sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 13.

-CO?!-krzyknęli jednocześnie Harry i Blaise.
-Żartuję-oznajmił Draco, śmiejąc się razem z Hermioną z min chłopców.-Jutro idziemy do Hogsmead. Mam dla kogoś niespodziankę.
-Czy ty za każdym razem musisz myśleć tylko o dziewczynach?-oburzył się Zabini.
-Nie myślałem o Hermionie, tylko o was, ciołki.
-A... to co innego. A co to za niespodzianka?
-Diabeł, niespodzianka to coś, o czym nie mówi się osobie, dla której ona jest.
-Wiem co to jest, ale znając Ciebie to będzie coś, czego raczej nikt by nie chciał.
-Jak nie, to nie. Ja się prosić nie będę. A poza tym sam tego nie wymyśliłem.
-Hermiona?-zapytał Harry, a kiedy Gryfonka pokiwała głową, dodał:-Weźże powiedz o co chodzi, nie?
-Zapomnij-oznajmił blondyn.-Idziecie czy nie? Ja muszę wiedzieć.
-Dobra-zgodzili się oboje.
-Ale jak wymyślisz coś idiotycznego, obiecuję, że nie żyjesz-ostrzegł Zabini. Rozmawiali jeszcze długo. Nawet nie zauważyli, kiedy przyszedł czas na kolację, na której się nie zjawili. Dopiero kiedy Hermiona zaczęła ziewać Draco spojrzał na swój zegarek  Była po dwudziestej trzeciej.
-Może zostaniecie tutaj na noc, co?-zapytała Granger.
-A Draco nie będzie miał za złe, że któryś z nas z Tobą śpi?-zdziwił się Blaise.
-A ty jesteś głupi-oświadczył Potter.-Przecież to on będzie z nią spał.
-Więc ty śpisz na kanapie.
-Zapomnij.
-Oni sądzą, że któreś z nas odda im swoje łóżko?-zapytał Draco z rozbawianiem w głosie, zwracając się do Hermiony.
-Na to wychodzi-odpowiedziała szatynka, a chłopak pocałował ją w policzek.-Ej, ej!-zawołała, kiedy Harry i Blaise zaczęli się ''bić''.-Oboje śpicie na kanapach.
-Żartujesz-stwierdzili oboje naraz.-Gości się nie traktuje kanapą.
-To proszę bardzo. Możecie iść do siebie.
-O 23?!
-Cepy, macie moją sypialnię-oświadczył Draco wstając z Hermioną, którą nadal tulił do siebie.-Nie wiem co zrobicie, ale przestańcie się kłócić. Możecie też być tak mądrzy i przetransmutować kanapę w łóżko. Teraz żegnam. Dobranoc-powiedział, po czym chwycił Granger na ręce i wszedł z nią do jej pokoju. Oboje szybko się wykąpali i położyli do łóżka. Malfoy objął dziewczynę w talii i pocałował we włosy. Ona wtuliła się w niego jeszcze bardziej. Zasnęli bardzo szybko z uwagi na to, że byli bardzo zmęczeni.

***

Obudził się czując, jak w oczy zaczynają razić go promienie słońca. Wstał z łóżku próbując nie obudzić Gryfonki, jednak dziewczyna otworzyła oczy, gdy zabrał rękę z jej talii. Uśmiechnęła się do niego i wstała szybko. Chłopak wiedział jakie ma zamiary, więc chciał już ruszyć do łazienki, ale Hermiona pocałowała go i zamknęła w łazience. Wyszła po kilku minutach. Draco siedział na łóżku w spodniach szukając wzrokiem swojej koszulki. 
-W łazience-oznajmiła widząc minę chłopaka. Ten uśmiechnął się do niej i pocałowawszy ją czule wszedł do łazienki. Hermiona w tym czasie postanowiła obudzić Harry'ego i Blaise'a.  Weszła do pokoju Dracona, gdzie na łóżku spał Ślizgon i Gryfon.
Blaise siedział na łóżku i próbował obudzić Harry'ego, który jęczał coś przez sen. Dziewczyna podeszła do Pottera i usiadła obok niego.
-On się  nie chce obudzić-oznajmił Zabini.
-Aquamenti-z różdżki Hermiony wydobył się strumień wody, który uderzył w twarz chłopaka.
-Odbiło Ci?!-krzyknął Harry zrywając się z łóżka. Blaise zwijał się ze śmiechu, a w drzwiach  stał Draco z uśmiechem na ustach.
-Znowu koszmarki?-zapytał opierając się barkiem o framugę drzwi.
-Co to znaczy znowu?-zdziwiła się szatynka.
-Oj, nic takiego-odpowiedział Potter.-Idziemy na śniadanie?
-Jasne-całą czwórką zeszli do Wielkiej Sali. Każdy usiadł do swojego stołu, ale Harry i Blaise z początku byli bardzo nie chętni. Hermiona pociągnęła za sobą Zabiniego, a Draco Pottera.
(Perspektywa Harry'ego)
Siedziałem obok Malfoy'a. Dziwnie się czułem przy Ślizgonach, a miał z nimi spędzić tydzień. Zerknąłem w stronę Gryfonów. Blaise i Hermiona rozmawiali z Ginny. Widać było, że Zabini wkurza Rudą, bo aż kipiała ze złości. Napotkałem wzrokiem Parkinson. Uśmiechnęła się do mnie, kiedy zauważyła, że jej się przyglądam. Czemu ja o niej tak dużo myślę?
-Potter!-wrzasnął Malfoy machając mi ręką przed oczami.-Słuchasz mnie w ogóle?
-Sorry, zamyśliłem się. Co mówiłeś?
-Mówiłem, że Hermiona nieźle się trzyma.
-Nie rozumiem.
-Nie mówiła Ci, że jej rodzice nie żyją?
-Nie wspomniała ani słowem. Ale skąd wiesz?
-Dostała list z ministerstwa przedwczoraj wieczorem i kiedy chciałem z nią pogadać, była przygaszona i płakała, więc spytałem, a ona pokazała mi tylko ten list.
-Ona nigdy nie pokazywała, że jest jej ciężko, albo, że coś ją gnębi.
-Ona jest silna.
-I wrażliwa.
-Pansy też.
-Co?
-Oj, no nie udawaj, że nie rozumiesz.
-Tak się złożyło, że nie wiem co ty do mnie rozmawiasz.
-Harry, widzę jak na nią patrzysz. Kiedyś mówiliśmy sobie przecież wszystko, nie?
-Draco... przestań chrzanić.
-Czyżbym trafił w słaby punkt Złotego Chłopca?
-Jakim cudem Hermiona wytrzymuje z Tobą dłużej niż pięć minut?
-Uroki zakochania. Wracając do Ciebie. Widzę, że ona Ci się podoba.
-A może głośniej? Albo wiesz. Poprośmy Skeeter, żeby napisała o tym artykuł w Proroku. Harry Potter zakochany w Ślizgonce.
-Uuu... to wpadłeś.
-No co ty nie powiesz?
-Dobra, sorry. Chodźmy już.
-Gdzie?
-Do Hogsmead.

Oboje odeszli od stołu i podeszli do Hermiony i Blaise'a, którzy odchodzili już od swojego stołu. Potter i Zabini poszli trochę szybciej do ''swoich'' dormitoriów, a para prefektów zaraz za nimi, szepcząc coś. Spotkali się na dziedzińcu. Harry i Blaise byli podirytowani tajemniczością Hermiony i Dracona. Kiedy znaleźli się obok nich zauważyli Pansy i Ginny rozmawiające z nimi.
-To idziemy?-zaćwierkał Malfoy szczęśliwy ze swojego planu.
-Czego się cieszysz jak głupi z sera?-zdziwił się Zabini.
-Tak se. Chodźmy-oznajmił i chwycił Hermionę za rękę i ruszył w stronę Hogsmead. Przez całą drogę nikt oprócz Malfoy'a i  Granger nic nie mówił. Para zaprowadziła resztę do Trzech Mioteł. Wszyscy zamówili kremowe piwo. Przez cały czas śmiali się i żartowali.  Prefekci wyszli po dwóch godzinach, pod pretekstem szlabanu, ale nikt o nic nie pytał.Godzinę później Harry i Pansy też postanowili iść już do zamku. Ginny i Blaise nie mieli na to ochoty i poszli na spacer po Hogsmead.
W tym czasie Potter i Parkinson szli drogą prowadzącą do Hogwartu. Dziewczyna śmiała się z żartów chłopaka, a on uśmiechał się przy tym.
-Opowiedz jedną, najciekawszą przygodę z Hogwartu-poprosiła.
-Najciekawszą? Było ich kilka.
-Ale musisz mieć tą swoją ulubioną.
-To było w drugiej klasie- i zaczął opowiadać. O tym jak Hermiona została spetryfikowana, jak razem z Loghartem i Ronem odnaleźli wejście do Komnaty Tajemnic, jak pokonał bazyliszka, zniszczył dziennik. Kiedy doszli do bramy Hogwartu kończył opowiadać. W pewnej chwili Harry ściągnął swoją kurtkę i zarzucił ją na ramiona dziewczyny. Uśmiechnęła się do niego, co odwzajemnił. Pansy wtuliła się w bok chłopaka, który oplótł ją rękoma.
-Czego boisz się najbardziej?-zapytał nagle.
-Skąd pewność, że czegoś się boję?
-Każdy się czegoś boi.
-Nawet Złoty Chłopiec Gryffindoru?
-Nawet ja.
-Powiem Ci czego się boję, jak ty powiesz.
-Okey.
-Ale ty pierwszy.
-Boję się dementorów.
-Ten, który nie boi się Voldemorta, boi się dementora?
-A ty?
-Ja się boję szpitali. Nienawidzę skrzydła szpitalnego.
-Żartujesz?!-zaśmiał się.
-Nie i przestań ze mnie nabijać, bo cała szkoła dowie się, że boisz się dementora-oboje uśmiechnęli się do siebie i weszli do zamku, nie wiedząc, że obserwuje ich para prefektów.
-Wygrałam-oświadczyła Hermiona siedząca na murku, a Draco, który stał przed nią przeklął pod nosem.
-Dobra, co chcesz za to?
-Buziaka-chłopak pocałował ją w usta i szybko odwrócił się słysząc kłótnię dochodzącą z błoni. Oboje spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli Blaise'a i Ginny. Blondyn uśmiechnął się triumfująco i posłał dziewczynie znaczące spojrzenie.
-Napiszesz za mnie esej z transmutacji na poniedziałek-oznajmił, wywołując u Gryfonki prychnięcie. Zaśmiał się i pocałował w czoło.-Żartuję. Sprawdzisz mi go tylko.
-I tak Cię nie lubię-stwierdziła i zeskoczyła z murku. Ruszyła do zamku z obrażoną miną. Malfoy dogonił ją przy wejściu i chwycił za rękę. Razem weszli do Wielkiej Sali, wywołując ciche szepty na ich temat. Oboje usiedli obok Harry'ego i Pansy. Zaraz po obiedzie, Draco poszedł na trening, a Hermiona postanowiła nadrobić wszystkie prace na przyszły tydzień i poszła do biblioteki. Kiedy była już na miejscu, usiadła przy jednym ze stolików. Po godzinie do biblioteki weszła Hermiona Potter i Astoria Greengrass.
-Mówię Ci, ona mu coś dolała do soku-oznajmiała Potter.
-Innej opcji nie ma. Draco nigdy nie zainteresowałby się szlamą. Zastanawia mnie, jaki Twój brat ma interes w tym, że się z nią przyjaźni.
-Hej-tuż obok Granger pojawił się Draco, a dziewczyna przestała martwić się słowami kuzynki.
-Hej. Już po treningu?
-Weź mi nawet nie mów. Zabini jest tak wkurzający, że nie idzie nawet z nim grać. I to wszystko znowu przez rudą.
-Aż tak źle?
-Źle? To mało powiedziane.
-Nie przesadzaj.
-Taka prawda. Czekaj. Czy ja właśnie widziałem Greengrass w bibliotece?-zdziwił się Malfoy.-To trzeba gdzieś zapisać. Z dokładną datą i godziną.
-Ale ty jesteś głupi.
-Przecież wiem, że Ci się podobam. Nie musisz tego tak powtarzać.
-Oj, ale ty mi się w ogóle nie podobasz.
-Ej, ty. Ja jestem przystojny.
-Taa, normalnie przystojniak.
-No, a jak? Każda by chciała być na Twoim miejscu. Ale tylko ty masz ten przywilej.
-Cóż za zaszczyt-zaśmiała się Gryfonka, a Ślizgon pocałował ją w policzek. Akurat w tym czasie obok ich stolika przechodziła Hermiona i Astoria. Granger złapała Dracona za kołnierzyk koszuli i pocałowała namiętnie. Zdezorientowany chłopak oddał pocałunek i oboje usłyszeli wściekłe warknięcie obydwu dziewczyn. Blondyn uśmiechnął się do Granger znacząco i znów pocałował.
-Zazdrośnica-stwierdził, kiedy wracali do dormitorium.

○○○○○○

Rozdział 13!!! Nie podoba mi się za bardzo. Ale, że to ostatni w te wakacje, to muszę sobie trochę posłodzić i powiedzieć, że jest świetny. (Ach ta moja skromność . :) )
Postanowiłam, że skoro zaczyna się rok szkolny, trzeba będzie się jakoś określić. Rozdziały będą się ukazywać w sobotę lub w niedziele. Chyba, że będę chora to wcześniej.  W najbliższych rozdziałach chcę doprowadzić do świąt i trochę się będzie działo. 

Pozdrawiam, 
Alex_x 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 12.

(Perspektywa Draco)
Czy ja jestem jej przyjaciel? Cholera. Czy to wszystko musi być takie skomplikowane? Jestem chyba naiwny, sądząc, że taka dziewczyna jak Hermiona, może zakochać się w kimś takim jak ja. Debil. Koleś, weź się w garść! Czy jeśli byś się jej nie podobał, to by się z Tobą całowała? Półgłówek! Może i racja. Ale czemu moje drugie ''ja'', zawsze odzywa się niepytane? Idioto, idźże z nią pogadać! Rusz ten tyłek, a nie siedzisz i czekasz, aż sama przyjdzie. Ona nie przyjdzie i dobrze o tym wiesz. Wstałem szybko z łóżka i udałem się do pokoju Hermiona. Zapukałem do drzwi i czekałem. 
-Nie ma mnie!-usłyszałem, ale i tak wszedłem. Szybko się schyliłem, żeby nie dostać w głowę nadlatującą książką.-Chcę być sama.
-Co Ci jest?-zapytałem, ignorując jej słowa. Widziałem jej zapuchnięte od łez oczy i samemu zachciało mi się płakać.
-Nic. Po prostu daj mi spokój-usiadłem obok niej na łóżku. Tuliła do siebie poduszkę i trzymała w ręce jakiś list.
-Nie dam, bo widzę, że coś jest nie tak. Wypłacz się. Dziewczyny to lubią.
-Ale ja nie jestem jak każda inna dziewczyna-warknęła i trzepnęła mnie w głowę poduszką.-Nie lubię płakać przy innych.
-Ja nie mam tego na myśli. Powiedz o co chodzi i zrobi Ci się lepiej.
-Nie chcę-jęknęła, ale i tak przytuliła się do mnie, kiedy tylko jej to zaproponowałem. Wtuliła się we mnie jak w ulubionego misia. Sam gdzieś w głębi duszy chciałem, żeby to właśnie tak było.
-Powiedz, co jest.
-Nie potrafię. Przeczytaj-podała mi list, a ja spojrzałem jej niepewnie w oczy. Zacząłem czytać, kiedy kiwnęła głową.
Szanowna Panno Granger,
mamy obowiązek poinformować panią, iż ciała pani rodziców zostały odnalezione dziś o godzinie 17:58 w pani domu. Zostali zabici klątwą Avada Kedavry, a nad domem widniał Mroczny Znak.  Sprawcy zostali złapani przez ich nieuwagę w centrum Londynu. Okazali się nimi Lucjusz Malfoy i Bellatrix Lestrange. Zostali już zesłani do Azkabanu i oczekują tam na proces.
Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.
Z wyrazami uznania 
Alicia Hoppe*
Patrzyłem z niedowierzaniem. Wiedziałem, że mój ojciec jest zdolny do wszystkiego, ale po co miałby zabijać rodziców Hermiony?
-Hermiona, będzie dobrze-szepnąłem do niej. Tylko, że sam wiedziałem, jak to brzmi z moich ust. Ja nigdy tak nie powiedziałem. Chyba, że kłamałem. Nawet moja mama nigdy mi nie uwierzyła, jak jej to mówiłem. Właśnie. Mama. Co ona teraz musi przeżywać. I to przez kogo? Jej rodzonego syna. 
-Wiesz na pewno?
-Nie. Ale wiem, że zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna.
-Dlaczego? Czemu Ci tak bardzo zależy na moim bezpieczeństwie?-Kogo ty się o to pytasz? Ja sam nie mam pojęcia jak jej odpowiedzieć. Boję się własnych uczuć. Czemu? Bo, gdy byłem małym chłopcem nikt nie okazywał mi ich cały czas, tylko w tedy, gdy ojca nie było w domu.
-Ja... nie wiem. Może dlatego, że...-weźże jej to powiedz-dlatego, że... jesteś dla mnie ważna.-Tchórz!
-Jest wiele innych ważnych osób, a ty akurat mi chcesz zapewnić bezpieczeństwo?
-Bo ja się w tobie... no...zakochałem.
-Czekaj. Czy właśnie powiedziałeś, że się we mnie zakochałeś?
-Tak, właśnie to powiedziałem.
-Normalnie, grzechem byłoby nie skorzystać, nie?-Do czego ona zmierza? Uświadomiła mnie dopiero, kiedy usiadła mi okrakiem na kolanach i pocałowała. Chętnie oddałem ten pocałunek.
-Teraz już wiem co miałaś na myśli, mówiąc, że grzech nie skorzystać-stwierdziłem tuż przy jej ustach, a ona tylko się zaśmiała.
-Sam Draco Malfoy oznajmił właśnie, że się we mnie zakochał.
-A czy Hermiona Granger podziela moje uczucia?
-Naturalnie. Możesz zostać ze mną na noc?
-Czy pani, panno Granger składa mi jakieś niemoralne propozycje?
-Źle mnie pan, panie Malfoy, zrozumiał. Miałam na myśli, że będzie pan spał na kanapie.
-Ja jednak preferuję opcję spania z panią w jednym łóżku.
-W drodze wyjątku mogę się zgodzić-zaśmiała się, a ja poszedłem w jej ślady.

***

   W wieży Gryffindoru siedziało wiele osób, między innymi Harry. Rozmawiał z Ronem na temat kolejnego meczu Quidditcha. Pomimo, że prowadził tę dyskusję, myślami zajmował się piękną, brązowowłosą Ślizgonką. Przez swoje myśli nawet nie zauważył, że Ron odszedł od niego i siedział teraz sam. Po kilku minutach wszedł do swojego dormitorium, gdzie siedział już Neville i Dean. Zamienił z nimi dosłownie dwa słowa i zniknął za drzwiami łazienki, gdzie wziął prysznic i wymył zęby. Położył się do łóżka dość wcześnie.  Zasnął też szybko.

***

Obudziła się około siódmej rano. Od razu poczuła rękę Dracona na swoim biodrze i obróciła się do niego. Spał jeszcze. Wyglądał uroczo, kiedy włosy sterczały mu wszystkie strony. Leżała dobre pięć minut zanim szybki całus w usta nie otrzeźwił jej. 
-Przyglądasz mi się-zauważył Malfoy. Dziesięć punktów za spostrzegawczość, panie Malfoy-mruknęła sobie w myślach i postanowiła trochę podrażnić chłopaka. 
-Cóż za spostrzegawczość.
-Dobra żarty.
-Ale nie. Czemu nie możesz być taki spostrzegawczy na meczu? Byłoby dużo więcej zabawy, gdyby dwóch szukających spostrzegło znicza, a nie jeden. 
-Bijesz do czegoś?
-Ja? Skąd? 
-Granger!
-Rozumiem, że podoba Ci się moje nazwisko, ale przestań po mnie denerwujesz. 
-Chyba lepiej bym wyszedł, gdybym Ci wczoraj nie powiedział, że mi się podobasz. 
-Ja bym na Twoim miejscu też to rozważyła.
-Merlinie, za co? 
-Za wszelkie grzechy, jakie popełniłeś chodząc po tym świecie. 
-Jesteś nieznośna.
-Taka moja rola, a ty dobrze o tym wiesz.
-Uwielbiasz jak się denerwuje, co?
-Ależ, skąd? Masz potem takie fajne policzki.
-Czy ty właśnie powiedziałaś, że się rumienie?
-Ja tylko powiedziałam, że masz fajne policzki.
-Inaczej to odebrałem.
-Twój problem. Żartuje tylko-dodała, gdy Draco przekręcił się na drugi bok i udał obrażonego. Ten jednak tylko uśmiechnął się pod nosem i jednym, zwinnym ruchem sprawił, że dziewczyna leżała pod nim. Zaśmiała się i popatrzyła mu prosto w oczy. On również spojrzał w jej oczy. Oboje momentalnie spoważnieli. Blondyn pochylił się nad nią i musnął jej usta. Oddała jego pocałunek, który z chwilą jej aktywności, stał się namiętny. Hermiona złapała go za szyję i przyciągnęła bliżej siebie. W pewnej chwili usłyszeli jak drzwi do pokoju się otwierają. Oderwali się od siebie i spojrzeli w tamtym kierunku. W progu stał Harry i Blaise. Oczy Zabiniego okazywały chęć mordu, natomiast Potter był widocznie zadowolony. Draco z chęcią zabiłby tych dwóch gołymi rękoma.
-Czego?-warknął.
-Nie, no. Nie przyszliście na śniadanie i się martwiliśmy-odpowiedział Wybraniec.
-Próbuj szczęścia dalej to może uwierzę. Gadaj czego i wynocha.
-Mógłbyś być nieco milszy.
-Zasada Malfoy'a. W piątek nie jestem miły. A jak mi ktoś coś przerwie, tym bardziej.
-To było niechcący.
-Potter, pukać nie potrafisz?
-Nie ja otworzyłem.
-Wszystko na mnie?-oburzył się Blaise.
-A ja chciałem sprawdzić, czy oni w końcu są razem? Ty nie potrafisz się doczekać, aż w końcu przegrasz.
-Niby ja przegram? Oni nie są razem. Powiedzcie, że nie-poprosił, a w jego głosie można było wyczuć desperację.
-Nie jesteśmy razem-oznajmiła Hermiona.
-To po co się całowaliście?-zdziwił się Harry.
-Po pary tak robią-zauważył Draco.
-Ale  powiedzieliście, że nie jesteście razem-załamał się brunet.
-Blaise, powiedzieliśmy to co chciałeś usłyszeć.
-Nie cierpię Was.
-O co się założyliście?
-O to, że jak do świąt będziecie razem, ten tutaj-wskazał na Pottera-wygra puchar Quidditcha, który ty dasz mu wygrać, a jeśli nie będziecie razem ja wygrywam.
-Że słucham?!
-No, to był jego pomysł.
-Więc teraz mnie przekonaj, żebym mu oddał to zwycięstwo-oznajmił blondyn wstając z łóżka i podchodząc do nich.-Ja nikomu nie daje wygrać.
-A mi się wydaje, że oni oboje zasłużyli na karę-zauważyła Hermiona, która stanęła obok Malfoy'a.
-A co masz na myśli?-zapytał z chytrym uśmieszkiem. Granger szepnęła mu coś na ucho, a ten jeszcze bardziej uśmiechnął i popatrzył na Pottera i Zabiniego z rozbawieniem w oczach.

***

Wielka Sala była już pełna. Wszyscy uczniowie czekali, aż Dumbledore zabierze głos. Brakowało tylko Harry'ego i Blaise'a. Draco i Hermiona siedzieli przy swoich stołach z uśmiechem na twarzy. Kiedy ich spojrzenia się spotykały uśmiechali się jeszcze szerzej. Malfoy zastanawiał się jak dziewczyna przekonała dyrektora do ich planu. Wiedział, że jest pomysłowa, ale nie posądziłby jej o takie zdolności do zemsty. Teraz sam bał się z nią zadrzeć. Pomimo, że byli parą od kilkunastu godzin, nie chcieli, żeby wszyscy już o tym wiedzieli. Gdy dochodziła 8 Dumbledore wstał.
-Chciałem Wam coś ogłosić-zaczął.-Nie zajmie mi to zbyt wiele czasu. Otóż pan Potter i pan Zabini-obaj chłopcy pojawili się obok niego-postanowili zmienić się rolami na tydzień. Znaczy to, że pan Potter przez tydzień będzie w Slytherinie, a pan Zabini w Gryffindorze. Tylko tyle chciałem Wam powiedzieć. Możecie iść już na zajęcia-wszyscy uczniowie wyszli z Wielkiej Sali w głębokim szoku. Harry i Blaise wyszli zaraz za parą prefektów naczelnych, obrzucając ich nienawistnym spojrzeniem. Pierwszą lekcją jaką mieli była transmutacja. Mieli ją razem. 
Zajęcia minęły im dość szybko, a po nich Potter, Zabini, Granger i Malfoy spotkali się w salonie prefektów. Prefekci siedzieli na kanapie wtuleni w siebie, a Harry i Blaise, nadal źli, na fotelach. Hermiona i Draco mieli niezły ubaw z chłopaków. 
-A... Harry, pamiętaj, że dzisiaj trening, a jutro mecz z Krukonami-oznajmił blondyn.-Grasz jako ścigający. A z tego co wiem, to Gryfoni grają w niedzielę z Puchonami.
-CO?!-krzyknęli oboje naraz.

○○○○○○○○
*postać wymyśliłam na potrzebę tego opowiadania, konkretniej rzecz biorąc tej sceny. 

Jestem nawet zaskoczona, że udało mi się napisać ten rozdział tak szybko. Planowałam go bardziej na 30.08, ale jeśli mi się uda, wtedy dodam kolejny rozdział. Nic jednak nie mogę obiecać. 

Pozdrawiam, 
Alex_x.

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 11.

   Słońce świeciło dość mocno. Drużyna Gryffindoru stała na boisku do Qiudditcha czekając, aż Hermiona i Ron przestaną się w końcu kłócić i zaczną trening. Ode kilku minut panowała niezwykle napięta atmosfera.
-Zacznijmy już!-krzyknął Seamus, mający już dość czekania.
-Ron, poprowadzisz-zażądała Granger.
-Kapitan powinien prowadzić-zauważył Weasley.
-A widzisz gdzieś tu kapitana?
-Teraz ty nim jesteś.
-Zapomnij.
-Ty się chyba nie boisz, nie?
-Ja? Skąd?
-Boisz się-stwierdził Ron widząc przerażoną minę przyjaciółki.
-Dobra, tak. Boję się i co?
-Przecież już latałaś.
-A wiesz co to eliksir strachu?
-Dobra, poprowadzę ten trening-uległ, a dziewczyna promiennie się do niego uśmiechnęła.-Idź już do zamku.
-Dzięki-Ron cmoknął Granger w policzek, a ona odeszła do zamku. Na korytarzu było niewiele uczniów. Większość zapewne siedziała w Pokojach Wspólnych, albo w bibliotece. Przechodziła właśnie obok starej klasy zaklęć, kiedy poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek i wciąga do pomieszczenia. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić została przyciśnięta do drzwi i brutalnie pocałowana. Z początku myślała, że to Draco ją tu zaciągnął, jednak zaraz po tym jak poczuła czyjeś usta na swoich szybko otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą Cormaca McLaggena.
-McLaggen!-krzyknęła, gdy tylko przestał ja całować.-Co Ci odbiło?!
-Dobrze wiem, że tego chcesz.
-Że niby czego?!
-Kicia, wiem, że masz na mnie ochotę
-Ogarnij się, koleś!
-Wiem, że...
-Że co, McLaggen?-usłyszeli czyjeś pytanie dochodzące od progu drzwi. Oboje spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli Dracona opierającego się barkiem o framugę. Hermiona  w głębi duszy dziękowała mu, że się tu zjawił.
-Nie wtrącaj się, Malfoy-warknął Gryfon.
-Nie wtrącałbym się, gdyby Granger dobrowolnie tu była, ale nie jest.
-Wal się, Malfoy.
-Wzajemnie, McLaggen. Puść ją, chyba, że chcesz, żeby zbierali Cię za ścian.
-Ogłuchłeś, Malfoy?! Wynoś się stąd!
-Mogę się wynieść, ale Granger idzie ze mną-cały czas mówił ze stoickim spokojem, którego pozazdrościłby mu niejeden człowiek. Jego ton jeszcze bardziej denerwował Cormaca. W czasie, kiedy Malfoy nadal stał w miejscu, McLaggen puścił Hermionę, którą trzymał za nadgarstki i podszedł do blondyna.
-Odpieprz się od niej, Malfoy.
-Czy ty sądzisz, że pozwolę na to, żeby ktoś taki jak ty wywołał u niej tak wielką dziurę w psychice? Nie, więc bądź tak miły i ją zostaw.
-To, że masz na nazwisko Malfoy, nie oznacza, że wszystko dostaniesz.
-Oj, McLaggen, gdybym tylko chciał Twoja siostra leżałaby w moim łóżku. Ale spokojnie. Nie lubię kobiet starszych od siebie i to w dodatku z dzieckiem i mężem na karku.
-Uważaj, żeby Twoja kuzynka nie leżała w moim łóżku-po tych słowach spokojny wyraz twarzy Dracona zniknął i zastąpiła go wściekłość. Chwycił McLaggena za szatę i przycisnął do ściany.
-Dotknij tylko moją kuzynkę, a obiecuję, że nie dożyjesz nowego roku-warknął.
-A skąd pewność, że już jej nie dotknąłem?-usta Gryfona wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. Hermiona, która od dłuższego czasu nic nie mówiła, wiedziała, że Draco nie jest już tym samym, opanowanym człowiekiem. Stanęła obok niego i przytrzymała jego prawą rękę, która zacisnęła się w pięść.
-Puść-syknął Malfoy.
-Ty puść-odpowiedziała spokojnie. Chłopak przez chwilę się wahał, ale w końcu puścił Cormaca.-Dotknij tylko moją kuzynkę, albo Granger,a pożałujesz, że się urodziłeś-zwrócił się w stronę chłopka.
-Wal się-warknął Gryfon.
-Wzajemnie-blondyn razem z Hermioną wyszli z klasy i skierowali się do Pokoju wspólnego prefektów. Po drodze panowała między nimi  grobowa cisza. Draco nadal nie potrafił się uspokoić po słowach bruneta. Kiedy tylko znaleźli się w salonie Malfoy usiadł na fotelu, a Granger weszła do swojego dormitorium.

***

 Kilka minut przed kolacją Hermiona i Draco zeszli do Wielkiej Sali. Oboje usiedli do swoich stołów. Przy stole Gryffindoru siedział już Harry. Uśmiechnął się na widok przyjaciółki.
-Jak tam?-zapytał, kiedy usiadła obok niego. 
-Dobrze.
-A trening?-na twarzy chłopaka pojawił się chytry uśmieszek.
-Harry...
-Słońce, czemu mi nie powiedziałaś, że boisz się latać?
-Bo nie chciałam, żebyś uznał mnie za tchórza. 
-Nie miałbym. Każdy ma jakieś lęki i nie musiałaś pić eliksiru strachu. Niby taka mądra, a w rzeczywistości głupia-na jego słowa Hermiona zrobiła obrażoną minę. Harry przytulił ją do siebie i pogłaskał po włosach. W pewnej chwili dosiadł się do nich Blaise i Draco. Malfoy usiadł tuż za plecami Gryfonki i złapał w talii. Po jego minie można było wywnioskować, że nic dobrego się nie szykuje. Był jeszcze bledszy niż zwykle.
-Nie za wygodnie?-odwróciła głowę w jego stronę, ale kiedy zobaczyła w jego oczach strach, sama się przestraszyła.
-Buziak i będzie dobrze-zdziwiła się, że w takich sytuacjach, gdy z jego oczu można czytać jak z pergaminu, on potrafi roześmiać drugą osobę.
-Stało się coś, czy to tylko taka wieczorna wizyta?-zapytał Potter.
-Wieczorna wizyta-odpowiedział Zabini.-Nie, tak na poważnie to Draco ma problem.
-Ja? Ja nie mam problemu. U mnie wszystko jest w porządku-stwierdził blondyn.-A to, że ojciec chce zrobić ze mnie Śmierciożercę, to mój los-szybko wstał od stołu i wyszedł z Wielkiej Sali.
-Idź za nim. Z tobą pogada-poprosił Harry, a Hermiona pobiegła za Ślizgonem. Dogoniła go w połowie korytarza łączącego Wielką Salę w dziedzińcem. Mijał właśnie Potter, która najwyraźniej specjalnie zahaczyła go ramieniem.
-Uważaj jak łazisz, Potter-warknął w jej stronę. Granger w tym czasie złapała go za rękę i zatrzymała w miejscu. Chłopak spojrzał na nią.-Puść mnie.
-Nie.
-Świetnie. Jak chcesz-stwierdził, po czym złapał jej rękę i ruszył do wyjścia z zamku.
-Gdzie ty idziesz?
-Idę sobie polatać, a ty idziesz ze mną.
-Proszę Cię. Jest po 18.
-Dla mnie to dobra godzina, żeby latać.
-Draco-jęknęła próbując go zatrzymać, jednak wiele jej to nie dało.
-Chyba się nie boisz, nie?
-Właśnie, że się boję. Mam lęk wysokości i nie cierpię latać. Lepiej Ci? Teraz się ze mnie śmiej.
-Jeśli się boisz, to jakim cudem wygrałaś tamten mecz?-przystanął tak gwałtownie, że Hermiona wpadła na niego. Draco objął ją w talii i przytulił do siebie.-Jakim cudem?
-Ja sama nie wiem. Wzięłam eliksir strachu, ale i tak nie miałam pewności czy zadziała.
-Zaskakujesz mnie, wiesz?-Granger tylko zarumieniła się i spuściła głowę.-Nie rumień się już tak-szepnął jej do ucha, a ona podniosła lekko głowę i spojrzała mu prosto w usta. Oddała pocałunek i zarzuciła mu ręce na szyję. Trzymając ją nadal w pasie, blondyn podniósł dziewczynę nieco do góry, że byli na równi. Ona wplątała palce we włosy.
-Nie sądzisz, że całujemy się zbyt często?-zapytała tuż przy jej ustach.
-Mi to nie przeszkadza-odpowiedział i znów ją pocałował wywołując u Gryfonki zduszony śmiech.-Zaufasz mi?
-Ufam.
-To leć ze mną.
-Draco, ja się boję.
-Nie dam Ci spaść. Obiecuję.
-A postawisz mnie na ziemi?
-Zapomnij-chłopak ruszył w stronę szatni, ale wcześniej postawił Hermionę na boisku. Po chwili wrócił do niej z miotłą w ręce. Usiadł na niej, a kiedy kazał Granger zrobić to samo, ona jeszcze bardziej się zlękła, ale zajęła miejsce przed nim i złapała za trzonek miotły, tak jak on. Wtuliła się w niego, a Draco odleciał lekko. Kiedy jej nogi oderwały się od ziemi pisnęła, a blondyn cmoknął ją w głowę i odleciał jeszcze wyżej.-Nie bój się, maleńka-szepnął obejmując ją jedną ręką. Wtuliła się w niego jeszcze mocniej. Malfoy przeleciał przez błonia Hogwartu i zatrzymał się na niewielkiej polance blisko wrót zamku. Wylądował na niej, jednak nadal obejmował Hermionę.
-Czemu nie wrócimy d zamku?-zapytała odwracając się niego twarzą.
-Lubię to miejsce-wyjaśnił i dotknął kciukiem jej policzek, a resztą palców przytrzymał delikatnie szyję.
-Ładnie tu.
-Też tak sądzę, ale mam piękniejsze widok-na twarzy Gryfonki zagościł lekki uśmiech, który przeszedł na Ślizgona.-Chcesz już wracać?
-Tu mi dobrze.
-Na wieczność tu nie możemy zostać. Możemy tu jedynie uciec od problemów.
-Nie jesteś już tym samym Draconem Malfoy'em.
-Nie wiesz jaki jestem na prawdę.
-Ale chciałabym wiedzieć.
-Może kiedy to całe gówno się skończy, a ja nie trafię do Azkabanu, to pokaże Ci jaki jestem.
-Dlaczego nie możesz być sobą teraz?
-Bo nie chcę Cię zranić. Zależy mi na tobie.
-Naprawdę?
-Naprawdę. Jesteś dla mnie bardzo ważna.
-Jeśli tak, to daj sobie pomóc.
-Pamiętasz naszą rozmowę na Wieży Astronomicznej?
-Tak.
-Powiedziałaś, żebym uciekł, ja odpowiedziałem, że chcę być ze swoją prawdziwą miłością, ty na to, żebym zabrał ją ze sobą. Uciekłabyś ze mną?
-Jeśli tylko powiedziałbyś, że będzie dobrze, nawet gdyby było to kłamstwo.
-Po co Ci moje kłamstwo?
-Bo czasem prościej uwierzyć w kłamstwo niż w to co może się wydarzyć.
-Ale dlaczego akurat ja?
-A ja wiem? Trzeba było mnie nie całować, to bym wiedziała.
-Ach, czyli to przeze mnie?-zapytał z uśmiechem.
-Nie twierdzę, że nie. Ale ja też mam w tym swój udział.
-Zmieniłem Pannę-Wiem-To-Wszystko-Granger w Pannę-Mnie-Się-Nie-Pytaj-Granger.
-Ciekawe czy da się zmienić zapatrzonego w siebie, pana Arystokratę z wielkim ego, w innego człowieka?
-Próbuj szczęścia, maleńka-szepnął zanim pocałował dziewczynę. Całowali się, sami nie wiedząc ile. I trwaliby tak dłużej, gdyby nie ulewa, która spadła z nieba. Szybko znaleźli się w swoich dormitoriach. Draco przebrał się w świeże ubrania i usiadł na łóżku. Podparł głowę na rękach i zaczął swoje codzienne rozmyślanie. Nie martwił się  już o siebie, tylko o Hermionę. Nie potrafił już patrzeć na nią jak na kolejną naiwną dziewczynę. Chciał czegoś więcej. I nie chodziło tu o zwykłą przyjaźń. Ale czy on był jej przyjacielem? Czy tylko zwykłym kolegą ze szkoły? A może kimś znacznie więcej?

***

Ukazał się kolejny rozdział. Przepraszam, że z opóźnieniem, ale wróciłam wczoraj w nocy i dopiero w tedy zaczęłam pisać. Nawet nieźle mi to wyszło (według mnie), biorąc pod uwagę mój wczorajszy stan. Dzisiaj moja mama powiedziała, że wyglądam jak siedem nieszczęść i kazała mi się kłaść spać, a się uparłam, że muszę to dokończyć. I tak po 12 godzinach pracy (niecałych) kończę rozdział 11. 
Co do kolejnego. Planuję go dodać przed 29.08. Nie mogę obiecać, że dodam, bo teraz trzeba już zacząć się szykować na szkołę. Ujawnię wam, że od kolejnego rozdziału zamierzam zacząć opisywać też Harry'ego, a nie tylko Draco i Hermionę. Przygotujcie się na to, że poświęcę mu również osobne rozdziały. 
Mam jeszcze dla was informację, dotyczącą miniaturek. Stworzyłam dla nich osobnego bloga o adresie  http://dracoihermionainaczej-miniaturki.blogspot.com/. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. 

Pozdrawiam,
 Alex_x

niedziela, 18 sierpnia 2013

Miniaturka 3.

Wzór na szczęście. 
Budujemy nasz dom na piasku
Cena nie gra roli dziś,
Kupiliśmy prawie wszystko,
Ale wciąż nie mamy nic.
Chce pozbierać znowu myśli,
Słyszeć bicie naszych serc,
Widzieć ile szczęścia w sobie,
Kryje każda mała rzecz.
Cieszmy się z małych rzeczy, bo
Wzór na szczęście w  nich zapisany jest!
(Sylwia Grzeszczak - Małe rzeczy)

  Ciemne chmury gromadziły się nad Hogwartem. Deszcz padał już od kilku godzin, a burza była kwestią czasu. Od kilku dni  uczniowie, jak i nauczyciele przeczuwali, że wojna już jest blisko, że Voldemort się zbliża. Harry Potter przeczuwał, że nikt nie jest już bezpieczny. Nawet Dumbledore dokładał jeszcze więcej starań, aby chronić uczniów. Mimo maja, rzadko kto przesiadywał na błoniach. Praktycznie całymi dniami uczniowie spędzali czas w szkole. Każdy, bez wyjątku, bał się tego, co przyniesie przyszłość. 
   Wielka Sala napełniała się uczniami wszystkich domów. Przy stole Gryfonów siedział już Harry i Hermiona. Rozmawiali o czymś. W pewnej chwili obok nich usiadł Draco Malfoy, pocałował  dziewczynę w policzek i przywitał się z Potter'em.
-Co tam?-zapytał blondyn.
-Zważając na czasy, to nieźle-odpowiedział czarnowłosy.
-Dostałem list od ojca. Niedługo zaatakują. Ale nie napisali kiedy, bo zapewne coś podejrzewają. Spadam do Ślizgonów, bo mamy gdzieś szpiega. Na razie.
-Cześć - pożegnała się dwójka Gryfonów, a Ślizgon odszedł do swojego stołu. Cała kolacja minęła w ciszy. Wielka Sala od marca pogrążona była w ciszy, jedynymi dźwiękami jakie pamiętała były kroki uczniów i brzęk naczyń oraz sztućców. Po kolacji Harry odprowadził Hermioną do dormitorium prefektów. Zostawił ją w pokoju wspólnym i udał się do swojego pokoju. Granger natomiast wspięła się po schodach i weszła do swojego dormitorium. Drzwi naprzeciwko jej były zamknięte, co oznaczało, że Draco jest już u siebie. Wszystkich zdziwiło, gdy na początku roku szkolnego Dumbledore ogłosił Malfoy'a jednym z prefektów naczelnych. Jednak ten, pomimo założeń pozostałych był odpowiedzialny i konsekwentny, nawet dla Slytherinu. Gryfonka była podobna, chociaż coraz częściej pokazywała pazurki.
    Szatynka weszła do łazienki, po drodze zabierając spodenki i boxerkę do spania. Weszła pod prysznic, umyła się i przebrała w ,,piżamę''. Narzuciła na siebie sweter do połowy ud i wyszła do sypialni. Kiedy znalazła się w łóżku nie potrafiła zasnąć. Wierciła się przez dobre cztery godziny. A to poduszka źle ułożona, a to coś ją na materacu kuje. Nigdy wcześniej nie miała problemów ze spaniem. Sytuację, i tak nieciekawą, pogorszyła burza, która właśnie zastała wokół Hogwartu. Pioruny uderzały co kilka minut, a deszcz nie przestawał padać. Przestraszona Hermiona wstała z łóżka i udała się do dormitorium Dracona. Harry i Ron zawsze ją rozumieli, ale gdy przyszło jej wybrać, między tłumaczeniem się Malfoy'owi, a włóczeniem po ciemnych korytarzach szkoły, wybrała pierwszą opcję. Chłopak nie spał, tylko czytał jakąś książkę. Oderwał się od niej, kiedy usłyszał skrzypienie drzwi. Na widok Hermiony odetchnął z ulgą. 
-Mogę?-zapytała niepewnie.
-Jasne, chodź- odpowiedział, robiąc jej miejsce obok siebie.- Czemu nie śpisz?- spytał z troską, gdy dziewczyna położyła się na miejscu na łóżku. Otulił ją kołdrą i zgarnął kosmyk falowanych włosów opadających na oczy, za ucho.
-Nie mogę zasnął- przyznała wtulając się w tors chłopaka, który właśnie zjechał do tej pozycji, co ona.
-Jeśli nie przeszkadza Ci, jak ktoś Cie całą noc przytula, to możesz ze mną spać.
-Nie przeszkadza, więc skorzystam- chłopak uśmiechnął się do niej szeroko i szczerze. Już od kilku miesięcy nie potrafił posłać jej, ani niektórym innym osobą, swojego kpiącego uśmieszku. Zmienił się i nie uszło to uwadze pozostałych. Nie zachowywał się jak Ślizgon. Nawet postanowił zostać szpiegiem Potter'a i Dumbledore'a. Postanowił zgodzić się na Mroczny Znak, jeśli Zakon zapewni ochronę osobą, na których mu zależało. Nie czuł się Śmierciożercą. Wiedział, że robi to dla wyższego dobra, jakim było życie niewinnych czarodziei. Odsunął się od Hermiony i oboje spojrzeli sobie głęboko w oczy. Ona w jego szaro-błękitne, on w jej czekoladowe. Tak wiele ich dzieliło, a zarazem łączyło. W tej chwili dla obojga świat stanął w miejscu, a rzeczywistość nie istniała. Zatonęli w praktycznie obcym miejscu, jakim były tęczówki tego drugiego. Z każdą chwilą poznawali się od początku. Żadne z nich nie pamiętało kiedy zatopili się w swoich ustach. Nie pamiętali też, kiedy namiętne pocałunki zakończyły się upojną nocą. Od tamtej pory oboje byli dla siebie tym jedynym i nie mieli wątpliwości, że chcą być ze sobą do końca dni. Musieli jednak ten związek utrzymywać w tajemnicy, bo gdyby ktoś, kto raczej nie powinien o nim wiedzieć, przez przypadek, dowiedział się o nim, oboje byliby martwi. Nie zależnie od błagań.

***

   To co niesie wojna nie jest w żadnym stopniu przyjemne. Tysiące litrów wylanych łez, śmierć bliskich, cierpienie, a nawet ból po rozstaniu z miłością swojego życia. nawet teraz, kiedy po wojnie nie ma już śladów, a świat czarodziei, od pięciu lat jest wolny od Śmierciożerców, on nie potrafił znaleźć kobiety, która, pewnej majowej nocy, przyszła do niego, bo tak jak on nie mogła zasnąć i dała mu nadzieje na lepsze jutro. Stracił ją przez jednego wrednego, cynicznego i zapatrzonego w swoje ego kolesia, który miał kaprys przejęcia rządów w świecie czarodziei. Nie mógł się pozbierać po stracie tej jedynej. Przez pół roku nie miał pracy. Nie wychodził z domu. Pewnego listopadowego wieczoru w jego mieszkaniu pojawił się Harry i zaproponował mu spółkę. Po kilku dniach zgodził się, ale nie był przekonany, czy to w ogóle wyjdzie. Mimo, że od siódmej klasy, on, Potter, Weasley, Parkinson, Granger, Lovegood i Zabini byli przyjaciółmi, nie trzymał się już tak blisko niech. Hermiona wyjechała gdzieś do Stanów, a on nie potrafił jej znaleźć, bo gdy był już blisko celu, coś musiało się zepsuć. Po czterech latach porzucił już jakiekolwiek nadzieje.
  W ciągu tego czasu kancelaria adwokacka, jaką otworzył razem z Harry'm stała się najbardziej cenioną w Londynie. Draco brał jak najwięcej spraw, w nadziei, że to pomoże mu zapomnieć o Hermionie. Czasem mu się to udawało, a czasami tylko jeszcze bardziej potęgowało ból. Kiedy wracał późnymi wieczorami do domu rozmyślał o tym, czy Granger jest szczęśliwa, czy ma kogoś, czy chociaż czasami o nim myśli. Wszyscy próbowali mu jakoś pomóc, ale nigdy nikogo nie słuchał. Wszyscy mieli już kogoś, tylko on jedyny był sam. Pansy wyszła za Harry'ego i mieli rocznego synka Jamesa, Ron ożenił się z Lavender Brown, a Luna i Blaise są pół roku po ślubie i spodziewają się dziecka. On wierzył, że Hermiona wróci, ale Zabini zawsze mu powtarzał: ,,Marzenia ściętej głowy''.   

***

   Niedzielnego poranka Draco wybrał się na bieganie do parku, blisko centrum Londynu. Było grubo przed dziesiątą, a w takich godzinach rzadko kogo można tu spotkać. Gdy przebiegał obok placu zabaw wpadł na piękną, młodą kobietę, o brązowych, falowanych włosach. Ubrana w krótkie spodenki, zwykłą białą koszulkę i balerinki musiała przyciągać uwagę wielu mężczyzn. Kiedy odwróciła się do niego ujrzał wściekłą minę i czekoladowe oczy ciskające błyskawicami. Poznałby wszędzie te iskierki złości. Znał je na wylot, jak własną kieszeń.
-Czy ja naprawę jestem nie widzialna?!-krzyknął zirytowana.
-Spokojnie, Hermiona.
-Znamy się?
-Nie poznajesz?- kobieta lekko pokręciła głową zastanawiając się skąd może go znać.-Irytujący Ślizgon,  uwielbiałaś mnie nazywać tlenioną fretką. 
-Draco -uśmiechnęła się do niego szeroko, co odwzajemnił.-Przepraszam, że tak na Ciebie nawrzeszczałam. 
-Nie ma sprawy. Przywykłem, że pokazujesz pazurki, kiedy tylko ktoś zajdzie Ci za skórę. 
-Oj, no, nie przesadzaj. Siądziemy gdzieś.
-Pewnie. Może być tam?- wskazał na najbliższą ławkę, niedaleko huśtawek, a kiedy Hermiona kiwnęła głową, usiedli obok siebie.-Kiedy wróciłaś do Londynu?
-Tydzień temu.
-A pracujesz gdzieś?
-W Departamencie Przestrzegania Prawa, ale słyszałam, że ty i Harry otworzyliście kancelarie.
-Myślałem, że to nie wypali, ale on naprawdę na łeb do interesów. 
-A ja nie myślałam, że ty się kiedykolwiek z nim dogadasz.
-Z początku zaprzyjaźniłem się z nim, bo podobała mi się jego przyjaciółka, a potem to już tak samo wyszło. Do dzisiaj pamiętam, jak przyszłaś do mnie tamtej nocy.
-Też nie potrafię zapomnieć.
-A chcesz zapomnieć?
-Nigdy nie chciałam. Często lubię do tego wracać.
-Ja tak samo.
-Mamo!-krzyknął  chłopczyk o blond włosach, który podbiegł do Granger.
-Co się stało, kochanie?- szatynka pochyliła się nad dzieckiem.
-Pohuśtasz mnie?- zapytał chłopczyk patrząc na kobietę swoimi szaro-błękitnymi oczkami.
-Oczywiście- Hermiona chwyciła synka na ręce i ruszyła w stronę huśtawek. Draco poszedł za nią i usiadł na jednej z nich.
-Ile ty masz lat, co?-zapytał Malfoy chłopczyka po dłuższej chwili.
-Cztery-odpowiedział blondynek.-A ty?
-Dwadzieścia trzy.
-Ale ty jesteś stary.
-Scorpius!- upomniała czterolatka Hermiona.
-Tak mamo?- dziecko uśmiechnęło się do kobiety najsłodziej jak się dało. Tak bardzo przypominał Granger o jego ojcu. O facecie, którego kochała. Może i nie było go przy niej, czy choćby przy Scorpiusie, ale nigdy nie żałowała chwili, w której się z nim przespała. W oczach innych był nie godny miana ojca, ale dla niej, mimo wielu wad był ideałem. 
-A wiesz, że mam też na tyle lat co ja? -zauważył Malfoy.
-Ale mama jest ładna-dociął chłopczyk.
-A ja to nie jestem ładny?
-Ujdzie.
-No, dzięki.
-Co powiesz na kawę?-zaproponowała Draconowi szatynka.
-Nie, dzięki, nie piję kawy-odpowiedział Scorpius.-Ale jak mi kupisz gorącą czekoladę, to się zgodzę.
-Jakim cudem masz cztery lata i jesteś taki wygadany?
-Szybko się uczy- stwierdził blondyn i razem z chłopczykiem się zaśmiali.-A poza tym, jego mama jest najmądrzejszą czarownicą od czasów samej Rawenclaw. Co do tej kawy, to ja chętnie.
-To idziemy?- zapytała, a kiedy obaj blondyni się zgodzili, udali się do jednej z londyńskich kawiarenek. Scorpius złapał Dracona i Hermion za ręce, przez co wyglądali, jakby byli rodziną. Obsługa w kawiarni również tak ich traktowała. Zdarzyło się tak, że Malfoy dostał gratulacje od jednego z klientów, że ma takiego fajnego syna, a kiedy Granger chciała zaprzeczyć, on dziękował i szeroko się uśmiechał.
-Czemu dzisiaj byłaś taka wściekła?-zapytał Draco, kiedy wychodzili w trójkę z kawiarni.
-Opiekunka, która miała się dzisiaj zająć Scorpiusem, zadzwoniła, że musi, akurat dzisiaj jechać do koleżanki. Przecież płacę jej za dyspozycyjność, a nie wyjazdy do znajomych.
-Spokojnie, ja mogę się zająć młodym.
-Nie mogę Cię o to prosić.
-I nie będziesz. Sam to proponuję, a ty masz się tylko zgodzić.
-Nie, Draco.
-Hermiona, ale co z nim zrobisz? Zabierzesz do pracy?
-Odwołam zebranie.
-To stracisz pracę. Tego chcesz? Dla mnie to żaden kłopot. Muszę tylko załatwić jedną sprawę z Harry'm i jestem wolny.
-Ale Scorpius lubi dać w kość.
-Jakoś się dogadamy. Uwierz mi, że wolę się pobawić w opiekę nad dzieckiem, niż zanudzić w pustym mieszkaniu.
-Odwdzięczę Ci się jakoś.
-Odwdzięczysz jak zgodzisz się na kolację.
-Kiedy?
-Dzisiaj, jutro, kiedy masz czas.
-Pasowałoby Ci we wtorek?
-Mi pasuje. A o której mam być dzisiaj?
-O 15. Wiesz gdzie jest Sprinner's End?
-Tam gdzie mieszkał Snape?
-Dokładnie tam. Dom nr. 3. Dasz radę?
-A czy ja kiedykolwiek nie dałem rady?
-Nie przypominam sobie.
-No, właśnie. Odprowadzić Was?
-Nie trzeba. Dziękuję, Draco.
-Cała przyjemność po mojej stronie. Widzimy się o 15.
-Jeszcze raz, dziękuję.
-Nie ma sprawy. Idź już, bo Scorpius się denerwuje.
-Cześć.
-Cześć-po chwili Hermiona i chłopczyk zniknęli za zakrętem, a Draco udał się w stronę swojego mieszkania niedaleko parku. Kiedy tylko znalazł się w zasięgu swojego telefonu, zadzwonił do Harry'ego, żeby umówić się za godzinę w biurze. Przez ten czas Malfoy wziął prysznic, ubrał się w zwykłe czarne dżinsy i koszulę z podwijanymi rękawami, wypił kawę i pięć minut przed czasem teleportował się do kancelarii, gdzie czekał na niego Potter. Siedział przy swoim biurku i przeglądał akta spraw z minionego tygodnia.
-Cześć-przywitał się czarnowłosy.
-Dobry, panie Potter-odpowiedział z promiennym uśmiechem.
-Czekaj, co się stało, że masz taki humor?
-A nie można?
-Nie, no. Ale ostatnio, kiedy miałeś taki humor znalazłeś prawie Hermionę.
-Teraz nawet nie musiałem jej szukać.
-Co ty chrzanisz?
-Tylko tyle, że nasza kochana Hermiona wróciła do Londynu.
-Świetnie.
-Tak, ale zajmijmy się tymi papierami.
Harry i Draco siedzieli dwie godziny, po czym Potter teleportował się do domu, a Malfoy na Sprinner's End pod dom numer 3. Zapukał do drzwi o otworzyła je Hermiona, ubrana w białą koszulę wsadzoną do czarnej spódnicy do połowy ud i czarne szpilki. Włosy miała rozpuszczone, a na twarzy lekki makijaż w postaci podkreślonych oczu. Wpuściła go do środka i zaprosiła do salonu. A był to zwykły duży pokój z kanapą na środku, stołem i dwoma fotelami na boku. Na ścianie wisiał telewizor, a pod nim stał niski regał z płytami DVD.
-Czuj się jak u siebie-oznajmiła, po czym pokazała mu kuchnię.-Powinnam wrócić za jakieś dwie godziny, dobrze.
-Jasne.
-Na razie-Draco kiwnął głową, a Hermiona, kiedy pożegnała się ze Scorpiusem wyszła z domu. Malfoy wszedł do pokoju chłopcy. Bawił się właśnie samochodzikami i gdy Malfoy usiadł obok niego uśmiechnął się. Przez cały czas nieobecności Hermiony oglądali filmy. Kiedy kobieta wróciła do domu zjedli razem kolację.

***

Około dwudziestej drugiej, Draco chciał iść do siebie, ale Hermiona uparła się, żeby został na noc. Granger zaprowadziła go sypialni dla gości, jednak nie tam było jego miejsce. Bo już po kilku chwilach znaleźli się w sypialni Hermiony. Ubrania obojga lądowały na podłodze. Brakowało im siebie nawzajem i tej nocy pokazywali jak bardzo tęsknili.

***

   Obudziły go promienie słońca, które przedostawały się przez zaciągnięte zasłony. Kiedy tylko otworzył oczy zobaczył śpiącą obok niego Hermionę. Zerknął na zegarek, który wskazywał 8:30. Nachylił się nad szatynką i musnął jej szyję.
-Jeśli to sen, to ja nie chcę się budzić-mruknęła, nie otwierając oczu.
-Ale to nie sen, kochanie. 
-Która godzina?-zapytała przecierając zaspane oczy.
-8:30.
-I mówisz to tak spokojnie?-kobieta w prędkości światła wstała z łóżka i ubrała się. Draco zrobił to samo, ale nieco wolniej, a kiedy Granger chciała wybiegnąć z pokoju, złapał ją w talii i przytulił do siebie. 
-Spokojnie, nie pali się-szepnął tuż przy jej uchu, przy okazji muskając je delikatnie. 
-Spokojnie?! Mój syn powinien od pół godziny być w przedszkolu. 
-Oj, jak się spóźnisz o godzinę to nic się nie stanie. 
-Stanie, bo do tego pieprzniętego przedszkola można dzieci przyprowadzać o 8, a potem radź sobie sama.
-To ja Ci pomogę. Co prawda muszę być w kancelarii, ale mogę Scorpiusa zabrać ze sobą. I nie chcę słyszeć, że się nie zgadzasz, bo ja nie pytam, tylko stwierdzam. 
-Draco...
-Buziak wystarczy-oboje uśmiechnęli  się do siebie, a Hermiona pocałował mężczyznę w policzek. Po kilku minutach Granger obudziła Scorpiusa, a Mafloy przygotował śniadanie. Około dziewiątej czterdzieści pięć wszyscy troje wyszli z domu. Czterolatek z Draconem odprowadzili Hermionę do centrum Londynu, a potem udali się w stronę kancelarii. Mężczyzna chwycił chłopca na ręce i weszli do windy, którą wjechali na drugie piętro.
-Wujek!-krzyknął Scorpius, kiedy tylko przekroczyli próg biura. Harry na widok chłopca odwrócił się do niego i przytulił. 
-Cześć, młody. Cześć, Draco-blondyn kiwnął głową i usiadł na fotelu przy biurku Pottera, który sam usiadł naprzeciwko niego sadzając chłopca na swoich kolanach.
-Mamy kogoś na dziś?-zapytał Malfoy. 
-Za chwilę powinien przyjść jakiś facet do Ciebie-w tym momencie do kancelarii wszedł wysoki mężczyzna z lekkim zarostem i błękitnymi oczami. Przedstawił się jako Josh Smitch, a Draco zaprosił go do swojego gabinetu, zostawiając Harry'ego ze Scorpiusem samych. Spotkanie trwało pół godziny, a po tym czasie obaj mężczyźni wyszli i blondyn usiadł obok chłopczyka malującego flamastrami po kartce. 
-Co to?-zapytał uśmiechając się do dziecka.
-To ja, ty i mama-odpowiedział wskazując odpowiednio na postaci z obrazka.
-A czemu ja jestem taki jak ty?
-Bo jesteś taki ja. Jak będę duży to wtedy będą już zupełnie tak sam.
-Być może. A powiesz mi kiedy się urodziłeś?
-Dwudziestego stycznia. Mama mówi, że urodziłem się o miesiąc za wcześnie. 
-Hej, mały-wtrącił się Potter.-Draco ma u siebie w gabinecie fajne kolorowanki. Idź tam, a my zaraz też przyjdziemy tylko porozmawiamy, dobrze?-chłopiec kiwnął głową i po chwili zniknął za drzwiami gabinetu Malfoy'a. 
-Wiedziałeś o wszystkim?-bardziej stwierdził niż zapytał blondyn.
-To nie tak.
-Zawsze nie jest tak.
-Ona to zrobiła dla Twojego dobra.
-Nie sądzę. Gdyby chciała mojego dobra, powiedziałaby mi.
-Nie mogłam-usłyszeli głos Hermiony dochodzący z progu drzwi.
-Dlaczego? Bo się bałaś? A może nie byłaś pewna czy to ja jestem ojcem?-podsunął Malfoy, a z jego twarzy można było wyczytać wiele. Między innymi zawód i odrobinę złości.
-Tak, masz rację. Spałam w tedy z Tobą i z kimś innym i nie chciałam, żeby to się wydało, więc uciekłam.
-Co ty chrzanisz? Powiedz mu w końcu prawdę-zażądał Potter.-On ma prawo wiedzieć. 
-I właśnie się dowiedział. Możesz przyprowadzić mi dziecko?
-Źle robisz.
-Moja sprawa. Będziesz tak miły?-Harry tylko pokręcił bezradnie głową i po chwili przyprowadził Scorpiusa. Kiedy chłopiec pożegnał się z nim i Draconem, Hermiona chwyciła go na ręce i teleportował. Malfoy usiadł na krześle ukrywając twarz w dłoniach. Potter poklepał go po plecach. 
-Ale z Ciebie idiota-stwierdził.
-Też to zauważyłeś?
-No.
-Powinieneś mnie wspierać. 
-No.
-Zaciąłeś się?
-Nie, ale jeśli naprawdę jej uwierzyłeś to jesteś zwykłym palantem. 
-Po co miałaby mnie kłamać?
-Bo dobrze wie, co byś zrobił, gdyby powiedziała Ci prawdę.
-Skąd wiesz, że kłamała?
-Nie zapominaj kim jest moja żona.
Pansy zna prawdę? Gdzie ona jest? 
-W domu, ale nie zdążysz. Za godzinę odlatuje samolot Hermiony do Nowego Yourku.
-Znowu grzebałeś jej w głowie?
-Legimilacja fajna rzecz, szczególnie kiedy Hermiona o tym nie wie-zaśmiał się Harry, a gdy zobaczył minę Malfoy'a, dodał:-Idź już, bo nie zdążysz. Ja zamknę. 
-Dzięki-rzucił szybko i teleportował się pod dom Gramger. Jedna, kiedy nikt mu nie otworzył, gdy pukał, a wręcz walił do drzwi, zdał sobie sprawę, że nie zdążył. Nie zważając czy ktoś może go zobaczyć teleportował się na główne lotnisko Londynu. Szybko znalazł się przy odprawie bagażowej, gdzie ubłagał jednego z pracowników, żeby go przepuścił. Kiedy tylko znalazł się poza bramką odnalazł Hermionę i Scorpiusa. Stała do niego plecami, więc energicznym ruchem obrócił ją do siebie i złapał jej twarz w dłonie.
-Nie interesuje mnie czy kiedykolwiek mnie zdradziłaś-szepnął.-Nie wiem czy mnie okłamujesz, ani czemu nie powiedziałaś mi o ciąży, ale wiem, że przez swoją głupotę Cie nie stracę. Choćbym miał siłą to z Ciebie wyciągnął to i tak to zrobię.
-Draco...
-Nie przerywaj mi. Nie interesuje mnie przeszłość, tylko przyszłość. Przyszłość, w której chcę widzieć Ciebie, mnie i naszego syna.
-Daj mi coś powiedzieć!
-Przepraszam.
-O ciąży dowiedziałam się po wojnie. W dniu, kiedy mieliśmy się spotkać, a ja nie przyszłam, Twój ojciec zjawił się w moim mieszkaniu i oznajmił, że jeśli chcę, żebyś ty i Scorpius żyli mam odejść.
-Dlaczego go posłuchałaś?
-A co miałam zrobić? Bałam się, bo wiedziałam, że on jest nie nieobliczalny.
-Dlaczego mnie dzisiaj okłamałaś? 
- Nie wiem. Myślałam, że jak to zrobię jeszcze bardziej mnie znienawidzisz i dasz sobie spokój.
-Kocham Cię, a jak się kocha, to nieważne jest czy druga osoba coś zrobi, czy nie, bo po prostu nie potrafisz się gniewać. Sama mi to powiedziałaś. 
-Jakoś nie pamiętam. 
-To było w tedy kiedy powiedziałem Ci, że jestem Śmierciożercą. 
-Nie przeszkadzało mi to. Byłam przy Tobie szczęśliwa. 
-A teraz?
-Jak nigdy-w odpowiedzi otrzymała namiętnego buziaka, którego z chęcią oddała. Jednak magiczną chwilę przerwało chrząknięcie Scorpiusa.
-Ja też tu jestem-oznajmił chłopczyk, a Draco chwycił go na ręce i pocałował w policzek. Oboje z Hermioną wiedzieli, że dużo mu nie będzie trzeba tłumaczyć. 

***

  Przez pół roku życie  Dracona i Hermiony zmieniło się diametralnie. Kupili ładny i dość spory domek, zaręczyli się i spodziewają kolejnego dziecka.
   Gdy nadszedł dzień ślubu, Hermiona była już w drugim miesiącu ciąży. Co prawda nie widać było brzuszka, ale ona wolała kupić luźną suknię. Pomimo marca, pogoda nie była taka zła. Śnieg dawno już stopniał, a słońce świeciło coraz mocniej.
   Hermiona ubrana w piękną, białą suknię szła do ołtarza pod rękę z ojcem. Draco czekał już na nią w czarnym garniturze obok księdza. Luna i Harry, jako świadkowie stali nieco na uboczu. Cała ceremonia trwała niecałą godzinę, a później wszyscy  udali się do restauracji, w której odbywało się wesele. Gdy zbliżał się wieczór panna młoda siedziała wtulona w swojego męża, a Scorpius tańczył gdzieś na parkiecie.
-Teraz już nikt mi Ciebie nie odbierze-obiecał Draco i pocałował żonę w czubek głowy.
-Nikt-powtórzyła i złączyła swoje usta z ustami męża w namiętnym pocałunku.


***


Chcę na początku podziękować Emmie Potter za wspólny początek tej historii.
Udało mi się opublikować tę miniaturkę dzięki mojemu koledze. Dzięki, Piotrek.
*Miniaturka opublikowana będzie też na Forever younggdyż prowadzę tego bloga razem z Emmą.*

Pozdrawiam,
Alex_x

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 10.

(Perspektywa Draco)
Obudziłem się, kiedy na moją twarz padły promienie lekkiego słońca. Nie chciało mi się otwierać oczu, ale od kilku czułem niewielki ciężar na brzuchu. Leniwie podniosłem powieki, a moim oczom ukazała się twarz pięknej Gryfonki. Podpierała głowę na łokciach, które były oparte o mój tors. Nie wbijały się za mocno, bo ta spryciula podłożyła sobie tę najmiększą poduszkę.
-Dzień dobry-przywitała mnie, jakby było południe.
-Dobry? Dzień? Nie sądzisz, że o siódmej rano powinno się witać człowieka koszmarna noc?
-Nie, ja raczej uważam, że siódma to dobra godzina na pobudkę.
-Bo ty zła kobieta jesteś.
-Taa... a jaka inna dziewczyna wpuściłaby Cię do swojego łóżka po pierwszej randce?
-Większość lasek ze Slytherinu, kilka Gryfonek, może ze dwie Krukonki i Puchonki.
-A moglibyśmy pogadać o dziewczynach, które nie marzą tylko, żebyś  na nie spojrzał?
-Uwielbiam z Tobą rozmawiać.-A najbardziej uwielbiam się z Tobą całować. Ze mną jest już coś nie tak. 
-O czym myślisz?-zapytała i nieco zbiła mnie z tropu. Bo jak powiedzieć dziewczynie, że uwielbiasz się z nią całować, albo, że właśnie o niej myślisz? Jak to powiedzieć dziewczynie, która siedzi na Twoim brzuchu w sexownej, obcisłej boxerce i krótkich spodenkach? No, ja?
-A skąd pewność, że o czymś myślę?-złapałem ją w talii, jednak jej to nie przeszkadzało.
-Widzę. Mnie nie oszukasz.
-Faktycznie. 
-To o czym myślisz?
-O tobie i Twoich ustach-uśmiechnąłem się do niej szeroko.
-Jaka szczerość. 
-Inaczej nie potrafię.
-Zauważyłam.
-Może powinniśmy iść już na śniadanie, co?
-Może.
-A zejdziesz ze mnie?
-Może.-Czy ona zawsze musi się ze mną droczyć? Obiecuję sobie, że już nigdy nie pozwolę, żeby dziewczyna manipulowała moim życiem. Tak to już jest z babami. Ale tak czy inaczej mam ochotę ją pocałować. 
-Co chcesz w zamian?
-Buziaka.-Moje marzenia dzisiaj się będą spełniać? To ja chcę jeszcze duży tort z czekolady z dodatkiem mięty. Dobra... Bez zastanowienie podniosłem głowę, a ona nieco się nachyliła. Tym razem nie ja zacząłem ten pocałunek tylko ona. Ja tylko szybko przejąłem inicjatywę. Jednym ruchem sprawiłem, że to ona leżała pode mną, nie odwrotnie.  Jej usta były wręcz stworzone do całowania. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy poczułem jak wkłada mi ręce pod moją koszulkę i gładzi plecy. Miałem się opanować. Taa... wczoraj było doskonale widać tę moją samokontrolę.
-Chyba powinniśmy iść już na śniadanie-stwierdziłem. Dobrze wiedziałem, że za chwilę sam już nie wytrzymam i się na nią rzucę. Ale nie mogłem. Nie chciałem jej krzywdzić. Jestem totalnym kretynem, że dałem się wciągnąć w tę chorą sytuację. A mógłbym teraz bez problemu robić co chcę.
-Może już chodźmy-z   zamyślenia wyrwał mnie głos Hermiony.
-Tak.
-Tylko się przebiorę.
-Za piętnaście minut w salonie?
-Tylko się nie spóźnij, ślizgońska panienko.
-Kto ostatni w salonie ten robi przez cały dzień, to co chce zwycięzca?
-Stoi-szybko opuściłem jej pokój.

Szybko ubrała miętowe rurki i białą koszulę. Jednym machnięciem różdżki podkreśliła oczy czarną kredką i, zabrawszy torbę oraz tenisówki zeszła do salonu. Draco zszedł dwie minuty po niej. Na jej widok zaklął pod nosem. 
-Cały dzień?-zapytała.
-Cały-przytaknął chłopak.
-Cudnie.
-Taa... cud, miód i cytryna. Chodźmy już na te śniadanie.
-Tylko się nie denerwuj.
-Wiedźma-mruknął i razem z Hermioną wyszedł z salonu. W między czasie dziewczyna ubrała szatę. Kiedy znaleźli się w Wielkiej Salikażde usiadło przy swoim stole. Oboje skończyli jeść w tym samym momencie. Spotkali się przed wyjściem z Wielkiej Sali i razem poszli pod klasę Obrony Przed Czarną Magią. Po niecałych pięciu minutach wszyscy czekali w sali na nauczyciela.
-Co z tymi korkami?-zapytał Draco siedzący z Hermioną w jednej z ławek na tyłach klasy.
-Kiedy chcesz?
-Po obiedzie?
-Musimy oprowadzić tych nowych. O 16:30?
-Mi pasuje.
-Malfoy!-krzyknął Daniel, który właśnie pojawił się w klasie.-Szlaban razem z Granger!
-Za co?-zdziwiła się Gryfonka.
-Za gadanie!
-Kiedy wróci profesor Snape?-zapytał Zabini siedzący z Potterem gdzieś z przodu.
-Zaskakująco troska, Zabini. Profesor Snape wróci do was w przyszły wtorek-po klasie przeszła fała szeptów.- Co do szlabanu. Wszyscy zjawią się w tej klasie, dzisiaj o 16:00.
-Co znaczy wszyscy?-jęknął ktoś ze Slytherinu.
-Nott, nie wiesz  co oznacza słowo ,,wszyscy''?
-A za co my? Malfoy z Granger gadali!
-Ty krzyczysz, reszta klasy jęczy. Szlaban to dla was i tak mało, jak na wasze zachowanie, więc się cieszcie. A teraz, wszyscy cisza!-cała klasa momentalnie ucichła. Przez cały czas, jak trwała lekcja, tak nikt nie odezwał się bez pytania. Po lekcji każdy opuścił salę najszybciej jak tylko potrafił.
-Dzięki, Malfoy!-warknął Harry i Blaise, którzy dogonili blondyna, kiedy ten zmierzał w stronę dormitorium prefektów razem z Hermioną.
-Ja mam trening!-oznajmił Potter.
-Załatwię to-obiecał Malfoy.
-No, ja mam nadzieję. Co teraz mamy?-zapytał Hermionę.
-A co ja jestem? Chodzący plan Twoich zajęć?-zażartowała Granger.
-Ja Cię kocham. To co mamy?
-Ja mam starożytne runy, ty wróżbiarstwo.
-A przypadkiem nie mamy razem opieki nad magicznymi stworzeniami?-zaciekawił się Blaise.
-Mogę go zabić i...-nie dokończyła, bo akurat Draco wszedł jej w słowo.
-I zwłoki wrzucić do jeziora? Pozwalam.
-Dziękuję. Chodźmy już na lekcje.
-Najpierw musimy zostawić szaty i torby, bo Hagrid znowu coś durnego wymyślił. Już nie moge się doczekać. Czemu ja się po prostu nie wypisałem z tej lekcji?
-Nie dramatyzuj. Tak źle nie będzie.
-A jak mnie coś znowu dziabnie?
-To znowu będziesz przez miesiąc panikować-blondyn zrobił obrażoną minę i już wcale się nie odezwał. Harry i Blaise zostawili swoje rzeczy w dormitorium prefektów i w czwórkę udali się pod chatkę gajowego.  Przez całą drogę Draco nic nie mówił. Na dworze było dość chłodno. Nad błoniami zbierały się burzowe chmury. Pod chatką stał już Hagrid i kilku innych uczniów. Kiedy wszyscy już przyszli, ruszyli do Zakazanego Lasu, do niewielkiej polanki.
-Dzisiaj tematem będą testrale-oznajmił Rubeus.
-Znaczy, co?-zdziwił się Seamus Finnegan.
-Testrale. Kto może coś o nich powiedzieć?- na jego pytanie w górę ,,wystrzeliło'' kilka rąk.-Panie Malfoy?
-Testrale to zwierzęta podobne do pegazów, ale są nico inne. Podobno testrale przynoszą nieszczęście, a każdego, kto je zobaczy, czekają najróżniejsze okropne wypadki. Przesąd ten wywodzi się z tego, że mogą je zobaczyć tylko ci, którzy widzieli czyjąś śmierć-wyjaśnił Draco.
-Zgadza się. Pięć punktów dla Slytherinu. Ale można je zobaczyć również za pomocą zaklęcia Homenum revelio. Będziecie pracować w parach Ślizgoni-Gryfoni. I, panie Malfoy, proszę tym razem nie robić nic głupiego. Rozumiemy się?
-Oczywiście-przytaknął Ślizgon.
-Dzisiaj tylko będziecie je karmić. Zabierzcie kubełki i zaczynajcie-Hagrid podszedł do pierwszej, gotowej pary. Natomiast Draco podszedł od tyłu do Hermiony, która siedziała na pieńku drzewa.
-Uratujesz mnie przed zgrają napalonych lasek?-szepnął najbliżej jej ucha muskając je przy okazji, a dziewczyna aż pisnęła, kiedy złapał ją w talii.
-Normalnie mnie aż do Ciebie ciągnie-na twarzy obojga pojawił się uśmiech.
-To świetnie.
-W takim razie idź po kubełek, ja rzucę zaklęcie, ty je nakarmisz, a ja sobie posiedzę.
-Ja mam lepszy pomysł. Ty idziesz, ja rzucam, ty karmisz, ja siedzę.
-Zapomnij. Rusz tyłek, bo nie mamy całego dnia.
-Już idę, już-po kilku chwilach chłopak wrócił i szybko uporali się z zadaniem. Wszystkie lekcje minęły bardzo prędko. W trakcie obiadu Dumbledore przedstawił nowych uczniów i kazał prefektom oprowadzić ich po szkole, co też uczynili. Kiedy byli przy klasie OPCM spotkali starszego Malfoy'a.  Draco i Daniel zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami i oboje poszli w swoją stronę. Przed szesnastą wszyscy uczniowie Gryffindoru i Slytherinu z szóstego roku zjawili się pod klasą. Pomimo starań Dracon, nauczyciel nie odpuścił i Harry musiał odwołać trening.
-Dzielicie się na pięć grup, po siedem osób-nakazał nauczyciel, kiedy wszyscy stali na korytarzu.-Pierwsza idzie do profesora Slughorna, druga do Hagrida, trzecia i czwarta do Filcha, a pięta do pani Pince. Spedzicie tam czas do kolacji.
Wszystkie grupy udały się na odpowiednie miejsca. Harry, Hermiona, Draco, Blaise, Lavender, Pansy i Theodor, jako druga grupa zeszli do Hagrida. Ten zaprowadził ich na skraj Zakazanego Lasu i zostawił tam, mówić, żeby przyszli do niego za półtorej godziny.
Hermiona siedziała na jakimś pieńku i dłubała patykiem w ziemi. W pewnej chwili poczuła jak ktoś siada za nią i łapie w talii. Przekręciła głowę i spojrzała w szaro-błękitne tęczówki Dracona.
-Co tam?-zagadnął uśmiechając się do dziewczyny.
-Nic.
-Nie jest Ci zimno.
-Tylko trochę-chłopak w odpowiedzi zdjął swoja bluzę kangurkę i założył ją przez głowę Granger.-Draco, nie. Będzie Ci zimno.
-Nie marudź. Mi zawsze jest ciepło.
-Ale jak będzie Ci zimno, to mów.
-To się do Ciebie przytulę.
-Dobrze.
-Jak tam, gołąbeczki?-obok nich pojawił się Harry i Blaise.
-Cudnie-odpowiedział Draco.
-Ładnie Ci w bluzie Malfoy'a-zauważył Zabini uśmiechając się do Hermiony.
-A dziękuję.
-Macie coś słodkiego, bo z tego zimna to mi cukier spadł-zaśmiał się brunet, a Granger wyciągnęła z kieszeni spodni pudełko z fasolkami wszystkich smaków, które podała Ślizgonowi.-Chce ktoś?-nikt nie wykazywał jednak chęci, więc sam zaczął jeść. Widząc przyjaciela, Draco udał, że wymiotuje, co wywołało śmiech u Harry'ego i Hermiony.-Ja wiem, ze ty tego nie lubisz, ale weź mi nie obrzydzaj-syknął Blaise.
-Przepraszam, pani delikatna-blondyn podniósł ręce w geście obronnym.
-Chcesz w twarz?
-Nie.
-Właśnie widzę.
-Spadaj.
-Idź się utop.
-Przestańcie już-na twarzy Gryfonki gościł lekki uśmiech.
Przez całe półtorej godziny rozmawiali o wszystkim. Wracali właśnie do zamku, kiedy spadły pierwsze krople deszczu. Hermiona chciała oddać bluzę Draconowi, ale ten się uparł, że jest mu ciepło. Przeszli przez korytarz, aż do samego gabinetu Malfoy'a w ciszy. U nauczyciela nikogo już nie było, tak jego samego. Zeszli do Wielkiej Sali, gdzie trwała już kolacja. Wszyscy usiedli do swoich stołów. Hermiona i Harry usiedli obok Rona, który rozmawiał z Lavender. Nie zwrócił nawet uwagi, kiedy Potter oznajmił, że trening odbędzie się jutro. Granger szybko zjadła tosta i udała się do swojego dormitorium. Musiała jeszcze odrobić pracę z transmutacji i wcale jej się to nie uśmiechało. Uporała się z tym w dwie godziny i wziąwszy prysznic położyła się do łóżka. Chwyciła pierwszą lepszą książkę i zaczęła czytać.
Draco wrócił do swojego dormitorium około 21:30. Zasiedział się z Potterem i Zabinim. Wciąż chodziły mu po głowie słowa Gryfona. Sam dobrze wiedział, że wojna jest blisko, jednak Harry i Blaise wciąż tylko to mu przypominali. Wiedział też, że kiedy wróci do domu na święta będzie musiał dokonać wyboru. Zastanawiał się nad nim odkąd ojciec przypomniał mu to przed wylądowaniem w Azkabanie. Martwił się, że jeśli źle wybierze, straci wszystko co ma. Myślał nad tym biorąc prysznic i kładąc się do łóżka. Kiedy poczuł pod powiekami piasek przestał już kompletnie myśleć.
Obudziła się na kilka minut przed śniadaniem. Ubrała się w granatowe rurki oraz koszulę w kratę i szybko zeszła do Wielkiej Sali. Usiadła obok Rona, który uśmiechnął się do niej, co też odwzajemniła.
-Ominęło mnie coś?-zapytała, a chłopak pokręcił przecząco głową.
-Dumbledore mówił tylko coś o nowej uczennicy, która ma mieć przydział po śniadaniu i pierwsza lekcja jest odwołana. Nawet lepiej, bo nie zrobiłem tego zadania z transmutacji-oświadczył Weasley.
-Ron! Nie widziałeś gdzieś Harry'ego?
-Dubledore go zabrał do swojego gabinetu i zwolnił z lekcji. Ten zawsze ma szczęście.
-Zależy co nazywasz szczęściem.
-Różnie to ludzie widzą.
-Dokładnie. A wy nie mieliście mieć dzisiaj treningu?
-Dzięki, że mi przypomniałaś. Harry prosił, żebym Ci powiedział, że on błaga, żebyś poprowadziła trening, a ja Ci mam pomóc.
-Ja...
-Zgódź się.
-Dobra, ale i tak zabije Harry'ego jak wróci. O której zaczynamy?
-O 16. Nie musisz przebierać się w szatę do Quidditcha.
-Sądzisz, że miałam taki zamiar? Ja nie będę też latać.
-Stara, weź nie żartuj.
-Stary, nie żartuję.
-Nie było z niczego innego zadania, nie?
-Nie. Tym razem masz szczęście.
-Świetnie-śniadanie minęło wszystkim w wesołej atmosferze. Za raz po nim McGonagall przedstawiła kolejnego, nowego ucznia, czyli Hermionę Potter. Wszyscy obecni na Sali w napięciu oczekiwali, na to, do jakiego domu trafi. Granger bardzo dobrze znała swoją kuzynkę, którą do niedawna uważała za córkę swoich ,,przyszywanych'' wujków. Wiedziała, że nie jest wcale taka słodka i miła na jaką z pozoru wyglądała. Każdy kto poznał ją nieco bliżej wiedział jakie z niej ziółko. Ale oczywiście potrafiła dobrze grać. Aktorką była niezłą, bo pewnego dnia, kiedy popchnęła Granger, tak że złamała nogę, jej rodzice uwierzyli słodkiej dziewczynce, która udała, że jej kuzynka potknęła się o kamień. Hermiona od zawsze nie cierpiała Potter, gdyż na każdym kroku ta udowadniała, że jest o niebo lepsza. Raz nawet odbiła jej chłopaka, którego zostawiła po trzech godzina i to wszystko tylko po to, by dopiec Granger. Tylko nie do Gryfindoru. Błagam-jęczała w myślach Gryfonka, kiedy tiara zastanawiała się nad odpowiednim miejsce dla siostry słynnego Wybrańca.
-Z takim charakterem byłabyś świetną Ślizgonką, ale masz też coś z Gryfona.  Dlatego GRYFFINDOR !-krzyknęła na całą salę tiara, a Granger przeklęła ją w myślach. Kiedy tylko Potter usiadła obok niej odpowiedziała na jej sztuczny uśmiech tym samym. Nie miała ochoty jej oprowadzać po szkole, ale jako prefekt miała taki obowiązek. Chciała zrobić to szybko, żeby zdążyć na lekcję, więc zaczęła od razu. Tuż przed dzwonkiem uporała się z tym i szybkim krokiem weszła do klasy, gdzie miała starożytne runy ze Ślizgonami. Chciała usiąść na starym miejscu, jednak ktoś pociągnął ją do ławki, obok której właśnie przechodziła. Odwróciła głowę i spojrzała na Malfoy'a, który uśmiechnął się i  pocałował ją w policzek.
-Zapomniałaś, że obiecałaś mi, że siedzisz ze mną?-zapytał z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Przepraszam, że o tobie zapomniałam.
-O mnie zapomniałaś? Wiesz co? Wstyd. Zapomnieć o Smoku. Nie do pojęcia-chłopak udał, że się obraża i oparł się smętnie o oparcie krzesła.
-Co chcesz, żebyś przestał się gniewać?
-Myślałem już, że nie zapytasz-momentalnie się wyprostował i znowu uśmiechnął wywołując uśmiech na twarzy Hermiony.-Chcę buziaka.
-Masz czasem inne żądania, czy tylko takie?
-Sorry, śliczna. Ale niestety musisz się przyzwyczaić. To, co? Buziak czy mam się dalej gniewać?
-Dobra, niech Ci będzie-dziewczyna szybko cmoknęła Dracona w policzek w momencie, kiedy Potter przechodziła razem z Ronem obok ich ławki. Po dziewczynie było widać, że jest wściekła na kuzynkę, bo posłała jej mordercze spojrzenie. Granger jednak tylko uśmiechnęła się do Malfoy'a i zaczęła przeglądać podręcznik.

***

Rozdział 10 trochę przed czasem, ale to ze względu na to, że dzisiaj o 20 wylatuję do wujka i nie wiem czy będę miała internet. 
Co do rozdziału. Mi się podoba. Napisałam w nim, to co chciałam i nic mu, według mnie nie brakuje. Nawet jego długość mnie zaskoczyła, bo planowałam, że będzie trochę krótszy. 
Następny rozdział ukaże się jak już wrócę. A jeśli będę miała dostęp do sieci, to postaram się dodać jakąś miniaturkę, ale niczego nie obiecuję. 
To chyba tyle, co chciałam napisać. 
Pozdrawiam, 
Alex_x.
PS Zwracam się teraz do mojej kochanej Emmy Potter. Tak się ze mną kłóciłaś, że mi się nie uda napisać tego przed wyjazdem, że sama w siebie zwątpiłam, a tu coś takiego. Wisisz mi dwie paczki Fasolek wszystkich smaków i kubełek lodów miętowych, jak wrócę.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 9.

   Po dormitorium Hermiony co chwila przechodziła fala śmiechów. Gryfonka siedziała na łóżku obok Blaise'a, a na przeciwko nich siedział Draco i Harry. Całą czwórką żartowali ze wszystkiego co ich otaczało. O 17:45 zeszli do Wielkiej Sali. Po drodze mijali sporo osób, które były zdziwione ich widokiem razem. Chłopcy cały czas się śmiali, a Hermiona tylko się uśmiechała, jednak jej myśli krążyły wokół innych tematów niż żarty Zabiniego Pottera czy Malfoy'a. Sądziła, że żaden z nich tego nie zauważy i na pewno by tak było gdyby nie Draco, który co chwilę zerkał w jej stronę. W połowie drogi mruknął coś do Harry'ego i Blaise'a, którzy odeszli trochę szybciej. Sam złapał dziewczyną za rękę i zatrzymał ją. Szatynka spojrzała na niego swoimi czekoladowymi oczami, w których zobaczył smutek.
-Co jest?-zapytał gładząc palcami jej policzek.
-Dlaczego ja niczego nie pamiętam, a ty tak?
-Bo na Ciebie zaklęcie rzucił Harry i nie zdążyłaś się obronić, a ja tak. Ale na prawdę nic nie pamiętasz? Kompletnie?
-Ani sekundy.
-Na pewno kiedyś będziesz pamiętać. Zobaczysz. Chodźmy już na tę kolację.
-Mhm-Malfoy nie czekając na Hermioną ruszył do Wielkiej Sali. Po chwili dziewczyna dogoniła go. Objął ją ramieniem i weszli do sali, a wszystkie oczy zwróciły się w ich kierunku. Po krótkim ,,cześć'', oboje usiedli do swoich stołów słysząc szepty na swój temat. Dziewczyna usiadła obok Harry'ego i szybko zjadła kolację. Przed 19 udała się do swojego dormitorium. Było tam już kompletnie pusto. O umówionej porze przyszła McGonagall. Przeteleportowała rzeczy Gryfonki do nowego pokoju. Po drodze na piąte piętro spotkały Snape'a i Malfoy'a. Chłopak uśmiechnął się do dziewczyny, co odwzajemniła. Kiedy znaleźli się na piątym piętrze nauczycielka wypowiedziała hasła i wpuściła prefektów do środka. Pokój Wspólny był dość spory. Przy kominku stały dwa fotele, stół i kanapa. Przy oknie stał regał z książkami, a nieco dalej, schody prowadzące do dormitoriów. Na górze znajdowały się dwie sypialnie, a w niej każdy z prefektów miał swoją łazienkę.  Opiekunowie odprowadzili swoich uczniów do ich pokoi. Dormitoria były takie same jak poprzednie. Kiedy nauczyciele wyszli z Pokoju Wspólnego, oboje spotkali się na korytarzu między pokojami. 
-A miałem nadzieję, że będę mógł Ci wchodzić do łazienki, jak byś kąpała-stwierdził Draco.
-Zboczeniec.
-Jasne, a czego się spodziewałaś? Ale zboczony jestem tylko przy pięknych kobietach... Kocham, jak się rumienisz-oznajmił, kiedy na policzkach dziewczyny pojawiły się dwie czerwone plamy. 
-Ale ty jesteś wredny.
-Ja?! Chyba prędzej ty.
-Oj. Malfoy, Malfoy. Ty chyba nigdy nie nauczysz się, że dziewczyną nie mówi się, że dziewczynie nie mówi się, że jest wredna-rzekła i poklepała chłopaka po plecach. 
-Więc jak się mówi, pani profesor Mądra-główka Gran...Pot...? Jak ja mam do Ciebie właściwie mówić?
-Gdy jesteśmy sami mów jak chcesz, ale przy innych jestem nadal Granger, tak?
-Tak jest, Granger.
-Tak bardzo podoba Ci się jej nazwisko?-obok nich pojawił się Harry i Blaise, co wywołało wielki szok na twarzach prefektów.
-Co wy tu robicie?-pierwszy otrząsnął się Draco. Dopiero po chwili zorientował się, jak tu się dostali.-Zabini! Ty gnido!
-Ale to wcale nie ja! To on!-jego palec wskazujący spoczął na Potterze.
-Serio? On nie objawiał skłonności do legimilacji tak jak ty!
-Przestańcie-zarządała Hermiona. -Harry my chyba musimy pogadać, nie?
-Oczywiście-na twarzy Gryfona pojawił się jeden z jego uśmiechów.
-Chodźcie do salonu-całą czwórką usiedli na kanapie w salonie.
-Zapewne wiecie, że do szkoły ma przyjść dwoje uczniów-zaczął Harry.
-No, tak. Ale skąd wy o tym wiecie?-zdziwiła się szatynka.
-Nie ważne. Ważne jest to kim oni są. Oboje do szkół trafiają razem i razem z nich odchodzą po trzech miesiącach. Potem w ciągu dwóch dni umierają trzej uczniowie.
-Chcesz powiedzieć, że...
-Razem tworzą śmierć. Voldemort o tym wie i chce ich wykorzystać.
W pokoju zalęgła cisza, którą przerwało otwieranie się przejścia. Po kilku sekundach w salonie stanął Dumbledore. Wszyscy się z nim przywitali, a Zabini ustąpił mu fotel i sam wepchnął się Harry'emu na bok jego fotela.
-Harry, mam do Ciebie ważną sprawę-odezwał się dyrektor.-Wiem, że uważasz, że Hermiona jest Twoją siostrą...
-Bo nią jest.
-Widzisz, nie. Daj mi dokończyć. Hermiona Potter jest bardzo podobna do Hermiony Granger, ale nie są takie same. Ta Hermiona, którą ty znasz, jest córką państwa Grangerów. Kiedy pokonałeś Voldemorta, oni się przestraszyli, bo każdy zna przepowiednie.
-Ale co do tego, w takim razie ma Hermiona?
-Wszyscy wiedzieli, że siostrzenica Twojej mamy będzie miała moc równą Twojej, a razem z Twoją siostrą będą niepokonane. Jednak kiedy miały po dwa lata mogły razem wyrządzić więcej krzywdy światu w jeden dzień niż Voldemort przez całe swoje panowanie.
-Kiedy ją oddali?-zapytała Hermiona.
-Tuż przed grudniem. Oddali ją swoim znajomym, którzy mieszkają w Polsce. Wiesz której, prawda, Hermiono?
-Tak. Zawsze mnie zastanawiało dlaczego ona jest do mnie taka podobna i ma tak samo na imię.
-Jest do Ciebie podobna, bo wasze mamy są do siebie podobne, jednak siostra Harry'ego ma czarne czarne włosy.
-Czyli Hermiona jest moją kuzynką?-zdziwił się Harry.
-Tak. James  i Lily oddali Twoją siostrę rodzicom Hermiony, bo dobrze wiedzieli, że Voldemort tam jej nie będzie szukał, bo wasze mamy pokłóciły się kiedyś i zerwały ze sobą kontakty.
-Gdzie ona teraz jest?
-W Akademii Magii Merlina w Polsce. Postanowiliśmy, że od czwartku będzie uczęszczać do Hogwartu. Wiem, że chcecie sobie teraz to poukładać, więc nie będę już przeszkadzać. Dobranoc.
-Dobranoc-po chwili Dumbledore'a juz nie było. W salonie Prefektów zapanowała cisza. Każde z nich pogrążone było we własnych myślach. Nawet Blaise, który zawsze miał durne pomysły postanowił siedzieć cicho.
-Miona, ja przepraszam-odezwał się Harry.
-Nie ma sprawy-odpowiedziała Hermiona.- Nie mam Ci tego za złe. Ale musisz mi coś obiecać.
-Co takiego?
-Nie będziesz się tym zamartwiać.
-Dla Ciebie wszystko.
-Świetnie. Przepraszam, ale ja muszę się położyć. Dobranoc.
-Branoc-odpoweidzieli chórem chłopcy, a dziewczyna udała się do swojego pokoju. Zabrawszy spodnie do spania i koszulkę weszła do łazienki. Po krótkim prysznicu i umyciu włosów położyła się spać.
    Biegła przez ciemny korytarz. Jedynym źródłem światła była jej różdżka. W oddali słychać było męskie krzyki. Poznawała ten głos, ale jakby przez mgłę. Z każdą sekundą krzyki stawały się bardziej urywane, jakby ich właściciel stawał się słabszy. Biegła szybciej sprawdzając kolejno pokoje. W żadnym, jednak nie było ani żywej duszy. Z każdym krokiem strach stawał się wyraźniejszy i bardziej oczywisty. Serce waliło jej jak oszalałe. Dobiegając do schodów straciła resztę nadziei, ale wbiegła po nich. Prowadziły one do niewielkiego pokoju, do którego drzwi było zamknięte.Alohoroma! Nic. Zero reakcji.Bombarda Maxima! Szczątki drzwi przeleciały gdzieś w kąt. Tuż przy jednej ze ścian, chłopak o blond włosach zwijał się w bólu. Podbiegła do niego, klękając naprzeciwko niego pogłaskała go po policzku. Spojrzała mu przepraszająco w oczy.
-Wszystko będzie dobrze, słyszysz?-szepnęła, a po jej policzkach słynęły łzy.
-Hermiona...to...pułapka-wydyszał.
-Cichutko...
-Uciekaj.
-Nie zostawię Cię, Draco.
-Zrób to dla naszego dziecka.
-Draco...
-Cóż za wzruszająca scena-zaszydził ktoś, kto wyszedł właśnie z ciemnego kąta pokoju. Był to wysoki mężczyzna w ciemnej pelerynie z kapturem na głowie, którym okazał się Lucjusz Malfoy.-Miło mi Cię znów zobaczyć, Granger.  
-Powiedziałabym to samo, ale rodzice nie nauczyli mnie kłamać. Zostaw go w spokoju, nie chodzi Ci przecież o mnie. 
-A konkretniej rzecz biorąc, o to, co nosisz w sobie.
-TO jest moim dzieckiem i waż się go tknąć-warknął Draco, a kiedy próbował wstać mężczyzna machnął różdżką i chłopak syknął z bólu.
-Przestań!-krzyknęła dziewczyna.-Zabij mnie, ale jego zostaw.
-Już Ci mówiłem, że chodzi mi o, jak to nazwał ten plugawy zdrajca, dziecko.
-Jeśli zabijesz mnie, zabijesz też je. 
-Jak cudnie-mruknął i skierował różdżkę na Hermionę.-Avada Kedavra-zielone światło pomknęło w jej kierunku, jednak zanim dotarło, nawinęło się na Dracona, który stanął tuż przed nią, osłaniając ją tym samym przed śmiertelnym zaklęciem. Jego martwe ciało padło na ziemię.
-Nie!-kiedy klęknęła przed nim, sama było już martwa. 
-Nie!-budziła się zlana potem. Obróciła głowę czując na swoim policzku przyjemny dotyk czyiś chłodnych palców. Spojrzała w szaro-błękitne tęczówki i poczuła chęć, by znaleźć się w ramionach ich właściciela. 

(Perspektywa Draco)
Leżałem w swoim łóżku. Ostatnimi czasy sufit wydawał mi się coraz ciekawszy. A ten w nowym dormitorium zaskakująco spodobał mi się od razu. Znów usłyszałem starą śpiewkę Zabieniego. Czasem mam dość tego kolesia. Nie ogarniam go tak samo, jak nie ogarniam mugolskich powiedzeń. Bo jak rozumieć to: Kocham chłopców, ale ładnych, nie blondynów, tylko czarnych, bo blondyni bałamucą, pokochają i porzucą? Co ma kolor włosów do tego, jak trwałym jest się w związku? Nie pojmuję. Ale po co mam nad tym myśleć? I tak do końca życia będę sam. Żadna nie zechce kolesia, z taką przeszłością, jak moja. Wolałbym, żeby moja rodzina było mugolskiego pochodzenia, aniżeli  miałbym dostać Śmierciożercą. Po kilku minutach usłyszałem krzyk z sypialni Hermiony, więc udałem się tam. Trochę się przestraszyłem, nie powiem, że nie. Ale usłyszeć krzyk tej Gryfonki i się nie przestraszyć, to już trzeba być tylko Potterem. Na moje szczęście, szczęście, bo różdżkę zostawiłem na szafce nocnej, Hermiona miała tylko zły sen. Nie miałem serce patrzeć jak się męczy i przykucnąłem przy jej łóżku. Pogłaskałem ją po policzku. Obudziła się z głośnym krzyknięciem, a gdy na mnie spojrzała zobaczyłem w jej oczach strach. W tej chwili miałem ochotę przytulić ją do siebie i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, nawet nie mając pewności, że to prawda.
-Zły sen, co?-zapytałem patrząc na nią z troską. Chyba pierwszy raz w życiu mi się to zdarzyło.
-Przepraszam-szepnęła, a widząc moją zdziwioną minę, dodała:-Przepraszam, że Cię obudziłam.
-Tym razem Ci się upiekło, bo i tak nie spałem. Jest druga w nocy, więc może jeszcze się prześpisz, co?
-A mógłbyś zostać ze mną?
-Ale nie śpię na kanapie-ostrzegłem, a Hermiona uśmiechnęła się i przesunęła trochę. Położyłem się obok i przykryłem nas kołdrą. Odwróciła się do mnie plecami, a ja położyłem jedną rękę pod głowę i zacząłem się bawić jej włosami, natomiast drugą rękę przełożyłem przed jej talię i przyciągnąłem ją do siebie. Wzdrygnęła się trochę, ale i tak wtuliła we mnie.
(Perspektywa Hermiony) 
Bliskość Dracona wywołuje u mnie trochę dziwne uczucie. Bawił się moimi włosami. Wolałam nie myśleć o tym, że ten chłopak właśnie mnie tuli. Od meczu Quidditcha coraz częściej o nim myślałam. W pewnej chwili poczułam usta Malfoy'a na swojej szyi. Odwróciłam głowę. Jednak zamiast spojrzeć na niego, on przycisnął mi swoje usta do moich. Była lekko zdziwiona, ale za bardzo chciałam go pocałować, żeby nie oddać pocałunku. Różnił się od tego z rana i tego po eliksirach.
-Draco, ja tak nie mogę-przerwałam, kiedy ręce blondyna dotknęły mojego brzucha, Czy mój zdrowy rozsądek musi wracać w najciekawszej chwili.
-Przeprasza-w jego głosie usłyszałam lekki strach i niepewność.
-Nie przepraszaj.
-Ale może być między nami jak wcześniej?
-Jak mi nie dasz spać, to obiecuję, że jutro urządzę Ci piekło. Pozostawiam Ci wybór.
-Dobrano. Kolorowych koszmarków.
-Wzajemnie-pocałował mnie w policzek i przytulił do siebie. Zasnęłam dość szybko. Słyszałam jak oddycha spokojnie. Co parę chwil całował moje włosy. Kiedy zasypiałam on głaskał mnie po brzuchu. Co prawda nie przekraczał granicy, jaką była moja koszulka, ale i tak miałam gęsią skórkę od jego dotyku.

***

Udało mi się napisać do dzisiaj. Co prawda planowałam dodać rozdział dopiero w sobotę, ale że dzisiaj wracam już do domu i nudzi mi się w samolocie to piszę. Za błędy przepraszam. 
Kolejny rozdział powinien być już 18.08., ale dopiero w godzinach wieczornych.  
Zapraszam do komentowania.
PS Dla fanów pary Harry i Hermiona mam bloga z kontynuacją Harry i Hermiona.
Pozdrawiam,
Alex_x. 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Miniaturka 2.

Co nam pisane. 
Mam swoją wiarę, moją pasję
Moim piórem zapisana już kolejna strona
Ten, kto czuje może zawsze
Zapanować nad wszystkim, być ponad
Sam odnajdę gdzieś dla siebie mój ląd
Idę szlakiem mych nut
Wątpliwości stos odkładam w kąt
Choć to kruchy lód
(Mrozu - Co nam pisane)


   Po wojnie każdy się zmienił. Jedni na lepsze, drudzy zaś na gorsze. Dużo par, które przez całą wojnę była dla siebie wsparciem, rozstały się. Czarodzieje wyjeżdżali z Londynu do jak najdalej położonych miast Wielkiej Brytanii i nie tylko. Hermiona Granger była w tedy dziewczyną Ronalda Weasley'a. Jednak kiedy wojna dobiegła końca chłopak dostał propozycję podjęcia pracy jako obrońca w Harpiach z Holyhead, na której przystał, zostawiając w ten sposób Hermionę samą. Dziewczyna jednak długo nie rozpaczała nad tą stratą. Już po kilka miesiącach była szczęśliwą kobietą. A wszystko za sprawą jednego faceta, który obecnie jest jej mężem. Nie potrzebowali długo czasu, bo już po pół roku zostali małżeństwem.
   W ciągu pięciu lat życie wielu uczniów Hogwartu, którzy przed wojną kończyli swój szósty rok nauki oraz ich o rok młodszych kolegów, zmieniło się diametralnie. Po tym czasie profesor McGonagall postanowiła zorganizować bal zwycięzców dla uczniów, którzy w trakcie wojny byli na piątym, szóstym i siódmym roku nauki. Teoretycznie każdy potwierdził swoje przybycie. Bal odbywał się 2 maja o godzinie 18:00. Goście, którzy mieli już dzieci, zabierali je ze sobą. Przed osiemnastą przybyli prawie wszyscy. Brakowało tylko kilku osób, między innymi Harry'ego Pottera, Hermiona Granger, Pansy Parkinson i Dracona Malfoy'a. Po krótkiej chwili do Wielkiej Sali, przyozdobionej dzisiaj, jak za czasów szkoły weszła piękna, szczupła, długonoga szatynka ubrana w miętową sukienkę i dość wysokie szpilki tego samego koloru. Perfekcyjne kreski podkreślały jej czekoladowe oczy. Podeszła do profesor McGonagall i przywitała się z nią, po czym udała się do państwa Zabinich.
-Hermiona-ucieszył się Blaise, który na widok kobiety przerwał kłótnię ze swoją żoną, Ginny, niegdyś Weasley.-Miło Cię widzieć. Gdzie to się podziewa szanowny mężulek?
-Miał odebrać Scorpiusa od rodziców, bo coś im wypadło. Niedługo powinien być.
-Świetnie. Będzie z kim się napić.
-Ten tylko o jednym-Hermiona teatralnie wywrócił oczami, a w tym samym czasie do Wielkiej Sali wszedł Draco Malfoy w towarzystwie Harry'ego Potter i Pansy Parkinson. Na rękach Wybrańca siedział mały chłopczyk z brązowymi włoskami. Na oko miał gdzieś z trzy latka. Kiedy oni witali się z  McGonagall do stolika, przy którym siedziała Hermiona i państwo Zabini podszedł brat Ginny, Ron. Na jego widok Hermiona odwróciła wzrok i uśmiechnęła się widząc, kto podąża w stronę ich stolika. 
-Widzę, Hermiono, że nadal jesteś sama-dobiegł ją głos Rona przesiąknięty kpiną.
-Och, obudziła się w Tobie troska o moje życie?-zakpiła, wywołując na twarzy mężczyzny rumieniec wściekłości.
-Wiesz, proponowałem, żebyś jednak nie odchodziła. Wybrałaś samotność. Twoja strata. Ale jeśli chcesz...
-Mamo!-krzyknął czteroletni blondynek, który właśnie podbiegł do szatynki. Kobieta wzięła go na ręce i posadziła na swoich kolanach.
-Jak było u dziadków?
-Fajnie. Dziadek Lucjusz i dziadek George latali ze mną na miotle.
-Dziadek George latał z Tobą na miotle?
-No, a babcia Cyzia i babcia Jean zrobiły to dobre ciasto z truskawkami. Potem oglądaliśmy zdjęcia taty, jak był taki jak ja, a dziadkowie się szybko zasnęli. Tak powiedziały babcie. Potem babcia dostała telefon i musiała iść i zostawiła dziadka.
-Z dziadkiem, który jeszcze bardziej go schlał-mruknął  pod nosem Blaise za co dostał po głowie od żony. Zrobił przepraszającą minę i zwrócił się do dziecka:-Scorpius, gdzie jest tata?
-Mój czy Twój?
-Twój, mój już nie żyje.
-Jest z Voldemortem?
-W pewnym sensie. A Twój gdzie jest?
-Z wujkiem Snape'em. Powiedział, że zaraz przyjdzie.
-Ale ze Snape'em nikt nie stoi-zauważył Ron, a Hermiona szybko odwróciła głowę i natknęła się na szaro-błękitne tęczówki swojego męża. Męża, którego kochała od niepamiętnych czasów. Ubrany w zwykłe dżinsy i ciemną koszulę.
-Można skraść buziaka?-zapytał mężczyzna, po czym musnął usta żony, a potem pocałował synka w policzek i usiadł obok Blaise.-Czy z łaski swojej, Weasley, możesz przestać patrzeć się na mnie, jakby zabił Ci rodziców?-zakpił, widząc spojrzenie Rona.
-Fajnie jest zabawiać się zajętą dziewczyną, co, Malfoy?
-Wiesz, kiedy ja i Hermiona zaczęliśmy się spotykać, ty mogłeś o niej tylko pomarzyć.
-Na pewno-prychnął rudzielec. 
-Z tego co ja wiem, pod koniec szóstej klasy nie byliście razem.
-Co?!
-No, to-odpowiedziała Hermiona.-Jeżeli sądzisz, że byłeś pierwszym facetem, z którym się całowałam, to jesteś w błędzie. A moja rozpacz po tym jak odszedłeś, była tylko udawana. Nigdy, przenigdy Cie nie kochałam! I daj mi święty spokój!-krzyknęła, jednak czując mocniejszy uścisk syna, ściszyła głos.-Nie wiem, co sobie wyobrażałeś, myśląc, że Cie kocham. Byłem tylko pocieszeniem, ale nie ja to skończyłam. I wiesz, jestem Ci teraz za to wdzięczna, bo jeśli byś nie wyjechał, ja nie miałabym dzisiaj cudownego męża i syna. Nie mam Ci teraz tego za złe. 
-Kochanie, chcesz coś do picia?-zapytał Draco przerywając w ten sposób kłótnię swojej żony z jej byłym.
-Soku-odpowiedziała kobieta, po czym blondyn zwrócił się do syna pytając o to samo, a chłopiec poprosił o wodę. Po kilku minutach Malfoy wrócił razem z Harry'm, którego spotkał przy barze z napojami dla każdego. Przy stoliku siedziała również Pansy z małym brunetem, którego wcześniej trzymał Potter. Ron gdzieś się zmył, za co Draco dziękował Merlinowi. Bal trwał w najlepsze. Choć Hermiona nie chciała tańczyć byłemu Ślizgonowi udało się, po dwóch godzinach marudzenia wyciągnął ją na parkiet.-Zabiję się w tych butach-jęknęła, mając nadzieję, że mąż jej odpuści, jednak ten machnął różdżką zmieniając wysokie obcasy w zwykłe baleriny na płaskiej podeszwie. Na sali zaczęła grać wolna piosenka. Draco złapał Hermionę w talii i przyciągnął ją blisko siebie. Kobieta wtuliła się w niego i zaczęli kołysać się w rytmie muzyki.
-Pamiętasz nasz wspólny taniec podczas balu w szóstej klasie?-szepnął tuż przy samym uchu szatynki.
-Nigdy nie chciałam nawet zapomnieć-popatrzyła mu w oczy, a po chwili zatonęła w jego namiętnym pocałunku. Kiedy wrócili do stolika, co jakiś czas podchodzili dawni znajomi prosząc Hermioną do tańca. Kobieta rzadko się zgadzała, a jak już to wcześniej dostawała od męża długiego całusa. Przed 22 większość osób zaczęła się rozchodzić do domów. Zanim jednak wszyscy wyszli Harry zabrał głos.
-Mógłbym mówić teraz o wszystkim-zaczął-o tym jak mi miło, że mogłam Was znowu zobaczyć i spędzić ten czas. Mógłbym też mówić o wojnie, ale wiem, że rzadko kto lubi do tego wracać. Zanudziłbym Was swoim gadaniem i wszyscy pozasypialibyście na stojące, a tego raczej nie chcę. Chcę, żebyście byli świadkami, czegoś co już raz zrobiłem, jednak, przed własną głupotę zmarnowałem-Potter podszedł do Pansy, która siedziała jeszcze z innymi przy stoliku i uważnie wsłuchiwała się w przemówienie Wybrańca. Doznała wielkiego zaskoczenia, kiedy klęknął przed nią i wyciągnął granatowe pudełeczko.-Pansy Parkinson, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną?
-Harry, ja... Tak-szepnęła, po czym rzuciła mu się na szyję.
-Ale obiecaj, że tym razem nie uciekniesz mi z przed ołtarza.
-Obiecuje-w odpowiedzi czarnowłosy pocałował narzeczoną, a każdy obecny na Sali zaczął bić brawo.
-Tato, ja też chcę buziaka-oburzył się trzyletni brunet, który pojawił się obok Harry'ego i Pansy. Mężczyzna pocałował chłopczyka.  

***
Rok później
   Stał w kościele ubrany w czarny garnitur. Serce waliło mu jak szalone. Bał się jak cholera. Nie mógł normalnie myśleć. Całe ciało mu drętwiało. Uczucie, że zaraz kobieta, którą kocha, albo zostanie jego żoną, albo znów ucieknie jak przed czterema latami. Obok stał jego świadek, który co kilka chwil klepał go po ramieniu. Sam zastanawiał się jak to będzie tym razem. Czy wejdzie tutaj kobieta ubrana w białą suknię, czy też jej druhna, aby oświadczyć, że ślubu nie będzie. Ławki były pełne gości. W pierwszej siedziała żona jego świadka ze swoim synem oraz jego. Chłopcy uśmiechali się i przekomarzali. Kobieta posyłała mu co chwila promienny uśmiech, który miał m dodać otuchy. Po kilka minutach na sali pojawiła się piękna szatynka ubrana w białą suknię. Do ołtarza prowadził ją jej ojciec, a tuż za nimi szła świadkowa. Kiedy stanęła przy ołtarzy uśmiechnęła się promiennie do narzeczonego.
-Czy ty Pansy Elizabeth Parkinson bierzesz obecnego tutaj Harry'ego Jamesa Potter za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz, aż do śmierci?-zapytał ksiądz. 
-Ślubuję. 
-Czy ty Harry Jamesie Potterze  bierzesz obecną tutaj  Pansy Elizabeth Parkinson za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że jej nie opuścisz, aż do śmierci?
-Ślubuję.
-Na mocy nadanej mi przez Boga ogłaszam Was mężem i żoną. Macie obrączki?-Harry spojrzał na Dracona, który jako świadek miał je trzymać, ale ten tylko zrobił osłupiałą minę, a kiedy Potter posłał mu mordercze spojrzenie uśmiechnął się do niego głupio i wyciągnął z kieszeni marynarki dwie obrączki i podał czarnowłosemu, który jako pierwszy włożył ją na palec małżonki, a gdy ona zrobiła to samo ksiądz dodał:-Możesz pocałować pannę młodą-Harry przyciągnął do siebie swoją żonę i mocno pocałował. Wszyscy obecni zaczęli klaskać.