środa, 25 grudnia 2013

Miniaturka SPECJALNA

\Miniaturka jest napisana z perspektywy pierwszoosobowej.\
Magia Świąt


Kiedyś byłem człowiekiem bez serca. Teraz też nim jestem. Ale kiedyś moje serce było skute lodem, a dzisiaj jest przy NIEJ. Przy kobiecie, która w szóstej klasie ukradła mi je, ale wcześniej stopiła lód. Byliśmy razem przez całą szóstą klasą i wojnę, która nas rozdzieliła. Nie potrafiłem jej znaleźć, choć wiedziałem gdzie mam szukać. Wiedziałem kim jest, gdzie pracuje, gdzie mieszka. Miałem jej numer. Znałem jej stan cywilny. Wiedziałem wszystko, a tak mi się przynajmniej wydawało. Nasz związek od zawsze był skazany na rozpadnięcie i niejednemu na tym zależało. Ja byłem wtedy Śmierciożercą, a ona cudowną Gryfonką, która muchy by nie skrzywdziła. Ja miałem zabijać, torturować i patrzeć na cierpienie innych z cynicznym uśmiechem. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę skłoniło mnie do bycia Śmierciożercą. Nikt tego nie rozumiał. Nikt poza NIĄ. A wszystko zaczęła się razem z jedną z kłótni z Weasley'em. Pierwszy raz stanęła w mojej obronie. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Pierwsze święta, które spędziłem w Hogwarcie spędziłem z NIĄ. Nigdy nie żałowałem swoich wyborów, aż do czasu, w którym wyjechała. Po wojnie zacząłem pracę w Ministerstwie Magii, jak auror. Jak na złość Weasley musiał być moim szefem. Potter był za to jego szefem. I w ten sposób byłem podwładnym dwóch największych kretynów, jacy chodzili po tym świecie. Potter poniekąd zaczął się zmieniać i duża w tym zasługa Pansy, która zaczęła go zmieniać na milszego dla innych. Na tydzień przed świętami musiałem ruszyć się do gabinetu szefa. Znając życie, gdyby zechciał zaszczycić go moim przybyciem później po moim urlopie byłyby nici. Znowu zostałbym na  święta w pracy, a tak mogę je spędzić z dala od Londynu, od rodziców naciskających, żebym znalazł sobie żonę. Wszedłem do gabinetu Weasley'a jak to miałem w zwyczaju bez pukania, przez co raz przyłapałem go na całowaniu się z sekretarką Pottera. Siedział za biurkiem i gdy wszedłem spojrzał na mnie znad sterty papierów.
-Czego, Malfoy?-warknął.
-Podanie o urlop-oznajmiłem i położyłem na biurku podanie.
-Urlop? Urlop dostaniesz kiedy dokończysz sprawę. A pragnę Ci przypomnieć, że miałeś jechać w tej sprawie do Nowego Jorku.
-Gdy skończę sprawę dostanę urlop?
-O ile skończysz.
-Świetnie, jutro lecę do Nowego Jorku.
-Malfoy, ale jeżeli do końca tego roku nie zobaczę protokołu osobiście zadbam o to, żebyś stracił  pracę.
Następnego dnia byłem już w Ameryce. Nowy Jork wcale nie był miastem, za którym można by tęsknić. Zwykłe szare miasto przepełnione tłumem ludzi, którzy śpieszą się gdzie i sami nie wiedzą gdzie. Śnieg, którego nadmiar jest w Londynie tutaj nie zajrzał. Co to za święta bez śniegu? Idąc jedną z ulic miasta oglądałem witryny sklepów. Tylko po nich widać byłe, że idą święta. Czekało mnie jeszcze dzisiaj spotkanie z szefem tutejszego Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Idą do Ministerstwa,  które swoją drogą było strasznie niewidoczne dla mugoli, tak bardzo, że aż wcale, zastanawiałem się kim jest tutejszy szef. Miałem tylko nadzieję, że nie jest drugim Potterem. Gmach Ministerstwa był jednak dobrze strzeżony. Wewnątrz nie różnił się niczym od tego w Londynie. Kazali mi wjechać na trzecie piętro i tam pytać o szefa.
-Dzień dobry, ja byłem umówiony z szefem-oznajmiłem recepcjonistce departamentu prawa. Była to zgrabna i ładna szatynka z niebieskimi oczami.
-Pana godność?
-Draco Malfoy.
-Z Ministerstwa w Londynie?
-Tak.
-Szefowa kazała panu przekazać, że zaraz przyjdzie i prosiła by pan poczekał tutaj na nią.
-Dziękuję-Merlinie wszędzie gdzie mnie nie poślą to kobieta musi być szefem.
-Daj mi święty spokój!-krzyknęła kobieta, która po pięciu minutach wyszła z windy. Tuż za nią wyszedł jakiś  mężczyzna w garniturze. Kobieta miała na sobie czarne rurki, białą koszulkę, na niej marynarkę i tenisówki. Jej brązowowłosy pozwoliły mi od razu skojarzyć ją z dziewczyną, którą kiedyś znałem.
-Ale dlaczego nie chcesz się ze mną umówić?-zdziwił się mężczyzna. Szatynka poznała mnie i posłała proszące spojrzenie. Nigdy nie potrafiłem mu się oprzeć i chyba wciąż tak jest.  Podszedłem do niej i objąłem w talii patrząc mężczyźnie wyzywająco w oczy.
-Nie umówi się z Tobą, bo ma zajęty grafik do końca życia-odpowiedziałem.
-To z Tobą byłam umówiona?-zapytała szatynka.
-Ze mną, szefowo.
-Mogłeś napisać.
-Taka mała niespodzianka-zaśmiała się i poprowadziła mnie do swojego gabinetu.
-Dziękuje Ci, Draco. On się nie potrafi odwalić-stwierdziła siadając za biurkiem i wskazując gestem, żebym zrobił to samo.
-Czyżby Hermiona Granger nie potrafiła sobie poradzić z nachalnym pracownikiem?
-Bardzo śmieszne. Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
-Zgodzisz się na kolację, na którą Cie właśnie zapraszam.
-Zgoda.
Pod wieczór, kiedy siedział sam na kanapie w salonie mieszkania, które Ministerstwo dla mnie wynajęło myślałem nad tym co mogłem kiedyś zrobić, żeby dzisiaj być  szczęśliwym człowiekiem. Spojrzałem na zegarek i szybko wstałem. Miałem tylko dziesięć minut do spotkania z Hermioną. Założyłem szybko granatową koszulę z rękawem 3/4 i czarne dżinsy. Teleportowałem się pod restaurację, gdzie byliśmy umówieni. Stała już przed wejściem. Podszedłem do niej i uśmiechnąłem się, co odwzajemniła. Pierwszy raz wielu lat czułem się naprawdę szczęśliwy. Nie chciałem, żeby ten wieczór tak szybko się skończył i chyba ktoś się nade mną zlitował, bo po kolacji wylądowaliśmy w moim mieszkaniu, a konkretniej w sypialni.
-Chyba pierwszy raz od paru lat budzę się z myślą, że będzie inaczej-szepnąłem do Hermiony rano, kiedy oboje obudziliśmy się wtuleni w siebie.
-Może być, jeżeli tylko będziesz chciał.
-To trochę dziwne, bo kiedy staram się Ciebie znaleźć  nie udaje mi się, a kiedy rzucam to ty sama się znajdujesz. Czemu przez ten cały czas nie dawałaś znaku życia?
-Bo się bałam. Bałam się, że facet, którego kocham mógł nie przeżyć tej wojny, że jeśli przeżył to teraz mnie znienawidzi, bo zdecydowałam się urodzić jego dziecko.
-Byłaś ze mną w ciąży?
-Byłam. I uprzedzając Twoje kolejne pytanie. Jesteś ojcem.
-Wróć ze mną do Londynu. Wyjdź za mnie.
-Choćby zaraz.
Ale nasz ślub odbył się 24 grudnia. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że mam cudowną żonę i cudownego syna. Scorpius przez całe święta mówił jak bardzo cieszy się z prezentu jaki oboje z Hermioną mu daliśmy, a prawda była taka, że to Hermiona dała prezent nam obojgu. Następne święta znów były czasem, kiedy to ona rozdawała prezenty. Moim była moja kochana księżniczka, Julia, a Scora siostra, którą kochał ponad życie. A w te święta, czyli równe 20 lat po tym jak odzyskałem rodzinę, mój syn i córka wzięli ślub z ludźmi do których wraz z Hermioną jesteśmy już przywiązani.

***
Dobry wieczór. Mam dla Was taką se miniaturkę. Wcale się nie zdziwię, jak napiszecie, że jest nudna. Trudno, ale mi się też tak wydaje. 
Kto ma trochę śniegu na święta? Chętnie kupię!!!

Pozdrawiam, 
Alex_x. 

2 komentarze: