piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 25.

Hermiona i Draco wylądowali przed jakąś wielką rezydencją. Malfoy widząc spojrzenie dziewczyny złapał ją za rękę i uśmiechnął się blado. Wyciągnął swoją różdżkę i dotknął nią bramy, która natychmiast ustąpiła. Blondyn pociągnął Granger do środka. Kiedy weszli do domu dziewczyna zaniemówiła. Jej oczom ukazał się piękny hol, długie i szerokie schodu oraz kilka portretów.
-Tu jest cudownie-powiedziała szatynka przytulając się do chłopaka, który objął ją ramieniem.
-Ten dom należał kiedyś do moich dziadków, a po ich śmierci ja zostałem prawowitym właścicielem i nikt poza mną nie może otworzyć bramy.
-Draco, co będzie z resztą?
-Harry zamieszka na razie u Dursley'ów, Blaise i Pansy będą chronieni przez Zakon i nikt poza nim nie będzie wiedział, gdzie są. Dadzą nam znać, kiedy będziemy się musieli przenieść. Ale do tego czasu mamy tu wszystko co będziesz tylko chciała. Jednak, jako że mój ojciec nie może się dowiedzieć, gdzie jesteśmy musimy sobie radzić bez skrzatów. Pokaże Ci Twój pokój i zrobię coś na kolację, a potem reszta domu. Chodź-Draco pociągnął ją na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się sypialnie. Ślizgon zaprowadził dziewczynę do jednej z nich i mówiąc, żeby się rozpakowała, a on zawoła ją kolację, wyszedł. Hermiona po rozpakowaniu kufra stanęła przy oknie obserwując zachodzące słońce. Martwiła się Malfoy'em, który od opuszczenia Hogwartu wydawał się dziwnie smutny. Może i próbował to ukryć, ale ona wiedziała, że coś go męczy. Nie zdawała sobie wtedy sprawy, co tak na prawdę dzieje się w jego głowie.

***

(W tym samym czasie, Privet Drive 4)
Harry teleportując się na ulicę, w której się wychował nie miał pojęcia, co zrobi jego wujostwo widząc go przed końcem roku szkolnego. Przed drzwiami do domu zauważył swojego wuja, który kłócił się z kimś przez telefon. Kiedy doszedł na miejsce przed nim stanęła ciotka. 
-Jesteś już-zauważyła.-Świetnie. Wchodź do domu, a my zaraz przyjdziemy-zaskoczony zachowaniem ciotki chłopka wszedł do domu i udał się do salonu, gdzie siedział Dudley i jak zwykle oglądał telewizję, zajadając przy tym czipsy. Kiedy tylko usłyszał jak ktoś wchodzi obrócił głowę i spojrzał na Harry'ego. 
-Cześć-przywitał się,  na co Potter skinął głową i usiadł obok niego. 

***

(Rezydencja Malfoy'a.)
Hermiona stojąc przy oknie patrzyła na jakąś parę, która przechodziła obok rezydencji, chyba nieświadoma tego, że coś w ogóle jest. Nie usłyszała jak Draco wchodzi do pokoju. Zorientowała się dopiero kiedy objął ją w talii.
-Pasują do siebie-stwierdziła dziewczyna szokując swoją wypowiedzią blondyna.
-Kto?
-Tamta dwója-powiedziała wskazując  głową na parę, która usiadła na murku naprzeciwko rezydencji.
-Tak, ale my bardziej-oznajmił wywołując uśmiech na twarzy Gryfonki.-Idziemy?
-Ale tak mi dobrze-Malfoy  zaśmiał się i obrócił dziewczynę do siebie całując w usta. W między czasie chwycił ją na ręce i ruszył do drzwi. Hermiona położyła głowę na jego ramieniu i objęła  go w pasie nogami. 
-Dzisiaj nie zjemy romantycznej kolacji, bo ktoś zapomniał o posprzątaniu jadalni, więc dzisiaj kolacja w kuchni-powiedział Draco, wchodząc do pomieszczenia. Było urządzone jak wiele mugolskich kuchni w zamożnych domach. Kilka białych wiszących szafek, lodówka, piekarnik, czajnik, mikrofalówka, blaty, zabudowana zmywarka i płyta indykcyjna.-Aż tak dziwnie wygląda ta kuchnia?
-Nie, ale dziwi mnie, że masz w domu sprzęty mugolskie.
-Wiem nawet jak się posługiwać telewizorem i co nieco wiem o komputerach. 
-Zaskakujesz mnie.
-Tę kuchnie urządzała moja babcia. Może i zdziwi Cię też fakt, że to mama mojego ojca. Przekonała się, że mugole nie są tacy źli, kiedy jeden z nich uratował mojego dziadka, który od zawsze chorował na serce, a Magomedycy nie mogli mu już pomóc. Mugolski lekarz powiedział, że jest potrzebny przeszczep, a  dawcą miał być też mugol. 
-Jeżeli mugole uratowali Twojego dziadka, to dlaczego Twój ojciec tak ich nienawidzi? 
-Bo uważa, że to był tylko przypadek, a w niczym innym nie mogą być lepsi  od czarodziei. Wmawiał mi, że tylko czarodziej o czystej krwi może czegoś dokonać. Tak wcale nie jest, bo ty udowadniasz, że nie status się liczy a wiedza.  Mam nadzieję, że lubisz spaghetti. 
-Lubię. 

*** 

(Pół godziny później, kwatera główna Zakonu Feniksa)
-Gdzie my tak właściwie jesteśmy?-zapytał Zabini siadając obok Tonks na krześle kuchennym. 
-Za dużo chcesz wiedzieć-stwierdziła kobieta. 
-To źle, że boję się, że mnie tu wykorzystasz i nikt później mnie nie znajdzie?
-Humor to Cie nigdy nie opuszcza, co? 
-Tylko w tedy, kiedy mam uspokoić płaczącą kobietę, albo dziecko. A i kiedy mi zabijają jakąś bliską osobę. Chociaż ni. W tedy też żartuje. 
-Dobra, jedz i idź spać. 
-Widzę, że Ciebie też humor się trzyma. Zostajesz na noc?
-Tak. 
-Mam duże łóżko, jak chcesz to...
-To wyobraź sobie, że Remus też będzie. 
-Jak tak, to przepraszam. Nie będę się narzucał. 
-Komu?-zapytał Lupin, który pojawił się w drzwiach tarasowych. Tonks zaśmiała się, a Blaise przybrał bardzo poważny wyraz twarzy. 
-Tonks naszej kochanej-odpowiedział chłopak obejmując czarownicę ramieniem. 
-Zakochałeś się od pierwszego wejrzenia?-zakpiła Pansy wchodząc do kuchni. 
-Ja się zakochałem już słysząc samo imię. 
-Zakon chce przetransportować Harry'ego przed jego urodzinami. Połowa lipca chyba byłaby odpowiednia-stwierdził były nauczyciel. 
-Dokąd?-zaciekawił się Ślizgon. 
-Do kwatery.
-Tutaj?
-Nie, tam gdzie Was za kilka tygodni. 

***

(Rezydencja Malfoy'a)
Hermiona patrzyła na Dracona, który właśnie zmywał naczynia, chcąc udowodnić, że potrafi posprzątać bez pomocy magii. Siedziała na blacie niedaleko zlewu. 
-I kto jest teraz górą?-zapytał uśmiechając się triumfalnie, kiedy skończył zmywać.
-No to co chcesz? 
-Śniadania do łóżka, ścielenia pościeli i sprzątania pokoju. 
-Wolne żarty. 
-Buziak wystarczy, ale ty zmywasz po śniadaniu-dziewczyna pokręciła głową z politowaniem, po czym uśmiechnęła się, a Ślizgon zbliżył się do niej wyczekując całusa. Hermiona pocałowała go w policzek i przytuliła do niego.-To było wredne.
-Trzeba było się określić-stwierdziła i tym razem ona uśmiechnęła się triumfalnie. Chłopak nie dając za wygraną pochylił się nad nią i musnął jej wargi, a kiedy oddała pocałunek cofnął się.-Typowy Ślizgon. Zemsta musi być, co?
-No, a jak?-po chwili pocałował ją, a kiedy ona oddała pocałunek, pogłębił go i złapał w talii. Chwilę potem Hermiona zaczęła rozpinać jego koszulę, a on lekko oderwał się od niej.-Na pewno tego chcesz?-zapytał, wiedząc, że za chwilę może nie być odwrotu. 
-Chcę-zapewniła go i znów pocałowała. Złapał ją  na ręce i zaniósł do swojej sypialni, nie przerywając  pocałunków. Co chwila na podłodze lądowała jakaś część garderoby. Oboje wiedzieli, że zapowiadała się długa noc, której nie chcą tak szybko skończyć. Wszystko  co pokazywali  w czynach było odzwierciedleniem ich uczuć. 


○○○
Możecie mnie teraz nawet zabić. Wiem, że nawaliłam z końcówką, ale kilkanaście razy próbowałam ją napisać i nie wyszło. Przepraszam, ale chyba jeszcze nie jestem gotowa na opisywanie tego typu wydarzeń. 
Wiem, że rozdział jest krótki, jednak chciałam go zakończyć w tym miejscu.  Jeżeli mi się uda to napiszę rozdział 26 jeszcze w ten weekend. A jeśli nie to tak jak zawsze w przyszłym tygodniu będzie już opublikowany. 

Pozdrawiam,
Alex_x

czwartek, 21 listopada 2013

Miniaturka 9.

Bajka


To już siódmy las, siedem rwących rzek,
za tym wszystkim już, bajka zacznie się,
napiszemy ją, dla kolejnych par,
jako dowód na nieśmiertelny czar.
(Sylwia Grzeszczak - Bajka)



Czteroletnia dziewczynka o blond włosach weszła do sypialni swoich rodziców. Na łóżku leżał blondyn o szaro-błękitnych oczach i czytał jakąś książkę. Kiedy tylko zobaczył córkę odłożył ją i przytulił do siebie dziewczynkę, która położyła się obok niego. Czterolatka, według wszystkich znajomych jej rodziców, wyglądała jak mała kopia swojego ojca. Takie same oczy, włosy i charakter. Chociaż były Ślizgon zmienił się, to tylko dla rodziny i najbliższych  przyjaciół. Dla innych nigdy nie zdjął swojej maski obojętności. I gdyby ktokolwiek, kto miał okazję z nim współpracować spotkał go na ulicy razem z żoną i córką, nie powiedziałby, że to ten sam mężczyzna. Jego córka nigdy nie poznała natury ojca.
-Tato, opowiesz mi bajkę?-zapytała dziewczynka robiąc słodką minkę, którą musiała odziedziczyć po matce, bo za każdym razem, kiedy blondyn ją widział poddawał się, zarówno córce, jak i żonie.
-Tą co zawsze?
-Tak.
-Więc...
-Nie zaczyna się zdania od więc-upomniała go, jak to miała w zwyczaju.
-Dobrze. Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami i siedmioma górami, w jednej z wieży Hogwartu żyła pewna piękna i bardzo mądra księżniczka. Za dnia była szczęśliwa, miała przyjaciół i chłopaka, który ją kochał. W nocy jednak płakała, nie mogąc pogodzić się z tym, że w życiu nie zaznała prawdziwej miłości. W drugiej części zamku, w lochach mieszkał przystojny książę, który myślał, że będąc księciem może wszystko. Ale i jego życie też nie było usłane różami. Musiał zmagać się ze swoją przeszłością, która prześladowała go nawet w snach.

Hermiona Granger jako prefekt naczelny miała właśnie kończyć swój patrol. Zostały jej do sprawdzenia tylko lochy. Kiedy przechodziła obok męskiej łazienki usłyszała czyiś szloch. Weszła do środka i ujrzała osobę, której nigdy by się nie spodziewała. Draco Malfoy siedział pod jedną ze ścian, a na jego policzkach widniały ślady łez. 
-Co ty tu robisz?-warknął na nią i pośpiesznie stał łzy. Ona jednak nie odpowiedziała, tylko dalej wpatrywała się w niego.-Głucha jesteś? 
-Ja akurat mam patrol w odróżnieniu od Ciebie.
-Świetnie, idź do McGonagall i powiedz jej, że siedzę sobie w łazience. Wstawi mi tylko szlaban. A jeśli Ci zależy, żeby mnie upokorzyć, to idź i powiedz Potterowi, że właśnie widziałaś jak Malfoy płakał. 
-Nie mam zamiaru Cie upokarzać. 
-Pewnie, honor Gryfona Ci nie pozwala, co?
-Nie, ja też mam jakieś uczucia, wiesz? 
-Przepraszam za to wszystko, co kiedyś sprawiło Ci ból-jego głos nie był już taki jak wcześniej. 
-Wybaczam. 
-Możesz ze mną chwilę posiedzieć?
-Jasne-odpowiedziała i  usiadła obok niego. Chłopak niespodziewani przytulił się do Gryfonki, czym ją bardzo zdziwił. Po chwili jednak odwzajemniła uścisk. Siedzieli tak przez kilka minut.
-Chyba powinniśmy wracać-stwierdził Ślizgon i kiedy dziewczyna przytaknęła wstał i pomógł jej wstać.-Odprowadzę Cie-zaoferował, gdy stali już na korytarzu. 
-Nie trzeba. Filch Cie złapie, a jak ja na niego wpadnę, mogę powiedzieć, że wracam z patrolu.
-Jednak Cie odprowadzę--oznajmił blondyn i podał szatynce swoje ramię. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i przyjęła ofertę. Szli w milczeniu, aż do portretu grubej damy.-Dziękuję-powiedział Malfoy stając przy salonie Gryfonów.
-Nie ma sprawy. Mogę Cie spytać o coś?
-Yhy. 
-Dlaczego płakałeś? 
-Wiesz, nie każdy ma takie fajne życie jak ty. Ja mam swoją przeszłość i to niezbyt przyjemną.
-Przeszłość może nie mieć znaczenia, kiedy widzisz swoją przyszłość. 
-Ja nie mam przyszłości. Zawsze będę Śmirciożercą, który wpuścił do szkoły innych Śmierciożerców i zabił Dumbledore'a. Żadna normalna dziewczyna mnie nie chce. Nigdy nie potrafiłem zrobić nic dobrego. 
-Pomogłeś mi, Draco. Mogłeś zostawić mnie razem ze swoim ojcem w tamtej klasie i odejść. Może i jestem naiwna sądząc, że zabiłeś go dla mnie, ale ja to tak odbieram. 
-Ja wtedy zrozumiałem coś czego nie mogłem dostrzec przez te wszystkie lata. Zrozumiałem, że to ty jesteś ważną częścią mojego życia, Hermiono. Mógłbym Cie przepraszać całą wieczność, ale wiem, że to mi nic nie da.
-Draco, ja już Ci mówiłam, że nie mam o to żalu. Było, minęło. Liczy się teraz. 
-Dziękuję-chłopak uśmiechnął się do niej w taki sposób, w jaki jeszcze nigdy tego nie robił. Hermiona podeszła do niego jeszcze bliżej i przytuliła. Ślizgon wtulił ją w siebie mocniej i pocałował lekko w czubek głowy. Po chwili odsunął ją trochę i nieśmiało pocałował w usta. Kiedy oddała pocałunek pogłębił go. Gryfonka wplotła swoje palce w jego włosy,  a on przytrzymał ją w  talii. 
-Przepraszam, ja nie powinienem-stwierdził, gdy się od siebie oderwali. 
-Nie szkodzi. Lepiej tego nie wspominajmy. 
-Tak-przytaknął, choć w duchu krzyczał, że chce to wspominać codziennie, że chce to powtarzać codziennie. Po krótkim ''Dobranoc'' Gryfonka weszła do swojego salonu,  a Malfoy udał się do lochów. 
Od ich pocałunku minęły trzy dni. W ciągu nich Hermiona nie mogła się na niczym skupić, co zauważyła jedynie Ginny i chcąc być oddaną siostrą opowiedziała o dziwnym zachowaniu dziewczyny swojego brata Zabieniu, który niepokoił się o zachowanie przyjaciela. 
Wszyscy zbierali się na boisku do Quidditcha, aby obejrzeć ostatni mecz Gryfonów i Ślizgonów w tym roku szkolnym. Zawodnicy toczyli między sobą zaciętą walkę o punkty. Jednak gra Dracona i Rona nie wyglądała jakby była walką o zwycięstwo tylko o coś zupełnie innego. Wszyscy dziwili się zachowaniem bramkarza Gyrffindoru i szukającego Slytherinu. Pod koniec meczu, kiedy Ślizgoni przegrywali czterdziestoma punktami Malfoy złapał złoty znicz, wygrywając tym Puchar Quidditcha. Gdy zawodnicy stali na boisku Weasley podszedł do Dracona i złapawszy go za szatę przygwoździł do najbliższej ściany. 
-Odpieprz się od mojej dziewczyny, Malfoy!-warknął rudowłosy, a blondyn tylko uśmiechnął się ironicznie.
-Od Twojej dziewczyny, Weasley? A gdzie ty byłeś, kiedy płakała w damskiej łazience? No, gdzie? 
-Nie Twój interes!
-Nie? Mi na niej, w odróżnieniu od Ciebie, zależy. I nie mam zamiaru patrzeć jak traci przez Ciebie osobowość, bo ty chcesz być kimś kim nigdy nie będziesz! 
-Zostaw go, Ron-nakazała Hermiona, która stanęła obok nich. Gryfon puścił blondyna, jednak zaraz po tym uderzył mu z pięści w nos.-Ogłupiałeś?! 
-Nie mam zamiaru dać Ci się oszukiwać. Wybieraj. Albo ja albo on-stwierdził Ron, a Gryfonka zaśmiała się i pokręciła głową z politowaniem. 
-Na prawdę mam wybierać między Tobą a nim? Wiesz co? Jesteś pieprzonym egoistą i nikt po za tobą się nie liczy. 
-Może Malfoy jest inny, co? 
-Draco? Draco jest całkiem inny. 
-Będziesz kolejną zabawką w jego rękach. 
-Ja nie jestem Tobą, Weasley!-warknął blondyn. 
-Uważaj na słowa!
-Odwal się ode mnie, Ron. Ja już nie mam z Tobą nic wspólnego-oznajmiła szatynka, a Weasley mruknął coś pod nosem i odszedł, zostawiając Dracona i Hermionę samych. Dziewczyna wyciągnęła różdżkę i jednym zaklęciem sprawiła, że krew lecąca z nosa chłopaka zniknęła. On uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie i pocałował. 

-Po roku od zakończenia szkoły księżniczka i książę zostali  rodzicami pięknej, bo tatusiu oczywiście-zaśmiał się mężczyzna.
-Raczej po mamusi-stwierdziła szatynka, która weszła do sypialni, ubrana w czarne rurki i koszulę w kratę.
-Nie wiadomo po kim, bo oboje byli tak piękni, że ich córeczka była najpiękniejszą księżniczką na świecie.
-Zapomniałeś o ''I żyli długo i szczęśliwie''-przypomniała czterolatka.
-I kiedy bajka się skończyła, oni i tak żyli długo i szczęśliwie-zakończył obejmując żonę, która położyła się obok niego, ramieniem. Po dziesięciu minutach mężczyzna odniósł śpiącą córkę do jej pokoju, a kiedy wrócił do sypialni kobieta leżała w łóżku i uśmiechała się do niego. Położył się obok niej i przytulił do siebie.
-Ciekawe czy nasz syn też będzie chciał słuchać tej bajki-zastanowił się blondyn.
-A skąd wiesz, że to będzie syn?
-Bo ja zawsze dostaje to czego chcę, Hermiona-zamruczał seksownie i pocałował żonę.
-Widocznie, Draco, czasem nie jest tak jak chcesz. Bo będziesz miał drugą córkę.
-Ja już się tam postaram o syna-oznajmił i zaczął całować panią Malfoy po szyi.
-Tą część bajki pominiemy, co?
-Może kiedyś ujrzy światło dzienne. Na razie będzie schowana głęboko w moim sercu.
-Coś czuje, że ta bajka szybko się nie skończy.
-Ona nigdy się nie skończy, kochanie.

I żyli bardzo, bardzo długo i bardzo, bardzo szczęśliwie. 
Koniec!

***
Wróciłam!  Emma pisała, że wracam dopiero 3.12., ale musiała mnie źle zrozumieć, bo mówiłam, że mam zwolnienie do tego czasu. Tak więc jest miniaturka, a rozdział 25 ukaże się najwyżej pojutrze. Czytałam Wasze komentarze i maile i jest mi miło, że chcecie, żebym wracała. 
Dziękuję Emmie, że dokończyła rozdział 24 oraz zaczęła pisać rozdział 25. 

Pozdrawiam,
Alex_x

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 24.

Hermiona nie mogła spać całą noc. Ciągle męczyły ją koszmary na temat Dracona. Bała się wiedząc jednocześnie, że przeżyje. Musiał, nie mógł odejść. Nie w taki sposób. Z samego rana przyszedł do niej Blaise. Nie miał najlepszego humoru, tak jak ona. Ubrała na siebie rurki, koszulkę z nadrukiem i tenisówki za kostkę. Zeszli do Wielkiej Sali, gdzie zaczynali zbierać się już uczniowie. Dziewczyna przez całe śniadanie nic nie jadła,  przez co Harry i Blaise, którzy siedzieli obok niej pouczali ją. 


***

(Godzina dziewiąta rano, sala w św. Mungu)
Od pół godziny Magomedycy usiłowali przywrócić prawidłową akcję serca Draconowi. Przez cały czas jednak byli za niska albo za wysoka. Sam Malfoy był przytomny, ale z trudem oddychał. W jego głowie wciąż krążyło jedno wspomnienie.
Stał za drzwiami salonu Malfoy Manor, gdzie odbywało się zebranie Śmierciożerców. Miał siedem lat. Voldemorta nie było na świecie, nikt nawet nie wiedział, że kiedyś jeszcze wróci. Śmierciożercy spotykali się co miesiąc, by omówić swoje plany. Nikt spoza kilkunastu osób, które siedziały w salonie tej wielkiej rezydencji. Draco w tym czasie musiał siedzieć w swoim pokoju. Nie lubił tego. 
-...Hermiona Granger, jeśli ona umrze Czarny Pan powróci,  a młody Potter nie będzie w stanie go zabić-usłyszał strzępki rozmowy. Jednak nie wiedział co do tego wszystkiego ma Hermiona i Harry. Chciał odejść kiedy w salonu wyszła Narcyza. Kobieta widząc syna, podeszła do niego i chwyciwszy za rękę zaprowadziła jak najszybciej do pokoju. Siedząc na swoim łóżku, patrzył przepraszająco na matkę. 
-Kochanie, prosiłam Cię, żebyś nie wychodził-powiedziała łagodnie blondynka.
-Ja się nudziłem, mamo i chciałem, żebyś mi poczytała. 
-Draco, wiesz, że gdy ojciec by Cie złapał zezłościłby się. 
-Przepraszam-szepnął, a po jego policzku potoczyła się łezka. Narcyza przysunęła się bliżej syna i przytuliła go.
-Nie płacz, skarbie.
-Cyziu-do pokoju wszedł Lucjusz,-co się stało?
-Draco miał zły sen-odpowiedziała. 
-Ale to był tylko sen, synku-stwierdził czułym głosem podchodząc do syna i siadając obok żony. 
Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Draco przestał patrzeć na ojca jak na wzór do naśladowania. Teraz, kiedy sam nie wiedział czy ten moment będzie ostatnim nie było go przy nim. Dwadzieścia minut zajęło Magomedykom  ustabilizowanie chłopaka, po raz kolejny. Gdy został sam w sali, zauważył Hermionę i Dumbledore'a stojących na korytarzu i rozmawiających z jednym z lekarzy. Uśmiechnął się sam do siebie, a po chwili do niej samej, gdyż weszła do sali. Usiadła obok niego i przytuliła go. 
-Tęskniłam, Draco-powiedziała. 
-Nie było mnie jeden dzień. Ale ja też tęskniłem. Nie wiesz kiedy będę mógł wyjść? 
-Draco, ty dopiero się obudziłeś i już chcesz wychodzić?
-No, tak. Co w tym dziwnego? Ja tu jestem całkiem sam. I nie lubie białych ścian. To taki depresyjny kolor. 
-Przestań marudzić. 
-To mnie pocałuj-dziewczyna zaśmiała się i pocałowała chłopaka. 

***

Po dwóch tygodniach stan Dracona unormował się na tyle, że mógł wrócić do szkoły. Przez kolejny tydzień miał leżeć w dormitorium i odpoczywać, ale on uparł się, że będzie chodził na zajęcia. Po obiedzie pewnego dnia Dumbledore poprosił Harry'ego i Dracona do swojego gabinetu, a kiedy już siedzieli na miejscu zauważyli, że dyrektor jest inny niż do tej pory. 
-Doskonale wiecie, że za dwa tygodnie rok szkolny dobiegnie końca-zaczął.-Oboje wiecie, że do tego czasu wola Czarnego Pana musi się spełnić. 
-Pan wie?-zdziwił się Draco. 
-Oczywiście, Draco. Wiem też, że nie jesteś w stanie go wykonać i wykona go panna Potter.
-Moja siostra?-zapytał Harry z niedowierzaniem. 
-Niestety. Myśleliśmy, że w końcu przejrzysz na oczy, Harry. To ona zdradziła Zakon. 
-A ja jej zaufałem. 
-To teraz nie ważne. Draco będzie musiał udawać, że chce to zrobić, a ona powie, że stchórzył. Jutro, Harry udasz się ze mną.  

***

Następnego dnia przed kolacją Harry i Dumbledore stali na Wieży Astronomicznej omawiając plan. Po chwili dyrektor złapał Pottera za ramię. Harry obrócił się. Natychmiast poczuł, jakby był ściskany przez grubą gumową rurę. Nie mógł zaczerpnąć oddechu. Każda część jego ciała była ściskana do granic możliwości. I wtedy, kiedy pomyślał, że zaraz się udusi, niewidoczna rura zdała się pęknąć i wylądował w chłodnej ciemności, wdychając świeże, słone powietrze. Harry poczuł sól i słyszał załamujące się fale. Lekka, chłodna bryza rozwiewała jego włosy, kiedy spojrzał w stronę morza i rozgwieżdżone niebo. Stał na odłamie ciemnej skały, pod nim pieniła i burzyła się woda. Kilka wielkich odłamków skały, takich, jak ten, na którym stali Harry i Dumbledore, wyglądało jakby zostały wyrwane z twarzy urwiska w jakimś punkcie w przeszłości. Był to dosyć posępny i niemiły widok. Morze i skała, bez śladu drzewa, kępy trawy czy ziarna piasku.

***

W Hogwarcie Draco i Blaise siedzieli w dormitorium Prefekta. Blondyn przechadzał się nerwowo po pokoju, oczekując sowy, która miała przyjść tego wieczoru. Zabini był jedyną osobą, nie licząc Harry'ego i Dumbledore'a, która wiedziała o jego planach. Nie pochwalał tego, ale też nie krytykował przyjaciela. Chciał mu pomóc, ale nie wiedział jak. 
-Blaise-odezwał się Malfoy, a kiedy brunet kiwnął głową, że go słucha, kontynuował.-Gdyby Hermiona pytała Cie, gdzie jestem, powiedz jej, że mam szlaban u Snape'a, dobrze?
-Jasne. Może jednak chcesz się wycofać?
-Nie, z tego nie da się wycofać. 
-Stary...
-Dzięki, że jesteś, Blaise. 
-Przecież Cie nie zostawię. Przyjaciół się nie zostawia. O której masz tam być? 
-Za chwilę. Ale nie wiem co powiem Hermionie, kiedy ją gdzieś spotkam. 
-Jest teraz z Pansy u niej. Ale jesteś pewny? Możesz zostać tutaj.
-Nie. Oni mogą ją zabić. Tak tylko ucierpi reputacja Malfoy'ów. Idę-chłopak ruszył do drzwi, a kiedy stał już jedną nogą na korytarzu, odwrócił się.- Dzięki-powiedział ostatni raz i odszedł. Przez całą drogę na Wieże Astronomiczną spierał się ze swoimi myślami. Niedługo to się skończy-przypomniał sobie słowa Hermiony i mając wyrzuty sumienia wspiął się na Wieże, gdzie czekali na niego Śmierciożercy. Dumbledore, który dopiero przed kilkoma chwilami wrócił do szkoły, patrzył uważnie na poczynania chłopaka. Nie zrobisz tego-usłyszał w swojej głowie blondyn, w którego teraz wpatrywali się wszyscy obecni. 
-On nie da rady-oznajmiła Potter z wrednym uśmieszkiem.-Chyba, że się mylę, co, Malfoy? Expelliarmus-różdżka Dumbledore'a znalazła się z ręce Gryfonki, która czekała na krok Ślizgona.-Zrobisz to czy nie?!-wszyscy w napięciu oczekiwali na reakcję chłopaka. On sam walczył ze sobą, żeby przynajmniej odzyskać mowę. 
-Avada Kedavra-usłyszał głos Snape'a,. Czuł się, jakby czas stanął w miejscu. Martwe ciało dyrektora runęło w dół Wieży, a Śmierciożercy zbiegli szybko. On stał w miejscu patrząc tępo w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał nauczyciel. Po kilku minutach poczuł jak ktoś łapie go za ramię i ciągnie po schodach. Kiedy stanęli zauważył ciemne  włosy Harry'ego. 
-Musimy iść. Śmierciożercy wciąż są w zamku-oznajmił.-W waszym dormitorium czeka już McGonagall-blondyn skinął głową i szybkim krokiem ruszył za Wybrańcem. Gdy znaleźli się w Pokoju Wspólnym Prefektów Hermiona rzuciła mu się na szyję.-Teleportujemy się z stąd przez Świstoklika. Nasze rzeczy powinny być już na miejscach-stwierdził Potter w miarę naturalnym tonem, ale wszyscy wiedzieli, że w duszy ciężko przeżywa dzisiejsze wydarzenia. McGonagall postawiła na stoliku trzy inne przedmioty.-Draco i Hermiona łapią za książkę, Pansy i Blaise za pióro, ja za pudełko-zażądał. 
-Ale dlaczego ty nie będziesz z nami?-zapytała Pansy.
-Harry będzie na razie bezpieczniejszy u wujostwa-odpowiedział Zabini, a Gryfon podszedł do dziewczyny i przytulił mocno do siebie. Po chwili cała piątka teleportowała się, a nauczycielka wyszła szybko do gabinetu dyrektora, gdzie czekała już reszta nauczycieli. 


~~ ~~↔~~
A o to i kolejny rozdział. Jednak Alex_x nie mogła go dokończyć na czas, bo niestety leży w szpitalu i poprosiła mnie bym go dokończyła. Długo mi zajęło, aby złapać wątek, ale mam nadzieję, że jakoś wyszło. Alex_x przeprasza, że nie dodała  rozdziału, ani miniaturki na czas, ale zdrowie jej nie pozwoliło i jeśli mi się uda to ja napiszę coś za nią i jeśli jej się spodoba to wstawię. Kolejny rozdział być może znów napiszę ja, o ile ten Wam się spodoba. Chyba, że chcecie czekać na Alex_x. 
Autorka przeczytała ten rozdział i nie znalazła defektów, z czego jestem dumna. Mam nadzieję, że jest choć trochę dobry, jak dla Was. 

Pozdrawiam, Emma, oraz buziaki od Alex_x.

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 23.

Niedzielny poranek zapowiadał się jak każdy. Draco obudził się sam w łóżku i rozglądając po pokoju wstał i spojrzał na zegarek, który wskazywał 9:00. Obok niego leżała karteczka, którą przeczytał.

Draco,
Pansy chciała pogadać, więc poszłyśmy do Pokoju Życzeń, spotkamy się na śniadaniu.
Hermiona.
Kocham Cię. 

Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do szafy, z której wyciągnął czarne dżinsy i białą koszulkę z nadrukiem. Po krótkim prysznicu i ogarnięciu włosów, przebrał się i wyszedł z pokoju, zakładając wcześniej tenisówki i zabierając różdżkę z szafki nocnej. Idąc korytarzem mijał wielu uczniów, którzy byli w wyśmienitym humorze. Sam nie mógł narzekać, choć po wczorajszej przegranej, miał ochotę przekląć Potter. Przechodząc obok nieczynnej łazienki, poczuł jak ktoś go tam wciąga. Po chwili stał oparty o ścianę z różdżką przyciśniętą do gardła.
-Czego ty ode mnie chcesz?-warknął w stronę Potter, która uśmiechała się chytrze. 
-No, pomyśl. Ja nic nie chcę, tylko Czarny Pan. 
-Powiedziałem, że tego nie zrobię, nie zmienię zdania. 
-Nawet jeśli Twoją dziewczynę będą chcieli zabić?
-Nie uda im się to. 
-Im może nie, ale mi tak. I uwierz, że to zrobię. 
-Nie zrobisz tego. 
-A chcesz się przekonać? Ale potem odwrotu nie będzie.
-Ja tego nie zrobię. 

***
Hermiona wracała razem z Pansy z Wielkiej Sali. Dziwiła się, że nikt nie widział Dracona. Nie było go na śniadaniu, a kiedy weszła na chwilę do dormitorium, tam też go nie było. Pansy nie mogła znaleźć Harry'ego, z którym się umówiła. Blaise przemknął im tylko przez oczami, a potem jego też nie mogły znaleźć. Kiedy przechodziły obok gabinetu McGonagall, nauczycielka kazała im udać się do Skrzydła Szpitalnego. Od razu wykonały jej polecenie. Wchodząc tam nie miały pojęcia o co chodzi. Wokół jednego łóżka stał Dumbledore, Snape, Harry i Blaise. Ślizgon i Gryfon odwrócili się i spojrzeli na siebie. Nauczyciele również spojrzeli na dziewczyny
-Panno Granger-odezwał się dyrektor,-pan Malfoy zostaje odesłany do świętego Munga, jego stan jest zbyt poważny.
-Ale...-Hermiona poczuła jak łzy zaczynają napływać jej do oczu. Zabini podszedł do niej i przytulił, pozwalając, aby jej łzy moczyły mu koszulę.
-Będzie dobrze-szepnął, choć sam ledwo w to wierzył.
-Panie Zabini, niech odprowadzi pan pannę Granger do jej dormitorium i przypilnować, aby  wzięła ten eliksir i położyła do łóżka-oznajmiła pani Pomfley podchodząc do Ślizgona z fiolką eliksiru. Chłopak przytaknął i ruszył z Hermioną do wyjścia. Kiedy znaleźli się w jej pokoju położyła się do łóżka,  a on usiał obok, przytulając ją do siebie.
-A co jeśli jemu coś się stanie?-zaszlochała.
-Nawet tak nie mów. Draco ma dużo planów, on musi je zrealizować. Ja chcę być jeszcze wujkiem. On musi żyć. Nie może nas zostawić .Bo komu ja będę marudził, że dziewczyna mnie nie kocha, komu ja będę wycinać numery? Ja mu na to nie pozwolę. Niech se to z głowy wybije. A ty bierz eliksir i lulaj.
-Ja nie chce.
-Miona, proszę Cie, nie zachowuj się jak rozwydrzony dzieciak, no.
-A możesz ze mną posiedzieć?
-Jasne.

***

(W tym samym czasie, oddział Urazów pozaklęciowych, Klinika Magicznych Chorób i Urazów szpitala św. Munga)
Harry wraz z Dumbledorem siedzieli w poczekalni na oddziale, na którym leżał Draco. Obaj zastanawiali się kto mógłby zrobić coś takiego. Wiedzieli dlaczego. Zdawali sobie sprawę, że to nie przypadek.
-Czy któryś z panów jest rodziną chłopaka?-zapytał Magomedyk, który wyszedł właśnie z sali Malfoy'a.
-Jestem jego dalszym kuzynem-skłamał Potter, choć zabrzmiało to bardzo przekonywająco.
-Nie wiesz, czy ma jakiś kontakt z rodzicami?
-Zerwał wszystkie.
-A ktoś bliski?
-Dziewczyna...znaczy narzeczona.
-To narzeczona czy dziewczyna?
-Narzeczona-Harry sam siebie zdziwił, że potrafi tak kłamać, ale chodziło w końcu o przyjaciela.-Co z nim?
-Polepszyło się trochę, chociaż dobrze nie jest. Jeśli nie wybudzi przez najbliższą dobę, to koniec. Podaliśmy mu silne eliksiry, ale przy klątwie Sectumsempry jest niewielka szansa, że zadziałają. Zdają sobie państwo sprawę, że taką sytuację należy zgłosić aurorą?
-Naturalnie, kiedy tylko pan Malfoy odzyska przytomność poinformujemy ich-odpowiedział dyrektor Hogwartu. Magomedyk skinął lekko głową i odszedł.

***

(Pora obiadowa, Hogwart)
Hermiona siedziała razem z Harrym, Pansy i Blaisem przy stole Gryffindoru. Granger nie miała ochoty jeść, ale Zabini zaciągnął ją tu grożąc, że ją zleje. 
-Wiadomo już coś?-zapytała Parkinson patrząc z nadzieją na swojego chłopaka, który siedział z zamyśloną miną. 
-Jak na razie tylko tyle, że trochę się poprawiło. Jeśli się nie obudzi przez najbliższą dobę, to koniec-stwierdził, a na policzki Hermiony wpłynęły nowe łzy. Wstała szybko i wybiegła z Wielkiej Sali. Pansy pokręciła głową i uderzyła w Pottera w tył głowy. Wyszła szukając Gryfonki, jednak nie potrafiła jej znaleźć. Wyszła na błonia, gdzie przy jeziorze siedziała szatynka. Podeszła do niej i usiała obok. 
-Będzie dobrze-szepnęła. 
-A jeśli to na prawdę koniec? Jeśli on się nie obudzi? 
-Nie możesz tak nawet myśleć, no. Przecież on jest za młody, ma jeszcze plany. Jakby to powiedział, jest za przystojny, żeby umierać-Gryfonka lekko się uśmiechnęła na jej słowa. 
-Kiedyś powiedział, że jak przyjdzie jego czas, to tylko jedynie, jak będzie miał przy sobie lusterko i grzebień, żeby móc poprawić sobie włosy.
-Herm, ja przepraszam-powiedział Harry, który podszedł do dziewczyn razem z Blaisem.-Nie powinienem tego mówić przy tobie. Źle wyszło. Jutro po śniadaniu Dumbledore bierze Cię do Munga i chyba powinnaś coś wiedzieć. 
-Tak?
-Ja powiedziałem Magomedykowi, że jesteś narzeczoną Malfoy'a.
-Słucham?!
-Miona, ja przepraszam. Nie miałem co wymyślić i tak jakoś wyszło.
-Mogę go zabić?
-Raczej nie teraz.

***

(Druga w nocy, Klinika św. Munga, perspektywa Dracona)
Przez cały dzień ktoś chyba się obok mnie plątał. Tylko gdzie ja właściwie jestem? Chcę otworzyć oczy, ale nie potrafię. Czuję się jakby były czymś sklejone. Boję się tego. Boję się, że nic nie mogę zobaczyć. Nie pamiętam co się stało, ale wiem, że coś niedobrego. Widzę światło, do którego chce iść. Kiedy jestem już blisko, czyjaś rękę mnie powstrzymuje. Odwracam się i widzę siwego staruszka, który przypomina mi kogoś. Dziadka? Dawno go nie widziałem, ale podobno jeszcze żył, więc czy to mógł być on?
-Wyrosłeś, Smoczku-odezwał się mężczyzna. To jednak musiał być dziadek, bo tylko on tak się do mnie zwracał. No, nie licząc babci, ale bez przesady. 
-Dziadek. Czemu tu jestem? 
-Bo chcesz się poddać. 
-Nie chcę. A ty? Dlaczego nikt mi nie powiedział, że nie żyjesz? 
-Bo Twój ojciec nie chciał, żebyś był słaby. Chciał Cie wyprać z uczuć. Chciał, żebyś był taki jak on. 
-Nie będę taki jak on. 
-Wiem, Hermiona Ci dużo pomogła. Pamiętasz jak mama mówiła Ci, że miłość wszystko zwycięży? Razem z babcią baliśmy się, że nie zobaczysz miłości. A teraz chodź. Muszę Ci pokazać jak wiele stracisz, idąc do światła. 
Poczułem  szarpnięcie i impulsywnie zamknąłem oczy. Otworzyłem je dopiero czując grunt pod nogami. Rozejrzałem się, widząc kościół. Spojrzałem niepewnie na dziadka, który skinął głową, każąc patrzeć przed siebie. Przed ołtarzem stała moja kopia, ale chyba z jakieś dwa lata starsza. Obok mnie Harry uśmiechał się lekko, chyba, żeby dodać mi odwagi. Draco z przyszłości patrzył w moją stronę, znaczy tak mi się wydawało, bo kiedy odwróciłem głowę ujrzałem Hermionę w pięknej białej sukience, odkrywającą jej piękne nogi od połowy uda. Za nią szła Pansy. Kiedy znalazły się obok mojej kopi podszedł ksiądz. 
-Czy ty, Draconie Lucjuszu Malfoy, bierzesz sobie obecną tutaj Hermionę Jean Granger za żonę?-zapytał, a ja patrzyłem uważnie na swoją reakcję. 
-Tak-tego tonu to ja rzadko używam. Praktycznie nigdy. Stanowczość to nie dla mnie, ale w takiej sytuacji pasuje idealnie. 
-Czy ty, Hermiono Jean Granger, bierzesz sobie obecnego tutaj Dracona Lucjusza Malfoy'a na męża?-patrzyłem teraz uważnie na Hermionę, która uśmiechała się, do mojej starszej kopi. 
-Tak-Merlinie, teraz już wiem jak się będę czuł. Moment. Czy ja na pewno będę to kiedyś czuł?
-Chodźmy dalej-głos dziadka wyrwał mnie z zamyślenia. Pokiwałem głową i znów szarpnięcie. Tym razem byliśmy  jakiś domku. Moja starsza kopia weszła do pokoju z dzieckiem na rękach. Chłopczyk miał chyba z trzy latka, ja na oko dwadzieścia dwa. Miło zobaczyć siebie z dzieckiem. Uśmiech sam pcha się na usta. 
-Draco-usłyszałem za swoimi placami i razem z moją kopią odwróciliśmy się w stronę drzwi frontowych, przez które weszła Hermiona.
-Cześć, kotek-drugi ja podszedłem do niej i pocałowałem w usta. Chłopczyk od razu wyciągnął rączki w jej stronę.-Do mamy chcesz?-wiele razy w marzeniach widziałem siebie i Hermionę, ale jakoś chyba nie miałem odwagi marzyć, że będziemy rodzicami. Wzięła ode mnie chłopca i uśmiechnęła szeroko. Ciepło się robi na sercu, jak się widzi dziewczynę, a  raczej kobietę, którą się kocha, uśmiechającą się do dziecka. 
-Muszę Ci coś powiedzieć, Draco-w jej ustach to brzmi jakby chciała odejść. 
-Stało się coś?
-Za sześć miesięcy znowu zostaniesz tatą. 
-Jesteś w ciąży?-ja chyba nie jestem aż tak głupi, nie? To chyba jasne, że jest, skoro mówi, że znowu zostanę ojcem. 
-A jak myślisz?-porwałem ją w ramiona i pocałowałem, a do syna uśmiechnąłem się. 
-Teraz możemy wracać-stwierdził dziadek, a ja nareszcie zrozumiałem o co mu chodziło. 
-Tak ma wyglądać moje życie?-zapytałem.
-Nie do końca, ale podobnie. To były Twoje marzenia i jeśli chcesz, żeby tak to wyglądało, musisz sam to zbudować. 
-Jest szanse, że będę mógł wrócić? 
-Nie ode mnie to zależy. 

***


(Piąta nad ranem, Hogwart, perspektywa Harry'ego) 
Nie mogę uwierzyć, że moja siostra miałaby chcieć, żeby Pansy mnie zdradziła. Jeszcze to, że miałaby rzucić na Draco to zaklęcie. Nie. Ona miałaby być Śmieriożercą? Chociaż wszystko w tedy układałoby się w jedną całość. Jednak Blaise czasem przesadza. 
-Harry?-usłyszałem głos Pansy, która leżała, raczej spała obok mnie. 
-Tak? 
-Czemu nie śpisz? 
-Jakoś nie mogę. Ale ty śpij.
-Martwisz się o Draco, prawda? 
-Martwię się o Hermionę. O niego też, bo boję się, że jak mu się coś stanie, broń Merlinie, to Herm sobie nie poradzi. Po śmierci rodziców, on jej pomógł, ale teraz nawet ja czy Blaise nie będziemy w stanie tego zrobić. 
-Po pierwsze, Harry nie będziesz musiał pomagać Hermionie, bo Draco wyzdrowieje. Po drugie ona jest silna. 
-Dobrze, że Cie mam-pocałowałem ją w czoło i znów przytuliłem. Siedzieliśmy chwilę, aż zasnęliśmy. 

~~○○~~○○~~
Coś czuję jakby mnie grypa brała. Chyba się z weną zamienia. Rozdział miał być wcześniej, ale nie dałam rady. Napisałam miniaturkę z okazji Halloween :), ale  przez przypadek robiąc porządki na dysku, usunęłam ją, więc liczę, że mi wybaczycie, jeśli wstawię ją trochę po czasie, czyli tak mnie więcej do poniedziałku. 
Wracając do rozdziału, to nawet mi się podoba, ale oceńcie sami. Krótki mi się wydaje, ale nic nie poradzę, jest w nim to co chciałam. 
Pozdrawiam,
Alex_x.