sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 27

Od samego rana w Norze wszyscy chodzili poddenerwowani. Największe zdenerwowanie można było zaobserwować u Dracona. Nie chodziło tu wcale o wieczorną akcję, a o zachowanie Rona do Hermiony. Na śniadaniu starał się nie zwracać na nich uwagi. 
-Czy on musi się tak do Ciebie lepić?-zapytał Malfoy, kiedy razem z Granger siedział w jej pokoju.
-Draco, o co Ci chodzi?
-O co? O to, że Weasley cały czas próbuje Cie poderwać.
-Przestań. Mi zależy na Tobie i na nikim innym.
-Ale nie rozumiesz, że jemu chodzi o to, żebyśmy zerwali?
-Kochanie, daj spokój-dziewczyna przytuliła się do Ślizgona, wiedząc, że w ten sposób przestanie gadać.-Draco, a mogę z Wami dzisiaj iść?-zapytała słodkim głosem, licząc, że się zgodzi.
-Oszalałaś?! Nigdzie nie idziesz i siedzisz tutaj!
-Ale...
-Bez żadnych ale. Ja się na to nigdy nie zgodzę. To zbyt niebezpieczne.
-Ale ty jesteś.
-Miło mi.

(Tego samego dnia, dziewiętnasta, Privet Drive 4)
 Harry patrzył jak jego wujostwo opuszcza dom z okna jego okna. Wiedział, że to nieuniknione, ale nie chciał tego. Nie przypuszczał, że jeszcze dzisiaj zobaczy przyjaciół i dziewczynę. Nie wiedział co szykuje Zakon, bo dopiero z trzy dni mógłby przystąpić do niego. Kiedy Dusley'owie odjechali on odszedł od okna i podszedł do klatki Hedwigi. Od kilku dni sowa była na niego obrażona. Chłopak wiedział, że mogła czuć się niepotrzebna, bo w te wakacje nie wysłał żadnego listu.
-Nie bocz się już-szepnął do sowy, a ona tylko odwróciła się d niego plecami i furknęła coś. Potter zostawił ją i zszedł na dół. Zerknął na komórkę, która służyła mu kiedyś za pokój. Wszedł do niej i chwycił za jednego z żołnierzyków. Przypomniały mu się wszystkie chwile spędzone w tym domu. Słysząc pukanie do drzwi, wyszedł, ale na jego nieszczęście zapomniał, że drzwi są niskie i uderzył się w tył głowy. Przyłożył rękę do bolącej części głowy i ruszył otworzyć. Nie spodziewał się nikogo, więc był lekko zdziwiony. Jeszcze bardziej się zdziwił widząc w drzwiach Hagrida. Zaraz za nim wszedł Draco, Blaise, Remus, Tonks, Ron, Moody i jeszcze kilka innych osób. Na samym końcu do domu weszła Pansy, która od razu rzuciła się na szyję chłopaka.-Dusisz-zaśmiał się, choć zaczynało brakować mu powietrza.-Co tu robicie?-zapytał wchodząc do salonu, gdzie wszyscy się zebrali.
-Zabieramy Cie stąd-oznajmiła Tonks z promiennym uśmiechem.
-Ale...
-Bez żadnego ale-przerwał mu Draco.
-Musimy się trochę śpieszyć, więc będzie lepiej kiedy nam pomożesz-stwierdził Blaise, stając obok Pottera. Korzystając z chwili, kiedy był jeszcze w w lekkim szoku wyrwał mu jednego włosa i podał Moody'emu. Ten wrzucił go do jakiegoś eliksiru.
-Chyba nie myślisz poważnie, nie?-zapytał Wybraniec, widząc zamiaru byłego nauczyciela.-Czarny Pan i tak będzie wiedział który z nas to ten prawdziwy ''ja''.
-Dlatego, panie mądry ja polecę z Fredem, a Hagrid z Georgem-oznajmiła Pansy.
-Więc ja mogę lecieć sam?
-Żartujesz? Ze mną lecisz-stwierdził Malfoy.
-Ale ja się na to nie godzę. To jest zbyt niebezpieczne, żebyście to dla mnie zrobili.
-Niebezpiecznie to byłoby zostawić Cię tutaj samego. Po za tym wszyscy mamy po siedemnaście lat, a tobie jeszcze parę dni zostało i jesteś pod opieką Zakonu.
-Musisz używać tego argumentu? Wiem, że mam te szesnaście lat.
-To nie dyskutuj i siedź cicho, to może pozwolę Ci kierować miotłą.
-Chyba śnisz, jeśli sądzisz, że ty będziesz kierował. Ja chce żyć.
-Możemy już lecieć?-zapytał Lupin patrząc z rozbawieniem na Malfoy'a i Pottera. Chłopcy przestali się przekomarzać i kiedy każdy z siedmiu Potterów przebrał się wyszli na zewnątrz. Moody  przeteleportował rzeczy Harry'ego do Nory, a Hedwigę wypuścił, żeby sama poleciała. Potter wsiadł na miotłę, a zaraz za nim Draco.
-Tylko nas nie zabij-ostrzegł Malfoy.
-Jak nas zabije, to Hermiona  jeszcze mnie sama dobije.
-Pamiętaj, że osłaniamy tylko Pansy. Żeby Ci nie przyszło do głowy lecieć za kimś innym.
-Wiem. Lecimy?
-Startuj, książę-wzbili się w powietrze w tym samym momencie co inni. Lecieli spokojnie przez dwadzieścia minut. Wszyscy zaczęli przeczuwać, że Voldemort jest blisko.Harry odczuł to najbardziej. Będąc już blisko Nory jakby znikąd pojawili się Śmieciożercy i Czarny Pan. Plan Zakonu przewidział taką opcję, jednak nikt nie sądził, że tak szybko połapie się, który z Harrych jest prawdziwy. Pomiędzy nim, a Potterem nastała walka, która była nie do wygrania. Chłopak nie spodziewał się ataku i kilka razy oberwałby, gdyby nie Draco, który momentalnie kierował miotłą w inną stronę. Ostatnie zaklęcie, które opuściło różdżkę czarodziei były decydujące. Gryfon szybko obezwładnił przeciwnika i odleciał z Malfoy'em do Nory. Czekali tam już wszyscy. Hermiona widząc Ślizgona rzuciła się w jego ramiona. Pansy przytuliła się z ulgą do Harry'ego.
Następnego dnia wszyscy byli w znakomitych humorach. Hermiona przestała zwracać uwagę na Rona, który wyraźnie denerwował się faktem, że Malfoy znów jest w centrum uwagi Gryfonki. Pani Weasley cały dzień biegała przygotowując jutrzejszy ślub Billa i Fleur. Draco, Blaise i Harry siedzieli w ogródku omijając panią Weasley,  która ciągle coś chciała. Każdy z nich snuł plany dotyczące ich wyprawy. Wiedzieli, że muszą podjąć decyzję.


***
Rozdział jest jednak dzisiaj. Jest krótki, ale więcej nie mogłam w nim zamieścić i wyszedł jak wyszedł. Mam nadzieję, że nie będziecie źli. Mogłabym jeszcze trochę napisać, ale chce mi się spać, a jutro nie mam w ogóle czasu. Przypominam, że przed rozdziałem pojawiły się opisy do nowego opowiadania, więc zapraszam tych, którzy jeszcze nie zagłosowali. Kolejny rozdział postaram się wstawić najszybciej jak będzie to możliwe. 

Pozdrawiam,
Alex_x. 

3 komentarze:

  1. Super rozdział :) Jak ja nie lubię Rona... eh czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, już nie mogę się doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń