sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 23.

Niedzielny poranek zapowiadał się jak każdy. Draco obudził się sam w łóżku i rozglądając po pokoju wstał i spojrzał na zegarek, który wskazywał 9:00. Obok niego leżała karteczka, którą przeczytał.

Draco,
Pansy chciała pogadać, więc poszłyśmy do Pokoju Życzeń, spotkamy się na śniadaniu.
Hermiona.
Kocham Cię. 

Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do szafy, z której wyciągnął czarne dżinsy i białą koszulkę z nadrukiem. Po krótkim prysznicu i ogarnięciu włosów, przebrał się i wyszedł z pokoju, zakładając wcześniej tenisówki i zabierając różdżkę z szafki nocnej. Idąc korytarzem mijał wielu uczniów, którzy byli w wyśmienitym humorze. Sam nie mógł narzekać, choć po wczorajszej przegranej, miał ochotę przekląć Potter. Przechodząc obok nieczynnej łazienki, poczuł jak ktoś go tam wciąga. Po chwili stał oparty o ścianę z różdżką przyciśniętą do gardła.
-Czego ty ode mnie chcesz?-warknął w stronę Potter, która uśmiechała się chytrze. 
-No, pomyśl. Ja nic nie chcę, tylko Czarny Pan. 
-Powiedziałem, że tego nie zrobię, nie zmienię zdania. 
-Nawet jeśli Twoją dziewczynę będą chcieli zabić?
-Nie uda im się to. 
-Im może nie, ale mi tak. I uwierz, że to zrobię. 
-Nie zrobisz tego. 
-A chcesz się przekonać? Ale potem odwrotu nie będzie.
-Ja tego nie zrobię. 

***
Hermiona wracała razem z Pansy z Wielkiej Sali. Dziwiła się, że nikt nie widział Dracona. Nie było go na śniadaniu, a kiedy weszła na chwilę do dormitorium, tam też go nie było. Pansy nie mogła znaleźć Harry'ego, z którym się umówiła. Blaise przemknął im tylko przez oczami, a potem jego też nie mogły znaleźć. Kiedy przechodziły obok gabinetu McGonagall, nauczycielka kazała im udać się do Skrzydła Szpitalnego. Od razu wykonały jej polecenie. Wchodząc tam nie miały pojęcia o co chodzi. Wokół jednego łóżka stał Dumbledore, Snape, Harry i Blaise. Ślizgon i Gryfon odwrócili się i spojrzeli na siebie. Nauczyciele również spojrzeli na dziewczyny
-Panno Granger-odezwał się dyrektor,-pan Malfoy zostaje odesłany do świętego Munga, jego stan jest zbyt poważny.
-Ale...-Hermiona poczuła jak łzy zaczynają napływać jej do oczu. Zabini podszedł do niej i przytulił, pozwalając, aby jej łzy moczyły mu koszulę.
-Będzie dobrze-szepnął, choć sam ledwo w to wierzył.
-Panie Zabini, niech odprowadzi pan pannę Granger do jej dormitorium i przypilnować, aby  wzięła ten eliksir i położyła do łóżka-oznajmiła pani Pomfley podchodząc do Ślizgona z fiolką eliksiru. Chłopak przytaknął i ruszył z Hermioną do wyjścia. Kiedy znaleźli się w jej pokoju położyła się do łóżka,  a on usiał obok, przytulając ją do siebie.
-A co jeśli jemu coś się stanie?-zaszlochała.
-Nawet tak nie mów. Draco ma dużo planów, on musi je zrealizować. Ja chcę być jeszcze wujkiem. On musi żyć. Nie może nas zostawić .Bo komu ja będę marudził, że dziewczyna mnie nie kocha, komu ja będę wycinać numery? Ja mu na to nie pozwolę. Niech se to z głowy wybije. A ty bierz eliksir i lulaj.
-Ja nie chce.
-Miona, proszę Cie, nie zachowuj się jak rozwydrzony dzieciak, no.
-A możesz ze mną posiedzieć?
-Jasne.

***

(W tym samym czasie, oddział Urazów pozaklęciowych, Klinika Magicznych Chorób i Urazów szpitala św. Munga)
Harry wraz z Dumbledorem siedzieli w poczekalni na oddziale, na którym leżał Draco. Obaj zastanawiali się kto mógłby zrobić coś takiego. Wiedzieli dlaczego. Zdawali sobie sprawę, że to nie przypadek.
-Czy któryś z panów jest rodziną chłopaka?-zapytał Magomedyk, który wyszedł właśnie z sali Malfoy'a.
-Jestem jego dalszym kuzynem-skłamał Potter, choć zabrzmiało to bardzo przekonywająco.
-Nie wiesz, czy ma jakiś kontakt z rodzicami?
-Zerwał wszystkie.
-A ktoś bliski?
-Dziewczyna...znaczy narzeczona.
-To narzeczona czy dziewczyna?
-Narzeczona-Harry sam siebie zdziwił, że potrafi tak kłamać, ale chodziło w końcu o przyjaciela.-Co z nim?
-Polepszyło się trochę, chociaż dobrze nie jest. Jeśli nie wybudzi przez najbliższą dobę, to koniec. Podaliśmy mu silne eliksiry, ale przy klątwie Sectumsempry jest niewielka szansa, że zadziałają. Zdają sobie państwo sprawę, że taką sytuację należy zgłosić aurorą?
-Naturalnie, kiedy tylko pan Malfoy odzyska przytomność poinformujemy ich-odpowiedział dyrektor Hogwartu. Magomedyk skinął lekko głową i odszedł.

***

(Pora obiadowa, Hogwart)
Hermiona siedziała razem z Harrym, Pansy i Blaisem przy stole Gryffindoru. Granger nie miała ochoty jeść, ale Zabini zaciągnął ją tu grożąc, że ją zleje. 
-Wiadomo już coś?-zapytała Parkinson patrząc z nadzieją na swojego chłopaka, który siedział z zamyśloną miną. 
-Jak na razie tylko tyle, że trochę się poprawiło. Jeśli się nie obudzi przez najbliższą dobę, to koniec-stwierdził, a na policzki Hermiony wpłynęły nowe łzy. Wstała szybko i wybiegła z Wielkiej Sali. Pansy pokręciła głową i uderzyła w Pottera w tył głowy. Wyszła szukając Gryfonki, jednak nie potrafiła jej znaleźć. Wyszła na błonia, gdzie przy jeziorze siedziała szatynka. Podeszła do niej i usiała obok. 
-Będzie dobrze-szepnęła. 
-A jeśli to na prawdę koniec? Jeśli on się nie obudzi? 
-Nie możesz tak nawet myśleć, no. Przecież on jest za młody, ma jeszcze plany. Jakby to powiedział, jest za przystojny, żeby umierać-Gryfonka lekko się uśmiechnęła na jej słowa. 
-Kiedyś powiedział, że jak przyjdzie jego czas, to tylko jedynie, jak będzie miał przy sobie lusterko i grzebień, żeby móc poprawić sobie włosy.
-Herm, ja przepraszam-powiedział Harry, który podszedł do dziewczyn razem z Blaisem.-Nie powinienem tego mówić przy tobie. Źle wyszło. Jutro po śniadaniu Dumbledore bierze Cię do Munga i chyba powinnaś coś wiedzieć. 
-Tak?
-Ja powiedziałem Magomedykowi, że jesteś narzeczoną Malfoy'a.
-Słucham?!
-Miona, ja przepraszam. Nie miałem co wymyślić i tak jakoś wyszło.
-Mogę go zabić?
-Raczej nie teraz.

***

(Druga w nocy, Klinika św. Munga, perspektywa Dracona)
Przez cały dzień ktoś chyba się obok mnie plątał. Tylko gdzie ja właściwie jestem? Chcę otworzyć oczy, ale nie potrafię. Czuję się jakby były czymś sklejone. Boję się tego. Boję się, że nic nie mogę zobaczyć. Nie pamiętam co się stało, ale wiem, że coś niedobrego. Widzę światło, do którego chce iść. Kiedy jestem już blisko, czyjaś rękę mnie powstrzymuje. Odwracam się i widzę siwego staruszka, który przypomina mi kogoś. Dziadka? Dawno go nie widziałem, ale podobno jeszcze żył, więc czy to mógł być on?
-Wyrosłeś, Smoczku-odezwał się mężczyzna. To jednak musiał być dziadek, bo tylko on tak się do mnie zwracał. No, nie licząc babci, ale bez przesady. 
-Dziadek. Czemu tu jestem? 
-Bo chcesz się poddać. 
-Nie chcę. A ty? Dlaczego nikt mi nie powiedział, że nie żyjesz? 
-Bo Twój ojciec nie chciał, żebyś był słaby. Chciał Cie wyprać z uczuć. Chciał, żebyś był taki jak on. 
-Nie będę taki jak on. 
-Wiem, Hermiona Ci dużo pomogła. Pamiętasz jak mama mówiła Ci, że miłość wszystko zwycięży? Razem z babcią baliśmy się, że nie zobaczysz miłości. A teraz chodź. Muszę Ci pokazać jak wiele stracisz, idąc do światła. 
Poczułem  szarpnięcie i impulsywnie zamknąłem oczy. Otworzyłem je dopiero czując grunt pod nogami. Rozejrzałem się, widząc kościół. Spojrzałem niepewnie na dziadka, który skinął głową, każąc patrzeć przed siebie. Przed ołtarzem stała moja kopia, ale chyba z jakieś dwa lata starsza. Obok mnie Harry uśmiechał się lekko, chyba, żeby dodać mi odwagi. Draco z przyszłości patrzył w moją stronę, znaczy tak mi się wydawało, bo kiedy odwróciłem głowę ujrzałem Hermionę w pięknej białej sukience, odkrywającą jej piękne nogi od połowy uda. Za nią szła Pansy. Kiedy znalazły się obok mojej kopi podszedł ksiądz. 
-Czy ty, Draconie Lucjuszu Malfoy, bierzesz sobie obecną tutaj Hermionę Jean Granger za żonę?-zapytał, a ja patrzyłem uważnie na swoją reakcję. 
-Tak-tego tonu to ja rzadko używam. Praktycznie nigdy. Stanowczość to nie dla mnie, ale w takiej sytuacji pasuje idealnie. 
-Czy ty, Hermiono Jean Granger, bierzesz sobie obecnego tutaj Dracona Lucjusza Malfoy'a na męża?-patrzyłem teraz uważnie na Hermionę, która uśmiechała się, do mojej starszej kopi. 
-Tak-Merlinie, teraz już wiem jak się będę czuł. Moment. Czy ja na pewno będę to kiedyś czuł?
-Chodźmy dalej-głos dziadka wyrwał mnie z zamyślenia. Pokiwałem głową i znów szarpnięcie. Tym razem byliśmy  jakiś domku. Moja starsza kopia weszła do pokoju z dzieckiem na rękach. Chłopczyk miał chyba z trzy latka, ja na oko dwadzieścia dwa. Miło zobaczyć siebie z dzieckiem. Uśmiech sam pcha się na usta. 
-Draco-usłyszałem za swoimi placami i razem z moją kopią odwróciliśmy się w stronę drzwi frontowych, przez które weszła Hermiona.
-Cześć, kotek-drugi ja podszedłem do niej i pocałowałem w usta. Chłopczyk od razu wyciągnął rączki w jej stronę.-Do mamy chcesz?-wiele razy w marzeniach widziałem siebie i Hermionę, ale jakoś chyba nie miałem odwagi marzyć, że będziemy rodzicami. Wzięła ode mnie chłopca i uśmiechnęła szeroko. Ciepło się robi na sercu, jak się widzi dziewczynę, a  raczej kobietę, którą się kocha, uśmiechającą się do dziecka. 
-Muszę Ci coś powiedzieć, Draco-w jej ustach to brzmi jakby chciała odejść. 
-Stało się coś?
-Za sześć miesięcy znowu zostaniesz tatą. 
-Jesteś w ciąży?-ja chyba nie jestem aż tak głupi, nie? To chyba jasne, że jest, skoro mówi, że znowu zostanę ojcem. 
-A jak myślisz?-porwałem ją w ramiona i pocałowałem, a do syna uśmiechnąłem się. 
-Teraz możemy wracać-stwierdził dziadek, a ja nareszcie zrozumiałem o co mu chodziło. 
-Tak ma wyglądać moje życie?-zapytałem.
-Nie do końca, ale podobnie. To były Twoje marzenia i jeśli chcesz, żeby tak to wyglądało, musisz sam to zbudować. 
-Jest szanse, że będę mógł wrócić? 
-Nie ode mnie to zależy. 

***


(Piąta nad ranem, Hogwart, perspektywa Harry'ego) 
Nie mogę uwierzyć, że moja siostra miałaby chcieć, żeby Pansy mnie zdradziła. Jeszcze to, że miałaby rzucić na Draco to zaklęcie. Nie. Ona miałaby być Śmieriożercą? Chociaż wszystko w tedy układałoby się w jedną całość. Jednak Blaise czasem przesadza. 
-Harry?-usłyszałem głos Pansy, która leżała, raczej spała obok mnie. 
-Tak? 
-Czemu nie śpisz? 
-Jakoś nie mogę. Ale ty śpij.
-Martwisz się o Draco, prawda? 
-Martwię się o Hermionę. O niego też, bo boję się, że jak mu się coś stanie, broń Merlinie, to Herm sobie nie poradzi. Po śmierci rodziców, on jej pomógł, ale teraz nawet ja czy Blaise nie będziemy w stanie tego zrobić. 
-Po pierwsze, Harry nie będziesz musiał pomagać Hermionie, bo Draco wyzdrowieje. Po drugie ona jest silna. 
-Dobrze, że Cie mam-pocałowałem ją w czoło i znów przytuliłem. Siedzieliśmy chwilę, aż zasnęliśmy. 

~~○○~~○○~~
Coś czuję jakby mnie grypa brała. Chyba się z weną zamienia. Rozdział miał być wcześniej, ale nie dałam rady. Napisałam miniaturkę z okazji Halloween :), ale  przez przypadek robiąc porządki na dysku, usunęłam ją, więc liczę, że mi wybaczycie, jeśli wstawię ją trochę po czasie, czyli tak mnie więcej do poniedziałku. 
Wracając do rozdziału, to nawet mi się podoba, ale oceńcie sami. Krótki mi się wydaje, ale nic nie poradzę, jest w nim to co chciałam. 
Pozdrawiam,
Alex_x.

3 komentarze: