. Jeszcze nikt nie zabrał mnie do parku rozrywki na randkę i nie sądziłam, że ty będziesz pierwszy.
-Zawsze do usług. A teraz chodź po watę. Jaką bierzemy.
-Cola.
-Uwielbiam ją.
-Ja tak samo.
-A lubisz tunel strachu?
-Najbardziej.
-To kupujemy watę i idziemy do tunelu.
-Zgoda- para nastolatków podeszła do jednej z budek i kupiła dwie waty cukrowe o smaku coli, a potem udali się do tunelu strachu. Zajęli jeden z wagoników. Przez cały czas śmiali się i dobrze bawili.W pewnej chwili zapomnieli, że istniały kiedyś, te słowa, które do siebie wypowiadali przez ostatnie lata. Teraz liczyli się tylko oni  dobra zabawa.

Cztery godziny później, Hogwart / Hogsmead. 

-Stary, po co ty ich trenujesz?-zapytał Blaise, kiedy siedział z Harry'm w Trzech Miotłach. Pub był prawie pusty, więc mogli swobodnie rozmawiać.
-Bo to, że zwycięstwo z wami mam jak z banku, nie znaczy, że z innymi też, Diabeł- oznajmił Potter z wrednym uśmieszkiem. 
-Ciągle wierzysz, że wygrasz ten zakład?
-Stary, ty chyba nie widzisz, co się dzieje wokół ciebie.
-Że niby co?
-Gdzie jest teraz Malfoy?
-Zapewne siedzi w swoim dormitorium.
-Zaskoczę Cię, bo go tam nie ma.
-Co ty chrzanisz?
-Jest na randce z pewną Gryfonką.
-Nie było ich w Hogsmead.
-Pamiętasz park rozrywki, do którego uwielbiali chodzić?-Zabini kiwnął głową i uśmiechnął się głupio.
-Skąd to wiesz?
-Tajemnica zawodowa. Zmieńmy temat, bo nieładnie jest rozmawiać o osobach trzecich za ich plecami.
-Wiesz, że Emma ma chodzić do Hogwartu?
-Ale przecież ona już zaczęła Beauxbatones.
-Ale ona jest wielką marudą i jak się uprze, dostanie co będzie chciała.
-Racja, ale może być zabawnie, nie?
-Pewnie, że będzie. Już widzę miny wszystkich. Z tego co gadał Slughorm, to już jutro będziemy mieli ubaw.
-Dziewczyny padną z zazdrości o naszego Smoczka.
-Oj, pani Pomfley będzie miała dużo roboty.
Ich rozmowa zeszła na luźne tematy. Żartowali ze wszystkiego, co im przyszło do głowy i popijali piwo kremowe. Od zawsze dobrze im się rozmawiało. Oboje mieli poprzestawiane klepki w mózgu. Kiedy jeden śmiał się z niczego, drugi robił to samo. Nie mieli pojęcia ile im się tak zeszło, ale po pewnym czasie, do knajpki weszła grupka dziewczyn z Astorią na czele. Śmiały się z czegoś i nawet nie zauważyły Harry'ego i Blaise'a, którzy dokładnie im się przyglądali.
-Potter, to zwykła ofiara- usłyszeli strzępki rozmowy, kiedy dziewczyny przechodziły obok ich stolika.- Jest zwykłym palantem- Gryfon poderwał się z miejsca i złapał Greengrass  za nadgarstek. 
-Jeśli ja jestem palantem, to ty kim jesteś?- warknął w jej stronę.
-Harry, ale to nie jest tak jak myślisz.
-Nie?Ooo... a już myślałem, że nic dla Ciebie nie znaczę. Masz mnie za idiotę?
-Skarbie, nie rób scen.
-Nie, no, trzymajcie mnie, bo pęknę ze śmiechu. Ty się chyba, dziewczyno, nie słyszysz. Tapeta zasłoniła Ci oczy czy jak? Nawet nie widzisz, że siedzę przy stoliku, przy którym udowadniasz, że jesteś dziwką.
-Coś ty do mnie powiedział? Że kim ja jestem?- wściekła Ślizgonka wyciągnęła z kieszeni różdżkę i wycelowała w Harry'ego.
-Greengrass - obok nich zjawiła się znikąd Pansy - odłóż to, bo jeszcze siebie krzywdę zrobisz. Po za tym, powinnaś być już w zamku, bo za pół godziny zaczyna się kolacja.
-Nie będziesz mi rozkazywać, Parkinson - warknęła Astoria.
-Wiesz, Greengrass, tak się składa, że Pansy jest prefektem i jak chcesz może łatwo Ci załatwić szlaban-odezwał się Blaise.
-Siedź cicho. Nikt Cie nie pytał o zdanie.
-Ej, co tu się dzieje?!-krzyknęła Hermiona, która właśnie weszła z Draconem. Blondyn trzymał w ręku parasol, z którego kapała woda. Nikt nie kwapił się do odpowiedzi na zadane przez dziewczynę pytanie.
-Blaise, gadaj- zarządał Malfoy.
-No, zaczęło się od tego, że Greengrass przyszła ze swoimi koleżankami i powiedziała, że Potter to palant. On się wkurzył i wstał. Zaczęli się kłócić, ona wyciągnęła różdżkę,a potem zjawiła się Pansy. Astoria znów się wydzierała i na końcu zjawiliście się wy.
-W takim razie, Greengrass-szlaban za próbę użycia magii na uczniu bez powodu-oznajmiła Gryfonka. 
-Dracusiu, ta szlama dała mi szlaban, zrób coś- pisnęła Astoria. 
-Och, zrobię. Minus dziesięć punktów dla Slytherinu za obrażanie prefekta naczelnego- rzekł spokojnie Draco.- Aaa... i nie mów do mnie ''Dracusiu''! A teraz wszyscy do zamku, bo powstawiam kolejno szlabany, jak leci. I pani prefekt też to się tyczy-potem zwrócił się do Hermiony.- Ale Twój szlaban sam wymyślę.
Wszyscy zaczęli wychodzić, a Draco i Hermiona jako ostatnie. Na dworze padał deszcz, a temperatura spadła do minimum dziesięciu stopni. W ciągu piętnastu minut znaleźli się w Hogwarcie, gdzie każdy udał się na kolację.
-Hermiona, mogę jutro wpaść do Ciebie po rzeczy, bo dzisiaj jestem trochę zmęczony?-zapytał Malfoy, kiedy mieli się rozstać w Wielkiej Sali.
-Pewnie.
-Ale wyciągnij z lewej kieszeni kurtki prezent dla Ciebie.
-Jaki prezent?
-Dowiesz się jak wyciągniesz.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia jutro.
-Na razie- Hermiona i Draco rozeszli się do swoich stołów. Gryfonka usiadła obok Harry'ego, który na jej widok tylko się uśmiechnął i zajął jedzeniem. Tymczasem Blaise zadręczał Malfoy'a pytaniami, że chłopak poczuł się jak na przesłuchaniu. 
-Gadaj, całowaliście się?-wypalił znienacka, a blondyn zadławił się owsianką, aż Zabini musiał go poklepać po plecach.
-Odwaliło Ci?!
-Nie, no coś ty? Ja tylko Zapytałem, więc oczekuję, że mi odpowiesz.   
-Na nic Ci nie odpowiem.
-No, weź. Nie każ mi grzebać Ci w głowie.
-Spróbuj, a na pewno Ci wyjdzie.
-Ładny jej kupiłeś prezent.
-Co?! Skąd ty to wiesz?
-Nie wyjdzie tak? Jakoś wyszło. Nie jestem taki głupi jak Ci się wydaje.
-Nie waż się grzebać mi znowu w głowie, bo nie ręczę za siebie, jasne?-warknął blondyn i wyszedł pośpiesznie z Wielkiej Sali. Po niecałych dziesięciu minutach reszta uczniów również zaczęła opuszczać jadalnie. Harry i Hermiona wyszli jako ostatni i od razu udali się do dormitorium dziewczyny. Kiedy tylko tam weszli chłopak  walnął się na łóżko.
-Chcesz się wygadać?-zapytała szatynka siadając obok brata.
-Nie, raczej, nie. Lepiej mów jak było na randce.
-Normalnie, ale czekaj -Hermiona zerwała się jak oparzona z miejsca i podeszła do kanapy, na której leżała kurtka Dracona. Sięgnęła do lewej kieszeni i kiedy trafiła ręką na coś miękkiego, wyciągnęła to. W ręce trzymała śliczną, białą fretkę z malutkimi brązowymi oczkami. Uśmiechnęła się do siebie na widok śpiącego zwierzątka i wróciła na łóżko.
-Kupiłaś sobie fretkę?-zapytał zaskoczony Harry.
-Nie, tylko Draco kupił mi ją w prezencie.
-Draco, już nie Malfoy?
-Ty i Zabini też już razem pijecie. Nie musisz mi się z tego tłumaczyć, tylko powiedź o co chodzi z Greengrass.
-O nic. Przekonałem się tylko, że nie jest warta mojego czasu i tyle.
-Przykro mi.
-A mi nie. Co prawda głupio, że tak mnie potraktowała, ale przynajmniej nie muszę już dusić- zaśmiał się chłopak.- Będę się już zbierał. Zrobiło się późno. Śpij dobrze.
-Ty też- na pożegnanie Harry pocałował siostrę w policzek i wyszedł. Hermiona wzięła prysznic, wymyła zęby i położyła spać, kładąc nowego zwierzaka obok. Zasnęła po kilku minutach wiercenia się.
Draco miał większe kłopoty z zaśnięciem. Przeszkadzało mu wszystko. Czuł się dziwnie. Cały czas błądził myślami wokół randki z Hermioną. Nie mógł zapomnieć ani jednej chwili, ale z drugiej strony, kiedy wróci do domu na święta, a ojciec przejrzy mu wspomnienia, będzie miał przesrane. Zasnął około drugiej nad ranem.

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 6.

Promienie wrześniowego słońca rozświetliły dormitorium brązowowłosej Gryfonki. Przetarłszy zaspane oczy spojrzała na zegarek, który wskazywał 6:15. Leniwie wstała z łóżka, ubrała się, wykonała poranną toaletę i zeszła na śniadanie. W Wielkiej Sali nie było zbyt wiele osób. Przy stole Gryffindoru siedziało zaledwie kilka uczniów. Hermiona usiadła obok Deana, który rozmawiał z Ginny. Kiedy tylko zauważyli szatynkę uśmiechnęli się do siebie tajemniczo.
-Mionuś, wiesz, że Cie bardzo lubimy?-uśmiech chłopaka zmienił swój wyraz na słodki.
-O co wam chodzi?-zapytała lekko przestraszona zachowaniem znajomych Hermiona. Wiedziała, że oni mają dziwne pomysły i coś im znowu ,,wyrosło" w głowie.
-Zagraj za Harry'ego- wypaliła Weasley.
-Żartujecie, tak? Ja nie umiem grać w Qudditcha? Ty się chyba, Ginny nie słyszysz.
-Słyszę, słyszę. Nie bój się. Prosimy.
-Ale ja nie umiem grać.
-Umiesz. Widziałam w wakacje. Przecież grasz prawie tak jak Harry.
-Ale...
-Proszę, my Ci pomożemy, tylko się zgódź.
-No, dobra. Ale nie miejcie do mnie pretensji jak przegramy.
-Wygramy, zobaczysz.
-Chyba za bardzo wierzysz w cuda- stwierdziła brązowowłosa, na co ruda tylko się zaśmiała.- Dean, co mamy pierwsze?
-A ja myślałem, że nigdy nie usłyszę od Ciebie tego pytania. Pierwsze są zaklęcia. Potem Obrona, dwie godziny eliksirów, obiad, zielarstwo, godzina przerwy i trening- dziewczyna skinęła głową i zabrała się do jedzenia. Nienawidziła Quidditcha. W ogóle nie lubiła latać. Ale się zgodziła i nie ma już odwrotu. Kilka minut przed rozpoczęciem zajęć udała się z Deanem pod klasę zaklęć, gdzie stała już większość Gryfonów i Krukonów. Zaklęcia minęły jak zwykle szybko. Każdy był ciekawy nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Jedynymi osobami, które nie cieszyły się na nowego nauczyciela, był Malfoy i Hermiona. Malfoy z racji tego, że nigdy nie cierpiał swojego brata, a Hermiona, bo zawsze nie lubiła Obrony. Kiedy wszyscy siedzieli już w klasie, Draco wracał ze swojego dormitorium z zapomnianą książką. Gdy wszedł do klasy, wszyscy zwrócili oczy w jego stronę. On sam usiadł na jedynym wolnym krześle z tyłu klasy obok Granger.
-Może łaskawie zaszczycisz nas swoim wytłumaczeniem dlaczego się spóźniłeś?-poprosił nauczyciel.
-Łaskawie, nie zaszczycę. Moja sprawa, nie Twoja.
-Nie jestem Twoim kolegom...
-Ani nikim ważnym.
-Jestem Twoim nauczycielem, więc zwracaj się do mnie z szacunkiem.
-Miałem go przez kilka lat, ale nigdy na niego nie zasłużyłeś. Sam to sobie wybrałeś.
-Boli Cie to?
-A powiedz szczerze. Interesuje Cie to? Nie, no coś ty. Co to miałoby interesować wielkiego pana Malfoy'a, który ucieka przed wszystkim złym, co na niego czeka-warknął Ślizgon i nie zaszczycając nikogo spojrzeniem wyszedł z klasy trzaskając drzwiami.
-Granger, idź za nim, żeby nie zrobił czegoś głupiego-polecił starszy Malfoy. Dziewczyna wykonała polecenie nauczyciela i po chwili już jej nie było. Szukała go gdzie popadło, jednak nie znalazła. Wspięła się na Wieże Astronomiczną i usłyszała, jak ktoś nieźle klnie. Domyśliła się, że te słowa wypowiada wkurzony Draco. Chłopak stał przy barierce i spoglądał na widoki wokół Hogwartu.
-Jeśli chcesz mnie jeszcze bardziej dobić, to sobie daruj, bo bardziej się nie da-odezwał się, nie spoglądając na szatynkę.
-Chce Ci tylko pomóc. Nie mam ochoty Cie dobijać.
-Wiem, że Gryfonom łatwo przychodzi wybaczenie, ale przez to, co Ci zrobiłem, nie ma szans, żebyś chciała mi pomóc.
- A jednak chcę. Więc daj sobie pomóc.
-A potrafisz cofnąć czas?
-No, nie bardzo. Ale mogę jakoś inaczej spróbować Ci pomóc.
-A możesz tu ze mną posiedzieć?
-Pewnie- dziewczyna jeszcze bardziej podeszła do barierki i stanęła ramie w ramie z Draconem. Blondyn niespodziewanie przytulił się do Hermiony. Gryfonka tylko oplotła go jednym ramieniem, a drugą ręką głaskała go po głowie. Choć znała Ślizgona od sześciu tak, nie widziała go w takim stanie. Znała go jako twardego, zapatrzonego w siebie, ironicznego arystokratę. Ale tego co ludzie nie znają, zna los.
-Miałaś kiedyś tak, że człowiek, który jest dla Ciebie autorytetem, w jednej sekundzie staje się kimś, kogo wolałabyś nie znać?- zapytał Malfoy po dłuższej chwili milczenia.
-Miałam kiedyś ciocie. Była dla mnie wzorem do naśladowania. Kiedy miałam dziesięć lat, a ona dziewiętnaście, zmarła. Zawsze mówiła mi, że narkotyki to czysta śmierć, a sama była od nich uzależniona. W tedy nie interesowało mnie, że swoimi słowami, chciała mnie ochronić. Z biegiem czasu staram się zrozumieć.
-Daniel jest moim bratem. Dwa lata temu, kiedy wszyscy Śmierciożercy przeczuwali, że Czarny Pan się odrodzi, matka ukryła mojego brata gdzieś, bo on nie chciał zostać jednym z nich. Upozorowali jego śmierć i skutecznie zmodyfikowali wszystkim pamięć. Pół roku później wdał się w romans z siedemnastolatką z mugolskiego świata. Wydawało mu się chyba, że się zabawi i ją zostawi. Ale po dziewięciu miesiącach poznał swojego syna. Fajny bąbel, tylko on się do niego nie przyznał, a ona została sama. Mieszka niedaleko Ciebie.
-Skąd wiesz gdzie mieszkam?-chłopak odsunął się od Granger i spojrzał prosto w oczy.
-Bo lubię ich odwiedzać i często Cię widzę. Jak wysiadasz z rodzicami z samochodu, czy jak spotykasz się ze znajomymi.
-Ona się nazywa Alice, a ten maluch Jake?
-Zgadza się. On jest taki zabawny.
-A mogę Cię o coś spytać?
-Odpowiem na każde Twoje pytanie, z wyjątkiem pytania o hasło do mojego dormitorium. Chyba, że masz jakiś naprawdę sensowny powód, to jestem w stanie się zgodzić-zaśmiał się chłopak, a Hermiona poszła w jego ślady.
-Chciałam Cie zapytać, dlaczego tak bardzo nienawidzisz swojego brata.
-Bo kiedyś odebrał mi coś, a nawet kogoś, koga kochałem ponad życie. A teraz wraca i wszystkie wspomnienia, które Blaise gdzieś próbował ukryć wróciły. A zabrał, bo dawała nadzieje, że nie będę musiał być taki jak ojciec. Wiesz, służba u Czarnego Pana to zaszczyt w mojej rodzinie.
-A ty tego chcesz?
-Właśnie zapytałaś, czy chce zacząć zabijać, torturować i nie mieć własnego życia. Uwierz, nie chcę. Chce jeszcze móc żyć z dziewczyną, którą kocham, a ona będzie ze mną szczęśliwa. Ale to wcale nie jest takie proste.
-Może mi się wydaje proste, ale zawsze możesz mu odmówić i uciec.
-A co z dziewczyną?
-Zabierz ją ze sobą.
-Jeśli ty byś była na jej miejscu, uciekłabyś ze mną? Z idiotą, z którym nic nie jest pewne?
-Jeśli tylko znaczyłbyś dla mnie bardzo wiele, to tak. Nawet jeśli nie wiedziałbym, czy jutro dalej bylibyśmy razem. W końcu, czego nie robi się dla miłości, nie?
-Tylko wcześniej trzeba ją mieć.
-Zawsze można ją znaleźć.
-A może jest bliżej niż myślisz.
-Albo właśnie stoi obok-oboje parsknęli śmiechem. Zachowywali się, jakby byli dobrymi znajomymi od lat. Przez te kilka godzin, żadne nie obraziło drugiego. Kiedy zeszli z Wieży zorientowali się, że lekcje i obiad ich ominęły, a zielarstwo zaraz się skończy. Draco odprowadził Hermione pod jej dormitorium i po szybki ,,cześć", udał się na błonie, gdzie przez krótką chwilę czekał na swojego przyjaciela, który jak zwykle wyszedł jako ostatni. Na widok blondyna, tylko głupio się uśmiechnął i ruszył z nim w stronę zamku.
Tymczasem Hermiona siedziała przy biurku i intensywnie o czymś myślała. Jej rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Podeszła do nich i otworzyła, a w progu stanął Ron. Kiedy wpuściła go do środka, usiadł wygodnie na kanapie.
-Co Ci odbiło?!-wrzasnął Weasley, gdy dziewczyna zajęła miejsce obok niego.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi, Ronaldzie- warknęła. Nigdy nie lubiła jak przychodził do niej i robił awanturę z powodów jakich ona nie znała.
-O co mi chodzi?! A o to, jak się zmieniłaś. Od kiedy tak dobrze dogadujesz się z Malfoy'em, nie widzisz, co dzieje się wokół Ciebie.
-Ja nie wiem?!
-Nie widzisz, że on chce Cie tylko wykorzystać? On jest Śmierciożercą!
-Pomógł Harry'emu, jak napadli go Śmierciożercy i temu nie zaprzeczysz.
-Pomógł, bo sam ich nasłał.
-Jeśli ich nasłał, to po co miałby mu pomagać? Zastanów się.
-Może, żeby go Dumbledore ze szkoły nie wywalił. A może on Ci się podoba, co?
-Słyszysz się? Jeśli z kimś się lepiej dogaduje, znaczy, że od razu mi się podoba?
-Nie o to mi chodzi i dobrze wiesz.
-Jeśli tylko o to Ci chodzi, to możesz już wyjść. Nie chce mi się z Tobą gadać.
Po pół godzinie na boisku do Quidditcha była cała drużyna Gryfonów. Ginny z Hermioną ustanowiły mini składy. Gra toczyła się w zawrotnym tempie. Pierwszy raz Granger nie bała się latać na miotle. Po dwóch godzinach cała drużyna udała się do swoich dormitoriów, gdzie szybko się przebrała i zeszła na kolację. Hermiona usiadła obok Simusa i Deana.
-Dobrze Ci poszło- pochwalił brunetkę Thomas.
-Dzięki, ale i tak przegramy.
-Wygramy, zobaczysz. Jesteś prawie tak dobra jak Harry. Mamy jeszcze cztery dni, więc się podszkolisz.
Hermiona już nie odpowiedziała tylko mruknęła coś pod nosem i zajęła się jedzeniem. Po kolacji szatynka udała się do swojego pokoju. Cały tydzień minął jej tak jak każdy inny, z wyjątkiem tego, że miała treningi. Sobota nadeszła wielkimi krokami. Zanim ktokolwiek się obejrzał Gryfoni i Ślizgoni czekali w szatni na rozpoczęcie meczu. Hermiona chodziła nerwowo po pomieszczeniu. W pewnej chwili drzwi otworzyły się, a w progu stanął czarnowłosy Gryfon.
-Bój się, Potter-ostrzegła Granger, która szybko znalazła się naprzeciwko niego.
-Za co?
-Ty już dobrze wiesz za co. Jak mogłeś? Mówiłam Ci, żebyś nigdzie nie szedł, to się uparłeś.
-A skąd miałem wiedzieć?
-No skoro wyszedłeś to możesz grać, tak?
-Nie. Pani Pomfley mnie wypuściła pod warunkiem, że nie zagram.
-Ja sobie nie poradzę-chłopak przytulił przyjaciółkę i poprosił drużynę, żeby na chwilę wyszli, co też zrobili.
-Mała, dasz sobie radę.
-Nie dam.
-Jeny, jak Cie przekonać, że dasz radę?
-Nie dam.
-Cholera, ty nie rozumiesz? Wiem, że trafiłaś na to drzewo genealogiczne, ale nie myślałem, że nie załapiesz.
-Nie kapuje co do ma to meczu.
-Nie widzisz z jaką łatwością przychodzi Ci gra? Ty masz to we krwi, tak jak ja.
-Nadal nie łapie.
-Jesteśmy rodzeństwem!
-Ej, ludzie wchodzimy- przerwała im Ginny, a Harry kiwnął głową i razem z dziewczynami opuścił szatnię.
-Pogadamy o tym potem- szepnął do Hermiony.-Pamiętaj, że dasz radę- po tych słowach chciał już odejść, ale brązowowłosa przytuliła się do niego. Po kilku minutach Gryfoni stali naprzeciwko Ślizgonom. Hermiona i Draco, jako kapitanowie uścisnęli sobie dłonie. Na twarzy blondyna pojawił się uśmiech triumfu, który nie zagościł tam na długo, bo kiedy zobaczył iskierki pewności w oczach przeciwniczki, przeraził się. Tłuczki i kafeł wystrzeliły w górę, znicz też gdzieś poleciał. Odgłos gwizdka utonął w potężnych ryku, gdy czternastu zawodników wzbiło się w powietrze. Hermiona poczuła, że pęd zgarnia jej grzywkę z czoła, a cudowny dreszcz emocji uspokaja nerwy. Rozejrzała się szybko, zobaczyła, że Malfoy siedzi jej na ogonie, więc przyśpieszyła, wypatrując znicza.
-Gryfoni w posiadaniu kafla. Ginny Weasley mknie prosto ku bramką Ślizgonów i... JEST! Dziesięć do zera dla Gryffindoru!- ryknął Lee Jordan.
W tym czasie Draco wypatrując znicza nie zauważył nadlatującego Deana, który
,,niechcący'' uderzył o jego miotłę, ale pech chciał, że zauważyła to pani Hooch i gwizdnęła na niego.
-Przepraszam, no!-krzyknął w jej stronę Gryfon.- Nie wyrobiłem!
-To naucz się latać!-dociął mu Malfoy.
-Odezwał się ten, co ma w drużynie samych nielotów!-odciął się Thomas, za co w następnej chwili Theodor Nott ,,zawadził'' pałką o jego głowę. Gryfon rąbnął nosem w rączkę swojej miotły, aż popłynęła z niego krew.
-Dosyć tego! wrzasnęła pani Hooch, podlatując do nich.- Rzut wolny dla Ślizgonów za niesprowokowany atak na szukającym! Rzut wolny dla Gryfonów za rozmyślne kontuzjowanie ich ścigającego!
-Niech sobie pani daruje te żarty!- krzyknął Ron, ale pani Hooch już zagwizdała i podleciał Draco, aby wykonać rzut wolny.
-Dawaj Malfoy!- ryknął Lee w ciszy, która zaległa na trybunach. -Ograł Rona Weasley'a. Dziesięć do dziesięciu.
Hermiona zawróciła, żeby popatrzeć, jak Dean, któremu wciąż z nosa ciekła krew, podlatuje, by wykonać rzut wolny.
-Pamiętajcie, że Flint to dobry obrońca - oznajmił tłumowi Lee, gdy Thomas czekał na gwizdek pani Hooch. -Super! Niezwykle trudny do pokonania... bardzo trudny... Tak!Nie wierzę własnym oczom! Markus Flint puścił rzut. Dwadzieścia do dziesięciu dla Gryfonów.
Mecz toczył się dalej. Od pięciu minut Hermiona goniła za zniczek. W końcu i znicz i ona zatrzymali się, a przed nimi, znikąd pojawił się Malfoy, który uśmiechnął się do dziewczyny uroczo, jednak właśnie ona była tą jedną z nielicznych, na które nie działały uroki Dracona. Sama uśmiechnęła się do niego słodko, co trochę zdekoncentrowało chłopaka. Wykorzystując jego stan, Hermiona chwyciła złotą, latającą piłeczkę. Blondyn oprzytomniał dopiero kiedy usłyszał głos Jordana.
-Hermiona Granger złapała znicz i tym samym wygrywa mecz. Wszyscy zawodnicy zlecieli z boiska i udali się do szatni. Gryfoni niemal nosili Hermione na rękach ze szczęścia. Kiedy dziewczyna przebrała się z szaty do Quidditcha w zwykłe czarne rurki, białą koszulkę i szare tenisówki wyszła z szatn, zamierzając udać się do zamku, ktoś szarpnął ją za nadgarstek, zaciągając do składzika na miotły.
-Jak ty to zrobiłaś?- osobą, która ją tu zaciągnęła okazał się Malfoy. Na to pytanie dziewczyna tylko się zaśmiała.- Granger, cholera, pytałem o coś, a ty się tylko śmiejesz.
-Bo mnie śmiesz Twoja głupota, Malfoy. Miękki żeś się zrobił.
-Ja nie jestem miękki, jasne?
-To jak wytłumaczysz, że wystarczył mój jeden uśmiech, a ty się tak zdekoncentrowałeś?
-Jesteś wilą.
-Nie .
-Jakieś zaklęcia, tak?
-Nie.
-To jak?
-Już Ci mówiłam, że to był tylko uśmiech. Kiedy zrozumiesz?
-Cholera. Granger, umów się ze mną.
-Co? O co ci chodzi?
-Po prostu się ze mną umów. Nic nie znacząca randka. Głupie wyjście do Hogsmead.
-Jutro o dziesiątej przed Salą Wyjściową. Tylko się nie spóźnij, bo nie będę czekać.
-Jasne.
-To teraz mnie stąd wypuść-Malfoy otworzył drzwi,a Hermiona szybkim krokiem opuściła pomieszczenie. Na niebie w okół szkoły gromadziły się deszczowe chmury, z których co kilka sekund spadały spore krople wody. Zanim doszła do zamku była cała mokra. Korytarze świeciły pustkami. Domyśliła się, że większość uczniów jest na imprezie w pokoju wspólnym Gryfonów. Ona jednak nie miała ochoty na żadne zabawy, więc weszła od razu do swojego dormitorium. Kiedy tylko tam się znalazła wzdrygnęła się na widok Harry'ego siedzącego na jej łóżku. Weszła do łazienki, szybko się przebrała i wróciła do pokoju.
-Usiądź i nie przerywaj to pójdzie szybko- uprzedził Potter, a dziewczyna usiadła, opierając się o kolumnę łóżka.-Piętnaście lat temu, kiedy Voldemort próbował zabić mnie, tak na prawdę chciał zabić Ciebie. Ja byłem tylko kropką nad ,,i''. Ty stanowiłaś dla niego większe zagrożenie. Kiedy wszyscy się zorientowali, aurorzy z Zakonem postanowili Cie ukryć wśród mugoli i ukryli u Grangerów. Potem Voldemort próbował mnie zabić, bo myślał, że przepowiednia dotyczy mnie, a dotyczyła Ciebie. Po Halloween powstała kolejna, którą znasz.
-Czyli jesteśmy rodzeństwem, tak?
-Tak. Na prawdę urodziłaś się 31 lipca. Wiem, że powinienem Ci powiedzieć wcześniej, ale kocham Cie i chciałem Cie chronić, bo póki nic nie wiedziałaś, przepowiednia nie mogła się spełnić.
-Też Cie kocham, Harry i nie mam Ci tego za złe.
-Dzięki. A co do meczu. Mówiłem, że wygramy?
-Tylko dlatego, że Malfoy zrobił się miękki.
-Co masz na myśli?
-Przegrał, bo się zdezorientował.
-Coś ty mu zrobiła?
-On się uśmiechną, no to ja też mu się tym odpłaciłam.
-Widzę już ten Twój uśmiech. Ty nim każdego powalisz.
-Ej, no, co się czepiasz? Twój też potrafi powalić.
-Nikt nie może zaprzeczyć, że jesteśmy rodzeństwem.
-No, pewnie.
- A przy okazji Malfoy'a. Co jest między wami?
-A co ma być?
-Widziałem jak Cie ciągnie do schowka.
-Zbulwersował się, że przegrał z Gryfonką.
-Tylko?
-A czy ty musisz wszystko wiedzieć?
-Jestem Twoim bratem, więc tak.
- Umówił się ze mną. Jutro w Hogsmead.
-Czyżby Malfoy się nam zmienił?
-To się okaże jutro, a teraz idziemy na imprezę, nie?
-W końcu trzeba uczcić Twoje pierwsze zwycięstwo ze Ślizgonami.
Oboje zeszli do Salonu Gryfonów, gdzie trwała już niezła impreza. Wszyscy od piątego roku wzwyż z Gryffindoru, kilku Ślizgonów, Puchonów i Krukonów. Każdy tańczył z każdym. Wolne i szybki kawałki nie robiły różnicy. Hermiona siedziała przy barku i rozmawiała z Astorią. Harry i Ron gdzieś tańczyli. W tym samym czasie w salonie zagrała spokojna piosenka.
-Zatańczysz?- szatynka usłyszała za swoim uchem czyiś szept i momentalnie się odwróciła. Draco stał z wyciągniętą ręką, którą chwyciła i przepraszając Greengrass ruszyła z nim na parkiet. Blondyn delikatnie objął ją w talii. Przez cały taniec patrzyli sobie prosto w oczy. Żadne z nich nie przerywało tej chwili. Następna piosenka była jeszcze spokojniejsza, więc Malfoy przyciągnął do siebie partnerkę, która wtuliła się w jego tors.
-Dałem się wkręcić Gryfonce- przyznał uśmiechając się do niej szczerze.
-Miękki się już robisz.
-Tak?
-Pewnie. Dać się głupiemu uśmiechowi Gryfonki? Wstyd.
-Stary się robię, a ty to perfidnie wykorzystałaś.
-Przeprasza, ale weź mnie zrozum. To był mój pierwszy mecz.
-Mam nadzieję, że ty już nie zagrasz. Nie ze mną. Bo w innym wypadku, ja odchodzę.
-Muszę poprosić Harry'ego, żeby dał mi grać z wami.
-To ja odchodzę ze szkoły.
-I kogo ja będę drażnić?
-Znajdziesz sobie kogoś innego- w tym momencie muzyka dobiegła końca i praktycznie wszystkie pary usiały na kanapach.
-Dzięki za taniec.
-Również dziękuję- kiedy dziewczyna chciała odejść poczuła jak Ślizgon łapie ją za nadgarstek.
-Hermiono, ja przepraszam za wszystko co było złe i jeszcze będzie przeze mnie. Ja tego nie robię dla siebie. Przepraszam- po tych słowach po prostu wyszedł z Pokoju Wspólnego, zostawiając Gryfonkę z bitwą myśli. Zrezygnowana podeszła do Harry'ego i pociągnęła na bok.
-Harry, ja nie chce, żeby ktokolwiek, oprócz nas wiedział kim jestem. Dla wszystkich mam być tylko Hermioną Granger, dobrze?
-Jeśli tego chcesz, panno Granger.
-Dzięki, ja już idę do siebie, bo jestem zmęczona. Dobranoc.
-Dobranoc.
Dziewczyna zanim położyła się spać, wyciszyła pokój i udała do łazienki. Po krótkiej kąpieli, ubrana w piżamę położyła się do łóżka. Nie potrafiła długo zasnął. W głowie wciąż huczało jej od słów Dracona . Nigdy go nie rozumiała, ale dzisiaj kompletnie ogłupiała. Po dłuższej chwili zasnęła, ale i tak śniła o Malfoy'u.
******
Mam nadzieje, że wam się podoba, bo trochę mi zajęło napisanie tego rozdziału. Za błędy przepraszam, ale pisałam na tablecie Pozdrawiam.