sobota, 10 sierpnia 2013

Miniaturka 1.

Trochę wspomnień tamtych dni. 
Tysiące wspomnień, które wciąż wracają do mnie
Płomień płonie, tak proste płomień płonie
Każdy z nas w pomysłach tonie
 Tonie też w wspomnieniach...

(Płomień 81 - Tysiące wspomnień)


   Szybkim krokiem mijała hogwarckie korytarze. Kwiecień minął w mgnieniu oka. Zbliżał się dzień rocznicy II bitwy o Hogwart. Bal z tej okazji miał się odbyć 5 maja. Przygotowania trwały już od marca. Wszystkie dziewczyny przymierzały sukienki kupione w lutym, chłopcy powtarzali kroki pierwszego tańca. Codziennie na obiad przychodziło coraz mniej osób. Tego dnia przy stole Gryffindoru siedziało zaledwie kilka uczniów. Brązowowłosa Gryfonka o czekoladowych oczach usiadła obok swojego przyjaciela, Harry'ego Pottera. Kiedy obok niej usiadł Draco, ona odwróciła się do niego plecami. Chłopak chwycił ją za ramię i odwrócił twarzą do siebie.
-Czego, Malfoy?-warknęła w jego stronę.
-Teraz już Malfoy, tak, Granger?
-A ty? Sam nie jesteś lepszy.
-Musimy się kłócić?
-Ja się z Tobą nie kłócę.
-Bo uwierzę.
-Nie musisz. Nie karzę. Teraz, z łaski swojej, idź do swojego stołu, a mnie zostaw w spokoju.
-A może dzisiaj usiądę tutaj?
-Ani mi się waż. 
-Bo?
-Bo to?
-Jeśli nadal chcesz się kłócić, to beze mnie-szybko stał i oddalił się w stronę swojego stołu.
-Zawsze jest wszystko bez Ciebie, Malfoy!-krzyknęła za nim i wstała, kiedy zauważyła, że znów idzie w jej stronę. Stanął naprzeciwko niej i załapawszy w talii, przyciągnął do siebie. 
-Jakim cudem ty jesteś w Gryffindorze?-zapytał na co dziewczyna się zaśmiała. Blondyn nachylił się nad nią i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, który odwzajemniła. 

   Siedział w jednym z przedziałów Expresu Hogwart - Londyn. Po twarzy ukrytej w dłoniach spływały łzy. Łokcie oparte na kolanach co jakiś czas zjeżdżały w dół. Na podłodze leżał dzisiejszy Prorok Codzienny. Obok piętnastoletniego blondyna siedziała młodsza od niego o rok szatynka z prostymi włosami. Był Ślizgonem. W jego naturze nie leżały łzy, tylko brak uczuć. Nigdy nie płakał. Nawet przy rodzicach. Od pewnego czasu jednak nie bał się uczuć. Wszystko zawdzięczał Gryfonce, która siedziała obok.


   Leżał na łóżku w swoim dormitorium, które dzielił z Blaise'em i Theodorem. Zabini szykował się na bal, Nott grzebał jeszcze w szafie, a on obracał w palcach pierścionek z białego złota z niewielkim oczkiem z cyrkonii. Bal z okazji II bitwy o Hogwart miał się odbyć za godzinę.  Cała szkoła pogrążona była w przygotowaniach.  Kiedy Blaise wyszedł z łazienki, blondyn wszedł po nim. Po szybkim prysznicu i ułożeniu włosów włożył garnitur. Gdy zapinał koszulę do łazienki wszedł Zabini, który na widok przyjaciela głupio się uśmiechnął i kazał mu wejść do pokoju, gdzie stała Pansy. Dziewczyna zaprowadziła go do swojego dormitorium, gdzie na łóżku siedziała zapłakana Hermiona. Od razu podbiegł do niej i przykucnął przed nią.
-Kochanie, co się stało?-zapytał z troską w głosie, głaszcząc dziewczynę po policzkach. Ona jednak nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w niego.-Ktoś Cię skrzywdził?
-Flint się do mnie dobierał  i gdyby nie Pansy nie wiem co by jeszcze zrobił-wychlipała Gryfonka.
-Zabije gnoja. Kochanie, Pansy pomoże Ci się doprowadzić do porządku, a za dwadzieścia minut przyjdę po Ciebie, dobrze.
-Draco, co ty chcesz zrobić?
-Nic takiego. Flint tylko popamięta, że nie watro zadzierać z Malfoy'em. Nie zrobię nic głupiego-zanim wyszedł pocałował jeszcze dziewczynę, co odwzajemniła.


   Wtulił się w Gryfonkę, która gładziła go po włosach. Dobrze wiedziała, .że teraz słowa nie pomogą. Po kilku chwilach chłopak oderwał się od niej i pocałował namiętnie. Zaskoczona dziewczyna oddała pocałunek.
-Co ty ze mną robisz, Potter?-na to pytanie dziewczyna się zaśmiała i usiadła okrakiem na kolanach chłopaka.
-Oj, Malfoy, ja już tak mam-odpowiedziała, a on znów ją pocałował.-Będzie dobrze, Scorpius. 
-Tego nie wiesz, Lily. Ale czasem mam wrażenie, że rozmawiam z moją mamą. Na pewno nie masz z nią nic wspólnego?
-Na pewno. Jesteś podobny do swojego taty, wiesz?
-Nie jesteś pierwsza, która mi to mówi. Żałuję, że się z nimi pokłóciłem.

   Bal trwał w najlepsze. Setki tańczących par na parkiecie, kilka siedzących przy stolikach. Kilka minut przed północą. Za każdym razem, kiedy Draco chciał się napić czegoś mocniejszego, Blaise odwodził go od pomysłu. Większość dziewczyn i chłopców była już nieźle wstawiona. Malfoy, Zabini, Potter i ich partnerki zaliczali się do najtrzeźwiejszych osób obecnych na balu. Nawet nauczyciele trochę popili. Trzy minuty przed tym, jak zegar wybił północ, Draco zabrał głos, zwracając uwagę na środek parkietu, gdzie stał.
-Jak zapewne wiecie-zaczął,-od paru miesięcy, jak nie lat, nie potrafię żyć bez pewnej Gryfonki, więc-klęknął przed ową dziewczyną i wyciągnął z kieszeni marynarki pudełko z pierścionkiem.-Hermiono Granger, wyjdziesz za mnie? Za tlenionego, wrednego, cynicznego i megazakochanego w Tobie kretyna? 
-Jesteś pijany-stwierdziła szatynka. 
-Najtrzeźwiejszy wśród obecnych.
-Ja potwierdzam-oznajmił Potter. Hermiona spojrzała w szaro-błękitne tęczówki Malfoy'a, teraz przesiąknięte strachem i niepewnością. Wszyscy obecni w napięciu wyczekiwali reakcji Gryffonki. Większość dziewczyn najchętniej zabiłaby ją wzrokiem. Po Draconie było widać, jak bardzo jest spięty. Z każdą sekundą tracił część nadziei na ich wspólną przyszłość.
-Tak-odpowiedziała, a kiedy blondyn wstał z wielkim uśmiechem ulgi na ustach, rzuciła mu się na szyję. Na sali zaroiło się od oklasków i głośnych krzyków, nakazujących  chłopakowi pocałować narzeczoną, co też uczynił, składając na jej ustach delikatny, a zarazem namiętny pocałunek, który odwzajemniła. W czasie, kiedy ich usta się złączyły wybiła północ.

   Był czerwiec. Dwudziestoletni blondyn siedział na kanapie w salonie. Promienie słońca przedzierały się przez zasłony. Na piętrze w sypialni spała jego żona, a w pokoju dziecięcym półroczny synek. Dwa dni temu z Azkabanu uciekł jego ojciec, więc nie potrafił normalnie spać od tamtego dnia. Tak bardzo zależało mu na rodzinie, że był gotów oddać za nich życie. Był w pokoju synka, który już nie spał i domagał się, żeby Draco wziął go na ręce. Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, z dzieckiem na rękach zszedł na dół i szybko je otworzył. W progu stał nie kto inny, jak sam Lucjusz Malfoy. 
-Czego chcesz?-warknął  dwudziestolatek.
-Ładnie się witasz z ojcem. Może wpuścisz mnie do środka. 
-Zapomnij. Mów czego chcesz i się zmywaj. 
-Nie sądzisz, że powinnyśmy porozmawiać o Twoim ślubie?
-Po co rozmawiać o czymś, co było prawie rok temu? I tak. Nie ożeniłem się z tą pustą lalą Greengrass, a żonę już mam i nic Ci do tego. 
-Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ożeniłeś się z tą szlamą.
-Nazwij jeszcze raz tak moją żonę, a nie zawaham się nawet przy dziecku Cię zabić. Wynoś się stąd, bo mi się na Twój widok niedobrze robi-zanim starszy Malfoy zdążył cokolwiek powiedzieć, Draco zamknął drzwi. Bez zastanowienia ruszył do swojej sypialni. Hermiona spała po lewej stronie łóżka na prawym boku. Blondyn położył dziecko obok niej, a sam ułożył się twarzą do nich. Uśmiechnął się, gdy chłopczyk zasnął przytulając się do niego. Nie zważając na to, że jest w ubraniach, również zasnął.

   Pociąg z Hogwartu wjechał na peron 9 i 3/4. W jednym z przedziałów  Scorpius wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Alexandrem Zabinim pakował ostatnie rzeczy, jakie mu zostały. Podnosząc Proroka Codziennego natknął się na artykuł,  którego wolałby nie przeczytać. Patrząc na ruchome zdjęcie, z którego uśmiechała się szatynka i blondyn, po policzkach spłynęła mu samotna łza. Starł ją próbując zrobić to niezauważenie, jednak Alex zauważył to.
-Co jest?-zapytał. Blondyn podał przyjacielowi gazetę. Na pierwszej stronie widniało zdjęcia rodziców Malfoy'a.
Ciężki stan Hermiony Malfoy (zd.Granger)
Tydzień temu w godzinach wieczornych do św. Munga trafiła żona jednego z najbogatszych czarodziei obecnych czasów, Dracona Lucjusza Malfoy'a. Stan trzydziesto-czterolatki, według Magomedyków jest bardzo ciężki. Powodem takiego stanu zdrowia był atak ojca jej męża, Lucjusza Malfoy, zbiegłego dwa tygodnie temu z Azkabanu. Dwa dni po tym, jak pani Malfoy trafiła na oddział intensywnej opieki medycznej do Munga trafił również mąż poszkodowanej, po próbie samobójczej. Przedwczoraj Uzdrowiciele  przenieśli mężczyznę na oddział psychiatrycznyLekarze nie dają szans małżeństwu.
Redaktor naczelny, 
Rita Skitter.
-Przykro mi, stary-odezwał się Zabini.-Będzie dobrze.
-Tego nie wiesz. Wysiadajmy już-oboje wyszli z przedziału, a kiedy znaleźli się przy wyjściu z pociągu, Malfoy odszukał wzrokiem Lily i szybko do niej podszedł. Złapał ją od tyłu w talii i pocałował w policzek. Razem wyszli z pociągu i podeszli do ojca Lily.
-Cześć-przywitał się Harry.-Chodźcie do domu. Na miejscu wszystko Ci wyjaśnimy-zwrócił się do Scorpiusa, który kiwnął głową. Gdy wsiedli już do auta, Potter skierował się w stronę centrum Londynu. W samochodzie Lily wtuliła się w młodego Malfoy'a. Po pół godzinie byli już na miejscu. Dom Potterów był typowym domem małżeństwa z dwójką dzieci. Gdy znaleźli się w salonie, Pansy przyniosła herbatę i kazała wszystkim usiąść na kanapach.
-Co z mamą?-zapytał Scorpius. 
-Nie jest dobrze-odpowiedział Harry.-Lekarze twierdzą, że to koniec. Twój tata musiał zapłacić, żeby przetrzymali ją w śpiączce. Jeśli się obudzi, to będzie cud. A szansa na to, że będzie tak jak dawniej, jest równa zeru. 
-A tata?
-Tata chciał się zabić, bo myślał, że jak on umrze, to mama wyzdrowieje. Nawet jeśli, to nie pomyślał, że ona też będzie chciała się zabić.
-Nie zrobiłaby tego.
-Ty chyba nie wiesz, jak twoja mama jest zakochana w Twoim ojcu.
-To czemu chciała się z nim rozwieść?

   Ciemne chmury gromadziły się nad Londynem. Godzina 22. Hermiona od kilku godzin czekała na Dracona. Dwudziesto-trzylatka chodziła od okna do kanapy intensywnie nad czymś myśląc. Dziś była ich rocznica ślubu, a on znów się spóźniał. Scorpius spał dzisiaj u Potterów. Ona podjęła już decyzję. On obiecywał. Ona cierpiała. On błagał. Ona wybaczała. On zawodził. Jednym machnięciem różdżki spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Z komody w przedpokoju wzięła kluczyki do samochodu, a kiedy zamykała już drzwi poczuła jak ktoś obejmuje ją w talii. Od razu wiedziała do kogo należą ręce, które ją obejmują.
-Gdzie byłaś?-usłyszała tuż bok ucha głos, który za każdym razem wywoływał u niej ciarki na plecach. Odwróciła się i spojrzała w oczy swojego męża.
-Pytanie powinno brzmieć: gdzie idę. Nie sądzisz?
-O czym ty mówisz?-na twarzy blondyna można było dostrzec niepokój i strach. Strach przed nieuniknionym. 
-Powiedz mi, która jest godzina?-spojrzał na zegarek, który spoczywał na lewym nadgarstku. 
-22:16.
-A dzień?
-Piątek, 6 lipca.
-Co było pięć lat temu?
-Masz ślub. 6 lipca o godzinie 12:50 zostałaś oficjalnie moją żoną. Byliśmy razem sześć miesięcy, trzy dni i cztery godziny zanim Ci się oświadczyłem. A zrobiłem to 5 maja o godzinie 23:57. Byłaś w tedy w drugim miesiącu ciąży, a powiedziałaś mi dopiero 6 maja około 14, kiedy brałem prysznic, a ty ogarniałaś włosy.
-Jeśli tak dobrze wszystko pamiętasz, to dlaczego, do ciężkiej cholery nie zapamiętasz, że w dniu naszej rocznicy, chcę zjeść z Tobą kolację, posiedzieć na kanapie, przytulić się, zasnąć obok i chcę, żebyś mnie pocałował, a nie cały dzień spędził w pracy?-wyrzuciła z siebie, a po jej policzkach spłynęły łzy.
-Kochanie...
-Nie, Malfoy. Jesteś zapatrzonym w siebie, cynicznym dupkiem i nie liczysz się z uczuciami innych.
-Poprawka. Jestem tlenionym, cynicznym, wrednym, zapatrzonym w siebie, megazakochanym w Tobie i naszym dziecku dupkiem, chyba, że wolisz kteryna. Nim też mogę być. Dla Ciebie będę kim zechcesz.
-Nie żartuj ze mnie, pajacu. 
-Pajacem nie będę.
-Dlaczego ja za Ciebie wyszłam?
-Bo jestem przystojny, czuły i ciepły?
-Chyba przystojny, wredny, arogancki i bez uczuć do innego człowieka.
--Wypraszam sobie.
-Tak? To powiedz mi dlaczego Scorpius prawie zapomniał jak wyglądasz? Powiem Ci, bo za każdym razem, kiedy mamy wspólnie spędzić czas, ty siedzisz do 22 w pracy. Draco, Twój syn ma cztery lata i potrzebuje ojca, a nie faceta, który niby jest, ale go nie ma.
-Teraz już będzie inaczej.
-Całkiem inaczej. Ja już nie dam się oszukiwać. Jak tylko znajdziesz czas będziesz mógł się zobaczyć z Scorpiusem. Będę mieszkać  na razie u rodziców. Puść mnie już.
-Ty chyba  wierzysz w nierealne. Jeżeli sądzisz, że ja Ci dam odejść, to się grubo mylisz.
-Draco, ja potrzebuję męża, a nie pracoholika.
-Hermiona, ja oddałem połowę udziałów w kancelarii i mam mniej pracy. Proszę Cie zostań ze mną. Ja będę wracał do domu przed 16, a w weekend w ogóle nie będę pracował. Obiecuję.
-Na ile taka obietnica? Na tydzień, miesiąc? A potem znów będziesz wracał po 22 i będziesz kładł się od razu spać.
-Zawsze będę kończył prace przed 16. A wolny czas będę spędzał z Wami.
-Ale jeśli chociaż raz złamiesz obietnicę, ja się wyprowadzam i Scorpiusa zabieram ze sobą, jasne?
-Jak słońce.
-I nie waż się przynosić pracy do domu-w odpowiedzi Draco przyciągnął Hermionę jeszcze bliżej siebie i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, który odwzajemniła. Kiedy tylko ich usta się złączyły z nieba spadły pierwsze krople deszczu.

   -Byłeś jeszcze mały i nie wesz jak to wyglądało-odpowiedział Potter.-Twoi rodzica nawet w szkole, kiedy byli parą kłócili się, jak najwięksi wrogowie, ale nigdy od siebie nie odeszli na poważnie.
-Mógłbyś teleportować mnie do Munga?
-Po co?
-Proszę.
-No, dobrze. Ale najpierw zobaczysz się z siostrą.  Chodź-mężczyzna zaprowadził chłopaka do pokoju, w którym spała malutka trzymiesięczna dziewczynka o brązowych włoskach. Młody Malfoy podszedł do jej łóżeczka i pogłaskał po główce, a na jego twarzy zagościł uśmiech, kiedy dziewczynka otworzyła swoje szaro-błękitne oczka. Spojrzał pytająco na Harry'ego, który kiwnął głową, więc wziął siostrę na ręce. Wydała mu się taka malutka i krucha, jak kreda. Od razu się w niej zakochał i żałował, że pokłócił się z rodzicami, właśnie o tego szkraba.
-Teleportujesz nas?
-Chodź tutaj-chłopak posłusznie podszedł do Potter, a ten złapał go za ramię i teleportował na oddział psychiatryczny w Świętym Mungu. Na recepcji stała niska blondynka po czterdziestce, która nie pozwoliła im dalej przejść.
-Pani nie rozumie. Ja muszę pilnie zobaczyć się z moim tatą-oznajmił Scorpius.
-Dziecko, czy ty pojmujesz, że wejść można jedynie z rodzicem lub prawnym opiekunem.
-Tylko, że moja mama leży w śpiączce, tatę mi tu zamknęliście, dziadkowie są mugolami, a rodziców taty nie znam.
-Co tu się dzieje?-na korytarzu pojawił się jeden z lekarzy.
-Ten chłopak twierdzi, że musi wejść do pana Malfoy'a-wyjaśniła recepcjonistka.
-Jesteś jego synem?-zapytał, a kiedy chłopak przytaknął, dodał:-Chodź, pan też może-zwrócił się do Harry'ego. Odprowadził ich do jednego z pokoi. Gdy tylko przekroczyli próg drzwi zauważyli Dracona, ubranego w dżinsy i koszulę stojącego przy oknie. Harry wziął Emmę od Scorpiusa i kiwnął głową, żeby podszedł do ojca. Chłopak wtulił się w blondyna, który oddał uścisk i spojrzał na niego z ojcową troską w oczach.
-Tato, ja przepraszam-szepnął, a po jego policzkach spłynęło kilka łez.
-Nie płacz, kochanie. Wiesz, że już dawno  Ci to wybaczyłem. Ja się nie umiem na Ciebie długo gniewać.
-Ale to wszystko jest przeze mnie.
-To nie jest Twoja wina. Nie wolno Ci tak nawet myśleć, rozumiesz. Jakby Cie mama usłyszała, to by Cię zlała. Ja Cię, co najwyżej wydziedziczę.
-Ej... Ja myślałem, że do końca życia będę siedział z żoną i dziećmi u was na głowie.
-Zapomnij.
-Tato, obiecaj mi coś.
-Nigdy nie zrobię już nic głupiego.
-Mam taką nadzieję. Bo jak nie, to osobiście spiorę Ci ten głupi tyłek.
-Żebym ja Ci go nie sprał. Byłeś u mamy?
-Nie, chciałem najpierw się z Tobą zobaczyć. Kiedy będziesz mógł stąd wyjść?
-Nie wiem, ale mam nadzieje, że jak najszybciej.
-Chciałbym z wami spędzić święta.
-Nie te, to kolejne.
-Rok temu też nie mogliśmy być razem.
-A kto Ci kazał bić z Flintem?
-Duma, pochodzenie i honor. Nikt mi nie będzie mamy obrażał.
-Wiadomo, że jesteś moim synem.
-Panie Potter, mogę pana na moment poprosić?-w pokoju pojawił się lekarz, a Harry kiwnął głową. Zanim wyszedł na korytarz podał malutką Emmę Draconowi. Mężczyzna przytulił do siebie córeczkę i pocałował w czółko. Scorpius pogłaskał siostrę po brzuszka, a ta zaśmiała się. Potter wrócił po dziesięciu minutach z jakimś kwitkiem, który podał starszemu Malfoy'owi. Ten promiennie się uśmiechnął i już po kilka minutach był razem z synem, córką i Harry'm na innym oddziale. Przy sali, w której leżała Hermiona stał Magomedyk i dwie pielęgniarki.  
-O, panie Malfoy-odezwał się lekarz, widząc Dracona.- Mam dla pana znakomitą wiadomość. Pana żona dwie godziny temu odzyskała przytomność. Jak na razie wszystko jest bardzo dobrze i jeśli nic się nie zmieni, za kilka dni wypuścimy ją do domu.
-Mogę się z nią zobaczyć?
-Naturalnie. Syn też może, ale prosiłbym, żeby bez córeczki.
-Harry zostaniesz?
-Teleportuje się z nią do domu-odpowiedział Potter.-Sami sobie jakoś później poradzicie, nie.
-Jasne-po chwili Draco i Scorpius weszli do sali. Na łóżku leżała Hermiona. Kiedy zobaczyła męża i syna uśmiechnęła się do nich lekko. Mężczyzna usiadł na krzesełku, a chłopak na skraju łóżka.
-Jak się czujesz?-zapytał Draco.
-Dobrze.
-Mamo-odezwał się Scorpius, a kobieta spojrzała na niego łagodnym wzrokiem.-Przepraszam, ja wcale tak nie myślałem. Bałem się, że jak będziecie mieli jeszcze jedno dziecko, to o mnie zapomnicie.
-Maleńki, nigdy byśmy o Tobie nie zapomnieli.
-Ale ja się tego boję.
-Nie masz czego. Razem z tatą kochamy Cię tak samo mocna,  jak Emmę i to się wcale nie zmieni.
-Nawet jakbyś wylądował w Azkabanie-dodał Draco, potem bez pośrednio zwrócił się do Hermiony:-Za kilka dni, jak wszystko będzie dobrze to wypuszczą Cię do domu.
-Świetnie.
-Święta spędzimy razem?-zapytał z nadzieją młodszy blondyn.
-Jak się nie pobijesz z Flintem, to tak-zaśmiali się małżonkowie, na co chłopak zrobił naburmuszoną minę, ale i tak przytulił się do rodziców. 

   Osiem lat później.
Dwuletnia dziewczynka spała na rękach u swojego dziadka. Stali  na placu przed kościołem. Obok nich żona mężczyzny, a wokół goście weselni. Czterdziestodwuletni blondyn uśmiechał się do swojej żony, która co jakiś czas spoglądała na niego. Draco i Hermiona Malfoy byli szczęśliwi i dumni ze swojego syna, Scorpiusa, tak jak Pansy  i Harry Potter ze swojej córki, Lily, która właśnie wyszła za syna Malfoyów. Oboje tworzyli doskonały związek od kilka lat. Młody Malfoy był najszczęśliwszym człowiekiem świata, kiedy prawie trzy lata temu dowiedział się, że zostanie ojcem. Młode małżeństwo podeszło do swoich rodziców, a dwudziesto trzy latek odebrał od swojego ojca córeczkę. Wesele trwało do białego rana. Około 6:30 Hermiona i Draco wrócili z Emmą do domu. Dziewczynka wzięła prysznic i położyła się spać. Małżeństwo usiadło na kanapie w salonie. Kobieta wtuliła się w męża, a ten przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. 
-Kochanie, czy mi się zdaje, czy ja naprawdę jestem już stary?-zapytał po krótkiej chwili ciszy.
-Zdaje Ci się. Dla mnie zawsze będziesz tym samym przystojnym blondynem, którego poznałam w szkole. 
-Ty dla mnie też będziesz tą samą przemądrzałą i prześliczną Gryfonką, którą pokochałem. Kocham Cię nad życie, mała.
-Ja Ciebie też, kochany Smoczku-mężczyzna pochylił się na żoną i złożył na jej ustał namiętny, aczkolwiek delikatny pocałunek, który odwzajemniła. Historia, która miała nie za dobry początek, rozwinęła się w najpiękniejsze chwili dwójki, niegdyś największych wrogów, jakimi byli podczas szkoły. A rzadko kto  wierzył, że to małżeństwo przetrwa, choćby dwa lata. A jednak przetrwało już dwadzieścia trzy lata i nadal trwa. 


2 komentarze: