poniedziałek, 30 grudnia 2013

Prolog

Wokół słychać było szepty podnieconych uczniów. Hogwart był magicznym miejscem. Nie uczono tu matematyki, biologii, chemii czy WOS-u. Uczono natomiast eliksirów, wróżbiarstwa, transmutacji i kilku innych przedmiotów. Uczniowie, którzy chodzili do tej szkoły już kilka lat, bądź drugi rok wiedzieli, czym jest ceremonia przydziału, której bali się pierwszoklasiści. Przestraszone twarze jedenastolatków patrzyły w oczekiwaniu na profesor Minerwę McGonagall, nauczycielkę transmutacji, która wołała odpowiednią osobę.
-Matt Granger-wywołała nauczycielka, a cała Wielka Sala spojrzała na potomka jednego z najstarszych rodów arystokratycznych w świecie czarodziejów. Chłopak wyszedł z otaczającego go tłumu i wszystkim oczom skierowanym na niego ukazał się wysoki, czarnowłosy jedenastolatek. Usiadł na krześle obok McGonagall, która włożyła mu na głowę Tiarę Przydziału.
-Gryffindor!-krzyknął kapelusz po krótkiej chwili zastanowienia, a chłopiec usiadł przy swoim stole od razu otoczony kolejną grupką osób zainteresowanych jego osobą.
-Angelica Malfoy-wyczytała McGonagall, a z tłumu wyszła piękna dziewczynka o włosach w odcieniu blondu sięgających do połowy pleców. 
-Slytherin!-krzyknęła Tiara, będąc na głowie jedenastolatki. Wszyscy, którzy siedzieli przy stole nauczycielskim wiedzieli, że Malfoy'owie i Grangerowie od zawsze się nienawidzą i rywalizują w każdej sprawie. 
W ciągu następnych lat Matt Granger stał się najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Angelica Malfoy  była natomiast cichą i spokojną dziewczyną, zupełnie nie pasującą do obrazka wzorowej Ślizgonki. Ona i Matt wciąż dogadywali sobie i zaczynali coraz bardziej nienawidzić. 

*Trzy lata później*

Tłum uczniów przeciskał się przez i tak zatłoczone korytarze Hogwartu. Dzięki jednemu Krukonowi z siódmej klasy, uczniowie, którzy nie mieli jedenastu lat dotarli do szkoły kilkadziesiąt minut później. Ceremonia Przydziału już trwała. Każdy uczeń usiał przy swoim stole i bacznie przyglądał się pierwszoklasistom, którzy zajęci byli oczekiwaniem na swoją kolej. 
-Hermiona Granger-wyczytała McGonagall, a po Wielkiej Sali rozniósł się zdziwiony szept. Z tłumu jedenastolatków wyszła śliczna brązowowłosa dziewczynka, która po chwili usiadła na stołu, a na jej głowie spoczęła Tiara Przydziału. 
-Gryffindor!-krzyknął kapelusz, a jedenastolatka z uśmiechem na ustach usiadła przy swoim stole obok koleżanek, które trafiły do tego samego domu  przed nią. 
-Draco Malfoy-wywołała czarownica po kilku następnych uczniach. Chwilę potem na krześle usiadł dymny chłopiec o blond włosach, patrzący na świat z kpiącym uśmieszkiem. 
-Slytherin!-wykrzyknęła Tiara, a chłopiec widocznie dumny z siebie usiadł przy stole.
Ślizgoni od zawsze nienawidzili się z Gryfonami, a jawnym dowodem na to była niechęć Dracona Malfoy'a do Hermiony Granger, jak i na odwrót. Przez wiele lat ich stosunki nie uległy poprawie. Nauczyciele wiele razy wzywali do szkoły rodziców obojga z nich i grozili im, że wyrzucą ich, jeśli nie przestaną się tak zachowywać. Jednak nawet to nie przeszkodziło im w ciągłym dogadywaniu sobie i uprzykrzaniu życia. Na każdym kroku pokazywali, że ich ród jest o wiele lepszy. W trakcie trwania wojny, kiedy każdy bał się o swoje życie, oni w najmniej odpowiednim momencie pokazywali jak się nienawidzą. 

~~○○~~
Witam Was serdecznie. Oto prolog do kolejnego opowiadania, które będę pisać na blogu pod adresem: dramione-zbuntowane-uczucie.blogspot.com
Mam nadzieję, że będzie się Wam ono podobało, choć Prolog nie zaskakuje. Ale szczerze powiem, że nigdy nie byłam w tym dobra. Pierwszy rozdział pojawi się najdalej w weekend między 4 a 5 stycznia. 

Pozdrawiam, 
Alex_x.

środa, 25 grudnia 2013

Miniaturka SPECJALNA

\Miniaturka jest napisana z perspektywy pierwszoosobowej.\
Magia Świąt


Kiedyś byłem człowiekiem bez serca. Teraz też nim jestem. Ale kiedyś moje serce było skute lodem, a dzisiaj jest przy NIEJ. Przy kobiecie, która w szóstej klasie ukradła mi je, ale wcześniej stopiła lód. Byliśmy razem przez całą szóstą klasą i wojnę, która nas rozdzieliła. Nie potrafiłem jej znaleźć, choć wiedziałem gdzie mam szukać. Wiedziałem kim jest, gdzie pracuje, gdzie mieszka. Miałem jej numer. Znałem jej stan cywilny. Wiedziałem wszystko, a tak mi się przynajmniej wydawało. Nasz związek od zawsze był skazany na rozpadnięcie i niejednemu na tym zależało. Ja byłem wtedy Śmierciożercą, a ona cudowną Gryfonką, która muchy by nie skrzywdziła. Ja miałem zabijać, torturować i patrzeć na cierpienie innych z cynicznym uśmiechem. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę skłoniło mnie do bycia Śmierciożercą. Nikt tego nie rozumiał. Nikt poza NIĄ. A wszystko zaczęła się razem z jedną z kłótni z Weasley'em. Pierwszy raz stanęła w mojej obronie. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Pierwsze święta, które spędziłem w Hogwarcie spędziłem z NIĄ. Nigdy nie żałowałem swoich wyborów, aż do czasu, w którym wyjechała. Po wojnie zacząłem pracę w Ministerstwie Magii, jak auror. Jak na złość Weasley musiał być moim szefem. Potter był za to jego szefem. I w ten sposób byłem podwładnym dwóch największych kretynów, jacy chodzili po tym świecie. Potter poniekąd zaczął się zmieniać i duża w tym zasługa Pansy, która zaczęła go zmieniać na milszego dla innych. Na tydzień przed świętami musiałem ruszyć się do gabinetu szefa. Znając życie, gdyby zechciał zaszczycić go moim przybyciem później po moim urlopie byłyby nici. Znowu zostałbym na  święta w pracy, a tak mogę je spędzić z dala od Londynu, od rodziców naciskających, żebym znalazł sobie żonę. Wszedłem do gabinetu Weasley'a jak to miałem w zwyczaju bez pukania, przez co raz przyłapałem go na całowaniu się z sekretarką Pottera. Siedział za biurkiem i gdy wszedłem spojrzał na mnie znad sterty papierów.
-Czego, Malfoy?-warknął.
-Podanie o urlop-oznajmiłem i położyłem na biurku podanie.
-Urlop? Urlop dostaniesz kiedy dokończysz sprawę. A pragnę Ci przypomnieć, że miałeś jechać w tej sprawie do Nowego Jorku.
-Gdy skończę sprawę dostanę urlop?
-O ile skończysz.
-Świetnie, jutro lecę do Nowego Jorku.
-Malfoy, ale jeżeli do końca tego roku nie zobaczę protokołu osobiście zadbam o to, żebyś stracił  pracę.
Następnego dnia byłem już w Ameryce. Nowy Jork wcale nie był miastem, za którym można by tęsknić. Zwykłe szare miasto przepełnione tłumem ludzi, którzy śpieszą się gdzie i sami nie wiedzą gdzie. Śnieg, którego nadmiar jest w Londynie tutaj nie zajrzał. Co to za święta bez śniegu? Idąc jedną z ulic miasta oglądałem witryny sklepów. Tylko po nich widać byłe, że idą święta. Czekało mnie jeszcze dzisiaj spotkanie z szefem tutejszego Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Idą do Ministerstwa,  które swoją drogą było strasznie niewidoczne dla mugoli, tak bardzo, że aż wcale, zastanawiałem się kim jest tutejszy szef. Miałem tylko nadzieję, że nie jest drugim Potterem. Gmach Ministerstwa był jednak dobrze strzeżony. Wewnątrz nie różnił się niczym od tego w Londynie. Kazali mi wjechać na trzecie piętro i tam pytać o szefa.
-Dzień dobry, ja byłem umówiony z szefem-oznajmiłem recepcjonistce departamentu prawa. Była to zgrabna i ładna szatynka z niebieskimi oczami.
-Pana godność?
-Draco Malfoy.
-Z Ministerstwa w Londynie?
-Tak.
-Szefowa kazała panu przekazać, że zaraz przyjdzie i prosiła by pan poczekał tutaj na nią.
-Dziękuję-Merlinie wszędzie gdzie mnie nie poślą to kobieta musi być szefem.
-Daj mi święty spokój!-krzyknęła kobieta, która po pięciu minutach wyszła z windy. Tuż za nią wyszedł jakiś  mężczyzna w garniturze. Kobieta miała na sobie czarne rurki, białą koszulkę, na niej marynarkę i tenisówki. Jej brązowowłosy pozwoliły mi od razu skojarzyć ją z dziewczyną, którą kiedyś znałem.
-Ale dlaczego nie chcesz się ze mną umówić?-zdziwił się mężczyzna. Szatynka poznała mnie i posłała proszące spojrzenie. Nigdy nie potrafiłem mu się oprzeć i chyba wciąż tak jest.  Podszedłem do niej i objąłem w talii patrząc mężczyźnie wyzywająco w oczy.
-Nie umówi się z Tobą, bo ma zajęty grafik do końca życia-odpowiedziałem.
-To z Tobą byłam umówiona?-zapytała szatynka.
-Ze mną, szefowo.
-Mogłeś napisać.
-Taka mała niespodzianka-zaśmiała się i poprowadziła mnie do swojego gabinetu.
-Dziękuje Ci, Draco. On się nie potrafi odwalić-stwierdziła siadając za biurkiem i wskazując gestem, żebym zrobił to samo.
-Czyżby Hermiona Granger nie potrafiła sobie poradzić z nachalnym pracownikiem?
-Bardzo śmieszne. Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
-Zgodzisz się na kolację, na którą Cie właśnie zapraszam.
-Zgoda.
Pod wieczór, kiedy siedział sam na kanapie w salonie mieszkania, które Ministerstwo dla mnie wynajęło myślałem nad tym co mogłem kiedyś zrobić, żeby dzisiaj być  szczęśliwym człowiekiem. Spojrzałem na zegarek i szybko wstałem. Miałem tylko dziesięć minut do spotkania z Hermioną. Założyłem szybko granatową koszulę z rękawem 3/4 i czarne dżinsy. Teleportowałem się pod restaurację, gdzie byliśmy umówieni. Stała już przed wejściem. Podszedłem do niej i uśmiechnąłem się, co odwzajemniła. Pierwszy raz wielu lat czułem się naprawdę szczęśliwy. Nie chciałem, żeby ten wieczór tak szybko się skończył i chyba ktoś się nade mną zlitował, bo po kolacji wylądowaliśmy w moim mieszkaniu, a konkretniej w sypialni.
-Chyba pierwszy raz od paru lat budzę się z myślą, że będzie inaczej-szepnąłem do Hermiony rano, kiedy oboje obudziliśmy się wtuleni w siebie.
-Może być, jeżeli tylko będziesz chciał.
-To trochę dziwne, bo kiedy staram się Ciebie znaleźć  nie udaje mi się, a kiedy rzucam to ty sama się znajdujesz. Czemu przez ten cały czas nie dawałaś znaku życia?
-Bo się bałam. Bałam się, że facet, którego kocham mógł nie przeżyć tej wojny, że jeśli przeżył to teraz mnie znienawidzi, bo zdecydowałam się urodzić jego dziecko.
-Byłaś ze mną w ciąży?
-Byłam. I uprzedzając Twoje kolejne pytanie. Jesteś ojcem.
-Wróć ze mną do Londynu. Wyjdź za mnie.
-Choćby zaraz.
Ale nasz ślub odbył się 24 grudnia. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że mam cudowną żonę i cudownego syna. Scorpius przez całe święta mówił jak bardzo cieszy się z prezentu jaki oboje z Hermioną mu daliśmy, a prawda była taka, że to Hermiona dała prezent nam obojgu. Następne święta znów były czasem, kiedy to ona rozdawała prezenty. Moim była moja kochana księżniczka, Julia, a Scora siostra, którą kochał ponad życie. A w te święta, czyli równe 20 lat po tym jak odzyskałem rodzinę, mój syn i córka wzięli ślub z ludźmi do których wraz z Hermioną jesteśmy już przywiązani.

***
Dobry wieczór. Mam dla Was taką se miniaturkę. Wcale się nie zdziwię, jak napiszecie, że jest nudna. Trudno, ale mi się też tak wydaje. 
Kto ma trochę śniegu na święta? Chętnie kupię!!!

Pozdrawiam, 
Alex_x. 

wtorek, 24 grudnia 2013

Epilog

(Dwa miesiące później)
Hermiona siedziała w salonie mieszkania, które razem z Draconem kupili kilka dni po wojnie.  Od paru tygodni szykowali swoje wesele. Przygotowania, które z początku wydawały się banałem, teraz są udręką dla przyszłego małżeństwa. Draco codziennie próbował wymigać się od jakiejkolwiek pracy, tłumacząc, że jest zmęczony. Hermiona śmiała się w tedy i wytykała mu, że praca w Departamencie Magicznych Gier i Sportów nie jest taka ciężka. Pomimo tego, że wracał późno zawsze znajdował czas dla rodziny, która była dla niego teraz najważniejsza.
-Jestem-usłyszała głos blondyna dobiegający z przedpokoju i uśmiechnęła się do siebie. Po chwili Draco stanął w salonie i spojrzał na narzeczoną, która uzupełniała zaproszenia na ich ślub. Usiadł obok niej i pocałował w policzek.-Może Ci pomogę?-zaproponował, ale była  Gryfonka tylko pokręciła głową. 
-Co tak długo?-zapytała. 
-Zatrzymali mnie w sprawie rozprawy mojego ojca. Ciebie też poproszą, ale dopiero po naszym ślubie. 
-Widziałam dzisiaj Twoją mamę. 
-I?
-Ze Snepem i Emmą. Oni chyba coś ze sobą...
-Ej! To moją matka, weź mi oszczędź szczegółów. 
-Nie, no tak Ci mówię, bo zastanawiam się, czy wysłać im jedno zaproszenie czy osobno.
-Wyślijmy dwa. Do Pansy i Harry'ego wystarczy jedno, nie? 
-Już do nich wysłałam. Do Ginny i Blaise'a też.
-Do Twoich dziadków?
-Też. Może zaprosimy też Twojego brata?
-Nie. Nawet mnie nie proś, żebym zmienił zdanie. Nie chcę go na ślubie.
-Okey, tylko zapytałam-stwierdziła i wtuliła się Dracona. Malfoy objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy. Wiedział, że wszystko co było przed wojną odeszło, ale ich miłość została. Kochali się coraz mocniej i coraz bardziej sobie to udowadniali. Z każdą kolejną chwilą jeszcze mocniej.
-Obiecasz mi coś?-zapytał po chwili Draco patrząc Hermionie w oczy.
-Zależy co.
-Po ślubie nic się nie zmieni.
-A co ma się zmienić?
-Nie wiem. Wiesz, że czasem jest tak, że małżeństwa traktują się lepiej przed ślubem niż po nim.
-Ale my będziemy należeć to tej części, której relacje się nie zmienią.
-Taki układ mi się podoba-oznajmił z seksownym uśmiechem na ustach. Była Gryfonka zaśmiała się i oddała pocałunek, który Malfoy złożył na jej ustach.-Mały śpi?-wyszeptał tuż przy jej ustach.
-Chyba szybko się nie obudzi-odpowiedziała i pocałowała narzeczonego, który po chwili chwycił ją na ręce i zaniósł do sypialni.

***
(Trzy tygodnie później)
Draco stał przed kościołem razem z Harrym i Blaisem oczekując na resztę gości weselnych. Cała trójka miała na sobie ciemne garnitury. Malfoy przez cały czas rozluźniał swój krawat. Zabini i Potter patrzyli na niego rozbawieni.
-Ja się nie chce żenić-stwierdził Gryfon wciąż śmiejąc się z przyjaciela, który zmierzył go złowieszczym spojrzeniem. Po chwili podeszła do nich Pansy ubrana w kremową sukienkę. Cmoknęła Harry'ego w policzek i uśmiechnęła się do Dracona, żeby dodać mu wiary w siebie.
-Harry, Hermiona chciała, żebyś na chwilę do niej wszedł-oznajmiła.
-Ja?-zdziwił się Potter.
-Tak, ty-odpowiedziała, a kiedy Harry przytaknął ruszyła do jednego z pokoi przygotowanych dla pań młodych. Draco i Blaise w tym czasie spojrzeli na siebie zdziwieni i po chwili weszli do kościoła. Oboje podeszli do księdza, który stał przy ołtarzu i przywitali się.
-Synu, ale zawiąż porządnie ten krawat-poprosił kapłan i odszedł. Malfoy zawiązał krawat i przerażonym wzrokiem rozejrzał się dookoła.
-Stary, nie denerwuj się-Blaise poklepał blondyna po ramieniu, a ten spojrzał na niego.
-Ja się nie denerwuję... A jak ona powie ''nie''?-spanikował. Zabini spojrzał na niego jak na wariata i zaśmiał się. Większość gości siedziała już w ławce. Blaise pomiędzy głowami gości zauważył rudą czuprynę Ginny, która siedziała obok Freda*, Georga, Billa, Fleur, Tonks* i Lupina*. Posłał jej uśmiech i odwrócił do przyjaciela.
-Nie denerwuj się-szepnął do niego, gdyż po kościele rozniosły się pierwsze głosy Marsza Weselnego. Po chwili obok nich pojawił się ksiądz i kazał Blaise'owi stanąć za panem młodym. Drzwi do sali kościelnej otworzyły się powoli i stanął w nich Harry razem z Hermioną, którą trzymał pod rękę. Granger miała na sobie białą sukienkę przed kolano, szpilki, a w ręku trzymała bukiet kwiatów. Zaraz za nimi weszła Pansy, która stanęła tak samo jak Blaise. Harry usiadł do ławki obok matki Dracona i Snape'a. Hermiona uśmiechnęła się do Dracona, który w pewnym stopniu rozluźnił się. Wciąż ręce mu się pociły i nie potrafił myśleć o niczym innym jak o tym co wydarzy się za chwilę.
-Powtarzaj za mną-nakazał ksiądz zwracając się do Malfoy'a..-Ja, Draco Lucjusz Malfoy...
-Ja, Draco Lucjusz Malfoy...
-Biorę Ciebie Hermiono Jean Granger za żonę...
-Biorę Ciebie Hermiono Jean Granger za żonę...
-I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-Oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
-Oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
-Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Teraz panna młoda. Ja, Hermiona Jean Granger...
-Ja, Hermiona Jean Granger...
-Biorę Ciebie Draconie Lucjusza Malfoy'u za męża...
-Biorę Ciebie Draconie Lucjusza Malfoy'u za męża...
-I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-Oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
-Oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
-Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Na mocy nadanej mi przez Boga ogłaszam Was mężem i żoną-oznajmił donośnym głosem, a Draco spojrzał na Blaise'a , który powinien teraz podać panu młodemu obrączki, jednak tego nie zrobił. 
-Zabini-szepnął Malfoy, tak, aby tylko świadek go usłyszał. On wyciągnął z kieszeni marynarki kwadratowe pudełko i podał je byłemu Ślizgonowi. Blondyn wyciągnął jedną z obrączek i z uśmiechem włożył ją na palec żony, która zrobiła to samo. 
-Możesz pocałować pannę młodą-zezwolił ksiądz, z Draco nie czekając na nic, porwał Hermionę w ramiona i pocałował namiętnie. 

***

Przyjęcie weselne  trwało do białego rana. Hermiona i Draco wyszli trochę wcześniej, nie zważając na to, że ktoś może przejąć się ich zniknięciem. Zamknęli się w apartamencie małżeńskim hotelu, w którym odbywało się ich wesele. 
-Dzień dobry, pani Malfoy-usłyszała Hermiona tuż przy swoim uchu, kiedy tylko uchyli powieki.
-Dzień dobry-kobieta wtuliła się w męża, który objął ją ramieniem i pocałował we włosy. 
-Nadal nie potrafię uwierzyć, że jesteś moją żoną. 
-Ja też. 
-Zabieram Cie dzisiaj gdzieś. Na równy miesiąc. Tylko ty i ja. Scor zostanie z Harrym i Pansy. Potter sobie wymyślił, że będzie przekonywał Pansy do dziecka-zaśmiał się Draco. 
-Jakoś boję się go zostawić z Harrym. Jak wrócimy to na pewno będzie miał tatuaż. 
-To go wtedy zabiję. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. 

***

(Miesiąc później)
Hermiona i Draco po miesiącu spędzonym na Florydzie wrócili do Londynu pełni obaw czy Potter i Zabini nie wymyślili czegoś głupiego i Scorpius nie ma na sobie jakiegoś tatuażu, czy pofarbowanych włosków. Nawet kiedy nie było ich za wiele martwili się o to. Wchodząc do swojego mieszkania słyszeli śmiech ich syna i żarty Harry'ego i Blaise'a. Obaj mężczyźni siedzieli na kanapie w salonie i zabawiali małego chłopca. Jednak kiedy malec zobaczył rodziców przestał śmiać się z wygłupów wujków. Obaj odwrócili się za siebie i spojrzeli na młode małżeństwo.
-To miesiąc już minął?-zapytał zdziwiony Zabini.
-No, dokładnie dzisiaj-odpowiedział Draco biorąc swojego syna od Pottera.-Zrobili Ci coś?-zaśmiał się. Hermiona w tym czasie została wciągnięta do kuchni.
-Jak się czułaś kiedy byłaś w ciąży?-zapytała Pansy, a Hermiona uśmiechnęła się szeroko.
-Rano mnie mdliło, czasem kręciło mi się w głowie i miałam ochotę na słodkie i kwaśne równocześnie. A co, ty też?
-Ja go zabije. On już będzie martwy.
-Pomyśl o dziecku. Zabij jak już mu nie będzie potrzebny.
-A widziałaś co oni wymyślili dla Scora?
-Niby co?
-Kupili mu miniaturową pandę, która mieszka w jego pokoiku.
-Zabiję ich-oznajmiła pani Malfoy i wyszła z kuchni. W salonie jednak nie było nikogo, więc udała się do pokoju Scorpiusa. Przy jego łóżeczku stała duża klatka, w której spała śliczna mała pandzia. Chłopiec uśmiechał się na jej widok, co rozczuliło byłą Gryfonkę.-I tak was za to kiedyś zabiję-stwierdziła, kiedy stanęła obok męża. Cała czwórka włącznie z dzieckiem zaśmiała się.

***

(Piętnaście lat później)
Brązowowłosa kobieta i blondwłosy mężczyzna odprowadzali swojego piętnastoletniego syna i jedenastoletnią córkę na pociąg do szkoły. W rękach mężczyzny spała półroczna dziewczyna o włosach w odcieniu ciemnego blondu. Stanęli obok dwóch małżeństw, żegnających się ze swoimi pociechami. Harry i Pansy wzięli ślub cztery miesiące po Hermionie i Draco. Blaise i Ginny czekali aż rudowłosa skończy szkołę, jednak z dzieckiem poczekali już tylko do świąt Wielkanocnych. Czternastoletnia Lily, córka państwa Potter była czarnowłosą dziewczynką z zielonymi oczami, a jej brat, siedmioletni, James brunetem z błękitnymi oczami matki. Czternastoletni Arthur miał czarne włosy po ojcu, ale brązowe oczy po matce. Hermiona i Draco byli dumni ze swojego piętnastoletniego syna, Scorpiusa, który wyrósł na kopię ojca i z jedenastoletniej Amy, która była podobna do matki. Państwo Malfoy wiedzieli, że Julia, ich najmłodsza córka będzie ich własną mieszanką. 
-Opiekuj się siostrą-polecił Draco tuląc do siebie córkę, która patrzyła błagalnym wzrokiem na matkę. 
-Jasne, tato, ale ona da sobie radę sama-stwierdził Scorpius.-Amy jest podobna do mamy, a mama sobie poradziła, nie?
-Draco, daj już spokój-poprosiła Hermioną tuląc do siebie syna, który już po chwili zniknął między tłumem uczniów wchodzących do pociągu. 
-Smoku, dajże spokój. Amy zaraz pociąg odjedzie-oznajmił Harry widząc, że Draco nie ma zamiaru puścić córki. 
-A mam Ci przypomnieć, jak ty przeżywałeś to, że Twoja córka szla do szkoły?-zapytał blondyn unosząc brew. 
-Dobra, dobra.
-Draco, masz ją natychmiast puścić, bo inaczej przez resztę życia śpisz na kanapie-zaszantażowała Dracona Hermiona.
-Lepiej Ci?-warknął blondyn puszczając córkę.-Pamiętaj, że masz być w Slytherinie, inaczej Cie wydziedziczę-zwrócił się do dziewczynki, która przerażona spojrzała na matką. 
-Jak trafisz gdzie indziej też będziemy z Ciebie dumni-powiedziała i przytuliła do siebie córkę. Draco zaszantażował tak też Scorpiusa, która ze swoim charakterem nie miał prawa trafić nigdzie indziej jak do Slytherinu. Lily była Gryfonka,  a Arthur również Ślizgonem. Kiedy pociąg odjeżdżał Hermiona wtuliła się w męża, który machając do dzieci, tuląc żonę, patrzył z miłością na swoją najmłodszą córkę. Oboje razem z żoną byli szczęśliwi, że mają siebie i cudowne dzieci, z których byli bardzo dumni. Ich życie wyglądało całkiem inaczej niż myśleli przed wojną. 

KONIEC!!!

\~~○○~~\

Hermiona w kuchni siedzi, 
Draco po sklepach jeździ.
Harry choinkę ubiera,
Pansy ją rozbiera.
Scorpius z Lily bałwana lepią,
Arthur i James zaraz się do czegoś doczepią.
Blaise wszystkimi dyryguje,
Ginny go do kuchni kieruje. 
Wszyscy opłatkiem się dzielą,
a chodniki bardziej bielą. 
Wesołych Świąt wam też życzą
i Szczęśliwego Nowego roku krzyczą. 

Wesołych świąt Wam serdecznie życzę. Co sądzicie o moim wierszyku? Pierwszy raz coś takiego piszę. 
Smutno mi, że właśnie dodaję Epilog, ale cóż. Takie życie. Coś się kończy, żeby mogło się zacząć coś nowego. Pragnę podziękować w tym miejscy wszystkim moim czytelnikom, komentującym i odwiedzającym. Będzie mi strasznie brakować tego opowiadania. 
Wiecie były takie momenty, że chciałam zawiesić bloga i w tym czasie zjawiały się piękne komentarze, poprawiające mi humor i dodające wiary w siebie. Mam nadzieję, że wy też chociaż trochę zatęsknicie za blogiem. 

Mam dla Was już wyniki głosowania. Wiem, że zmieniłam datę, ale to ze względu na to, że chciałam, aby wyniki pojawiły się wraz z Epilogiem. 
Oto one:
Zapomniana rzeczywistość: 6 głosów
Zbuntowane uczucie: 32 głosy
Sekretne życie: 16 głosów
Zdradzone plany: 10 głosów
Próba miłości: 31 głosów
Wygrana miłość: 18 głosów
Rodzinny sekret: 16 głosów
Mogliście głosować w ankietach i w komentarzach oraz na moim gg i e-mailu. 
W ten sposób kolejnym opowiadaniem będzie Zbuntowane Uczucie. 
A miniaturki, które napiszę dodatkowo to Próba miłości i Wygrana Miłość. 
Co do daty rozpoczęcia kolejnego bloga, niestety nie mogę podać konkretnej, ale sądzę, że po nowym roku.

Pozdrawiam, 
Alex_x.

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 31

Draco i Harry spojrzeli na siebie przerażeni. Pansy w tym czasie patrzyła przed siebie.Robiła to zawsze, gdy nad czymś myślała.
-Skaczcie na smoka-rozkazała, a chłopcy zwrócili swój wzrok w jej stronę. Widząc jej groźną minę wykonali jej polecenie zaraz za nią. Jednym zaklęciem rozwali łańcuchy, którymi przykuty był smok i już po chwili  lecieli ponad ulicą Pokątną. Lecąc nad jakimś jeziorem zauważyli, że smok zaczyna zwalniać, więc skoczyli lądując w wodzie. Wychodząc na brzeg, Harry chwycił się za bliznę i syknął z bólu. Malfoy już wiedział, że Potter przestał się kontrolować.
-Kolejny horkruks, on jest w Hogwarcie-oznajmił Wybraniec.
-Skąd...?-zapytała Pansy, jednak zamilkła, widząc spojrzenie Dracona.
-Jak ty się chcesz tam niby dostać?-zainteresował się blondyn.
-Możemy jakoś to zrobić, ale potrzebna nam będzie Hermiona-stwierdził Gryfon.
-Zapomnij. Hermiony w to nie wmieszasz.
-Chcesz się z nią szybko zobaczyć? Już jako wolny człowiek?
-Jeśli choćby jeden włos jej z głowy spadnie, obiecuję, że zamienię Twoje życie w jeszcze większe piekło.
-Głupi nie jestem. Gdy tylko nam pomoże Pansy  odstawi ją do kwatery.
-Kiedy niby chcesz to zrobić?
-Jak najszybciej.
Harry i Draco spojrzeli wyczekująco na Pansy, która tylko kiwnęła głową, chociaż po jej minie było widać, że jest z tego zadowolona. Po chwili, która dłużyła się niemiłosiernie, dziewczyna złapała ich za ręce i teleportowała na obrzeża Londynu. Malfoy poznał w jednym z domów stary dom Blaise'a. Wyglądał zupełnie jak kiedyś. Wiedział, że Zabini nienawidził w nim przebywać. Kiedy Parkinson przeszła przez podwórko, w oknie pojawiła się postać starszego mężczyzna z siwą brodą. Ślizgon i Gryfon zorientowali się, że ma ona odstraszać wszystkich, którzy tu przyjdą. Mężczyzna wyglądał na typowego człowieka, który w czasie starości nie chce towarzystwa i nie jest chętny do rozmowy. Czarnowłosa podeszła do drzwi i wyciągnęła różdżkę. Po wypowiedzeniu jakiegoś zaklęcia, którego chłopcy w życiu nie słyszeli weszli do środka. Dziewczyna kazała Harry'emu i Draconowi zostać w holu i sama weszła dalej.
-Zabini, ty idioto!-usłyszała i już po chwili Hermiona stała tuż przed nią.-Pansy?-zdziwiła się.
-Nie, mój duch.
-Bardzo śmieszne. Draco też jest?
-Czeka razem z Harrym w holu. Mamy do Ciebie prośbę.
-Tak?
-Lepiej będzie jak Harry Ci powie-po kilku sekundach w kuchni, w której Pansy i Hermiona siedziały wszedł Harry i Draco. Blondyn od razu podszedł do Hermiony, stojącej przy blacie i chwycił w ramiona. Pocałował ją w usta, zaraz po tym jak uśmiechnęła się na jego widok.
-Tęskniłem-szepnął tuż przy jej ustach.
-Ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Herm-odezwał się Harry, a dziewczyna odwróciła się wciąż tuląc do Ślizgona.-Pomóż nam.
-W czym?
-Musimy się dostać do Hogwartu i tam coś znaleźć, a ty znasz to miejsce jak własną kieszeń.
-Nie musisz tego robić jeśli nie chcesz-stwierdził Draco.
-Pomogę Wam-odpowiedziała Hermiona ignorując wypowiedź chłopaka.
-Zaczekamy do wieczora, okey?-zapytała Pansy. Każdy się z nią zgodził.-A Blaise gdzie jest?
-Siedzi u siebie, bo znowu coś mu się w głowie poprzestawiało. Jak chcesz to do niego idź. Może z Tobą pogada.
-Harry, chodź ze mną-Gryfon posłusznie ruszył za nią, zostawiając Ślizgona i Gryfonkę samych. Szatynka wtuliła się mocniej w chłopaka i uśmiechnęła się.
-Kocham Cię, skarbie-szepnął Malfoy i pocałował dziewczynę w czubek głowy.
-Ja Ciebie też. Ale muszę Ci coś powiedzieć.
-Co takiego, kochanie?
-Chciałbyś mieć dziecko?
-Dziecko?
-Dziecko. Taka cząstka Ciebie i na przykład mnie.
-Pewnie, że bym chciał. Ale tylko z Tobą, misiu. Ale to dopiero po wojnie. Teraz jest zbyt niebezpiecznie.
-A gdybym Ci powiedziała, że jesteś ojcem?
-Ucieszyłbym się. I zrobił wszystko, żebyście byli bezpieczni.
-Chodź ze mną-poprosiła, a chłopak ruszyła za nią. Kiedy tylko weszli do jej pokoju, blondyn uśmiechnął się na widok kołyski, stojącej w rogu pokoju. Dziewczyna podeszła do niej i wyciągnęła małego chłopczyka, którego podała Malfoy'owi. Jego uśmiech pogłębił się jeszcze bardziej, gdy dziecko ukazało swoje szaro-błękitne oczy. Były zupełnie takie jak Ślizgona.
-Jaki on jest mały. Tak właściwie, to...?
-Scorpius Draco Malfoy-odpowiedziała Hermiona zanim Draco dokończył swoje pytanie.
-A czy ty zgodzisz się zostać panią Malfoy?
-Czy ty mi się właśnie oświadczyłeś?
-W rzeczy samej. I liczę, że się zgodzisz-stwierdził blondyn wywołując na twarzy Hermiony większy uśmiech. Podeszła do niego bliżej i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek, który miał być jej zgodą. Chłopak jedną ręką objął ją w talii i przyciągnął jeszcze bliżej, a w drugiej trzymał swojego syna. Teraz wiedział, że nigdy nie pozwoli, żeby ktoś powiedział mu, że jest podobny do ojca. Teraz czuł, że nawet wojna niczego mu nie zabierze, bo ona zawsze będzie przy nim. Ona czuła, że przy nim wszystko będzie inne, że nawet teraz jest najszczęśliwsza na świecie, mając go przy sobie. Mały chłopczyk uśmiechnął się do rodziców, kiedy Ci oderwali się od siebie. Pomimo, że Scorpius miał tylko dwa miesiące uśmiechał się jak dwulatek. Po półgodzinie ona i Draco siedzieli w salonie razem z Harrym, Pansy i Blaisem. Malfoy wciąż nie mogąc nacieszyć się synem trzymał go w ramionach co jakiś czas całując czule w czółko. Szatynka zastanawiała się, gdzie zostawić Scora na czas ich nieobecności. Do głowy przychodziła jej tylko Fleur i Tonks. Obydwie były w ciąży i nawet gdyby doszło do jakiejkolwiek bitwy, one  zostałyby w domu. Malfoy cały czas upierał się, że w takiej sytuacji i ona powinna zostać. Gryfonka nie miała nawet takiego zamiaru. Razem z Pansy przed dziewiętnastą przeteleportowały Scorpiusa do Muszelki, gdzie Fleur z chęcią zajęła się nim. Poszukiwania horkruksa Voldemorta wcale nie były takie łatwe, jak myśleli na początku. Pomimo, że mieli Mapę Huncwotów i Hermionę poszukiwania zajęły im trzy godziny. Samo wykiwanie rodzeństwa Carrow zajęło półgodziny. Po przeszukaniu całego Pokoju Życzeń Crabbe i Goyle postanowili dać nauczkę Malfoy'owi i podpalili Pokój, w którym byli. Po zniszczeniu Diademu Ravenclaw Harry, Draco i Blaise starali się znaleźć węża Riddle'a, a Hermiona i Pansy pomagali McGonagall w przetransportowaniu uczniów do Hogsmead, skąd mieli udać się do Londynu. Po tym jak w zamku zostali tylko uczniowie siódmych klas, nauczyciele, Zakon Feniksa i Śmierciożercy, Hermiona i Pansy rozdzieliły się, aby pomóc Potterowi, Malfoy'owi i Zabiniemu.
-O, kogo moje piękne oczy widzą-Hermiona, która biegła korytarzem w stronę błoni usłyszała za sobą czyiś głos i kiedy się odwróciła ujrzała Theodora Notta mierzącego w nią różdżką.
-Nott, ja to bym nie powiedziała, że masz piękne oczy, ale to kwestia gustu-zakpiła, patrząc na rosnącą w oczach Ślizgona nienawiść.
-Wygadana żeś się zrobiła. Ciekawe czy to zasługa Malfoy'a, czy Twojego kolejnego sponsora-w oczach Gryfonki zapłonęła istna chęć mordu. Jednak fakt, że tuż za Nottem pojawił się Draco, który widocznie usłyszał ostatnią część rozmowy, bo na jego twarzy wymalowała się złość.
-Oj, Nott, Nott-chłopak odwrócił się ku blondynowi, który uśmiechnął się na jego widok ironicznie.-Moja narzeczona nie jest jakąś tanią Ślizgonką, w odróżnieniu od Ciebie-warknął i przyłożył Theodorowi pięścią w nos. Chłopak chcą mu oddać podniósł rękę, ale po chwili wylądował trzy metry za sobą.-Nic Ci nie jest?-zapytał Malfoy podchodząc do dziewczyny i przytulając ją.
-Wszystko okey.
-Wróć do Londynu.
-Nie, Draco. Chce być przy Tobie.
-A ja chce gwiazdkę z nieba i własną drużynę Quidditcha. Jakoś tego nie mam. Masz być bezpieczna i  w Londynie będziesz.
-Ale ja nie chce tam być.
-Salazarze, ale ty jesteś niezonośna.
-Polecam się na przyszłość. Drętwota-krzyknęła, a Yaxley padł na ziemię obok Notta.
-Masz mi obiecać, że nic Ci się nie stanie.
-Obiecuję, ale tobie też ma nic nie być.
-Jestem Malfoy'em. Nic mi nie będzie. Obiecuję-szepnął i pocałował ją  namiętnie. Oddała go, tak jakby miała wrażenie, że to ich ostatni pocałunek. Ale czy to będzie ich ostatni pocałunek nie wiedział nikt. Oboje szli w stronę błoni. Według planu Draco znów miał udawać, że oszukał Pottera i wyciągnął z niego informacje, które miały przydać się Voldemortowi. Riddle z pewnością mu uwierzy, jeśli opowie o jego horkruksach i o tym jak Wybraniec chce go zniszczyć. Dla samego Harry'ego te informacje nie była aż tak ważne. Pod względem wiary Czarny Pan był na tyle głupi, aby wierzyć, że Draco wciąż jest wierny Mrocznemu Znaku, który miał na lewym przedramieniu. On jednak, dzięki Snape'owi nie odczuwał jego skutków. Dziewczyna odeszła w lewą stronę, zmierzając ku Harry'emu i Blaise'owi, którzy rozglądali się za czymś. Malfoy natomiast przekroczył mury zamku, gdzie stał Voldemort i kilku jego najważniejszych sługusów. Czuł jak strach bierze górę nad innymi uczuciami i każdy krok stawał się cięższy. Wziął głęboki oddech i przybrał obojętną minę. Voldemort stał wraz z jego ojcem, Dołohovem, Bellatrix i jej mężem. Lestrange widząc Ślizgona podbiegła do niego i przycisnęła do muru z różdżką na jego gardle.
-Puść mnie, idiotko!-warknął na nią.
-Czemu włamałeś się do mojej skrytki u Gringotta?
-Oj, od razu włamałeś. Włamanie byłoby w tedy, gdybym nie miał klucza, a że miałem to wszedłem.
-Po co?
-Bo mi się nudziło. A co wolałaś, żeby to Potter tam sam wlazł i zabrał prawdziwy pucharek? Tak przynajmniej myśli, że zniszczył jeden więcej. A co do smoka, to Parkinson wymyśliła, żeby się na nim przelecieć, nie ja.
-Dureń!
-Dzięki, ja Ciebie też lubię.
-A Granger?
-A Granger będzie sobie żyła w świadomości, że zmarłem jako kochający ją chłopak.
-Trudno, mówi się cóż. Możesz puścić?
-Jaką mamy mieć pewność, że nie jesteś szpiegiem Zakonu.
-Salazarze, aleś ty nieufna. Mam Mroczny Znak, gdybym był szpiegiem nie byłby tak widoczny-stwierdził podwijając lewy rękaw swojej koszuli. Na przedramieniu widniał Mroczny Znak. Był doskonale widoczny, podobnie tak, jak u innych Śmierciożerców. Chłopak w duchu sam się zdziwił, że może być aż tak czarny i to szczególnie u niego. Nigdy nie był prawdziwym Śmieriożercą. Nie robił tego dla siebie, tylko dla matki i Hermiony. Teraz dla nich obu i Scorpiusa. Wiedział, że tylko tak zapewni im ochronę Zakonu. Bellatrix puściła go, a Voldemort przyjrzał mu się uważnie. W tym momencie dziękował Snape'owi za jego upartość w stosunku do jego lekcji oklumencji i przekształcania wspomnień.
-Panie-usłyszał i obejrzał się za siebie. Hermiona Potter stała za nim i uśmiechała ironicznie na jego widok. Voldemort dał jej znak, że słucha skinieniem głowy.-Potter kręci się razem z Zabinim przy lochach. Sądzę, że wiedzą o Nagini-oznajmiła dziewczyna.
-Draco się nimi zajmie. A ty mu pomożesz-nakazał Lord i oddalił się ze swoimi podwładnymi. Potter i Malfoy patrzyli sobie nawzajem w oczy, w których widać było tylko nienawiść.
-Idziemy-zarządziła Gryfonka i ruszyła do zamku. Chłopak chcą nie chcąc musiał iść za nią. Kiedy doszli do lochów ujrzeli Harry'ego i Blaise'a. Blondyn idąc za siostrą Wybrańca skinął głową na znak, żeby ją oszołomili, co też zrobił Zabini.
-Widzieliście Hermionę?-zapytał stając obok nich.
-Tak, jest cała i zdrowa. No, nie licząc zadrapania i siniaka na ramieniu-stwierdził Potter.-Ma któryś z Was zegarek?
-Nie. Ale w Pokoju Wspólnym chyba wisiał, nie, Blaise?
-Taa, chyba-odpowiedział.-Trzeba jej wyczyścić pamięć-oznajmił, wyciągając różdżkę.-Na wszelki wypadek.
-Tak trochę dziwnie. Ja się nie czuję, żeby to była moja siostra.
-Na Twoim miejscu też bym nie czuł-zaśmiał się Draco i kiedy Blaise wypowiedział formułkę zaklęcia usuwającego pamięć, on wypowiedział hasło do Pokoju Wspólnego i weszli do środka.-To gdzie może być ten wąż?
-Na pewno w jego starym dormitorium-odpowiedział Harry.
-A gdzie ono jest?
-A gdzie ty miałeś dormitorium?
-Żartujesz sobie ze mnie. Spałem w dormitorium po Riddle'u?
-Przykro mi. Pokazuj drogę-blondyn ruszył po schodach, a Gryfon i Zabini zaraz za nim. Dotarli do jednych drzwi i otworzyli je lekko. Przy łóżku leżała Nagini w przeźroczystej kuli. Cała trójka wiedziała, że ta kula ma ją chronić przed Harrym.
-To czarno-magiczna bańka i zbić ją można tylko za pomącą Avady-stwierdził Malfoy.
-Dobra, to który z nas ma ochotę to coś zabić?
-Może ty? W końcu to Twoje zadanie.
-Jakoś mi się nie chce.
-Ja to zrobię-przerwał im Blaise.-A macie pomysł co później? Nie mamy czym jej zabić.
-Są tu zaklęcia zabezpieczające?
-Są. Dość sporo nawet.
-A na Szatańską Pożogę?
-Też.
-Czyli plan taki. Blaise rzuci Avade, ja rzucę pożogę, kiedy będziemy na zewnątrz.
-A jeśli to jej nie zabije?
-Przy tym nie ma prawa żyć. To jest zbyt silne zaklęcie. Hermiona mówiła, że w średniowieczu, czarownice używały tego, żeby zabić złe omeny. Nie wiadomo ile w tym prawdy, ale zawsze jakaś jest.
-To wychodźcie-całą trójką wyszli za drzwi i na początek Blaise rzucił na kulę Avade Kedavre, a na koniec Harry podpalił pokój. Zaraz potem Potter syknął z bólu i osunął się po ścianie.
-Jest coś jeszcze-powiedział Wybraniec, gdy przed jego oczami mignęła czyjaś postać.
-Ty-usłyszeli za sobą czyiś głos i odwrócili się. Przed nimi stała Hermiona i Pansy.
-Skąd to wiecie?
-Od Snape'a. Voldemort wszystko przeczuwał i Snape wolał Ci powiedzieć.
-Czyli co?
-Czyli, że Voldemort musi Cie zabić.
-Bravo, panie Zabini-zakpił Voldemort, który pojawił się tuż przed nimi. Hermiona wtuliła się w Dracona, który objął ją opiekuńczo ramieniem i wymierzył różdżką w kierunku Lorda. Pansy wtuliła się w Harry'ego, a Zabini stanął obok nich.-Czyli jednak jesteś zdrajcą-stwierdził do Dracona.
-Mogę być zdrajcą, ale wiem co to miłość-warknął blondyn, na co Riddle uśmiechnął się szyderczo.
-Ciekawe co byś zrobił, gdyby ktoś skrzywdził.
-Nigdy tego nie zrobisz.
-Być może. Expeliarmus-różdżka chłopaka znalazła się w ręku czarnoksiężnika.-Crucio-nim którykolwiek z chłopców zdążył cokolwiek zrobić zaklęcie uderzyło w Hermionę, która pisnęła. Blondyn przytulił ją mocno do siebie kończąc więź zaklęcia.
-Zabierz ją stąd-krzyknął Blaise i rzucił mu różdżkę Granger. Harry i Pansy w tym czasie walczyli z Riddle'em.-Masz z nią  zostać i tu nie wracać-chłopak kiwnął głową i teleportował siebie i dziewczynę.

*** 

Hermiona obudziła się w jakimś łóżku. Rozejrzała się po pokoju, jednak nie znała go. Wyszła z pokoju i zeszła schodami na partem. Dom, w którym była był dwupiętrowy. Urządzony był w nowoczesnym stylu. Spojrzała przez okno. Na dworze panował mroki padał deszcz. Weszła do kuchni, gdzie siedział Draco i czytał Proroka Wieczornego. Kiedy dziewczyna weszła do środka oderwał się od lektury i uśmiechnął na jej widok. 
-Długo spałam?-zapytała siadając obok niego. 
-Nie, kilka godzin. Jak się czujesz? 
-Dobrze.Gdzie właściwie jesteśmy? 
-W domu, który należy do mojej matki. Rzadko ktoś tu bywa, więc to było jedyne miejsce jakie wpadło mi do głowy na poczekaniu. 
-A co z Voldemortem?
-Nie ma go i już nigdy nie będzie. Niedługo powinien przyjść Harry, Blaise i Pansy.
-Harry żyje?
-Mnie też to zdziwiło, ale skubany  ma szczęście. Podobno tylko się lekko podrapał, jak wpadł na drzwi od mojego dormitorium. 
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie mocniej-stwierdził i posadził byłą Gryfonkę na kolanach. Pogłaskał ją po policzku, na którym miała niewielkie zadrapanie i pocałował w usta, co oddała.-Myślałaś już nad datą ślubu?-zapytał tuż przy jej ustach.
-Dopiero co mi się oświadczyłeś. 
-Wczoraj to było. 
-Pomyślimy nad tym razem-uśmiechnęła się do niego słodko i pocałowała. Po kilku minutach wtuliła się w niego i przymknęła oczy. Wiedziała, że teraz czeka ją zupełnie inne życie. Życie przy jego boku. On już teraz wiedział, że przy niej chce się zestarzeć, że to z nią chce się zestarzeć. Oboje zdawali sobie sprawę, że ich życie będzie teraz lepsze i razem dadzą sobie radę, z każdą przeciwnością losu, która będzie stała na ich drodze. 


~~○○~~
Hej... Jestem z nowym rozdziałem. Aż trudno mi uwierzyć, że to ostatni rozdział tego opowiadania. Łezka mi się w oku kręci na myśl, że został już tylko epilog. Doskonale pamiętam dzień, w którym założyłam tego bloga. Wydaje się jakby to było wczoraj. 
Co do Epilogu. Ukaże się 24.12.2013 r. 
Miniaturkę świąteczną dodam w pierwszy lub drugi dzień świąt. Wraz z nią ukażą się wyniki głosowania na kolejne opowiadanie. 
Pierwsze miejsce zwycięży i ono będzie kolejnym opowiadaniem, a drugie i trzecie będą miniaturkami. 
Do rozdziału 31. Jestem z niego zadowolona. Nie, że się cieszę, że to już koniec, ale jest taki jak chciałam. Jest odpowiednio długi i jego treść też mnie zachwyca. Ale oceńcie sami. 

Pozdrawiam,
Alex_x. 

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 30

Droga do domu Lovegooda zajęła Harry'emu, Draconowi i Pansy dwadzieścia minut. Wchodząc przez bramę, która prowadziła do domu pana Lovegooda cała trójka była pełna obaw. Obaw, że za chwilę zjawą się Śmierciożercy i wszystko dobiegnie końca, a Voldemort wygra. Choć czasem Harry i Draco zadawali sobie pytanie, czy to może skończyć się dobrze dla nich?
-Po co komu aż dwie bramy?-zapytała Pansy widząc kolejną bramę.
-Dla bezpieczeństwa-odpowiedział Harry. Do bramy przybite była trzy tabliczki. Na jednej widniał napis:
Żongler. WydawcaKs. Lovegood
na drugiej: 
Zerwij sobie jemiołę
na trzeciej: 
Uwaga na sterowalne śliwki.*
Gdy przechodzili przez bramę Draco szybko przeczytał trzy tabliczki i zaśmiał się z drugiej.
-Wam to jemioła nie potrzebna-stwierdził, a Parkinson zmierzyła go wzrokiem godnym samego Bazyliszka.  Doszli do domu, a Potter zapukał do drzwi. Nie minęło kilka sekund, a drzwi otworzyły się i stanął w nich Ksenofilius Lovegood, w poplamionej nocnej koszuli. Długie, białe włosy, przypominające kolorem włosy Dracona były w nieładzie.
-Dzień dobry, panie Lovegood-przywitał się Harry.
-Harry Potter we własnej osobie. 
-Mówił pan, że w razie jakichkolwiek pytań czy kłopotów mogę się do pana zgłosić. 
-Naturalnie. Wejdźcie-ledwo przekroczyli próg Ksenofilius zatrzasnął za nimi  drzwi. Stali w chyba najbardziej zagraconej kuchni jaką widział świat. Pan Lovegood poprowadził gości na piętro, które bez wątpienia było salonem i pracownią w jednym. W kącie stała maszyna, która ''wypluwała'' coraz to nowe egzemplarze Żonglera. Mężczyzna kazał im usiąść na fotelach przy stole i sam zajął miejsce na przeciwko nich. -Więc o co chodzi?-zapytał patrząc uważnie na Harry'ego.
-Chodzi nam o insygnia śmierci. Moja kuzynka powiedziała, że miał pan taki sam znak na weselu Billa i Fleur.
-Chodzi Ci o to?-Ksenofilius wyciągnał z pod koszuli naszyjnik, który pokazał Potterowi.
-Tak, o to.  O co chodzi z tymi insygniami? 
-Zapewne znacie Opowieść o trzech braciach jak mniemam. 
-Nie-odpowiedział  jednocześnie Harry i Draco, a Pansy spojrzała na nich jak na idiotów.
-Opowiedzieć?-zapytała, a kiedy Lovegood kiwnął głową, zaczęła:-Było raz trzech braci, którzy wędrowali opustoszałą, krętą drogą o zmierzchu.*
-Czemu o zmierzchu? O północy byłoby lepiej-stwierdził Draco, a Harry wzruszył ramionami.
-Chcesz sam to opowiedzieć?-warknęła Ślizgonka, a blondyn uniósł tylko ręce w geście obronnym.
-Kontynuuj.
-Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej, by przez nią przejść, i zbyt groźnej, by przez nią przepłynąć. Bracia znali się jednak na czarach, więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu, gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać.
I Śmierć przemówiła do nich.**
-Zaraz-przerwał Harry.-Jak Śmierć mogła do nich przemówić?
-To tylko bajka, Harry.
-No, tak. Przepraszam.
-Była zła, że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć, bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać, że podziwia czarodziejskie uzdolnienia trzech braci, i oznajmiła im, że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci.
I tak, najstarszy brat, który miał wojownicze usposobienie, poprosił o różdżkę, której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek, za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku – różdżkę godną czarodzieja, który pokonał Śmierć! I Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki, wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu, mówiąc: „To różdżka z czarnego bzu, zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku, zwyciężysz każdego”.
Drugi w kolejności starszeństwa brat, który miał złośliwe usposobienie, postanowił jeszcze bardziej upokorzyć Śmierć i poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu. I Śmierć podniosła gładki kamień z brzegu rzeki, dała mu go i powiedziała, że ów kamień ma moc ściągnięcia umarłego zza grobu.
Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata, co by chciał od niej dostać. A był on z nich trzech najskromniejszy, a także najmądrzejszy, więc nie ufał Śmierci. Poprosił o coś, co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca, nie będąc ściganym przez Śmierć. I Śmierć, bardzo niechętnie, wręczyła mu swoją Pelerynę-Niewidkę.**
-Śmierć miała Pelerynę-Niewidkę?-przerwał Harry.
-Stary, zarąbałeś Śmierci pelerynkę-zaśmiał się Draco, a Potter dołączył się do niego.
-Imbecyle-mruknęła Parkinson.-Wówczas Śmierć odstąpiła na bok i pozwoliła trzem braciom przejść przez rzekę i powędrować dalej, co też uczynili, rozprawiając o przygodzie, która im się przytrafiła, i podziwiając dary Śmierci.
I zdarzyło się, że trzej bracia się rozstali, każdy poszedł własną drogą.
Pierwszy brat wędrował przez tydzień lub dwa, aż doszedł do pewnej dalekiej wioski i odszukał czarodzieja, z którym się kiedyś pokłócił. Mając Czarną Różdżkę w ręku, nie mógł przegrać w pojedynku, który nastąpił. Zostawił ciało martwego przeciwnika na podłodze, a sam udał się do gospody, gdzie przechwalał się głośno mocą swojej różdżki, którą wydarł samej Śmierci i dzięki której stał się niezwyciężony.
Tej samej nocy do najstarszego brata, który leżał w łóżku odurzony winem, podkradł się inny czarodziej. Zabrał mu różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął gardło.
I tak Śmierć zabrała Pierwszego brata.
Tymczasem drugi brat powędrował do własnego domu, w którym mieszał samotnie. Zamknął się w izbie, wyjął Kamień, który miał moc ściągania zmarłych zza grobu i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego zdumieniu i radości natychmiast pojawiła się przed nim postać dziewczyny, z którą kiedyś miał nadleję się ożenić, zanim spotkała ją przedwczesno śmierć.
Była jednak smutna i zimna, oddzielona od niego jakby woalem. Choć wróciła zza grobu, nie należała prawdziwie do świata śmiertelników i bardzo cierpiała. W końcu ów drugi brat, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą, zabił się, by naprawdę się z nią połączyć.
I tak Śmierć zabrała drugiego brata.
Choć Śmierć szukała trzeciego brata przez wiele lat, nigdzie nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy był w bardzo podeszłym wieku, zdjął z siebie Pelerynę-Niewidkę i dał ją swojemu synowi. A wówczas pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i poszedł za nią z ochotą, i razem, jako równi sobie, odeszli z tego świata.**-Pansy zakończyła opowiadać, a Ksenofilius odwrócił wzrok od okna i powiedział:
-Insygniami Śmierci są  Czarna Różdżka-namalował na kartce dość perfekcyjną kreskę,-Kamień Wskrzeszenia-od końca do środka kreski namalował kółko-i Peleryna-Niewidka-tym razem na papierze powstał trójkąt zamykający cały rysunek.-Razem tworzą symbol Insygniów Śmierci. Ten kto posiądzie wszystkie trzy zostanie Panem Śmierci.
-Czyli jeżeli Czarny Pan posiądzie je wszystkie zyska nieśmiertelność?-zapytał Harry.
-Być może, że tak. Jednak jedynym posiadaczem Peleryny-Niewidki jesteś ty.
-A Czarna Różdżka i ten Kamień?
-Och, to tylko przesądy. Nikt nie wie, czy to prawda. Podobno pierwszymi ich posiadaczami byli bracia Peverell. Voldemort zapewne o tym wie-w pokoju zaległa cisza. Trójka przyjaciół zastanawiała się nad tym czy Riddle wie już o tym, że to Harry ma pelerynę. Ciszę przerwał jednak odgłos teleportacji. Zdziwiony Draco podszedł do okna i wyjrzał na podwórko. Przeraził się widząc twarz swojego ojca, patrzącą prosto na niego.
-Wie pan. Nie chcę być niegrzeczny, ale chyba musimy już się zbierać-stwierdził Draco, patrząc błagalnie na Pansy, która podeszła do niego i zobaczyła to co on.
-Tak, Draco ma rację-powiedziała dziewczyna.
-O co Wam chodzi?-zapytał Harry podchodząc. Pansy w tym czasie wyciągnęła różdżkę, którą skierowała prosto na Ksenofiliusa.
-Drętwota-wypowiedziała zaklęcie, a ciało Lovegooda opadło bezwładnie na fotel. Harry stanął w półkroku i popatrzył na nią zdziwiony.-Podejdziesz tu i złapiesz mnie szybko za rękę. Masz spojrzeć na podwórko przed domem-nakazała, a chłopak wykonał posłusznie jej polecenie. W między czasie Draco, który wiedział już o co chodzi dziewczynie również złapał ją za rękę. Czując, że oboje ją trzymają i kiedy Harry spojrzał przez okno pomyślała o miejscu, o którym mówiła jej kiedyś Ginny i Hermiona. Okręcili się w miejscu i po chwili wylądowali na jakiejś piaszczystej plaży.
-Co my tu robimy?-zapytał Draco, wychodząc z morza, w którym wylądował jako jedyny. Nagle nadepnął na coś co przypominało metal. Podniósł to i ku ich oczom ukazał się Miecz Gryffindora.
-Skąd ty...?-zdziwił się Harry. Choć Malfoy również nie potrafił tego pojąć, jak miecz samego Godryka Gryffindora znalazł się pod jego nogami. Jego. Wrednego Ślizgona, który nienawidził połowy Gryffindoru.
-Harry, czy ty zabiłeś Bazyliszka właśnie tym mieczem?-zapytała Pansy, przyglądając się uważnie swojemu chłopakowi.
-Ale to było jakieś pięć lat temu-stwierdził Wybraniec.
-Wchłania wszystko to, co go wzmacnia-wyrecytowała.
-Czyli?
-Jad Bazyliszka jest szkodliwy dla człowieka, ale nie dla miecza. Pozwala na to, żeby nie rdzewiał.
-Jeżeli to prawda, to mieczem można zniszczyć horkruksa.
-Dlatego Dumbledore Ci go zapisał. Spróbuj go zniszczyć.
-Draco.
-Co znowu ja?-zdziwił się chłopak.
-Na Ciebie działa najgorzej i to ty znalazłeś miecz-odpowiedział Potter.
-Chyba sobie żartujesz. Nie dotknę tego nawet kijem.
-Zrób to dla Hermiony. Zrób to, żeby szybciej móc się z nią zobaczyć.
-Niech Ci będzie. Ale robię to tylko dla niej-oznajmił Ślizgon i odebrał od Harry'ego medalion Slytherina i miecz Gryffindora. Ułożył medalion na większym kamieniu i stanął naprzeciwko.
-Stary, możesz zobaczyć jakieś scenki, ale nie ufał temu. To tylko to czego się boisz. Dziennik Riddle'a próbował mnie zabić, więc dźgnij to szybko. Ja spróbuję do tego przemówić.
-Ale mi pocieszenie. Miejmy to za sobą-Harry przemówił do medalionu mową węży i cofnął się, kiedy ten zaczął się otwierać. Srebrna poświata, która wydobyła się z wnętrza medalionu otoczyła Malfoy'a.
-Widziałem Twoje serce, Draconie Malfoy'u-przemówił głos z medalionu. Przypominał on chlopakowi Voldemorota. Ale czego miał się spodziewać po jego horkruksie?-Widziałem to czego się boisz. Strach przed stratą ukochanej. Strach przed stratą matki. Zawsze ten drugi. Mniej ważny od brata, którego rodzice kochali bardziej, w którego wierzyli-na samo wspomnienie brata serce blondyna zabiło mocniej. Nienawidził go, kochając jednocześnie. Uważał go za tchórza, ale i wzór do naśladowania. Wzór, którego mu brakowało. Gdzieś w dali słyszał głos matki mówiącej, że Daniel nie żyje. Słowa ojca, każące mu być mężczyzną. Obraz Pansy mówiącej, że Hermiona znajdzie innego. Spojrzał na swoją dłoń, w której spoczywał miecz, a potem, w ciągu jednej sekundy znalazł się on na medalionie, który natychmiast stał się zwykłym naszyjnikiem. Odwrócił się do Harry'ego i Pansy i uśmiechnął.
-To, co, odpowiesz co tu robimy?-zapytał blondyn patrząc na Parkinson.
-Ginny i Hermiona mówiły, że w razie czegoś mamy się tu teleportować. Bill i Fleur nam pomogą-odpowiedziała dziewczyna.
-Co ty tam widziałeś?-zapytał Potter, kiedy szli w stronę małego domku, stojącego na jednym z nadmorskich klifów.
-Coś do czego nigdy nie dopuszczę-oznajmił i objął Potter po bratersku.
-Wciąż mnie dziwi dlaczego to ty znalazłeś miecz, skoro nie jesteś nawet Gryfonem.
-Może ma niezłe zadatki na Gryfona, ale Tiara dla zasady umieściła go w Slytherina-zaśmiała się Pansy. Gdy doszli do domu zapukała do drzwi. Po krótkiej chwili otworzyła je Fleur. Nie wydawała się zdziwiona ich widokiem i wpuściła ich do środka. Muszelka, bo tak nazwano ten dom była dość skromna, choć stylowa. Kobieta poprowadziła ich do kuchni, w której siedział Bill. Ten już zdziwił się widząc Harry'ego, Dracona i Pansy.
-Zakon mówił, że się tu zjawicie-oznajmiła Fleur.

***

Harry, Draco i Pansy zostali w Muszelce. Przez trzy miesiące zastanawiali się wraz z Billem i Lupinem, który był dość częstym gościem nad kolejnym miejscem, w którym mógł być ukryty horkruks. Przez cały ten czas nikt nie mógł powiązać żadnego miejsca, do którego Voldemort mógłby być silnie przywiązany. Draco starał się myśleć jak najmniej nad Hermioną. Co prawda Remus przynosił mu jakieś informacje o niej, ale i tak bał się o nią. Harry nie chciał, żeby Lupin powiedział komukolwiek, że wie gdzie są, co za tym szło, miejsce, w którym przebywali było tajemnicą Malfoy'a. Nie wiedział on, że Hermiona też ma swoją tajemnicę, o której Draco miał się nie dowiedzieć. Właśnie siedział razem z innymi w salonie Muszelki. Przypominał sobie miejsca, w których bywał z ojcem czy z Bellatrix. 
-Wiem-powiedział po dziesięciu minutach.
-Co?-zapytała poirytowana Pansy. 
-Mówiłeś coś o czarce Hufflepuff. Ja chyba wiem, gdzie ona jest-zwrócił się do Harry'ego.
-Gdzie?-spytał Potter.
-W skarbcu Lestange'ów.
-Świetnie, w takim razie nigdy go nie zniszczymy.
-Chyba, że wejdziemy do skarbca.
-A jak to chcesz zrobić?
-Hermiona dała Pansy kilka fiolek z eliksirem wielosokowym. Ja mam włos Bellatrix. Pansy będzie nią. Wejdę z nią jaką jej siostrzeniec, a ty ukryjesz się pod peleryną.
-A klucz?
-A da się go zmienić?
-Skąd mam wiedzieć?
-Bill na pewno wie-odezwał się Lupin.
-Jeśli się da to rzucimy jakieś zaklęcie na gobliny, jak się nie da mam klucz do jej skrytki.
-Niby skąd go masz?-zapytała Ślizgonka.
-Jestem jej siostrzeńcem. I uwierz, że odkąd zamknęli jej męża nie miała co robić z kasą. A ja miałem potrzeby, na które rodzice nie dawali.
-Nie jest taka zła na jaką wygląda.
-Da się polubić.
Po godzinie Harry i Draco czekali na Pansy, która miała się zjawić przed Muszelką. Kiedy usłyszeli czyjeś kroki odwrócili się i ujrzeli przed sobą Bellatrix Lestrange.
-I?-zapytała, na co chłopcy odetchnęli z ulgą.
-Ja miałem ochotę zwiewać-odpowiedzieli równocześnie.
-Harry zakładasz Pelerynę, Draco dajesz mi ten klucz i teleportujemy się przed bank-oznajmiła Parkinson i już po kilku sekundach stali w ciemnej uliczce prowadzącej do Banku Gringotta. Dziewczyna i Draco ruszyli przodem, a Harry szedł kilka kroków za nimi. Zdziwiło ich, że bank nie miał żadnych dodatkowych zabezpieczeń i bardzo łatwo można było do niego wejść. Idąc korytarzem do stanowiska jednego z goblinów czuli na sobie wzrok pozostałych. Ślizgonka przybrała chłodny wyraz twarzy i odchrząknęła stając obok biurka, pokazując swoją obecność. Malfoy zmienił swój wyraz twarzy na ten, którego nauczył się w domu i stanął obok dziewczyny.-Chciałam wypłacić pieniądze ze swojego skarbca-oznajmiła chłodnym tonem godnym Lestrange. Goblin jednak nie spojrzał na nią i dalej wypisywał coś w swojej księdze.
-Mogę prosić pani różdżkę?
-Nie sądzę, aby było to potrzebne-w tym momencie goblin oderwał się od pisania i spojrzał na Pansy.
-Och, pani Lestrange. Prosiłbym jednak o pani różdżkę-Draco, choć wciąż udawał starego Malfoy'a w głębi poczuł niepokój. Harry wiedząc, że inaczej to nie zadziała rzucił zaklęcie Imperiusa, a goblin uległ. Po chwili zjeżdżali już do podziemi. Niespodziewanie pojawił się przed nimi wodospad, w który wjechali i spadli. Draco szybko użył zaklęcia spowalniającego, przez co upadek mniej bolał. Wszyscy spojrzeli na Pansy, która wyglądała normalnie, choć eliksir powinien jeszcze działać. Harry jeszcze raz użył tego samego zaklęcia na goblinie. Weszli do skarbca, uprzednio omijając smoka, który strzegł skrytki. Potter i Malfoy od razu zauważyli przedmiot, na którym tak bardzo im zależało. Kiedy Gryfon chciał złapać za niego, blondyn złapał go za nadgarstek. Wskazał głową na taką samą czarkę na wyższej półce regału.
-Pansy, odsuń się-poprosił i chwycił za ten niżej i rzucił w przestrzeń za dziewczyną. Nagle pojawiło się ich kilka i każdy odbił się od ściany.-Nie dotykajcie niczego-nakazał.-Lubisz latać?-zapytał Harry'ego i nie czekając na jego reakcję rzucił na niego zaklęcie Wingardium Leviosa.-Złap tylko za pucharek-czarnowłosy zrobił to co  mu kazał Ślizgon i po chwili wylądował na ziemi.-Wracamy zanim połapią się, że coś nie gra-wyszli ze skrytki i spojrzeli w dół. Piętro niżej stała już ochrona banku, składająca się z piętnastu goblinów.

*Tekst pochodzi z książki Harry Potter i Insygnia Śmierci autorstwa J.K.Rowling. 
**Opowieść o Trzech Braciach z książki Baśnie barda Beedle'a autorstwa J.K.Rowling. 


~~○○~~
Witam i o zdrowie się pytam. Mam nadzieję, że jakoś się czujecie, chociaż szczerze Wam powiem, że mnie to chyba znowu grypa bierze. 
Wiem, że rozdział miał się pojawić 22.12, ale jest dzisiaj. Napisałam go już wczoraj, ale chciałam dać Wam trochę czasu, żebyście wszyscy mogli przeczytać rozdział 29. 
Jeśli dobrze pójdzie rozdział 31 pojawi się jeszcze przed weekendem, ale nie obiecuję, bo tydzień mam zawalony sprawdzianami i kartkówkami, ale do 22.12 powinien już być. Liczę, że epilog ukaże się jeszcze w wigilię, a jeśli mi się to nie uda to dodam miniaturkę, a  epilog 25/26.12.2013 r.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba, bo trochę mi zajął. 

Pozdrawiam,
Alex_x.  

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 29

Draco patrzył w czekoladowe oczy Hermiony, wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Ona sama patrzyła na chłopaka, którego kochała ponad życie.
-Draco, ja...-zaczęła, jednak przerwał jej Harry, który wybiegł z namiotu i podbiegł do Dracona.
-Hermiona, Blaise zawiezie Cie do kwatery-oznajmił.
-Dlaczego?
-Blaise Ci wszystko opowie po drodze. Twoje rzeczy są na miejscu. Za pięć minut przy bramie wyjazdowej. Masz być, rozumiesz?
-Tak.
-A ty Draco, czekaj na mnie przy Norze, okey?-zapytał Malfoy, który skinął głową.-Zostawię Was-zniknął gdzieś w tłumie ludzi, którzy z czasem zaczęli się teleportować. Draco i Hermiona wciąż stali w miejscu i wpatrywali się sobie w oczy. Dziewczyna nie mogąc patrzeć w jego przepełnione tęsknotą i żalem oczy rzuciła mu się na szyję.
-Draco, nie odchodź. Zostań.
-Wrócę, kochanie. Obiecuję, że zobaczymy się jak najszybciej. Idź już, bo Blaise na pewno już czeka.
-Kocham Cię.
-Ja Cie też, maleńka. Pamiętaj. Idź-szatynka szybko pocałowała Ślizgona, który ostatni raz przytulił ją do siebie mocno. Patrzył jak odchodzi i co kilka chwil odwraca się do niego posyłając lekki uśmiech, który odwzajemniał, choć czuł, że to co robi rani ją i jego. Ona sama wolałaby zostać przy nim, jednak zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe. Wsiadając do samochodu łzy popłynęły jej po policzkach.
-Będzie dobrze-szepnął Blaise przytulając ją do siebie.-Jemu nic nie będzie. Malfoy to przecież Malfoy. On nie umrze nawet po setce. Zobaczysz, jeszcze mnie na Wasz ślub zaprosisz.
-Czy nawet w takiej chwili musisz się śmiać?
-Taki mój urok. Możemy już jechać?
-A ty w ogóle wiesz jak się tym jeździ?
-Mam nawet papierek, że umiem-oznajmił pokazując jej prawo jazdy. Kiedy dziewczyna skinęła głową odpalił silnik i ruszył.-Pamiętaj, że jakby nas ktoś zatrzymał mamy mówić, że wyjeżdżamy na podróż poślubną. Załóż jeszcze to-podał jej jedną z obrączek i sam założył ją na palec. Dziewczyna również założyła swoją i rozsunęła szybę. Przez całą podróż między nimi panowała cisza. Hermiona musiała przyznać, że Zabini był całkiem dobrym kierowcą. Dojechali do jakiegoś małego domku na obrzeżach miasta. Był to skromny dom z czerwonym dachem i ścianami obłożonymi drewnianymi panelami. Ślizgon uśmiechnął się do dziewczyny i wyszedł z auta. Otworzył drzwi ze strony pasażera i kiedy Granger wyszła zamknął samochód. Poprowadził ją do domu. W środku był to zupełnie inny dom. Znacznie większy, ładniejszy.-Podoba się?-zapytał, na co Hermiona skinęła głową.-No, ja myślę. Nieźle się namęczyłem, żeby robił takie wrażenie. To dom moich rodziców. Ale matka go już nie chce i przepisała na mnie.
-A  Twój ojciec?
-Zmarł zanim się urodziłem. Nie mów, że Ci przykro. Zasłużył na śmierć. Był jeszcze bardziej oddany Czarnemu Panu niż Malfoy. Pokaże Ci Twój pokój-weszli po schodach na drugie piętro. Ślizgon wszedł do jednego z pokoi, a Hermiona za nim. Ściany pomalowane były na zgniłozielony kolor. Pod oknem stała komoda, na ścianie na przeciwko większa szafa, a po lewej stronie dwuosobowe łóżko, na przeciwko którego znajdowały się drzwi do łazienki. Chłopak oprowadzi ją po domu. Po godzinie, kiedy siedzieli w kuchni do domu weszła Ginny, a zaraz za nią Fred i George.-Co tak długo?-zapytał Ślizgon patrząc pytająco na rudowłosą, która przytuliła się do niego.
-Ci kretyni próbowali mnie zabić-poskarżyła się, na co Hermiona i bliźniacy parsknęli śmiechem.-To nie jest śmieszne. Wjechali w jakiś słup i śmiali się jak opętani.
-Nie przesadzaj. Tak źle być nie mogło skoro jesteś cała i zdrowa.
-Zdrowa? Będę miała traumę do końca życia.
-Dobrze, dobrze. Coś zaradzimy. Pokaże Ci pokój-powiedział, a kiedy wychodzili zwrócił się do Hermiona.-Pokazałabyś im?-zapytał wskazując głową na bliźniaków.
-Jasne-odpowiedziała szatynka.
-Co o nim sądzisz?-zapytał Fred patrząc na Granger uważnie.
-O Blaisie?
-A o kim?
-Blaise... Blaise to Blaise. Jego nie da się opisać.
-Ale jest taki jak inni Ślizgoni?
-Jeśli chodzi Wam o to, czy skrzywdzi Ginny, to na pewno tego nie zrobi. Harry mu ufa i wy też powinniście.
-Jasne-mruknęli oboje.

***

Sześć miesięcy, które Harry, Draco i Pansy spędzili na poszukiwaniu horkruksów nic nie przyniosły. Nie licząc tylko medalionu, którego i tak nie wiedzieli jak zniszczyć. Ginny i Ron wrócili do Hogwartu, a Hermiona, Blaise i bliźniacy siedzieli zamknięci w domku Ślizgona, co jakiś czas odwiedzani przez kogoś z Zakonu. Malfoy wciąż oglądając przytulonych do siebie Harry'ego i Pansy miał dość i ochotę pozabijać ich. Wolałby już, żeby Weasley z nimi był niż oglądanie przedstawienia jakie wystawiali codziennie.
-Moglibyście przestać?!-warknął któregoś dnia nie wytrzymując.
-O co Ci chodzi, Malfoy?-zapytała spokojnie Parkinson.
-O co?! Może o to, że mam dość patrzenia na Was jak się miziacie, tulicie czy jeszcze co.
-Zazdrosny?
-O co? O Ciebie?  Nie bądź śmieszna.
-Nie o mnie. O to, że kiedy wrócimy do Londynu, Hermiona nie będzie już Twoja. Zdajesz sobie sprawę, że zrozumie, że to nie ma sensu, że zakocha się w kimś innym.
-Ona nie jest Tobą.
-Zamknijcie się oboje!-krzyknął Harry przerywając ich wymianę.-Wiem czym jest kolejny horkruks.
-Ty chyba nie wszedłeś do jego umysłu, nie?-zapytał Draco.
-Nie chodzi o to. Chodzi o to, że kolejnym horkruksem jest pucharek Hufflepuff. Ale nie wiem gdzie jest.
-Zastanowimy się nad tym trochę później. Teraz trzeba znaleźć sposób na zniszczenie tego co mamy.
-Myślałem ostatnio nad tym co mówiła Hermiona.
-A co mówiła?
-Coś o tych Insygniach Śmierci.
-O czym?
-Nie wiem. Wiem, że Lovegood coś na pewno o tym wie.
-Ojciec Pomyluny?
-Luny Lovegood.
-Jasne. Idziemy do niego?
-Mieszka nie daleko.
Po pół godzinie byli już w drodze do domu Ksenofiliusa Lovegooda. Nie spodziewali się, że to co zastaną na miejscu będzie miało wpływ na dalszy ciąg ich poszukiwań.

~~○○~~
A o to kolejny rozdział. Nie jest za ciekawy i za długi. Ale następny będzie ciekawszy i myślę, że dłuższy. Święta idą. Kto się cieszy??? Ja strasznie. 
Otóż rozdział 30 ukaże się 22.12.2013, rozdział 31 postaram się dodać 24.12, a 32(być może będzie to już Epilog) 28.12.2013 r. 
Tak więc kończy się już ta opowieść. Muszę przyznać, że strasznie mnie zaskoczyliście. Nie sądziłam, że będziecie mi pisać co sądzicie o opisach do nowych opowiadań na e-mail'a czy gg. Więc postanowiłam, że  również głosy, które przesyłacie zaliczę do głosowania. Muszę się przyznać, że gdzieś w głębi liczyłam, że na pierwszy opis będziecie głosować, ale widocznie tylko mi  się on podoba. 

Pozdrawiam,
Alex_x

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 28

Draco siedział przy kuchennym stole i obserwując Hermionę rozmyślał nad czymś intensywnie. 
-Hermiona, możemy porozmawiać?-zapytał, a dziewczyna usiadła naprzeciwko niego i skinęła lekko głową.
-O czym chcesz porozmawiać?
-O nas.
-O nas? Nie rozumiem. 
-Chodzi o to, że ja... Ja nie czuje już tego samego. 
-Od kiedy?-Granger próbowała być opanowana, jednak łzy coraz szybciej płynęły jej do oczu.
-Nie wiem, od kilku miesięcy. 
-Od kilku miesięcy? Więc to wszystko to była zwykła ściema? 
-To nie tak. Ja się starałem, tylko to wszystko mnie przerosło. 
-Ciebie przerasta wszystko, Malfoy!-krzyknęła i wybiegła z kuchni.Wpadła do pokoju i rzuciła się na łóżko zalewając łzami. W pokoju nikogo nie było, bo Pansy i Ginny siedziały u swoich chłopaków. Czuła się jak nigdy przedtem.  Łzy zawodu mieszały się ze łzami złości. Chciała zapomnieć o czasie spędzonym z chłopakiem, którego wciąż kochała. Chciała, żeby te ponad pół roku, które razem przeżyli było tylko głupim snem. Tylko jak na złość wszystko wracało i nie potrafiła.
Leżała na łóżku w dormitorium Ślizgona. Chłopak siedział w łazience. Kiedy wyszedł z uśmiechem podszedł do dziewczyny i pocałował. 
Zawsze była z nim szczęśliwa  i nie przypuszczała, że nie będą już razem. Tego dnia nie wyszła już z pokoju. Na kolacje nie miała ochoty, a fakt, że będzie musiała usiąść przy jednym stole z Draconem dołowała ją jeszcze bardziej. Następnego dnia już od piątej rano wszyscy biegali jak wariaci po Norze. Hermiona był jedyną dziewczyną, która nie siedziała po dwie godziny w łazience strojąc się przed lustrem. Siedziała w salonie i bacznie przyglądała się poczynaniom Freda i Georga, którzy próbowali zapakować swój prezent weselny do małego pudełka.
-A zaklęcia zwiększająco-zmniejszającego  próbowaliście?-zapytała po dziesięciu minutach.
-Nie-przyznał Fred patrząc na nią tajemniczo.
-Może ty byś nam pomogła, co?-poprosił George przyłączając się do brata.
-Ja nie mogę czarować poza szkołą-oznajmiła szatynka uśmiechając się triumfalnie.-Radźcie sobie sami.
-A to zaklęcie to mamy rzucić na prezent czy pudełko?
-No, chyba na pudełko, nie? Bo jak rzucicie je na prezent to on się zmniejszy, a pudełko będzie jak było.
-Faktycznie-Fred szybko rzucił zaklęcie i razem z bratem spakował prezent.
-Dekle-mruknęła, kiedy wstawała z kanapy.
-Coś powiedziała?
-Nic, nic.
-Słyszałem. Lepiej wiej, bo jak Cie złapiemy nie będzie miło-ostrzegł Fred, a George przytaknął. Dziewczyna widząc ich spojrzenia szybko pobiegła na górę, jednak bliźniacy byli sprytniejszy i już po chwili pojawili się tuż przed nią, kiedy była na piętrze.-Biedactwo, i co teraz?
-Teraz ładnie się uśmiechnę i mi odpuścicie?-podsunęła im robiąc słodką minkę.
-Biedna ty, biedna. Nic z tego. Zemsta będzie słodka, mała.
-Dobra, przestańcie już ją straszyć-usłyszała  za sobą głos Draco i kiedy odwróciła się ujrzała go opierającego się barkiem o ścianę. Z jednej strony chciała go przekląć, z drugiej dziękować. Znała bliźniaków i mieli mnóstwo durnych pomysłów na zemstę.
-Ale my jej wcale nie straszymy-stwierdził George.
-Dobra, to zemścicie się trochę później, bo muszę z nią pogadać.
-Księżniczko, dzisiaj masz szczęście-powiedział do Hermiony Fred i razem z bratem wrócili do salonu.
-O co chodzi?-zapytała szatynka unikając wzroku Malfoy'a.
-Chciałem Cie zapytać czy wiesz coś  o Gregorowiczu.
-Coś tam wiem. A po co Ci on?
-Muszę po prostu wiedzieć.
-Gregorowicz sprzedaje różdżki. Podobno zamknął sklep, kiedy Voldemort powrócił.
-Jaka jest szansa, że on, znaczy Voldemort, wcale nie szuka tego całego Gregorowicza.
-Niewielka. Gregorowicz może dać mu różdżkę potężniejszą od tej, którą ma Harry. To może być jedyny sposób, aby on zwyciężył.
-Jesteś wielka-stwierdził i szybko popędził do swojego pokoju.
-A stało się  coś?!-zawołała za nim.
-Na razie nie, ale dziękuję!
 Hermiona wzruszyła rękoma i weszła do swojego pokoju. Na jednym z łóżek siedziała Pansy. Uśmiechnęła się do niej i podeszła do szafy. Parkinson była jej przyjaciółką, chociaż obie pamiętały czasy, w których się nienawidziły. Z drugiej strony Malfoy'a też nienawidziła, a przyszło jej tęsknić za jego obecnością. Ślizgonka wyszła zostawiając ją samą. Wyciągnęła z szafy swoją kremową sukienkę i przebrała się w nią. Miała jednak mały problem, bo sukienka była na zamek, który zapinało się z tyłu. Wyszła z pokoju, w poszukiwaniu Ginny albo Pansy. Żadnej z nich nie potrafiła znaleźć. Na korytarzu stał jednak Draco, uśmiechając się do niej.
-Pomóc?-zapytał, podchodząc bliżej.
-Jakbyś mógł-odwróciła się do niego plecami, a chłopak zwinnym ruchem podciągnął zamek do góry.
-Proszę.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy. Pięknie wyglądasz.
-Ty też niczego sobie-prawda była taka, że wyglądał cudownie. Ciemny garnitur dodawał mu powagi, a włosy w nieładzie przedstawiały obraz niegrzecznego chłopca, którym wydawał się na pozór być. Oboje zapatrzeni w oczu drugiego nie zwróciło uwagi, gdzie są. Liczyła się tylko ta chwila. Dla niej była chwila, której nie chciała przerwać, dla niego natomiast, chwila, którą musiał przerwać. Zdawał sobie sprawę, że jeśli wciąż będzie stał tak jak teraz nie da się powstrzymać. A musiał. Dla niej. Bo choć nie byli razem wciąż znaczyła dla niego najwięcej.-Ja już pójdę. Muszę jeszcze coś zrobić-stwierdziła i nie czekając na jego reakcję weszła do swojego pokoju. Chłopak wpatrywał się przez chwilę w drzwi, w których zniknęła, po czym odwrócił się i wszedł do kuchni. W pomieszczeniu stał tylko Fred pijący herbatę. Blondyn usiadł przy stole i obserwował jak inni goście wesela ustawiają namiot. Gdzieś w oddali śmignęła mu sylwetka Ministra Magii. Mógł się jednak przewidzieć, bo nie znał go za dobrze. Uświadomił  się, że miał rację, kiedy pan Weasley wszedł do domu, a zaraz za nim owy mężczyzna.
-Gdzie Harry i Hermiona?-zapytał ojciec rudowłosych.
-Hermiona w pokoju, a Harry u Blaise'a-odpowiedział Ślizgon. Po chwili on, Hermiona i Harry siedzieli w salonie naprzeciwko Ministra. Malfoy nie bardzo wiedział, co ma wspólnego z Ministerstwem, ale siedział cicho.
-Co pana tutaj sprowadza?-zapytał Harry, przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu.
-Dobre pytanie-stwierdził Scrimgeour.-Po śmieci Dumbledore'a Ministerstwo musi wykonać jego ostatnią wolę oraz odczytać testament osobą, które zostały w nim uwzględnione.
-A co ja mam z tym wspólnego?-zdziwił się Draco.
-Być może profesor Dumbledore jednak nie żywił do Ciebie tak wielkiej nienawiści, jaką sądzisz.
-Taa-mruknął pod nosem, aby nikt go nie usłyszał.
-Ostatnia wola i testament Albusa Persiwala Wulficka Briana Dumbledore'a...-zaczął czytać. Po chwili w pokoju zjawił się Ron.-O, świetnie, że pan jest, panie Weasley. Niech pan usiądzie-zdziwiony chłopak wypełnił prośbę Ministra i zajął miejsce obok Dracona.-O tutaj... Ronaldowi Biliusowi Weasleyowi pozostawiam mój wygaszacz, dzieło moich rąk, w nadziei, że gdy świat spowije mrok, on oświetli mu drogę...*-Minister odwinął malutki przedmiot z papieru i podał go rudowłosemu.-Pannie Hermionie Jean Granger pozostawiam egzemplarz moich Baśni barda Beedle'a, w nadziei, że znajdzie w nich rozrywkę i pożytek*-książka, którą wyciągnął była podłużna i cienka. Wszyscy dostrzegli, że jej tytuł napisany był runami. Minister prześledził szybko wzrokiem pergamin i odnalazł odpowiedni fragment.-Draconowi Lucjuszowi Malfoy'owi pozostawiam moją myślodsiewnię, w nadziei, że odnajdzie w niej odpowiedź na nurtujące pytania przeszłości-na stole wylądowała płaska kamienna misa. Wszyscy przyglądali się Ślizgonowi uważnie. Minister jednak kończył swoją wypowiedź:-Harry'emu Jamesowi Potterowi pozostawiam znicza, którego złapał podczas pierwszego meczu quidditcha w Hogwarcie, na pamiątkę satysfakcji płynącej z wytrwałości i sprawności*-wyjął maleńką złotą kuleczkę wielkości orzecha i podał Gryfonowi.-Jednak po nie wszystko, panie Potter. Dumbledore pozostawił panu coś jeszcze.
-Co?-zapytał Harry.
-Miecz Godryka Gryffindora- Hermiona, Draco i Ron  zamarli. Harry spojrzał na Ministra jak na wariata.
-Więc gdzie on teraz jest?
-Mieczem Albus Dumbledore nie mógł sobie ot tak dysponować. To bardzo ważna pamiątka historyczna i ukazać może się tylko zasługującemu na to Gryfonowi.
-Ale ten miecz wybrał Harry'ego-odezwała się Hermiona.-W komnacie tajemnic, kiedy pokonał Bazyliszka.
-Jak już mówiłem ukazuje się każdemu zasługującemu na to Gryfonowi. Przepraszam, ale mam jeszcze inne sprawy do załatwienia, więc żegnam-Minister opuścił Norę, zanim ktokolwiek się z nim pożegnał.
O trzeciej popołudniu Harry, Blaise, Ron i Draco stali przy namiocie i oczekiwali gości weselnych. Gdy zjawiali się odsyłali do odpowiedniego stolika. Po zjawieniu się ostatniego gościa podeszli do swojego stolika, przy którym czekała już Pansy i Ginny. Przyjęcie weselne było dość skromne, chociaż goście nie cierpieli na nudę. Koło dwudziestej Draco stojąc przed namiotem wpatrując się w niebo zauważył Hermionę, siedzącą na jednej z ławek. Miała na sobie beżową sukienkę i czarne szpilki.Wcześniej lokowane włosy teraz pozostawały w lekkich falach. Podszedł do niej i usiadł obok. Po chwili z namiotu rozległa się piosenka.
-Zatańczysz?-zapytał wstając i oferując jej rękę. Uśmiechnęła się lekko i przyjęła ją. Kołysali się w rytm muzyki. Hermiona musiała przyznać, że Malfoy był świetnym tancerzem. Wtuliła się w jego tors, a on objął ją mocniej w talii.-Przepraszam-szepnął tuż przy jej uchu.
-Nie musisz-odpowiedziała spokojnie, choć w duszy chciała powiedzieć, że nie chce jego przeprosin tylko jego samego.
-Źle zrobiłem.
-Mogłeś mi powiedzieć wcześniej.
-Nie chodzi o to. Powiedziałem Ci, że już nic do Ciebie nie czuję, choć to kłamstwo, bo kocham Cię jeszcze mocniej niż kilka miesięcy temu.
-Więc po co powiedziałeś, że nie czujesz już tego co kiedyś?
-Ja nie wrócę do Hogwartu. Idę z Harrym. Gdyby coś poszło nie tak, ty nie cierpiałabyś tak bardzo. Zrobiłem to dla Twojego dobra, ale teraz zrozumiałem, że wciąż Cie kochając, ale nie będąc z Tobą i tak zrobię Ci jeszcze większą krzywdę.
-Draco, prościej by było, gdybyś mi od razu powiedział, a nie kłamał.
-Teraz wiem. Za dużo bym chciał, gdybym poprosił, żebyś do mnie wróciła?


*fragment książki Harry Potter i Insygnia Śmierci autorstwa J.K. Rowling

***

TAK, TAK, TAK!!!
Rozdział dzisiaj z okazji tego, że nareszcie wyzdrowiałam (no, nie licząc kłopotów psychicznych (: ). Mam taki zaciesz, bo dostałam normalnie cztery z wypracowania o Romciu i Julci. 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał, bo nie pamiętam, żebym napisała tak długi rozdział w trzy godziny. 
Jeżeli chodzi o wątek na początku i końcu tak miał wyglądać i nie pisać mi na gg, że to za szybko, bo wiem, jak miało być. 
Kolejny rozdział ukaże się najpóźniej 15.12.2013 r. 

Przypominam o głosowaniu, które trwa do 24.12.2013 r. W razie, gdyby wciąż utrzymywała się taka sytuacja, jak teraz przez dwa kolejne dni będziecie mogli zagłosować na któryś z tych, które będą miały tyle samo głosów. 

 

Pozdrawiam, 
Alex_x.

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 27

Od samego rana w Norze wszyscy chodzili poddenerwowani. Największe zdenerwowanie można było zaobserwować u Dracona. Nie chodziło tu wcale o wieczorną akcję, a o zachowanie Rona do Hermiony. Na śniadaniu starał się nie zwracać na nich uwagi. 
-Czy on musi się tak do Ciebie lepić?-zapytał Malfoy, kiedy razem z Granger siedział w jej pokoju.
-Draco, o co Ci chodzi?
-O co? O to, że Weasley cały czas próbuje Cie poderwać.
-Przestań. Mi zależy na Tobie i na nikim innym.
-Ale nie rozumiesz, że jemu chodzi o to, żebyśmy zerwali?
-Kochanie, daj spokój-dziewczyna przytuliła się do Ślizgona, wiedząc, że w ten sposób przestanie gadać.-Draco, a mogę z Wami dzisiaj iść?-zapytała słodkim głosem, licząc, że się zgodzi.
-Oszalałaś?! Nigdzie nie idziesz i siedzisz tutaj!
-Ale...
-Bez żadnych ale. Ja się na to nigdy nie zgodzę. To zbyt niebezpieczne.
-Ale ty jesteś.
-Miło mi.

(Tego samego dnia, dziewiętnasta, Privet Drive 4)
 Harry patrzył jak jego wujostwo opuszcza dom z okna jego okna. Wiedział, że to nieuniknione, ale nie chciał tego. Nie przypuszczał, że jeszcze dzisiaj zobaczy przyjaciół i dziewczynę. Nie wiedział co szykuje Zakon, bo dopiero z trzy dni mógłby przystąpić do niego. Kiedy Dusley'owie odjechali on odszedł od okna i podszedł do klatki Hedwigi. Od kilku dni sowa była na niego obrażona. Chłopak wiedział, że mogła czuć się niepotrzebna, bo w te wakacje nie wysłał żadnego listu.
-Nie bocz się już-szepnął do sowy, a ona tylko odwróciła się d niego plecami i furknęła coś. Potter zostawił ją i zszedł na dół. Zerknął na komórkę, która służyła mu kiedyś za pokój. Wszedł do niej i chwycił za jednego z żołnierzyków. Przypomniały mu się wszystkie chwile spędzone w tym domu. Słysząc pukanie do drzwi, wyszedł, ale na jego nieszczęście zapomniał, że drzwi są niskie i uderzył się w tył głowy. Przyłożył rękę do bolącej części głowy i ruszył otworzyć. Nie spodziewał się nikogo, więc był lekko zdziwiony. Jeszcze bardziej się zdziwił widząc w drzwiach Hagrida. Zaraz za nim wszedł Draco, Blaise, Remus, Tonks, Ron, Moody i jeszcze kilka innych osób. Na samym końcu do domu weszła Pansy, która od razu rzuciła się na szyję chłopaka.-Dusisz-zaśmiał się, choć zaczynało brakować mu powietrza.-Co tu robicie?-zapytał wchodząc do salonu, gdzie wszyscy się zebrali.
-Zabieramy Cie stąd-oznajmiła Tonks z promiennym uśmiechem.
-Ale...
-Bez żadnego ale-przerwał mu Draco.
-Musimy się trochę śpieszyć, więc będzie lepiej kiedy nam pomożesz-stwierdził Blaise, stając obok Pottera. Korzystając z chwili, kiedy był jeszcze w w lekkim szoku wyrwał mu jednego włosa i podał Moody'emu. Ten wrzucił go do jakiegoś eliksiru.
-Chyba nie myślisz poważnie, nie?-zapytał Wybraniec, widząc zamiaru byłego nauczyciela.-Czarny Pan i tak będzie wiedział który z nas to ten prawdziwy ''ja''.
-Dlatego, panie mądry ja polecę z Fredem, a Hagrid z Georgem-oznajmiła Pansy.
-Więc ja mogę lecieć sam?
-Żartujesz? Ze mną lecisz-stwierdził Malfoy.
-Ale ja się na to nie godzę. To jest zbyt niebezpieczne, żebyście to dla mnie zrobili.
-Niebezpiecznie to byłoby zostawić Cię tutaj samego. Po za tym wszyscy mamy po siedemnaście lat, a tobie jeszcze parę dni zostało i jesteś pod opieką Zakonu.
-Musisz używać tego argumentu? Wiem, że mam te szesnaście lat.
-To nie dyskutuj i siedź cicho, to może pozwolę Ci kierować miotłą.
-Chyba śnisz, jeśli sądzisz, że ty będziesz kierował. Ja chce żyć.
-Możemy już lecieć?-zapytał Lupin patrząc z rozbawieniem na Malfoy'a i Pottera. Chłopcy przestali się przekomarzać i kiedy każdy z siedmiu Potterów przebrał się wyszli na zewnątrz. Moody  przeteleportował rzeczy Harry'ego do Nory, a Hedwigę wypuścił, żeby sama poleciała. Potter wsiadł na miotłę, a zaraz za nim Draco.
-Tylko nas nie zabij-ostrzegł Malfoy.
-Jak nas zabije, to Hermiona  jeszcze mnie sama dobije.
-Pamiętaj, że osłaniamy tylko Pansy. Żeby Ci nie przyszło do głowy lecieć za kimś innym.
-Wiem. Lecimy?
-Startuj, książę-wzbili się w powietrze w tym samym momencie co inni. Lecieli spokojnie przez dwadzieścia minut. Wszyscy zaczęli przeczuwać, że Voldemort jest blisko.Harry odczuł to najbardziej. Będąc już blisko Nory jakby znikąd pojawili się Śmieciożercy i Czarny Pan. Plan Zakonu przewidział taką opcję, jednak nikt nie sądził, że tak szybko połapie się, który z Harrych jest prawdziwy. Pomiędzy nim, a Potterem nastała walka, która była nie do wygrania. Chłopak nie spodziewał się ataku i kilka razy oberwałby, gdyby nie Draco, który momentalnie kierował miotłą w inną stronę. Ostatnie zaklęcie, które opuściło różdżkę czarodziei były decydujące. Gryfon szybko obezwładnił przeciwnika i odleciał z Malfoy'em do Nory. Czekali tam już wszyscy. Hermiona widząc Ślizgona rzuciła się w jego ramiona. Pansy przytuliła się z ulgą do Harry'ego.
Następnego dnia wszyscy byli w znakomitych humorach. Hermiona przestała zwracać uwagę na Rona, który wyraźnie denerwował się faktem, że Malfoy znów jest w centrum uwagi Gryfonki. Pani Weasley cały dzień biegała przygotowując jutrzejszy ślub Billa i Fleur. Draco, Blaise i Harry siedzieli w ogródku omijając panią Weasley,  która ciągle coś chciała. Każdy z nich snuł plany dotyczące ich wyprawy. Wiedzieli, że muszą podjąć decyzję.


***
Rozdział jest jednak dzisiaj. Jest krótki, ale więcej nie mogłam w nim zamieścić i wyszedł jak wyszedł. Mam nadzieję, że nie będziecie źli. Mogłabym jeszcze trochę napisać, ale chce mi się spać, a jutro nie mam w ogóle czasu. Przypominam, że przed rozdziałem pojawiły się opisy do nowego opowiadania, więc zapraszam tych, którzy jeszcze nie zagłosowali. Kolejny rozdział postaram się wstawić najszybciej jak będzie to możliwe. 

Pozdrawiam,
Alex_x. 

Nowe opowiadanie

Od paru dni po głowie chodzi mi myśl, co zrobię kiedy to opowiadanie dobiegnie końca. Tak więc zrobimy głosowanie na kolejne opowiadanie. 

Tytuł: Dramione - Zapomniana rzeczywistość 
Narracja: trzecioosobowa
Miejsce akcji: Londyn
Czas akcji: cztery lata po wojnie
Opis: Draco Malfoy w wieku dziewiętnastu lat zostaje ojcem. Matka jego syna, Scorpiusa jest jego narzeczoną. Jednak po tygodniu od narodzin kobieta staje się ofiarą wypadku i traci pamięć. Nikt jednak o tym nie wie. W tym  samym czasie Hermiona Granger, która wróciła z Australii również ulega wypadkowi. Po dwóch latach od tego zdarzenia, Draco będący Ministrem Magii, awansuje Hermionę na szefową Departamentu Tajemnic. Wszyscy sądzą, że Malfoy chce się zmienić. Ale czy właśnie o to chodzi byłemu Ślizgonowi? Czy kiedy matce Scorpiusa wróci pamięć wszystko zostanie tak jak powinno, czy raczej zmieni swój bieg?

Tytuł: Dramione - Zbuntowane uczucie
Narracja: trzecioosobowa
Miejsce akcji: Hogwart
Czas akcji:  pół roku po wojnie
Opis: Grangerowie i Malfoy'owie to najstarsze rody arystokratycznie w świecie czarodziei. Od wielu pokoleń oba te rody rywalizują ze sobą. Nawet po wojnie, kiedy Malfoy'owie zostają oczyszczeniu ze wszystkich zarzutów, chcą dla swoich dzieci lepiej niż przeciwnik. Hermiona, która na brata starszego o dwa lata, pewnego dnia zakochuje się w jednym Ślizgonie. Jej ojciec w tym czasie zaczyna planować jej ślub, na który ona się nie godzi. Jaką rolę odegra Draco Malfoy w życiu Hermiony? Jaki będzie finał sprzeciwu wobec rodziców?

Tytuł: Dramione - Sekretne życie
Narracja: trzecioosobowa
Miejsce akcji: Londyn
Czas akcji: sześć lat po wojnie
Opis: Hermiona Granger jest matką pięcioletniej Julii, która nie zna swojego ojca. Hermiona nie chce nikomu powiedzieć kim on jest, tłumacząc się nic nie znaczącą nocą z facetem, o którym chce zapomnieć. Nie przyjmując oświadczyn Rona Weasley'a zrywa tym samym znajomość z Harrym Potterem. Hermiona pracuje jako adwokat w kancelarii Blaise'a Zabiniego, z którym ma dużo lepsze relacje. Draco Malfoy po sześciu latach wraca do Londynu. Czy Hermiona ujawni kim jest ojciec Julii? Jaką rolę z życiu dziewczynki i jej matki odegra Malfoy? Jak bardzo zmieni się bieg historii?

Tytuł: Dramione - Zdradzone plany
Narracja: trzecioosobowa
Miejsce akcji: Londyn / Nowy York
Czas akcji: pięć lat po wojnie
Opis: W trakcie siódmej Hermiona i Draco byli najgorętszą parą rokuj. Planowali wspólną przyszłość, jednak jedna impreza zmieniła wszystko. Malfoy zdradził swoją dziewczynę z jej siostrą, z którą po kilku miesiącach musiał wziąć ślub, ze względu na ich nienarodzone dziecko. Dzień przed ich ślubem Hermiona informuje  chłopaka, że jest w ciąży, ale nie pozwala mu zmienić planów. Jak zakończy się ta historia? Czy Draco i Hermiona znów będą razem i stworzą szczęśliwą rodzinę?

Tytuł: Dramione - Próba Miłości
Narracja: trzecioosobowa
Miejsce akcji: Londyn
Czas akcji: pięć lat po wojnie
Opis: Draco i Hermiona już po roku od wojny wzięli ślub. Pół roku później urodził im się syn, Scorpius. Przez dwa kolejne lata państwo Malfoy byli zgodnym małżeństwem. Draco był zawodowym graczem Quidditcha, a Hermiona modelką w świecie mugoli. Kiedy mężczyzna wraz ze swoją drużyną kolejny rok z rzędu wygrywa mistrzostwo świata dostaje propozycję gry z najlepszą drużyną w Stanach. Z początku nie chcąc zostawić żony i synka nie zgadza się, jednak potem z upływem dni coraz częściej nad tym myśli. Hermiona widząc jak bardzo zależy jej mężowi zgadza się na ten wyjazd.  Czy małżeństwo Malfoy'ów przetrwa próbę czasu? Czy i tym razem miłość okaże się silniejsza niż sława?

Tytuł: Dramione - Wygrana Miłość
Narracja: trzecioosobowa
Miejsce akcji: Hogwart / Londyn
Czas akcji: kilka miesięcy po wojnie
Opis: Harry Potter po wojnie został nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią, Draco Malfoy miał uczyć eliksirów. Hermiona wraca skończyć swój siódmy rok w Hogwarcie. Granger i Potter od czerwca są parą, a kiedy zaczyna się rok szkolny wszyscy mówią tylko o związku Wybrańca. Po pewnym czasie Harry i Draco zakładają się o coś, a gdy sprawa wychodzi na jaw, oboje starają się wszystko naprawić. Jaką rolę odegra Hermiona? O co chodzi z zakładem Potter i Malfoy'a? Jaki będzie finał?

Tytuł: Rodzinny sekret
Narracja: trzecioosobowa
Miejsce akcji: Hogwart / Mafoy Manor / Londyn
Czas akcji: kilka miesięcy po wojnie
Opis: Malfoy'owie jak wiele innych rodzin kryją jakąś tajemnice. Hermiona i Draco są bliźniakami, chociaż dziewczyna jest szatynką, a chłopak blondynem. Po wojnie wracają do Hogwartu na siódmy rok. W czasie wojny chłopak, żeby chronić siostrę został Śmieciożercą. Dzięki temu, że Hermiona była dziewczyną Harry'ego Pottera, Draco został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Kiedy Hermiona odkrywa rodzinną tajemnicę zrywa z Harrym. Jak bardzo zmieni się życie rodzeństwa, kiedy dowiedzą się prawdy, którą tak starannie chcieli zatuszować ich rodzice? Jakie będą skutki kłamstwa rodziców Dracona i Hermiony?

Ostatni jest taki trochę tajemniczy i nie wiadomo o jaki paring mi chodzi. Otóż możecie głosować na wybrany. Opowiadanie zacznę pisać po zakończeniu Całkiem inaczej, ale głosujecie tylko do 24.12.2013 r. 
Rozdział 27 może mieć małe opóźnienie ale do środy powinien się już pojawić. Przepraszam. 

Edit: Głosy można również przysyłać na mojego e-mail'a i gg. Liczone one będą jednak jako połowa. 

Pozdrawiam,
Alex_x.