niedziela, 12 lipca 2015

Miniaturka 16.

Harry Potter po wojnie był innym chłopakiem niż przed nią. Przez to, że Ron oskarżył go o śmierć Freda stracił i przyjaciela i przyjaciółkę. Doskonale wiedział, że Hermiona nie chciała skończyć ich przyjaźni, ale wiedział, że Weasley też się zmienił. On sam zaczął się zadawać z Draconem Malfoy'em i Blaisem Zabinim. Cały Hogwart był zdziwiony nagłym rozpadem Świętej Trójcy Gryffindoru. Jeszcze z większym szoku byli, kiedy Harry zaprzyjaźnił się z Malfoy'em i Zabinim. Wszystko zaczęło się zmieniać. Potter częściej siedział przy stole Slytherinu, na lekcjach siedział praktycznie tylko ze Ślizgonami, tylko czasem z Gryfonami. Kłopoty z treningami Quidditcha były już przeszłością.
Tego dnia Harry, Draco i Blaise wchodzili do Wielkiej Sali byli świadkami kłótni Hermiony i Rona. Potter mimo woli uśmiechnął się do siebie.
-Siadasz z nami?-zapytał Blaise.
-Nie, usiądę u siebie-odpowiedział Wybraniec, wciąż patrząc na Granger i Weasley'a.
-Jak chcesz. Widzimy się później?
-Tak-Harry usiadł przy stole Gryffindoru i od razu nałożył sobie kolacje na talerz. Jednak zamiast jeść dzióbał  widelcem i patrzył na kłócącą się parę. Nienawidził Rona odkąd zabronił mu zbliżania się do Hermiony. Nie robił tego, bo wiedział, że jeśli to zrobi, Weasley wyjawi jej coś czego on wolał, żeby nie słyszała. A prawda była taka, że Harry Potter był nieodwracalnie zakochany w Hermionie Granger. Nigdy tego nikomu nie powiedział, jednak Ron dowiedział się tego, gdy niszczyli ostatni horkruks Voldemorta, a Hermiona próbowała znaleźć Ginny i Lunę, które nie wróciły do Londynu. Weasley był wściekły na przyjaciela, że ten wiedząc, iż ten kocha ich przyjaciółkę, też się w niej zakochał. Dlatego oskarżył go o śmierć Freda i zakończył przyjaźń.
-Myślisz, że komuś będzie zależało na takiej szlamie jak ty!-warknął Ron do Hermiony, a w jej oczach pojawiły się łzy. Wybiegła z Wielkiej Sali, a Weasley z cynicznym uśmiechem na twarzy usiadł na swoim miejscu. Harry ostatkiem sił powstrzymał się od strzelenia rudemu w łeb. Od stołu Slytherinu patrzył w jego stronę Draco, a jego lewa brew podjeżdżała do góry. Uśmiechnął się lekko i zajął jedzeniem. Obiecał sobie, że jeszcze dzisiaj porozmawia z Hermioną. Wystarczyło tylko wejść do Pokoju Wspólnego Prefektów i zapukać do jej dormitorium. Razem z Blaisem często spotykali się z Draco, który był drugim Prefektem Naczelnym. Skończył jeść swoją kolacje i wyszedł z Draconem z Wielkiej Sali.
- To co, idziesz do mnie? - zapytał Malfoy.
- Chciałem pogadać z Hermioną.
- Harry, gadaliśmy o tym. Wesley ukręci ci łeb, jeśli się tylko do niej zbliżysz. Mało Ci upokorzeń? Chcesz, żeby cały świat dowiedział się, że całą szkołe byłeś zakochany w przyjaciółce?
- On jej nie kocha.
- Co wcale nie przeszkodzi mu w upokorzeniu Cie.
- Ale...
- Nie bądź jak dziecko.
- Dobra, obrażam się na Ciebie - oznajmił Harry i obrócił się od przyjaciela zakładając ręce na piersi. Draco zaśmiał się cicho i poklepał go po plecach. Wypowiedział hasło do Pokoju Wspólnego Prefektów i wszedł razem z Wybrańcem do środka.
- Dalej jesteś obrażony?
- Nie odzywaj się do mnie, kolego.
- Więc jestem Twoim kolegą? - uśmiechnął się drwiąco i usiadł na kanapie.
- Jak ludzie z Tobą wytrzymują?
- To dzięki mojej cudownej osobowości, seksownemu ciału. Prawda, Granger? - Hermiona przechodząc obok niego pokręciła głową z politowaniem. - Mówię Ci, ona nie potrafi się mnie oprzeć - zwrócił się do Harry'ego.
- Malfoy, proszę Cie, nie ja latam za tobą wzrokiem - odparowała Gryfonka, zajmując miejsce na podłokietniku kanapy.
- Oh, jasne mnie będziesz o to oskarżać? Nie lataj po Pokoju Wspólnym w tej krótkiej koszuleczce do spania - stwierdził, obserwując jak na twarzy szatynki pojawiają się rumieńce. Harry siedzący na fotelu naprzeciw kanapy dławił się próbując powstrzymać się od śmiechu. - Czego się śmiejesz? Chyba nigdy nie widziałeś jej nóg - Potter posłał mu wściekłe spojrzenie.
- Co jest nie tak z moimi nogami? - zdziwiła się Hermiona.
- Nie wiem czy nie dostane po mordzie.
- Od kogo?
- Weasley.
- A czy on tutaj jest?
- Masz zgrabne nogi. Co nie, Harry?
- Lepsze niż te modelki w gazetach Malfoy'a - odpowiedział Potter i uśmiechnął się szeroko na widok miny Dracona.
- To było Twoje i Zabiniego.
- Mnie w to nie mieszaj. Byłem pewny, że masz jakiś problem.
- Chcę wiedzieć o czym mówicie? - zapytała Hermiona na co obaj zaśmiali się głośno.
- W pociągu do szkoły po przerwie świątecznej Blaise znalazł u Dracona bardzo ciekawą gazetkę - odpowiedział Potter.
- Wrobiliście mnie w to - bronił się blondyn.
- Wcale nie.
- Jasne, uśmiechaliście się wtedy jak idioci.
- On jest do tego zdolny - mruknęła Hermiona spuszczając głowę.
- Ha, wiedziałem - wykrzyknął Draco wyraźnie szczęśliwy. - Musisz mi coś o nim powiedzieć.
- Niby co?
- To prawda, że miał kiedyś dziewczynę?
- Wiem, że spotykał się z Ginny.
- Siostra przyjaciela?
- Twoja też jest całkiem ładna - stwierdził Harry, doskonale wiedząc jak wkurzyć Ślizgona.
- Wara od mojej siostry - warknął do niego i rzucił w niego poduszką.
- Masz siostrę? - zapytała Hermiona, nagle zainteresowana życiem Malfoy'a.
- Taa, młodszą. A ten psychopata mówi o niej jak o kimś z kim mógłby się umówić.
- Malfoy, Natalie ma osiemnaście lat - przypomniał mu Harry.
- Co Ci nie daje prawa, żeby tak o niej mówić.
- Rany, Blaise się z nią umawia i co?
- Coś ty powiedział? Zabini i moja siostra?
- Wyraźnie się przesłyszałeś. Mówiłem, że Blaise kupił jej kiedyś lizaka.
- Wiem co słyszałem.
- Daj spokój, całe życie nie możesz jej chronić.
- Właśnie, że tak - warknął i podniósł się z miejsca, aby ruszyć do swojego pokoju.
- Nie zachowuj się jak dzieciak.
- Spadaj, Potter - zatrzasnął za sobą drzwi  i przeklnął coś jeszcze głośno.
- Może powinieneś za nim iść - zasugerowała dziewczyna.
- Raczej nie. Musi sobie to przetrawić - stwierdził pewnie. Przesiadł się na kanape i spojrzał na Hermionę. - Wszystko w pożądku? - zapytał.
- Tak, dlaczego pytasz?
- Słyszałem jak kłóciłaś się z Ronem.
- To nie...
- Nie kłam, prosze. Znam Cie czy ci się to podoba czy nie.
- Nie kłamię.
- Jak długo będziesz...
- A co Cie to tak nagle interesuje? Zaraz po wojnie miałeś mnie gdzieś. Wiem co o mnie myślałeś.
- Co ja myślałem? Skąd możesz...
- Ron mi powiedział o czym rozmawialiście.
- Tak? Powiedział Ci jak bardzo mnie nienawidzi, bo lepiej się z tobą dogadywałem? Powiedział Ci jak bardzo mi na tobie zależało? Nie. Powiedział Ci, że byłaś mi potrzebna, żeby wygrać, że zabiłem Freda, że przeze mnie straciłaś rodziców. Fakt, bo to była moja wina. Gdybym się poddał miałabyś rodziców. Gdybyś mnie nie poznała, Twoje życie byłoby dużo lepsze.
- O czym ty mówisz?
- Sądzisz, że byłbym w stanie nazwać cie szlamą?
- Nazwałeś - mruknęła cicho i podniosła się z miejsca, aby odejść do swojego pokoju. Harry jednak nie zamierzał tak łatwo dać jej odejść. Nie tym razem. Wszedł za nią do pokoju, zanim zamknęła drzwi i złapał ją za łokieć. Patrzyła na niego z łzami w oczach.
- Kiedy to powiedziałem? - zapytał cicho.
- Kiedy siedziałeś z Ronem w Norze, a zaraz potem wyszedłeś. On mi powiedział.
- Kochasz go?
- Czemu zmieniasz temat?
- Chcę wiedzieć.
- Harry, prosze...
- Czemu mi nie odpowiesz?
- Bo nie umiem. Kochałam Ciebie, ale ty...
- Nigdy bym cie skrzywdził - oznajmił i złapał jej twarz w dłonie.
- Dlaczego on miałby kłamać?
- Kochał Cie, przynajmniej tak mówił. Był na mnie wściekły, że coś dla mnie znaczysz.
- Nie kłamałby aż tak. Nie chciałby, żebym płakała.
- Pozwoliłaś, żeby cie pocieszał. Mogę Cie nawet na kolanach błagać, żebys mi uwierzyła. Zrobię wszystko.
- Przytul mnie - poprosiła cicho. Chłopak przytulił ją do siebie mocno i poczuł jak jej łzy moczą mu koszulkę. Głaskał ją po plecach i szeptał uspakajające słówka do jej ucha. Po kilku chwilach podniosła głowę i patrząc mu w oczy, przycisnęła nieśmiało swoje usta do jego. Przymknął oczy i odpowiedział na jej pocałunek. Był delikatny i subtelny. Taki jakiego zawsze się spodziewał. Gryfonka popchnęła go na łóżko, tak aby na nim leżał, choć jego stopy wciąż dotykały podłogi. Usiadła okrakiem na jego biodrach, nie przestając całować chłopaka.
- Hej, hej, kochanie nie tak szybko - poprosił, kiedy dziewczyna włożyła mu ręce pod koszulkę.
- Przepraszam - szepnęła i spróbowała zejść z chłopaka, który trzymał ją mocno przy sobie.
- Nie przepraszaj. Nic nie zrobiłaś.
- Nie chciałam...
- Nic nie zrobiłaś, maleńka. Nie chcę, żebyś później czegoś żałowała - oznajmił i przytulił dziewczynę do siebie.
- Zostań ze mną na noc - poprosiła cicho, wtulając się w klatkę piersiową chłopaka.
- Chcesz porozmawiać, aniołku?
- Nie, chcę, żebyś tu był.
- Jestem i nigdzie nie idę.
- Brakowało mi Ciebie.
- Mi Ciebie też. Nie potrafię patrzeć jak on cie niszczy.
- Zgodziłam się za niego wyjść.
- Kochasz go?
- Nie. Ja... bałam się zostać sama.
- Nigdy nie byłabyś sama, aniołku. Obiecuję - szepnął, przytulając Gryfonkę mocniej. Podniósł się wyżej, na poduszki, ściągając z siebie i Hermiony buty. Otulił ich kołdrą i pocałował dziewczynę w czubek głowy. - Nie chcesz się wykąpać? - zapytał.
- Poczekasz tu na mnie?
- Poczekam - obiecał, a dziewczyna podniosła się z łóżka i podeszła do szafy, z której wyciągnęła czarną koszulkę. Zanim wyszła, pocałowała Harry'ego w usta i udała się do łazienki. Potter wstał z łóżka i podszedł do biurka, gdzie stało kilka ramek na zdjęcia i albumy. W ramkach znajdowały się magiczne zdjęcia, głównie kiedy jeszcze on, Hermiona i Ron trzymali się razem. Były też zdjęcia z Bożego Narodzenia w trakcie wojny, które spędzili w kwaterze Zakonu. Chwycił jeden z albumów i otworzył na pierwszej stronie. Na wielu zdjęciach był on i Hermiona z poprzednich latach, ale kiedy przewrócił na ostatnią stronę zobaczył jego ulubione zdjęcie. Przedstawiało jego i Granger tarzających się w śniegu na błoniach Hogwartu. Było to jedyne magiczne zdjęcie w albumie. Harry doskonale pamiętał, kiedy zostało zrobione. Kilka dni przed wyjazdem do domu na święta w szóstej klasie Hermiona i Harry wyszli sami do Hogsmead, bo Ron odrabiał szlaban u McGonagall. Uśmiechnął się do tego wspomnienia. Już wtedy czuł, że Hermiona nigdy nie będzie mu obojętna i mimo, że starał się przekonać samego siebie, że może pokochać Ginny, to Granger zaprzątała jego myśli.
- Nieładnie grzebać komuś w rzeczach, panie Potter - usłyszał rozbawiony głos Gryfonki. Obrócił się do niej i wypuścił album z rąk. Hermiona stała przed nim w jego koszulce i związanymi w koka włosami.
- Jeżeli tylko w tym chodzisz przy Draco, zastanowię się czy on nie jest gejem - oznajmił poważnie, podnosząc album i odstawiając go na biurku. Podszedł do dziewczyny i dotknął delikatnie jej policzka.
- Dostałam od niego nieraz opieprz, że chodzę przy nim rozebrana - wyszeptała i przygryzła dolną wargę.
- Wcale się nie dziwię. Jak dla mnie ta koszulka jest spoko, ale jeśli tylko przy mnie w niej chodzisz.
- Czyli muszę znaleźć inną piżamę?
- Mogę Ci dać moje szorty, ale jestem pewny, że będą dużo za dużo.
- Kupię sobie jakieś - obiecała i położyła ręce na torsie chłopaka.
- Do tej pory dam ci dłuższą koszulkę.
- Znajdziesz coś dłuższego, żeby sięgało dalej niż ta.
- Oh, napewno, maleńka.
- Czyli dłuższe niż do połowy ud?
- Przynajmniej do kolon.
- Niech Ci będzie. Ale teraz bądź tak miły i rozbierz się.
- Proponujesz mi coś? - mruknął rozbawiony, na co Hermiona zaśmiała się cicho i pokręciła głową. Włożyła ręce pod koszulkę Gryfona i podwinęła ją do góry.
- Do tyłu - nakazała, a Harry posłuchał jej i cofnął się o kilka kroków, pochylając do przodu. Granger ściągnęła z Wybrańca koszulkę i przewiesiła ją przez oparcie kanapy. Chłopak patrzył rozbawiony na Gryfonkę, która z rumieńcami obserwowała jego tors. Musiała przyznać, że miał się czym pochwalić. Idealnie wyrzeźbione mięśnie na piersi i brzuch z zarysowanym kaloryferem. Miał szerokie barki i mocne ramiona, w których czuła się tak bezpiecznie. Spodnie wisiały mu nisko na wąskich biodrach, ukazując gumkę bokserek.
- To co teraz? - zapytał z zadziorny uśmiech.
- Teraz, jeśli chcesz możesz się do końca rozebrać i położyć spać - oznajmiła z lekkim uśmiechem, poczym ruszyła do łóżka. - Na kanapie - dodała, na co Harry spojrzał na nią zaskoczony. Wiele mógłby spodziewać się po Hermionie, ale nie tego, że będzie kazała mu spać na kanapie. Miał okazje już spać na kanapach w dormitoriach prefektów i doskonale wiedział, że są okropnie niewygodne.
- Żartujesz, prawda? - zapytał z nadzieją w głosie. Gryfonka obróciła się w jego stronę z lekkim uśmiechem.
- Prawda - odpowiedziała i weszła do łóżka. Odrazu przykryła się kołdrą i spojrzała wyczekująco na chłopaka. Ściągnął z siebie spodnie i skarpetki, poczym położył się szybko obok dziewczyny.
- Przytul się - zaproponował, rozkładając ramiona, w które po chwili wtuliła się Hermiona.
- Nie sądziłam, że znowu będę mogła się do Ciebie przytulić - wyznała, układając się wygodniej na jego torsie.
- Jeśli o mnie chodzi, mogłabyś się przytulać całe życie. Ale teraz powinnaś iść spać - zauważył, kiedy ziewnęła w jego tors.
- Dobranoc, Harry.
- Dobranoc, kochanie - odpowiedział i pocałował ją delikatnie w czubek głowy.
                                              |||ΩΩΩ|||
Hermiona obudziła się w doskonałym humorze, jednak kiedy tylko uświadomiła sobie, że jest sama w pokoju, zmarkotniała. Zwlekła się z łóżka i podeszła do szafy, z której wyciągnęła granatową, dżinsową sukienkę, zapinaną od przodu. Przebrała się szybko i wyszła z pokoju. Drzwi z pokoju Malfoy'a były uchylone, więc mogła zobaczyć, że Draco jeszcze śpi, a przynajmniej tak jej się wydawało. Weszła do łazienki i szybko wymyła zęby i uczesała się. Idąc przez korytarz zastanawiała się  dlaczego Harry wyszedł zanim się obudziła.
- Jak mogłeś mi to zrobić? - usłyszała, kiedy doszła do Wielkiej Sali i usiadła na swoim miejscu. Przy stole Slytherinu Blaise stał pochylając w kierunku Harry'ego, ktory spokojnie próbował jeść śniadanie.
- Uspokój się, Blaise i  usiądź - poprosił cicho Gryfon.
- Nie miałeś prawa!
- I tak miałeś mu powiedzieć, więc nie wiem o co tyle krzyku.
- On się wścieknie, Potter. Albo już to zrobił.
- Nic Ci nie zrobi, kretynie.
- Zabije Cię, ale wcześniej powiesze na Wieży Astronomicznej, żeby cie przegwizdało - zagroził Ślizgon, łapiąc Pottera za poły jego koszuli.
- Blaise, zostaw go - nakazał Draco, pojawiając się obok przyjaciela. Zabini puścił Harry'ego i usiadł na swoje miejsce. Malfoy zajął miejsce obok czarnowłosego. Hermiona westchnęła cicho i nałożyła na swój talerz tosty. Blondyn mówił coś do Blaise'a, na co ten co jakiś czas posyłał Potterowi wściekłe spojrzenie. Gryfonka spuściła wzrok, kiedy do Harry'ego dosiadła się Pansy Parkinson. Zaczęła się zastanawiać co tak naprawde czuje Wybraniec. Wczoraj był tak blisko niej i traktował jak księżniczkę, a teraz flirtował z jakąś Ślizgonką.
- Co takiego zrobił ci ten tost, że tak go potraktowałaś? - zapytała ze śmiechem Ginny, siadając obok przyjaciółki.
- Żył - warknęła i wypiła kilka łyków kawy.
- Zła noc?
- Noc świetna, poranek znacznie gorszy.
- Znowu Ron?
- Nie, poprostu od rana nic nie idzie po mojej myśli. A co miałaś na myśli pytając o Rona?
- On spędził noc z Brown. Powinnaś z nim zerwać, a nie pozwalasz mu się tak traktować. A jeśli się boisz, że się od Ciebie odwrócimy, to bądź spokojna, zawsze będziesz dla mnie jak siostra.
- Zerwę z nim - oznajmiła i spojrzała na stół Ślizgonów, gdzie Harry właśnie obejmował Parkinson, uśmiechającą się do niego. Ginny spojrzała w tym samym kierunku, co przyjaciółka i zmarszyła ze zdziwienia brwi. Ona sama musiała przyznać, że Harry bardzo się zmienił odkąd zaczął zadawać się ze Ślizgonami. Czasem wydawało jej się, że on czuje się jak wśród swoich. Jednak nie mogła mu się też dziwić. Wiedziała, że większość Gryfonów odwróciła się od niego. Kiedy Harry pocałował Parkinson w czubek głowy, Hermiona gwałtownie podniosła się od stołu i ruszyła do wyjścia. Weasley podejrzewała, że jej przyjaciółka tęskni za Potterem, albo nawet czuje do niego coś więcej, więc wcale nie dziwiło ją jej zachowanie. Granger przy wyjściu z Wielkiej Sali natknęła się na Rona w towarzystwie Lavender.
- Gdzie idziesz? - zapytał, nawet się z nią nie witając.
- Z nami koniec - oznajmiła, ignorując pytanie, jakie jej zadał. Zsunęła z palca pierścionek zaręczynowy i wcisnęła mu go do ręki, poczym ruszyła korytarzem Hogwartu do wyjścia z zamku. Po chwili poczuła, jak ktoś łapie ją za łokieć, więc wyszarpała go i przyspieszyła.
- Zaczekaj, Hermiona - poprosił Harry i ponownie złapał dziewczynę, tym razem w talii i przyciągnął do siebie. - Czemu ode mnie uciekasz?
- Ja? Wydaje ci się, Potter - warknęła zirytowana, próbując uwolnić się z uścisku Gryfona.
- Hermiona, skarbie, nie wiem co sobie ubzdurałaś w tej ślicznej główce, ale cokolwiek zobaczyłaś w Wielkiej Sali nie było tym na co wyglądało.
- Oh, no jasne. W końcu jako Wybraniec masz prawo do flirtowania z każdą dziewczyną, która ci spodoba?
- Ja z Pansy nigdy nie flirtowałem. Ona ma chłopaka, jest z nim w ciąży. A mi się nie śni zdradzanie przyjaciela ani dziewczyny.
- A więc masz dziewczynę? - Harry zaśmiał się cicho, co jeszcze bardziej zirytowało dziewczynę. Wykorzystując fakt, że Potter nieco rozluźnił uścisk, wyrwała mu się i stanęła przed nim z rękoma założonymi na piersi. - Powiedz o co Ci chodzi i zostaw mnie w spokoju, dobrze?
- Tego właśnie chcesz?
- Nie, ale czy to ma znaczenie? Nie chcę, że moje życie wyglądało właśnie tak. Chcę kogoś, kto by mnie kochał.
- Ja cie kocham - oznajmił i podszedł do dziewczyny, która cofnęła się, aż dotknęła plecami ściany. Nachylił się nad nią, opierając ręce po obu stronach jej głowy. - Naprawde Cie kocham.
- Ja ciebie też - wyszeptała i pocałowała go delikatnie w usta. Objęła rękoma jego szyje i wplątała palce we włosy. Harry przycisnął ją do siebie i pogłębił pocałunek.
- No, Potter, myślałem, że już nigdy tego nie zrobisz - usłyszeli rozbawiony głos Dracona, który opierał się barkiem o ściane.
- Weź się, Malfoy stąd - warknął Harry.
- Co się tak spinasz? Ja tylko przenosze informacje. Blaise chce z tobą porozmawiać.
                                    ฯθθฯฯ
(Dwanaście lat później)
- James, wracaj tutaj! - krzyknęła szatynka, patrząc na swojego ośmioletniego syna, który aktualnie biegł przez alejke parku, zmierzając w strone wysokiego, czarnowłosego mężczyzny, blondyna i szatyna równych wzrostów. Obok niej siedziały jej przyjaciółki ze śmiechem obserwując jej syna.
- Musisz przyznać, Hermiono, że James to urodzony Ślizgon - stwierdziła rudowłosa.
- I tego się boję - mruknęła pani Potter, patrząc jak James wpada w ramiona ojca i obejmuje go wokół szyi.
- On jest zbyt podobny do Harry'ego - zauważyła brunetka.
- Twoja córka też jest podobna do tatusia - zaśmiała się szatynka. Trójka mężczyzn podeszła do kobiet i każdy z nich pocałował swoją żone w policzek. Harry wcisnął się obok Hermiony, Theodor Nott usiadł przy Ginny, a Draco wziął Pansy na swoje kolana. James usiadł na kolanach swojego ojca i przytulił do niego.
- Chodźcie gdzieś na kawe - zaproponował Malfoy, a młody Potter od razu pochwycił pomysł swojego ojca chrzestnego, mówiąc o swoich ulubionych lodach. - Właściwie, to gdzie zgubiłaś Alexa? - zapytał Hermionę, kiedy szli w strone jednej z najlepszych kawiarni w Londynie.
- U moich rodziców. Wczoraj razem z Harrym wymyślili sobie, że dziadkowie powinni pobyć ze swoim najmłodszym wnukiem - stwierdziła, z przekąsem patrząc na męża, który obejmował ją ramieniem w talii.
- Bardzo mądrze, Harry - pochwalił przyjaciela, na co wszyscy poza brunetem i blondynem wybuchnęli śmiechem. Hermiona spojrzała na męża, który uśmiechał się do przyjaciela. Była szczęśki mając go przy sobie. Kiedyś bała się, że straci wszystko co miała, jednak dzięki Harry'emu zyskała, i to wiele. Odzyskała rodziców, zaprzyjaźniła się ze Ślizgonami, a przede wszystkim ma dwóch cudownych synów. Wzięła ślub z Harrym po roku od skończenia szkoły, a trzech latach urodziła Jamesa. Doskanale pamiętała zdziwienie Pottera, kiedy dowiedział się, że zostanie ojcem. I mimo, że od sześciu lat już nim był na wieść o drugiej ciąży był tak samo zdziwiony.
- Coś się stało, kochanie? - zapytał, patrząc uważnie na żone.
- Kocham Cie - odpowiedziała cicho, przytulając się do niego.
- Ja ciebie też.
- A ja? - wykrzyknął James.
- Ciebie też wszyscy kochają, młody - zapewnił Theodor, uśmiechając się do chłopca, na co ten odpowiedział tym samym. Harry wiedział, że właśnie tego pragnął przez całe swoje życie.

Dobry wieczór! Przybywam do Was z kolejną miniaturką. Tym razem nie jest to Dramione, ale mam nadzieje, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam,
Alex_x.

niedziela, 28 czerwca 2015

Miniaturka 15.

Stałem na samym końcu ogromnego tłumu ludzi, przypatrując się widokom okolicy, w jakiej się znajdowaliśmy. Ściskałem drobną rączke mojego synka, który ze zniecerpliwieniem kopał butem dołki w piasku. Przedziwnie wyglądał w ciemnych, eleganckich spodniach na szelkach, granatowej koszuli, schowanej w spodnie i szarej marynarce. Sam ledwo przywykłem do noszenia garniturów, a mój pięcioletni syn w ciągu ostatnich miesięcy nosił go zaskakująco często. Tuż przede mną stała Natelie ubrana w beżową sukienkę do połowy ud z koronkowymi wykończeniami i wysokie szpilki pod kolor. Blond włosy związane miała w kucyk. Natalie była drugą żoną mojego najlepszego przyjaciela i zupełnie różniła się od swojej poprzedniczki. Ona była łagodna, pogodna i zawsze uśmiechnęta. Tylko raz w ciągu trzech lat ich małżeństwa udało nam się doprowadzić ją do krzyku. Nie można było zarzucić jej niczego.  Może poza urodą, która była zdecydowanie anielska. Jasna karnacja, łagodne rysy twarzy, pełne czerwone usta ze ślicznym uśmiechem i brązowe, zawsze radosne oczy, teraz przyglądające mi się z zamyśleniem.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - zapytała, a jej bezpośredniość rozbiła mnie na łopatki. To była jej najlepsza cecha. Nigdy nie owijała niczego w bawełne, jak robo wiele kobiet w jej wieku.
- A nie mogę?
- Stary, daj sobie spokój. Przynajmniej kiedy jestem w pobliżu - rzucił Harry Potter, obejmując Natalie ramieniem.
- Jesteś najbardziej samolubnym kolesiem jakiego znam - oznajmiłem.
- Co znaczy, że ktoś jest samolubny? - wtrącił się mój syn, ciągnąc mnie za rękaw marynarki. Chwyciłem go na ręce i podałem mu bukiet czerwonych tulipanów.
- Twój wujek jest samolubny.
- Jesteś naprawde ciekawym ojcem, Malfoy - zakpił Harry, uśmiechając się złośliwie, żeby za chwile pokazać mi język. Odwzajemniłem mu się, a Natalie pokręciła głową nad naszym zachowaniem. Chwyciła mojego syna na rece i przeszła bliżej pary młodej, albo, jak kto woli, głównej atrakcji wieczoru.
- Widzisz, Scor, wujek wcale nie jest samolubny, tylko razem z Twoim tatą są niedojrzali - oznajmiła dobitnie mojemu dziecku, znów nastawiając go przeciw mnie. Zawsze miała w zwyczaju żartować sobie ze mnie, co skutkowało wygłupami Scorpiusa przez najbliższe pare dni. Razem z Harryn ruszyliśmy za nią, aby po kilku minutach stanąć  przed Ronaldem i Hermioną Weasley. Hermiona była czystym wcieleniem anioła. Miała prześliczną twarz, brązowe oczy i jasnobrązowe włosy, które latem nabierały kolory ciemnego blondu. Miała na sobie białą suknie sięgającą do ziemi, a włosy wyprostowane i podpięte w niektórych miejscach. Nigdy się nie malowała, jednak teraz miała na twarzy puder, cienkie kreski wokół oczu i usta z czerwoną szminką. Natalie uścisnęła szybko Rona i przeszła przytulać i całować w policzek Hermionę. Ja i Harry uścisnęliśmy dłoń z rudym, poczym Potter szybko przytulił szatynkę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że przyszedłeś - stwierdziła, kiedy przytulałem ją do siebie.
- Nie mógłbym przegapić Twojego najważniejszego dnia w życiu.
- Wiesz, że już przy mnie byłeś w tym dniu - oznajmiła, wtulając się w mój tors.
- Nieoficjalnie - zaśmiałem się.
- Naprawde się cieszę, że tu jesteś.
- Wiem.
                                         ฯฯθθฯฯ
Siedziałem na kanapie z nogami założonymi na stoliku kawowym, uglądając jak Scorpius próbuje prześcignąć inne strusie w swojej ulubionej grze na Xboksie. Harry siedział obok mnie i przeglądał dokumenty naszej firmy.
- Kiedy wróci mama? - zapytał Scorpius, nie odwracając wzroku od ekranu telewizora.
- Za dwa tygodnie.
- Czyli ile razy będe musiał iść do przedszkola?
- Dziesięć i cztery dni zostaniesz w domu.
- Fajnie, ale chce, żeby mama była szybciej.
- Ma swoje obowiązki.
- Mężulek nie daje jej wytchnienia - rzucił cicho Harry, nie podnosząc wzroku znad papierów.
- Daj sobie spokój - poprosiłem, patrząc na niego karcąco. - Może ty jesteś poprostu zazdrosny? - zakpiłem po chwili.
- O niego? Błagam, mam żonę, która na szczęście mnie kocha.
- Oczywiście.
- Jak to jest być ojcem?
- Odpowiedzialnie. Piwo z kumplami nie smakuje już tak samo, bo ciągle się martwisz o dziecko.
- Nat będzie miała dziecko.
- Sama? Wiem, że jest zdolna, ale że do tego stopnia?
- Ze mną.
- Stary, to wy będziecie mieli dziecko.
- Ja nie umiem się zajmować dziećmi.
-  Dasz rade. Ja kiedy się dowiedziałem, że będę ojcem spanikowałem. Ale kiedy go zobaczyłem poryczałem się ze szczęścia.
- Boję się ojcostwa.
- Uznałbym Cie za bardziej nienormalnego, gdybyś się nie bał.
- Dobry z Ciebie przyjaciel - oznajmił, uśmiechając się do mnie, na co odpowiedziałem tym samym. Harry rzucił papiery na stolik i wyciągnął się na kanapie. Scorpius krzyknął triumfalnie i wdrapał się na moje kolana, porzucając konsole.
- Pójdziemy na lody? - zapytał mnie i Harry'ego.
- Pewnie, ale najpierw musimy zjeść jakiś obiad, nie? - odpowiedziałem, a Potter pokiwał głową z entuzjazmem.
- Kocham cie, tato.
- Ja ciebie też.
- I ciebie też, wujku.
- I wzajemnie, brzdącu - odpowiedział czarnowłosy, mierzwiąc włosy Scora.
                                          ฯฯฯθθฯฯฯ

Usiadłam na krzesłach na lotnisku i spojrzałam na tablicę odlotów, gdzie widniały wszystkie kursy do Londynu. Tam gdzie najbardziej chciałam teraz być. Nie chciałam nawet myśleć o tych przeklętych Wyspach Kanaryjskich.
- Panno Granger - usłyszałam tuż za sobą i obróciłam głowę. - Zwolniło się jedno miejsce na lot do Londynu, więc jeśli jest pani wciąż zainteresowana, zapraszam do kasy biletowej - oznajmił z uśmiechem wysoki blondyn z zielonymi oczami. Pokiwałam lekko głową i wstając, złapałam rączkę mojej walizki. Ruszyłam za blondynem i po chwili czekałam, aż wypisze mój bilet.
- Płaci pani gotówką czy kartą? - zapytał z delikatnym uśmiechem i dałabym sobie ręke uciąć, że ze mną flirtował o czym świadczł błysk w jego oczach.
- Kartą - odpowiedziałam natychmiast i wygrzebałam z torebki portfel, z którego wygrzebałam kartę, poczym podała, ją chłopakowi.
- Ronald Weasley? - przeczytał, a ja przeklnęłam w myślach, kiedy uświadomiłam sobie, że przecież moje konta bankowe połączono z jego, a ja miałam tylko do nich ograniczony dostęp. - Wie pani, że muszę skontaktować się z właścicielem karty?
- Błagam, ja muszę dostać się do Londynu jeszcze dziś. To miałbyć nasz miesiąc miodowy i nie zdążyłam jeszcze wyrobić swoich dokumentów.
- Nie mogę tego zrobić.
- A jeśli zapłacę gotówką i dam panu pożądny napiwek, może pan udać, że w życiu nie widział tej karty?
- Umówmy się, że poprostu zapłaci pani za bilet, a ja zapomnę, że wogóle panią obslługiwałem, okey?
- Nawet nie wie pan jak mi pomaga - oznajmiłam, wyjmując z portfela pieniądze na bilet, które podałam chłopakowi.
Kiedy samolot wylądował w Londynie, poczułam się znacznie pewniej. Latanie nie było dla mnie przyjemne, zazwyczaj się poprostu bałam. Teleportowałam się na przedmieścia miasta i od razu znalazłam dom, o który mi chodziło. Na podjeździe stało białe najnowsze bmw. Zapukałam do drzwi i po kilku sekundach w progu pojawił się Draco, ubrany w eleganckie czarne spodnie, białą koszule z podwiniętymi rękawami i luźno zawiązanym czarnym krawacie. Taki strój na Draco naprawde dobrze wyglądał, choć on sam nienawidził go nosić. Sądząc po jego stanie, wywnioskować możnabyło, że dopiero wrócił z pracy. Jego zdziwiona mina przerodziła się w delikatny uśmiech, którym mnie obdarował, poczym chwycił szybko za rączkę mojej walizki i wciągnął mnie do domu.
- Sądziłem, że wracach za tydzień - stwierdził, przytulając mnie mocno.
- Stęskniłam się za tobą - odpowiedziałam cicho, wtulając się mocniej w jego klatkę piersiową.
- Zrobił Ci coś?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Chcesz z nami zamieszkać?
- Nie będę robić ci kopłotu.
- Wolisz spać ze mną czy sama? - uśmiechnął się do mnie szeroko, na co przewróciłam oczami. Jego poczucie humoru zawsze poprawiało moje, za co byłam mu wdzięczna w każdym momencie mojego życia. - Chodź, pokażę ci sypialnie - oznajmił i odesłał moją walizkę jednym ruchem różdżki. Weszliśmy na piętro i Draco skierował nas do jednej z sypialni. Była ogromna. W rogu pod oknem stało duże dwuosobowe łóżko, obok stolik nocny. Na przeciwko znajdowały się drzwi do łazienki, a na prostopadłej ściane kolejne drzwi, tym razem do garderoby. Przy drzwiach stały regały z książkami.
- Jesteś pewnie głodna, zupełnie jak ja, więc chodźmy coś zjeść - zaproponował, na co uśmiechnęłam się do niego i podeszłam. Przytuliłam się do niego, czując, jak pod powiekami gromadzą mi się łzy. Był dla mnie zbyt dobry, zważając jak bardzo go kiedyś zraniłam. Tylko on widział we mnie kogoś więcej niż kujona, od którego możnaby odpisać zadanie.
- Maleńka, proszę nie płacz. Ja sobie z tym nie radzę - mruknął cicho, przytulając mnie mocniej.
- Tak bardzo ci dziękuję - odsunęłam się od niego odrobinę, żeby spojrzeć na jego twarz. Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi i chwycił mnie na ręce, aby znieść mnie do kuchni.
- Jesteś zdecydowanie za lekka - stwierdził z naganą w głosie, a ja zaśmiałam się cicho. Postawił mnie na podłodze przy wyspie kuchennej i sam podszedł do lodowki, aby przejrzeć jej zawartość.
- Gdzie Scor? - zapytałam, siadając na wysokim stołku barowym.
- Śpi w salonie. Źle się dzisiaj czuł.
- Byłeś z nim u lekarza?
- Chyba ma ospe.
- Chyba? - zaśmiałam się na widok jego poczynań. Nigdy nie sądziłam, że Draco Malfoy potrafi gotować.
- Ma kropki na plecach i gorączkę. Miałem z nim iść dzisiaj do lekarza, ale Harry też dostał ospy i musiałem być na  zebraniu. Ale jutro go zabiorę.
- Mogę ja, jeśli nie masz czasu - zaproponowałam cicho.
- Jeśli tylko masz ochotę - odpowiedział, obracając się w moją stronę. Ściągnął z szyi krawat i odłożył go na lodówkę. - Chcesz coś do picia?
- Masz sok?
- Sprawdź w lodówce. Chyba został jeszcze pomarańczowy - odpowiedział, krojąc warzywa. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłan z niej karton z sokiem pomarańczowym. Nalałam go sobie do szklanki i spojrzałam na Draco.
- Chcesz też?
- Nie, ale jeśli mogłabyś mi nalać kawy z ekspresu - poprosił, wskazując brodą na ekspres. To było takie proste. Dwójka dorosłych ludzi w kuchni, przygotowująca obiad. Przez sześć lat związku w Ronem nigdy nam się to nie zdarzało. Jedliśmy osobno. W moim przypadku była to tylko pizza, czy spaghetti, którego udało mi się nie przypalić. Aż wstyd się przyznać, że nie potrafię gotować, kiedy moja mama jest w tym świetna i zawsze próbowała mnie nauczyć.
- Pomóc ci? - zapytałam stając tuż obok Dracona, kiedy ten sięgał do dolnej szuflady po kolejną deskę do krojenia.
- Jeśli chcesz - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Pokroisz resztę warzyw?
- A będziesz się ze mnie śmiać, jak powiem, że nie wiem za dużo o gotowaniu? - wbrew temu Draco zaśmiał się cicho i stanął za mną. Włożył mi do ręki nóż i położył na desce marchewkę. Trzymając mnie za ręke pokazywał mi, jak miałam pokroić warzywo.
                                             ฯฯθθฯฯ
Siedząc z Hermioną w kuchni, czułem się całkiem inaczej. Jedliśmy chińszczyznę, popijając czerwone wino. Taki zwykły dzień dwójki ludzi.
- Myśleliście już o poszerzeniu firmy? - zapytała Hermiona, kiedy skończyłem opowiadać jej o ostatnim zebraniu.
- Tak, ale Harry uważa, że to mogłoby nam zaszkodzić, szczególnie, kiedy mamy problemy z prasą.
- Możecie ich oskarżyć o naruszenie prywatności.
- Nie, jeśli fakt, że Harry ma już drugą żonę jest powszechnie znany.
- Ale nie mają prawa grzebać w Twoich papierach.
- I tak do niczego się nie dogrzebią. Dlaczego wróciłaś wcześniej? - zadałem pytanie, które dręczyło mnie odkąt się tu zjawiła.
- Ron postanowił umilić sobie miesiąc poślubny. Niech się z tamtą niunią ożeni, będzie im cudownie - rzuciła z sarkazmem.
- Zdradził cie?
- Tak, chyba nawet nie pierwszy raz.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Lepiej jeśli dowiedziałam się teraz, a nie później, albo wcale.
- Tato! - usłyszeliśmy krzyk Scora. Podniosłem się z miejsca i ruszyłem do salonu, uśmiechając się wcześniej do Hermiony. Podszedłem do kanapy, na której siedział Scorpius, przykryty kocem i swoim ulubionym misiem przyciśnietym do klatki piersiowej.
- Co się stało? - ukucnąłem przed nim i dopiero teraz zobaczyłem na jego policzkach ślady po łzach. Scor nie odpowiedział mi, tylko mocno przytulił się do mnie i zapłakał cicho. - Hej, kochanie, co się dzieje? Boli Cie coś?
- Chce do mamy - wyszeptał. Podniosłem się z podłogi i weszłem z powrotem do kuchni.
- Nie płacz już, aniołku - poprosiłem cicho.
- Co się stało? - zapytała Hermiona, a na dźwięk jej głosu Scorpius oderwał głowe od mojego torsu i wyciągnął rączki w jej stronę. Chwyciła go i posadziła sobie na kolanach. Ja usiadłem obok nich i przysunąłem swój talerz.
- Nie chcę, żebyś mnie zostawiała, mamo - wyszeptał, przytulając się mocno do Hermiony, która głaskała go po blond włosach.
- Nie zostawię - obiecała cicho, przytulając policzek do jego główki. Prawda była taka, że kiedy razem z Hermioną i Harrym wyjechaliśmy do Ameryki po wojnie, ja i ona zbliżyliśmy się do siebie. Po kilku miesiącach przespaliśmy się ze sobą, poczym zostaliśmy rodzicami. Hermiona starała się zrobił karierę w Świętym Mungu, więc to ja opiekowałem się Scorpiusem. Po roku wróciliśmy do Londynu. Fakt, że Hermiona ma dziecko mógł jej zaszkodzić, ale odwiedzała go codziennie, a kiedy spotykaliśmy się wszyscy, dla Scora była tylko ciocią, co na początku trochę mąciło mu w głowie. Ale kochał ją najmocniej. Wbrew wszystkiemu on był dla niej najważniejszy.
- Ja się czujesz, kochanie? - zapytała, ścierając łzy z policzków Scora.
- Wszystko mnie swędzi - jęknął, a ja miałem wyrzuty sumienia, że dopuściłem, żeby się zaraził.
- Lepiej jak przejdziesz ospe teraz niż później.
- Jak wujek?
- Wujka musi bardziej swędzieć - zaśmiała się Hermiona. - Zjesz coś?
- Nie, chcę pić - Hermiona spojrzała na mnie błagalnie, więc wstałem i podeszłem do szafki. Wyjąłem z niej szklankę, do której nalałem soku i podałem go Scorpiusowi.
                                               ฯฯθθฯฯ
Przekręciłem klucz w drzwiach i wszedłem do domu, gdzie już od progu słychać było krzyki Scora. Jak zresztą zawsze, kiedy grał w jakieś gry na Xboksie. Rzuciłem teczke na komode w korytarzu i odwiesiłem marynarkę na haczyk. W salonie Scorpius grał na konsoli, a Hermiona siedziała na kanapie i ze śmiechem obserwowała naszego syna. Usiadłem obok niej i pocałowałem w policzek. Scor krzyknął triumfalnie i rzucił się na kanapę pomiędzy mnie a Hermionę.
- Jak się czujesz? - zapytałem syna, który ułożył głowę na kolanach Hermiony i nogi na mnie.
- Swędzi mnie - mruknął.
- Lekarz twierdzi, że za tydzień może już iść do przedszkola - oznajmiła Hermiona.
- Czyli tydzień siedzenia w domu?
- A ty miałeś już ospe?
- Chyba tak, nie pamiętam - odpowiedziałem. - A co u Ciebie?
- Jeśli pytasz czy miałam ospe, to tak, miałam.
- Pytam co u ciebie ogólnie.
- Byłam dzisiaj u adwokata i twierdzi, że mam duże szanse na unieważnienie ślubu.
- To dobrze?
- Jasne, że tak.
- Fajnie. W przyszły weekend Harry ma urodziny i Natalie kazała mi zapytać, czy wpadniesz na kolacje.
- Ty też idziesz?
- Harry by mi łeb urwał, gdybym nie przyszedł. Twierdzi, że Natalie przesadza z tymi kolacjami i nie daje mu spokoju - uśmiechnąłem się do Hermiony znacząco i wstałem z kanapy. - Pójdę się przebrać i możemy zrobić coś na obiad.
- Obiad jest prawie gotowy - oznajmiła, uśmiechając się lekko na widok mojej zdziwionej miny. - Nie patrz tak na mnie. Nawet czasem ja się staram - zaśmiała się lekko i również podniosła się z miejsca, układając Scora na poduszkach. Ruszyła w stronę kuchni i po chwili zniknęła za drzwami.
Siedziałem z Hermioną i Scorem przy kuchennej wyspie, jedząc spaghetti z sosem bolońskim. Scor bawił się makaronem, to nawijając go na widelec, to na palec.
- Nie baw się jedzeniem - poprosiła Hermiona, patrząc karcąco na naszego syna. Uśmiechnął się szeroko i włożył do ust makaron.
- Chcę lody na deser - oznajmił, wiercąc się na krześle.
- I co z tego? - zapytałem, uśmiechając się do Hermiony.
- To nie fair.
- Taa? To, że nie dostaniesz lodów, bo nie zjadłeś obiadu?
- Tak!
- Jak zjesz jeszcze trochę, to dostaniesz - stwierdziła Hermiona. Scorpius uśmiechnął się do mnie krzywo i zajął jedzeniem.
                                                ฯฯθθฯฯ
- Po rozpoznaniu sprawy z powództwa Hermiony Jean Granger-Weasley w sprawie o unieważnienie zawarcia związku małżeńskiego pomiędzy powódką a Ronaldem Weasley'em postanawia unieważnić małżeństwo oraz rozdzielność majątku tak, że cały majątek Hermiony Granger sprzed zawarcia związku zostaje niezmienne jej własnością. Sprawę uważam za zakończoną - oznajmił sędzia, uderzył swoim młotkiem i wyszedł z sali. Hermiona wyszła na korytarz, gdzie stał już Draco. Uśmiechnął się, widząc zadowolenie na twarzy szatynki. Podbiegła do niego i rzuciła się mu na szyję. Zachwiał się lekko i przytrzymał ściany za sobą.
- To co, idziemy uczcić twoją wolność? - zapytał, patrząc na jej twarz.
- A Scor?
- Zostanie u Harry'ego i Nat. Muszą trochę potrenować zanim na dobre utoną w pieluchach - zaśmiał się.
- W takim razie możemy iść gdzieś na obiad - zaproponawała, na co blondyn skinął głową i postawił szatynkę na ziemie, aby podać jej ramie. Teleportował ich do restauracji. Ściany były ciemnobrązowe, a stoliki oddalone od siebie na dużej powierzchni. Zaprowadził Hermionę do jednego ze stolików, odsunął jej krzesło i zajął miejsce naprzeciwko niej. Kiedy kelner podszedł do nich, aby przyjąć zamówienie, zamówili dwa steki i sałatkę warzywną.
- Od dzisiaj w końcu znów jesteś panną Granger - zauważył, uśmiechając się seksownie. Hermiona zaśmiała się cicho w odpowiedzi.
- Znalazłam mieszkanie - oznajmiła, a uśmiech na twarzy Malfoy'a przygasł.
- Wiesz, że wcale nie musisz się wyprowadzać?
- Nie chcę większego zamieszania wokół siebie.
- Co złego, że mieszkasz z ojcem swojego syna?
- Fakt kim jesteś i kim byłeś dla mnie dawniej.
- Kiedyś mówiłaś, że przeszłość nie musi stać na drodze.
- Ale ta sprawa z Ronaldem, później Scor, rozwód. Przez ostatni czas tylko ja byłam na okładce Proroka. Teraz mam trafić na okładkę Czarownicy jako ta, która usidliła przystojnego Dracona Malfoy'a?
- To już było. Kiedy dowiedzieli się, że jesteś mamą mojego dziecka.
- Wcale mi nie pomagasz - mruknęła.
- Możemy się umówić, że jeśli zaczną coś pisać wynajmiesz sobie coś.
- Draco...
- Nie dla mnie, tylko dla Scora.
- W pożądu. Możemy później gdzieś iść?
- Na przykład?
- Spacer, kino, nie wiem.
- Okey. Pójdziemy, gdzie będziesz chciała.
- Super.
  Wracając do domu Draco był kompletnie pijany. Hermiona trzymała się nieci lepiej i prowadziła blondyna. Posadziła go na łóżku i zabrała się za rozpiananie jego koszuli. Patrzył zamglonym wzrokiem na jej dłonie. Oplótł swoje palce wokół jej nadgarsków i podniósł jej ręce do swoich ust, aby pocałować delikatnie wewnętrzne strony dłoni.
- Podobasz mi się - oznajmił, przesuwając się w jej stronę. Wyswobodziła swoje ręce z jego uścisku i dotknęła jego policzków. Pocałował ją w usta, ściągnął z niej marynarkę i położył szatynkę na łóżku. Oparł ręce po obu stronach jej głowy i zawisnął nad nią. Jedną nogą przytrzymywał się na podłodze, drugą trzymał między jej nogami, który oplotły go w biodrach.
                                              ฯฯθθฯฯ
Hermiona obudziła się, kiedy natarczywe promienie słońca padały na jej twarz. Przewróciła się na drugi bok i ułożyła głowe na twardym ramieniu. Mruknęła cicho i otuliła się szczelniej kocem.
- Mała, rusz ten zgrabny tyłek. Dochodzi jedenasta - rzucił Draco, jednak zarzucił jej ręke na biodro.
- Co ty robisz w moim łóżku?
- A na co Ci to wygląda? W nocy tak mnie wykończyłaś, że ledwie miałem siły się dzisiaj obrócić.
- O czym ty bredzisz, Draco?
- Aż tak byłaś wczoraj pijana?
- Nie byłam - zaprotestowała. - My wczoraj...
- Przypominasz sobie? Tak, kochaliśmy się wczoraj. Powinnaś się bardziej pilnować. Po czymś takim nie pozwolę ci się wyprowadzić.
- Um, no dobra, ale wiesz, że łatwo nie będzie?
- Jakoś sobie poradzimy. Zawsze sobie radziliśmy.
- Powinniśmy odebrać Scora.
- Śpi u siebie. Harry wogóle nie nadaje się na ojca. Natalie twierdzi, że kiedy wstała w nocy on dalej grał ze Scorem na konsoli.
- Mój biedny aniołek.
- Ja też się nie wyspałem - uśmiechnął się do niej, podnosząc się na łokciu.
- Mam ci współczuć?
- Zła kobieta z Ciebie. Powinnaś współczuć swojemu facetowi.
- Może frytki do tego?
- Z ketchupem poproszę - zaśmiał się, powodując uśmiech na jej ustach. Pocałował ją szybko w usta i podniósł się z łóżka. Miał na sobie granatowe dopasowane spodnie dresowe i białą koszulkę z krótkim rękawem.
- Dasz mi jakąś koszulkę? - poprosiła, podnosząc się do pozycji siedzącej i otulając się kocem. Blondyn podszedł do szafy, wyciągnął z niej swoją czarną koszulę i podał Hermionie.
- Chcesz kawy?
- Poproszę.
- A coś na śniadanie?
- Sałatkę, jest w lodówce.
- Zjesz w kuchni? Możemy tam trochę porozmawiać.
- Wezmę prysznic i zejdę.
- Tylko szybko, bo będę się nudzić - zaśmiał się, poczym wyszedł z pokoju, zostawiając Hermionę samą. Przeszła do łazienki i odkręciła prysznic.
Zrzuciła z siebie koszulę byłego Ślizgona i weszła do kabiny. Ciepła woda lała się na jej ciało, pozwalając na odprężenie. Draco był dla niej cudowny, był świetnym ojcem i zawsze się nią opiekował. Jednak bała się związku z nim. Wiedziała, że miał przed nią kilka innych kobiet, a fakt, że mógłby ją zdradzić zabolałoby ją mocniej niż cokolwiek. Wyszła z pod prysznica i owinęła się ręcznikiem. Szybko przeszła do swojego pokoju i wyciągnęła z szuflady czarny podkoszulek i szare, dopasowane spodnie dresowe. Ubrała na siebie bieliznę, po czym wciągnęła na siebie ubrania. Zeszła do kuchni, gdzie Draco siedział przy wyspie i, jak co rano pił kawe.
- Siadaj - poklepał miejsce od siebie i przysunął jej dzbanek z kawą. Na blacie stała już jej ulubiona sałatka, tak samo jak ulubiony kubek z misiami i serduszkami, który kupili przy okazji wybierania prezentu dla Harry'ego miesiąc temu. Malfoy miał w zwyczaju pić kawe z kubka, który dostał od niej na dwudziestepierwsze urodziny. Był zielono-czerwony z czarnymi wężykami, co odrazu mu się spodobało.
- Musisz mi powiedzieć, czego ode mnie oczekujesz - stwierdził, kiedy zajęła miejsce obok niego.
- To znaczy?
- Powiedz mi co mam robić, żebyś nie odeszła.
- Nie zdradzaj mnie - poprosiła cicho w swój kubek napełniony kawą.
- Nie umiałbym tego zrobić - przyznał i chwycił ją za ręke, którą trzymała na blacie. - Co jeszcze?
- Chcę, żebyś pamiętał o moich urodzinach.
- To bardzo ciężka kwestia, panno Granger. Urodziny masz... siódmego... siedemnastego... drugiego lutego - mruknął, poczym zaczął się śmiać na widok na miny. - Przecież wiem, że dziewiętnastego września.
- Jesteś okropny.
- Czy nie za to mnie kochasz?
- Kto Ci to powiedział? - zakpiła, odstawiając kubek i obracając się w jego stronę.
- Chochliki jak spałaś.
- Jesteś bardzo zabawny.
- Nie mów tak, bo się zarumienię.
- Jak ja z tobą wytrzymuję?
- Tego ci nie powiem. To może być winik jakiegoś urazu głowy czy coś.
- Dowcipniś się znalazł.
- Zawsze i wszędzie.
- Nie musisz iść do pracy?
- Co to byłaby za frajda bycia właścicielem, gdybym nie mógł robić co mi się podoba?
- Jesteś współwsłaścicielem i założę się, że Harry już jest w firmie.
- To ja zrobię sobie wolne. Żartuję, muszę jechać po trzynastej do architekta, żeby zatwierdzić projekty i mam wolne. Widzisz jaki on wspaniałomyślny?
- Cóż, przynajmniej zajmiesz się Scorem.
- A ty?
- A ja mam nocną zmianę w Mungu.
- Nie będziesz mi grzać łóżka?
- Zawsze tylko o jednym?
- Najczęściej.
- Będzie ciekawie.
- A no - zaśmiał się i pocałował ją delikatnie. Choć uwielbiał jak się z nim droczyła, wolał kiedy była tą miłą, roześmianą dwudziestoczterolatką. Odsunął się od niej i uśmiechnął na dźwięk jej protestu. Chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła do siebie, aby po chwili pocałować z uczuciem.
                                           ฯฯθθฯฯ
Hermiona siedziała z Natalie w przytulnej knajpce niedaleko Munga, jedząc lunch, na który wyrwały się w czasie ich drugiego z rzędu dyżuru. Natalie po urodzeniu syna, Jamesa zaczęła prace razem z Hermioną, z czego Harry nieszczególnie był zadowolony. Draco też próbował przekonać Hermionę, żeby zrezygnowała, jednak dał sobie spokój po kilku kłótniach, które w ich związku były czymś naturalnym i najczęściej kończyły się namiętną nocą. Po półtorej roku związku nauczyli się żyć razem i cieszyć nawet z najkrótszej chwili w jej przerwie na lunch, czy między jego spotkaniami.
- Harry chce się starać o drugie dziecko - mruknęła Natalie, dłubiąc w talerzu z kurczakiem curry.
- A ty?
- Jak dla mnie to wziąż za wcześnie. Ledwie urodził się James, a on mi z czymś takim wyjeżdza. Jak ty byś się zachowała, gdyby Draco Ci coś takiego powiedział.
- Nie wiem, ale różnica między tobą i Harrym a mną i Draco jest kuriozalna. Wy jesteście małżeństwem, my tylko parą.
- Też macie dziecko.
- O Scora wcale się nie staraliśmy.
- Ale nigdy nie rozmawialiście o powiększeniu rodziny?
- Draco ostatnio dziwnie się zachowuje. Więcej czasu spędza w pracy, albo jest strasznie zmęczony.
- Może chce ci się oświadczyć.
- On nie bawi się w takie podchody. Zawsze mówi o co mu chodzi.
- Ale to jednak decyzja na całe życie.
- Serio? Mówisz to jako druga żona Harry'ego.
- Oh, on sam twierdzi, że to pomyłka.
- Może ja właśnie tym jestem dla Draco? Pomyłką. I teraz tylko zastanawia się jak ze mną zerwać.
- Przestań. Porozmawiaj z nim wprost, to dowiesz się co go gryzie.
- Może - mruknęła Hermiona.
                                          ฯฯθθฯฯ
Draco siedział w swoim biurze i wpatrywał się w wygaszacz swojego laptopa. Kolaż ze zdjęć jego i Hermiony był dość ciekawym rozwiązaniem, kiedy siedział na nudnym zebraniu i słuchał swoich pracowników. Teraz miał wiele do przemyślenia. Nie miał nawet pojęcia jak porozmawiać z najważniejszą kobietą w jego życiu.
- Panie Malfoy, pan Weasley do pana - oznajmiła jego sekretarka zaglądając do jego gabinetu.
- Wpuść go - nakazał, nie podnosząc wzroku z komputera. Kiedy rudowłosy przekroczył próg jego gabinetu podniósł się z miejsca i poprawił swoją granatową marynarkę.  Weasley miał na sobie szary garnitur, białą koszule i niebieski krawat. Posada u Ministra wymagała najlepszej prezentacji.
- Przejdź od razu do rzeczy - rzucił, zupełnie ignorując sekretarkę Malfoy'a, na którą Draco skinął głową, aby zostawiła ich samych. Weasley zajął miejsca naprzeciwko jego biurka, więc usiadł na swoim krześle i zamknął laptop.
- Ile chcesz za te zdjęcia?
- Po co Ci one? Czyżbyś lubił sobie popatrzeć jak ktoś inny obraca twoją dziewczynę?
- Nie prowokuj mnie. Ile chcesz za zniszczenie ich i fakt, że Hermiona nie dowie się o ich istnieniu.
- Chyba cie na to nie stać.
- Powiedz ile.
- A nie uważasz, że ona ma prawo się o nich dowiedzieć?
- Kiedy tylko przestanie żałować, że cie poznała, pójdzie do Ministerstwa a oni się tobą zajmą.
- Chcesz mnie nastraszyć?
- Grzecznie ostrzec.
- Tobie chyba naprawde nie zależy na tych zdjęciach.
- Gadaj ile.
- Sądzę, że wystarczająco dużo czasu Ci poświęciłem.
- Nie pogrywaj sobie ze mną - ostrzegł blondyn, patrząc jak Weasley podnosząc się z miejsca.
- Czyżby plany o ślubie przeniosły się w czasie?
- Nie twój zasrany interes - warknął wściekły.
- Do zobaczeniu na balu, Malfoy - powiedział i wyszedł z jego gabinetu. Chwycił za telefon i wybrał numer jedynej osoby, która mogłaby mu pomóc.
- Cóż się stało, że tak nagle do mnie dzwonisz, Malfoy - usłyszał po kilku sygnałach.
- Potrzebuję Twojej pomocy, Zabini.
- W jakiej sprawie, przyjacielu?
- Chodzi o Hermionę.
- Twoją Hermionę?
- A jaką, geniuszu? Jasne, że moją. Ona i Weasley byli kiedyś razem, on się teraz próbuje zemścić za to, że go zostawiła.
- I w czym miałbym Ci pomóc?
- Potrzebuję dostać się do jego mieszkania.
- Mieszka ze swoją narzeczoną gdzieś pod Londynem. Ginny twierdzi, że poznał ją gdzieś na Kanarach.
- To wiem, musisz mi w tym pomóc.
- Dobra, w porządku. Spotkajmy się jutro o 13 w Dziurawym Kotle.
- Jesteś wielki.
                                             ฯฯθθฯฯ
Hermiona weszła do domu najciszej jak umiała. Odłożyła klucze na komode i ruszyła w strone salonu. Draco stał przy wyjściu na taras, rozmawiając przez telefon. Podeszła do niego i pezytuliła się do jego pleców. Zmarszczył brwi i wciąż rozmawiał, najprawdobodobniej ze swoją asystentką. Obrócił się w jej stronę i objął ramieniem.
- Jennie, prosiłem Cie, żebyś chociaż spróbowała z nim negocjować. To dla poważna sprawa... Zrób to i oddzwoń... Nie, teraz... Co mnie to obchodzi... Dobra, rozumiem... O w życiu. Ona się nigdy o tym nie dowie, jasne?... Mam nadzieję... Do usłyszenia - zakończył swoją rozmowę i wrzucił telefon do kieszeni.
- Co się stało? - zapytał, obejmując Hermionę w talii.
- Tęskniłam za tobą.
- Przecież jestem.
- Odsuwasz się ode mnie.
- Mam sporo na głowie. Ale obiecuję, że poświęce ci więcej czasu - oznajmił i przytulił policzek do włosów szatynki. - Musimy porozmawiać.
- O czym?
- Chcę, żebyś za mnie wyszła.
- Draco...
- Ale Weasley ma z tym jakiś problem. Więc albo wyjdziesz za mnie przy rodzicach i najbliższych przyjaciołach za granicą, albo dalej będziemy żyć tak jak do tej pory.
- Czy ty mi się oświadczyłeś?
- A jak sądzisz?
- A pierścionek?
- Kupię Ci jaki tylko chcesz.
- Kiedy?
- Rany, Hermiona, ja ci się oświadczam, a ty martwisz się pierścionkiem?
- Chcę mieć pierścionek - oznajmiła Hermiona, patrząc na blondyna.
- Mam iść teraz?
- Tak.
- Dobra, jak chcesz - mruknął i odsunął się od szatynki i ruszył do wyjścia.
- Żartowałam - zaśmiała się i patrzyła jak Draco odwraca się w jej kierunku z groźnym wyrazem twarzy i idzie do niej, aby po chwili złapać ją na ręce.
- Ja Ci dam ,,Żartowałam" - rzucił i ruszył w kierunku sypialni.
                                       ฯฯθθฯฯ
Draco siedział razem z Blaisem w Dziurawym Kotle i wpatrywał się w przyjaciela z szeroko otwartymi oczami. Zabini kręcił w palcach pendrive'a, śmiejąc się z miny blondyna.
- To jak, chcesz to, czy nie?
- Ale jak Ci się udało to zdobyć? - zapytał zaskoczony Malfoy.
- Trudno nie było. Dzieczyna Weasley'a to mugolka. Wyjątkowo tępa. Wpuściła mnie do domu, po tym, jak powiedziałem, że jestem szwagrem Weasley'a i dała się potraktować kilkoma zaklęciami. Teraz nawet nie pamięta, że mnie kiedykolwiek widziała.
- Jesteś wielki.
- Swoją drogą. Na twoim miejscu nigdy nie pokazałbym tych zdjęć Granger. Oczywiście jeśli nie chcesz, żeby się podłamała.
- Nie jestem głupi, Blaise.
- To dobrze. Jeśli chcesz to mogę zniszczyć te zdjęcia - zaproponował, a Draco zastanowił się na tą propozycją. Czy chciał je widzieć? Napewno nie. Wiedział, że nic nie zmieni jego uczuć. Chciał zamknąć tamten rozdział w ich życiu. Propozycja Blaise'a była idealna. On i tak już widział te zdjęcia, ale Draco ufał mu, wiedząc, że nie zrobi nic głupiego.
- Ale tak, żeby nigdy nie było po nich śladu - poprosił.
- Nie ma sprawy.
- Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczny.
- Ty mi też pomagałeś, więc jesteśmy kwita.
- Błagam Cie, Blaise. Dzięki tobie mam spokój do końca życia.
- Obaj sobie coś zawdzięczamy, więc jest dobrze.
- Zostaniesz moim świadkiem? - zapytał Draco, po chwili. Zabini zaśmiał się pod nosem i skinął głową.
- Wyjeżdżacie?
- Nie.
- To będzie kolejna sensacja.
- Jakoś to przeżyję.
                                                     ฯฯΩΩฯฯ
Hermiona patrzył w swoje odbicie w lustrze w łazience, opierając ręce na umywalce. Wzięła kilka głębszych oddechów i wróciła do sypielni, gdzie na łóżku siedział Draco. Miał na sobie spodnie od dresu, które przykrywała kołdra i koszulkę z krótkim rękawem. Patrzył na nią zatroskanym wzrokiem, a kiedy położyła się na łóżku, zrobił to samo i objął kobiete ramieniem.
- Stało się coś, aniołku? - zapytał z troską. Hermiona pokręcił głową i popchnęła blondyna, aby położył się na plecach, a sama ułożyła głowe na jego torsie. - Myślałem nad wakacjami - powiedział cicho, a szatynka podniosła na niego wzrok. - Moglibyśmy wyjechać do Grecji. Harry mówił, że Natalie się podobało.
- Jestem w ciąży - wyszeptała i usiadła, aby spojrzeć na narzeczonego.
- Poważnie?
- To nie tylko moja wina - warknęła.
- A czy ja Ci to zarzucam?
- Więc o co ci chodzi?
- Właśnie mi powiedziałaś, że będę ojcem. To troche zaskakujące, kochanie - oznajmił i przytulił się do pleców szatynki.
- Cieszysz się?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale na wakacje chyba możemy polecieć, co?
- Jeszcze przez trzy miesiące tak.
- Będziemy musieli urządzić pokój.
- Draco, ja jestem dopiero w drugim miesiącu.
- Przezorny zawsze ubezpieczony - stwierdził mężczyzna, kładąc się na materacu i układając Hermionę na sobie.
                                           ฯฯ¤¤ฯฯ

Dawno niczego tu nie publikowałam więc pomyślałam, że ta miniaturka mogłaby się Wam spodobać. 
Jak tam po zakończeniu roku? Były paski?
Pozdrawiam,
Alex_x.
PS Przepraszam za błędy.

sobota, 14 lutego 2015

Miniaturka 14.

             Kochaj mnie tak jak potrafisz. 

You're the light, you're the night
You're the color of my blood

Od zawsze lubił kontrolę. Przede wszystkim dlatego, że jego dzieciństwo było pozbawione kontroli z jego strony. Jego ,,związki" zawsze opierały się na nadmiernej kontroli. Jednak przez nią stracił coś, na co czekał od zawsze.

You're the cure, you're the pain
You're the only thing I wanna touch
Never knew that it could mean so much, so much

Od ósmej rano siedział w swoim gabinecie w Malfoy Enterprieses Holdings. Nie potrafił się skupić na swojej pracy, choć jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło.
- Panie Malfoy, w poczekalni czeka na pana pani Zabini. Wpuścić? - zapytała jego sekretarka, wchodząc do gabinetu tuż przed czternastą. 
- Wpuść i możesz iść na lunch - oznajmił, nie podnosząc na nią wzroku znad papierów. Sekretarka zamknęła drzwi za rudowłosą kobietą ze wściekłą miną. Stanęła przed jego biurkiem z rekoma opartymi na biodrach. 
- Co ty, do cholery, wyrabiasz? - warknęła, patrząc na niego groźnie. 
- Mi również miło Cie wdzieć, Ginny - podniósł na nią wzrok. - Może usiądziesz? - zaproponował. 
- Daruj sobie. Masz mi w tej chwili powiedzieć co zrobiłeś mojej przyjaciółce! - krzyknęła. 
- Nie krzycz na mnie w moim własnym gabinecie - syknął przez zaciśnięte zęby. - Nie wiem o co Ci chodzi z Granger. 
- Hermiona nie wychodzi z mieszkania od trzech dni. 
- Był weekend. Może miała domówkę i nie jest w stanie...
- Nie obrażaj jej. 
- Nie obrażam. Sądzisz, że to moja wina, że Granger nie wychodzi do ludzi? - zapytał podnosząc się z miejsca. 
- Po wywiadzie...
- Słuchaj, był wywiad i tyle. Zadała mi kilka pytań, ja odpowiedziałem i na tym koniec. 
- Przestań mnie denerwować. Wiem, że się z nią spotykałeś przez ostatnie dwa tygodnie. 
- O czym ty bredzisz, dziewczyno? 
- Sądzisz, że jeśli jestem młodsza to możesz więcej? - zapytała, a widząc jego uśmiech podniosła dłoń i wymierzyła mu siarczysty policzek. Źrenice mężczyzny rozszerzyły się i zacisnął zęby.
- Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać, zrozumiałaś? - warknął. - Nie obchodzi mnie, że jesteś żoną mojego przyjaciela. Dotkniesz mnie, a nie będę miał skrupułów, żeby Ci zrobić krzywdę. Wynoś się z mojej firmy i nigdy więcej nie próbuj się do mnie zbliżyć - rzucił ostrzegawczo i otworzył kobiecie drzwi. 

You're the fear, I don't care
'Cause I've never been so high
Follow me to the dark
Let me take you past our satellites
You can see the world you brought to life, to life

Wysiadł z samochodu tuż przed kamienicą, w której mieszkała Hermiona. Wszedł do środka i udał się na trzecie piętro. Zapukał do drzwi i czekał. Wiedział, że jeśli Hermiona jest w mieszkaniu, otworzy mu nie patrzą nawet przez oczko. Już po kilku sekundach w drzwiach pojawiła się drobna i szczupła szatynka z czekoladowymi oczami. Przeszedł obok niej, nie czekając na zaproszenie. Wszedł do salonu, gdzie panował lekki nieład.
- Dlaczego nie było Cie dzisiaj w pracy? - zapytał spokojnie, kiedy tylko kobieta pojawiła się w pomieszczeniu.
- Skąd wiesz?
- Byłem w redakcji. Odpowiedz.
- Źle się czułam. To nie jest Twoja sprawa, Draco. Nie powinno Cie to interesować.
- Interesuje mnie wszystko co związane z tobą. Kiedy coś jadłaś?
- Draco...
- Odpowiedz - nalegał, patrząc wyczekująco na Hermione.
- Przychodzisz tutaj i... wciąż kontrolujesz - oznajmiła, a w jej oczach pojawiły się łzy, których od kilku dni starała się wyzbyć. Mężczyzna usiadł obok niej na kanapie. 
- Chcę tylko wiedzieć tylko czy wszystko z tobą w porządku - odpowiedział. 
- Draco, rozstaliśmy się. Nie powinieneś się mną interesować. 
- Ale chcę - stwierdził, a na policzkach szatynki zaczęły płynąć łzy. Przytulił ją do siebie, sadzając na swoich kolanach i pozwolił, aby jej łzy moczyły jego białą koszulę. Tulił ją do siebie, głaskając uspokajająco po plecach. Zanurzył twarz w jej cudownych włosach, wdychając ich piękny zapach, który tak uwielbiał. Pozwolił jej zsunąć ze swoich ramion marynarkę i zarzucił jej ramiona na szyję. - Przepraszam jeśli zrobiłem teraz coś, co Cie zraniło - szepnął, mocniej ją przytulając. 
- Draco, ja bez Ciebie nie żyję - wyszlochała, tuląc się do niego mocniej. 
- Ćśś, maleńka. Jestem przy tobie - szatynka obróciła się na jego kolanach, siadając na nim okrakiem. Pocałowała go w usta, patrząc uważnie w jego szare oczy, które pociemniały pod wpływem jej zachowania. Złapał ją w biodrach, pogłębiając pocałunek. Przymknął powieki, kiedy ona również to uczyniła. 
- Pragnę Cie - szepnęła w jego usta, wywołując u niego cichy jęk. 
- Opleć mnie nogami w pasie - nakazał, co szybko wykonała. Podniósł się z kanapy, nie przestając całować jej ust. Ze zdumieniem odkrył, że doskonale zna to mieszkanie, skoro nawet na oślep potrafi trafić do sypialni. 

So love me like you do, lo-lo-love me like you do
Love me like you do, lo-lo-love me like you do
Touch me like you do, to-to-touch me like you do
What are you waiting for?

- Dlaczego nigdy nie pozwalasz mi się dotknąć? - zapytała, kiedy leżeli w jej łóżku. Leżała do niego plecami, a on obejmował ją w talii. 
- Przecież mnie dotykasz - zaśmiał się, sugestywnie poruszając przedramieniem, które trzymała w delikatnie głaskała kciukiem. 
- Chodzi mi raczej o klatkę piersiową i plecy. 
- Nie lubię tego. To moja granica. 
- Nie pozwalasz mi nawet Cie tam pocałować. 
- Proszę, nie drąż tego tematu. Nie dzisiaj - poprosił, całując ją delikatnie we włosy. 
- W porządku. Powiesz mi jak będziesz gotowy. 
- To mi się podoba, panno Granger - wymruczał, podnosząc się na łokciu, aby złożyć pocałunek na jej szyi. 
- Nie musisz wracać do firmy?
- I tak bym się nie skupił. Poza tym mam ważną misję do wypełnienia. Muszę nakarmić pewną naprawdę głupią Gryfonkę.
- Wypraszam sobie. Nie jestem głupia - zawołała. - A ty gotujesz?
- Nie sądzę, aby w Twojej lodówce było coś, co nadałoby się na obiad. 
- No dobra. 
- Zamówię coś - stwierdził i sięgnął po telefon leżący w spodniach tuż obok łóżka. Wystukał szybko numer i przyłożył telefon do ucha. - Brendan, potrzebuję jak najszybciej dwie porcje obiadu... Tak, może być... Jeden z pikantnym... Butelka 
Bodegas Artadi - El Pison... Najstarsze, jakie mają... Do mieszkania panny Granger... W porządku, dziękuję - rzucił do telefonu i rozłączył się. Odłożył telefon na szafkę nocną i pochylił się nad Hermioną. Założył kosmyk opadający na jej twarz za ucho. - Mam nadzieje, że ma pani kieliszki do wina.
- Nie zachowuj się jakbyś był tu pierwszy raz. 
- No, tak. Chcesz wziąć prysznic?
- A weźmiesz go ze mną? - zapytała z uwodzicielskim uśmiechem i pocałowała go delikatnie. 

Fading in, fading out
On the edge of paradise
Every inch of your skin is a holy Grail I've got to find
Only you can set my heart on fire, on fire
Yeah, I'll let you set the pace
'Cause I'm not thinking straight
My head spinning around I can't see clear no more
What are you waiting for?

- Przeprowadź się do mnie - rzucił nonszalanckim tonem, kiedy leżeli w wannie w apartamencie Malfoy'a. - I tak spędzasz tu najwięcej czasu. Więcej niż we własnym mieszkaniu. Przynajmniej przez ostatni tydzień.  
- A jeśli Ci się znudzę?
- Och, daj spokój. Rozmawialiśmy o tym. Nie karze Ci przecież sprzedawać swojego mieszkania, tylko proszę, żebyś się do mnie wprowadziła. Będę płacił za Twoje mieszkanie.
- Dasz mi się zastanowić? - poprosiła, patrząc uważnie na Dracona. 
- Skoro tego potrzebujesz - mruknął niechętnie. - Nie sądzisz, że woda jest odrobinę za zimna?
- Może trochę - odpowiedziała. 
- Wychodzimy - oznajmił, podnosząc się i wylewając wodę na podłogę. Pomógł podnieść się Hermionie i otulił ją dużym puchowym ręcznikiem. Pocałował ją w usta wplatając palce w jej zalpecione w koka włosy. Oderwała się od jego ust i zaśmiała się cicho. - Śmiejesz się ze mnie, panno Granger?
- Gdzieżbym śmiała? Tylko to trochę irracjonalne. 
- Co?
- Jeszcze tydzień temu płakałam po odejściu od Ciebie, a dzisiaj proponujesz mi wspólne mieszkanie. Chyba nie jestem gotowa na taki obrót sprawy. Nie wiem o tobie nic, oprócz tego, że jesteś bardzo inteligentny, przystojny i dobry w interesach. Ale to wszystko. Ciągłe tajemnice. Twoja apodyktyczność. To dla mnie zbyt wiele. Nie zrozum mnie źle. Dobrze mi tak jak jest teraz, ale póki Cie nie poznam lepiej nie mogę z tobą zanieszkać - stwierdziła, patrząc przepraszająco na blondyna. Mężczyzna wyszedł z wanny, wytarł się dokładnie i włożył bokserki i szorty, które seksownie zwisały mu z bioder. Pomógł Hermionie wytrzeć jej ciało, poczyn podał jej bieliznę i włożył na nią swój szary T-shirt. 
- Chodź, opowiem Ci wszystko w łóżku - oznajmił i chwycił jej dłoń. Wyszedł z łazienki przylegającej do sypialni. Poprowadził ją do łóżka, na którym oboje usiedli. Siedział po turecku, patrząc uważnie na twarz kobiety. 
- Nie chcę na Ciebie naciskać - stwierdziła. 
- Nie, powinienem Ci powiedzieć. Mam już dwadzieściadwa lata i zbyt długo to ukrywam. Usiądź tak jak ja i najbliżej mnie, proszę - zaskoczona Hermiona wykonała jego prośbę i po chwili stykali się kolanami. - Pewnie nie pamiętasz mojego ojca. - Szatynka potrząsnęła lekko głową, a Draco kontynuował: - Był władczy. Wszystko musiało być po jego myśli. Karał mnie za każde wykroczenie. Kiedy byłem młodszy nie rzucał na mnie zaklęć, ale potem zaczął. Nie lubię jak ktoś mnie dotyka, bo przypomina mi to o bliznach na klatce i plecach. Nie chcę, żeby ktoś to widział, a dotyk wciąż mnie pali. Teraz, będąc starszym nie chcę stracić kontroli nad moim życiem. Wszystko ma... a raczej miało swoje miejsce. Wszystkie uczucia były uporządkowane. Aż do momentu, w którym ty się znowu zjawiłaś. Pokochałem Cię, ale nie chciałem tracić kontroli. Przepraszam - wyszeptał i spuścił wzrok na swoje dłonie. 
- Możesz na mnie spojrzeć? - poprosiła cicho. Podniósł wzrok na czekoladowe tęczówki, w których czaiły się łzy. - Ja ciebie też kocham. I tak bardzo się boję.
- Czego, kochanie?
- Że któregoś dnia zrobię coś i sprawię Ci ból. 
- Dopóki jesteś przy mnie nie krzywdzisz mnie.
- A mój dotyk?
- Nie wiem - przyznał i spojrzał na nią z błyskiem w oczach. Złapał delikatnie jej prawą dłoń i położył ją mniej więcej w miejscu, gdzie znajdowało się jego serce. W jego oczach dostrzegła strach a pod palcami poczuła jak jego skórę przechodzi dreszcz. 

Love me like you do, lo-lo-love me like you do
Love me like you do, lo-lo-love me like you do
Touch me like you do, to-to-touch me like you do
What are you waiting for?

(Cztery lata później)
Z zaciekawieniem patrzył na swoją prześliczną żonę, trzymającą ich dwuletniego syna w ramionach. Nauczył się panować nad swoją chęcią kontroli. Teraz miał swoją rodzinę. Syna, który darzył go bezgraniczną miłością, podobnie jak jego matka. Ze wzajemnością zresztą. Miał swoje szczęście, które pomogło mu pokonać przeszłość. 


₪₪₪
Tekst pochyłą czcionką to tekst piosenki Ellie Goulding ,,Love Me Like You Do".

Oto przybywam w kolejną miniaturką. Tym razem z okazji Walentynek. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jest ona trochę inspirowana serią ,,Pięćdziesiąt odcieni" E L James. 
Przepraszam za wszelkie błędy. 

Pozdrawiam,
Alex_x.

sobota, 24 stycznia 2015

Miniaturka 13

Ta miniaturka jest nieco inna od poprzednich. Nie jest związana z Harrym Potterem. Z dedykacją dla Malinki i Piernika.

 ~~○○~~

Z zaciekawieniem wpatruję się w Percy'ego. Przez ostatnie pół roku zdążył się zmienić. Urósł, wyprzystojniał, choć nie twierdzę, że wcześniej nie był przystojny. Jego twarz, niegdyś zawsze rozbawiona teraz spoważniała. Widzieliśmy się w święta. Oboje jesteśmy zbyt pochłonięci zajęciami na uczelniach, więc nie mamy czasu dla siebie. On studiuje na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego, ja na Harvardzie w Cambrigde. Po semestrze jesteśmy dość zmęczeni, żeby zamknąć się tylko w domu i przespać połowę wolnego czasu. Kiedy już oboje mamy czas się spotkać coś musi nam przeszkodzić. Teraz Percy idzie ulicą, jest jakiś dziwnie zamyślony i zdaje się mnie nie zauważać. Potrąca małą dziewczynkę, pomaga jej wstać i zdaje się przeprasza ją. Podchodzę w jego stronę i kiedy łapę go za rękę, patrzy na mnie z lekkim uśmiechem. Przytulam się do niego, a on obejmuje mnie delikatnie. Stoimy tak przez dłuższą chwilę, by po chwili oderwać się od siebie. Całuje mnie lekko i uśmiecha się szerzej. 
 - Stęskniłem się za Tobą - szepcze i z powrotem przytula. 
 - Percy, co się dzieje? - pytam. 
 - Nic, a co ma się dziać? Wszystko jest jak najlepiej. Dawno Cię nie widziałem, ojciec mnie olewa i chyba oblałem semestr. 
 - Jak mogłeś oblać semestr? Jesteś synem Posejdona, oceany to część Ciebie. 
 - Mamy nowego wykładowcę na wydziale. Uczy biologii morskiej i za każdym razem kiedy coś powiem śmieje się, że nic nie wiem i nie powinien uczyć się na Uniwersytecie tylko w przedszkolu. Możemy iść do jakiejś kawiarenki? - pyta, na co kiwam głową. Idziemy do najbliższej kawiarni i zamawiamy po herbacie. Siadamy przy stoliku najbliżej okna. 
 - To już pewne?
 - Nie, dziekan umówił się ze mną pod koniec wakacji. Pewnie po to, żeby mnie wylać. 
 - A ma do tego powody? 
 - Ja sam nie wiem. Wszystkie egzaminy wydawały mi się banalne, znaczy na tyle ile pozwala mi dysleksja. Zresztą to nie ważne. Lepiej mów co u Ciebie. Jak egzaminy? 
 - W porządku. Egzaminy jak egzaminy. Ale strasznie za Tobą tęskniłam.
 - Pamiętasz jak kiedyś obiecałem Ci kolejną niezapomnianą randkę? 
 - Oczywiście.
 - Więc, jeśli pozwolisz, to zabiorę Cię dzisiaj na taką randkę. 
 - Gdzie? 
 - Chociaż raz daj mi coś zaplanować - śmieje się i całuje mnie w rękę. 
Idziemy razem przez Piątą Aleję i stajemy przy wejściu do jego mieszkania. Wchodzimy na piętro i dopiero wtedy Percy zaczyna szukać kluczy. Kiedy już je znajduję, otwiera drzwi i przepuszcza mnie przodem. Mieszkanie Percy'ego ma dwie sypialnie, salon, łazienkę i kuchnię. Dostał je od ojca na 18. urodziny. Za każdym razem, kiedy się widujemy spędzamy tu czas. 
 - Chcesz coś do picia? - pyta, a ja kiwam głową i siadam na kanapie w salonie. 
 - To powiesz mi, gdzie chcesz mnie zabrać? 
 - Annabeth, tę randkę chce sam zaplanować, więc dowiesz się w dopiero wieczorem. Tylko ubierz coś eleganckiego i wygodnego. 
 - Mam się bać? 
 - Dzisiaj nie planuję żadnych przykrych niespodzianek.
 - To dobrze. 
Spędzamy razem prawie cały dzień, a przed siedemnastą wracam do siebie, żeby przygotować się. Nigdy nie wiem co zaplanuje Percy, ale w większości wypadków ma niezłe pomysły. Z szafy wygrzebuję beżową koszulę i czarną spódnicę nieco dłuższą niż do połowy uda. Wkładam koszulę w spódnicę, zakładam baletki pod kolor koszuli. Maluję rzęsy i oceniam cały efekt w lustrze. Percy podjeżdża pod mój dom samochodem swojej mamy, więc schodzę, mówią wcześniej tacie o swoim wyjściu.Wsiadam na miejsce pasażera i całuje delikatnie Percy'ego w policzek. 
 - Ładnie wyglądasz - mówi, a ja uśmiecham się z wdzięcznością. 
 - Gdzie jedziemy? - pytam. Percy ubrany jest w eleganckie czarne spodnie od garnituru i koszulę w kolorze morza. 
 - Tam, gdzie już na randce byliśmy - odpowiada i uśmiecha się. Jedziemy dobre dwie godziny, po czym Percy zawiązuje mi na oczach czarną opaskę. Podjeżdża jeszcze kilka metrów i pomaga mi wysiąść z samochodu. Prowadzi mnie w nieznane mi miejsce przez dobre dziesięć minut. Staje i zdejmuje mi opaskę. Chwilę zajmuje mi, żeby przyzwyczaić oczy do jasności. Patrzę zaskoczona na Percy'ego, a on tylko przytula mnie od tyłu. Stoimy na Wzgórzu Herosów razem ze wszystkimi obozowiczami. 

(Zmiana narracji na trzecioosobową)

Patrzy zaskoczona na swojego chłopaka i odwraca się w jego stronę. Całuje go w usta. Każdy obecny na Wzgórzu jest ubrany w eleganckie stroje. Z tłumu wychodzi Piper, Hazel, Jason, Frank, a na końcu Leo. Całą piątką stają przed Percym i Annabeth. Każdy z nich przytula parę. 
 - Długo Was nie było - śmieje się Leo. 
 - Studia pochłaniają zbyt dużo czasu - odpowiada Percy.
 - To ostatni rok, nie? 
 - I dobrze, dłużej bym nie wytrzymał. 
 - Koniec pogaduszek. Pora na imprezkę - oznajmia Piper i ciągnie za sobą Annabeth i Percy'ego. Na plaży rozłożono stoły. Każdy zajmuje swoje miejsce i na stołach pojawia się różnorodne jedzenie. Każdy rozmawia z każdym, a Annabeth czuje się jak dawniej. 
 - To jak Wam idzie na studiach? - pyta Hazel, na co Percy nieco pochmurnieje. 
 - Całkiem nieźle - odpowiada Annabeth. Każdy z wyczekiwaniem patrzył na Percy'ego.  - A Wam jak idzie? - zapytała, chcąc zmienić temat. 
 - Jason ma problemy na uczelni - odpowiedziała Piper, wiedząc, że jej chłopak nigdy się przyzna. Grace spojrzał na nią urażony. 
  - Nie jestem jedyny - zaśmiał się Percy. Syn Zeusa posłał mu zdziwione spojrzenie. - Nowy wykładkwca się na mnie nieźle uwziął. Najgorsze, że jestem synem Posejdona i nie znam się na morzach. 
 - Mam to samo - stwierdził Jason. Obok nich pojawił się Chejron, jak zawsze uśmiechając się na widok herosów. Rozmawiał z nimi o nauce i życiu poza uczelnią. Kiedy zbliżała się 19, Percy i Jason odeszli na krótki spacer, aby zamienić kilka słów. Wracając, zahaczyli o kuchnię. Usiedli z powrotem do stołu, kiedy na stołach pojawił się popcorn. Wszyscy obrócili się w stronę dużego ekranu, ustawionego na plaży. Percy obejmował Annabeth w pasie, podobnie jak Jason Piper. Po kilku chwilach zjawił się Leo, trzymając dłoń Kalipso w ciasnym uścisku. Valdez uśmiechnął się do Percy'ego i Jasona. Wojna z Gają zmieniła wszystko i każdy zdawał sobie z tego sprawę. Leo chyba zmienił się najbardziej ze wszystkich. Spoważniał, choć wciąż miał swoje specyficzne poczucie humoru. Percy wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Jasonem i Frankiem. Chejron puścił najlepszy film romantyczny tego roku. Dzieciaki Aresa jęknęła z żalem. Domek Afrodyty uśmiechnął się do centaura. Annabeth wtuliła się w Percy'ego. Czuła się wspaniale, będąc znowu w swoim drugim domu. Obok nich zjawił się Nico. Przybił piątkę z chłopakami i uśmiechnął się do dziewczyn. Zmienił się przez ostatnie miesiące. W tym roku zaczynał studia na medycynie. Will z domku Apollina dosiadł się do ich stolika w połowie filmu razem z Groverem.
Po filmie usiedli na kocach na plaży. Patrzyli na rozgwieżdzone niebo. Dzięki Jasonowi żadna chmura nie przysłaniała im widoków. 
 - Dobrze znów tu wrócić - odezwał się Percy. 
 - Starzejesz się, Jackso - zaśmiał się Leo. 
 - Zobaczymy jak będziesz w moim wieku. 
 - Stary, jesteś od niego tylko o rok starszy - zauważył Frank. 
 - Tak czy siak to Annabeth jest tu najstarsza. 
 - No wiesz - oburzyła się i uderzyła go łokciem w żebra. 
 - Żartowałem tylko, a ty niewiadomo co o mnie myślisz. 
Siedzieli, patrząc w gwiazdy przez kilkanaście minut. W końcu Percy wyciągnął z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko i podał je Annabeth. 
 - Percy, jeśli to twój sposób na oświadczyny, to bardzo oryginalny - stwierdziła Piper. Jason, który był w trakcie robienia tego samego co Percy, cofnął rękę i klęknął przed McLean. - To co zrobił Percy było lepsze - oznajmiła, na co Grace z niedowierzaniem pokręcił głową. 
 - Wyjdziesz za mnie? - zapytał, na co dziewczyna pokiwała głową i rzuciła się na jego szyję, przewracając się razem z nim na piasek. Pocałował ją w usta i przytyliał mocno. Annabeth wpatrywała się w pudełko otwarte rzez Percy'ego. W środku leżał śliczny pierścionek z białego złota z maleńkim diamencikiem. Percy patrzył na swoją dziewczynę ze strachem. Nie był pewny czy przypadkiem się nie wygłupił. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę i wpiła się w jego usta. Odpowiedział na jej pocałunek niemal natychmiast. 
- To znaczy tak? - zapytał z nadzieją. 
 - To znaczy tak - potwierdziła, uśmiechając się do niego szeroko. 

                                       ******

Patrzył na swoją żonę ze zdumieniem. Byli małżeństwem od dziesięciu lat, wychowali dwójkę dzieci, cały czas walczyli z każdą przeciwnością jaką przyszykowały dla nich Fata. Teraz ta sama kobieta, która nigdy nie lubiła niespodzianek i wszystko było z nią jasne przyszykowała dla niego taką niespodziankę. 18 sierpnia. Właśnie obchodził swoje 34. urodziny i stał w wielkiej sali balowej. Dookoła niego byli sami przyjaciele. Jego żona stała przed nim z ich półroczną córeczką, Bianką na rękach. Piper i Jason stali nieopodal ze swoją ośmioletnią córeczką, Phoebe. Tuż obok nich stała Hazel z Frankiem i pięcioletnim Sammym. Leo, stojący z Kalipso i siedmioletną Esperanzą machał do nich z uśmiechem. Z tłmu wybiegł dziewięcioletni Tomy i rzucił się w ramiona Percy'ego. Jego życie było idealne. Nawet jeśli mieli problemy, zawsze je rozwiązywali. Życie całej siódemki było cudowne i każdy dziękował Bogom za to, że mogli się kiedyś poznać. Nawet Annabeth musiała przyznać, że gdyby nie Hera, jej życie mogłoby być inne, ale napewno nie tak ciekawe, jak do tej pory. 

                               &&&&&

Dawno nic nie piblikowałam, a tę miniaturkę zaczęłam już dawno i postanowiłam ją skończyć. Mam nadzieję, że wam się choć trochę spodoba. 
Pozdrawiam,
Alex_x. 
PS Na Dramione La vie est belle pojawił się kolejny rozdział, więc zapraszam.